niedziela, 30 kwietnia 2017

Rozdział 25

Betowała: Cassie McKinley

Żelazna klątwa

Ból stał się dla mnie czymś równie nieodłącznym, jak bicie serca...
~ Jesse Kellerman

Obserwuję, jak w oczach Draco zaczynają lśnić łzy. Nie może uwierzyć w swoje szczęście, nie może zrozumieć, że mogło przytrafić się mu coś tak dobrego. Z roztargnieniem mruga, aby móc zacząć lepiej widzieć i dźwiga się z kolan. Fiolkę z krwią jednorożca wsuwa do kieszeni swojej marynarki, a słoiczek z kwiatem Samulaga mocno ściska w prawej dłoni.
Ostrożnie wspina się po schodach. Z każdym kolejnym pokonanym stopniem te pod nim zaczynają wsuwać się ze zgrzytem w posadzkę, zupełnie jakby rozumiały, że teraz już nie będą potrzebne. Gdy Draco staje na podłodze w gabinecie, znika wnęka, a woda znów zapełnia wazon. Marszczy brwi i chwilę się waha, by ostatecznie podejść do stolika i wstawić do wody kwiaty.
Teraz już wszystko wygląda tak jak w chwili, gdy tutaj wszedł.
Czuje, że jego serce bije nienaturalnie szybko, a krew mocno pulsuje mu w żyłach. Mimo że jest niezwykle śpiący, szybko wędruje korytarzami w kierunku skrzydła zajmowanego przez matkę, a tam schodami niemal biegnie na górę, na trzecie piętro.
Wprost do sypialni Hermiony.
Gdy staje przed jej drzwiami, nie waha się nawet chwili, szybko i gwałtownie otwiera drzwi i dopiero wówczas zatrzymuje się; zawstydzony i przerażony zarazem. Prostuje się i spogląda na śpiącą dziewczynę. Mimo ciemności, która panuje w sypialni, z łatwością dostrzega zarys jej ciała wśród poduszek i koców leżących na łóżku.
Podchodzi do niej po cichu i pozwala sobie spojrzeć na jej pogrążoną we śnie twarz. Nigdy nie sądził, że jej osoba może sprawić, że będzie czuł się jak zahipnotyzowany. Jej włosy wcześniej związane zapewne w luźnego koka teraz rozrzucone są w niedbały sposób na poduszce. Draco zagryza wargę i powstrzymuje się przed ich dotknięciem. Tak naprawdę od dawna zastanawia się czy w rzeczywistości są choć trochę tak miękkie, jak mu się wydaje.
– Granger… – szepcze i łapie ją za ramię.
Dziewczyna mamrocze coś przez sen i marszczy nos, przewracając się na bok. Draco jednak się nie poddaje.
– Granger… Obudź się…
Mocniej ściska jej ramię i potrząsa nim lekko. Musi obudzić dziewczynę, bo nie wie, czy będzie w stanie powstrzymać swoje podekscytowanie i determinację do momentu, w którym sama postanowi wstać. Wie, że jest wczesna godzina, najpewniej koło szóstej, może wpół do siódmej, ale musi powiedzieć Hermionie o tym, że znalazł składniki.
W końcu dziewczyna zaczyna wiercić się na łóżku i otwiera oczy. Zaspana rozgląda się i podskakuje, widząc pochylonego nad nią chłopaka. Następnie marszczy brwi, próbując dostrzec coś więcej niż błękitne, lśniące oczy Draco.
– Co się stało? – szepcze zachrypniętym głosem.
– Mam to… – mówi Draco i wygina usta w lekkim uśmiechu. – Mam brakujące składniki!

***

Dwudziesty trzeci grudnia nigdy nie jest dla Teodora zabieganym dniem. Tak właściwie nie pamięta, aby jakikolwiek dzień poprzedzający święta był dla niego zabieganym. Tego roku jest jednak inaczej i Teodor jest z tego powodu niezwykle zadowolony.
Wczoraj, gdy pojawił się w domu siostry, mały Teo nie dał mu nawet chwili wytchnienia. Żądał opowieści, czarodziejskich sztuczek i wszystkiego, czego może chcieć dziecko od swego wuja. Teodor nie byłby sobą, gdyby tych zachcianek nie spełnił, w końcu jednak mały usnął, a Teodor mógł spędzić czas z Lilianą i André.
Dawno już nie czuł się tak dobrze.
Teodor uśmiecha się szeroko i opiera czoło o zamarzniętą szybę. Te święta będą doskonałe.
– Już wstałeś? – pyta Lil.
Teo spogląda na nią kątem oka i uśmiecha się szeroko, gdy Liliana staje przy stole zupełnie oniemiała. Teodor obudził się dziś bardzo wcześnie, dlatego pozwolił sobie przygotować śniadanie. Parujące dzbanki z kawą i owocową herbatą stoją teraz obok talerzy z wyśmienicie wyglądającą jajecznicą. Chłopak nie byłby jednak sobą, gdyby nie przygotował jeszcze chrupiącego bekonu i nie pokroił w plasterki pomidorów i ogórków. Mimo że na dworze hula zima, stół wygląda tak, jakby był środek wiosny! 
– Nie próżnowałeś – mówi zaskoczona kobieta, a zaraz potem uśmiecha się szeroko. Podchodzi do brata i mocno go obejmuje, a następnie całuje w czoło. – Tęskniłam za tobą, Teosiu.
– Jestem już dorosły, Lil – mamrocze chłopak. W głębi serca jednak jest szczęśliwy, że siostra nazywa go tak zdrobniale. W dzieciństwie tylko ona tak na niego wołała, a gdy jej zabrało, już zawsze był dla wszystkich Teodorem; dorosłym i odpowiedzialnym.
– Jesteś moim młodszym braciszkiem, dla mnie zawsze będziesz szkrabem, który mnie szczypał po nogach.
Mruga do niego i mocno obejmuje. Teodor uśmiecha się, choć czuje, że w oczach wzbierają mu łzy. Długo czekał na moment, w którym będzie mógł znów poczuć się jak małe, bezbronne dziecko.
Liliana odsuwa się od niego i chwyta za kubek, by nalać sobie kawy. Kilka minut siedzą pogrożeni w ciszy, aż nagle słychać głośny dźwięk uderzeń stóp o schody. Do kuchni wpada mały Teodor, a zaraz za nim zdyszany André.
– On mnie kiedyś zabije – dyszy André. – Nawet nie próbowałem go dogonić, a i tak ledwo łapię oddech! – mówi z trudem i siada na pobliskim krześle.
W tym czasie Teodor wskakuje na kolana swojego wuja.
– Śnił mi się dzisiaj Hogwart! – mówi zadowolony chłopiec. – Widziałem Wielką Kałamarnicę, wiesz? Pływałem z nią… Chociaż wydaje mi się, że nie jest to zgodne z regulaminem…
 – Hmm, zdecydowanie nie jest to zgodne z regulaminem, ale kto wie… Może kiedy będziesz szedł do szkoły, już będzie. – Teodor mruga do siostrzeńca i uśmiecha się, a następnie spogląda w stronę siostry i szwagra. – Gdzie mały pójdzie do szkoły?
– Zastanawialiśmy się nad Akademią – wyznaje Lil. – Ale mały jest zachwycony Hogwartem, że jeśli tylko byłaby taka możliwość, spróbujemy posłać go właśnie tam.
– Hogwart to cudowne miejsce – przytakuje Teodor. – Teo wpasowałby się tam idealnie. Co więcej jestem pewien, że byłby w Slytherinie… – mówi z szerokim uśmiechem i zaczyna łaskotać malucha.
Teodor w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Ten dzień, ta chwila, właśnie tutaj w białym domu na końcu jednej z paryskich uliczek.
To jego dom.

***

Gdy wybija dziesiąta Hermiona, wychodzi ze swojej sypialni i rusza w kierunku schodów. Jest przerażona, ale i zaciekawiona, tym co ma za chwilę nastąpić. Wciąż ma przed oczyma twarz Malfoya i wciąż czuje na swoim ramieniu uścisk jego palców. Poranna wizyta Draco wciąż jest dla niej szokiem, ale w jeszcze większe zdumienie wprowadziła ją jego późniejsza prośba: Zjedz ze mną śniadanie, Granger…
Hermiona zmierza teraz w kierunku jadalni, nie za bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Mijane korytarze wciąż ją przerażają, choć teraz – w dziennym świetle – dostrzega w nich pewien urok. Marmur, po którym stąpa z taką ostrożnością, mieni się w brokacie, a ściany zdają się ładnie odbijać na swoim tle różane, srebrzyste malunki.
W końcu staje przed drzwiami do jadalni. Tak jak uprzedzał ją Malfoy, nie sposób jest je przeoczyć. Są ogromne, dwuskrzydłowe i czarne niczym noc. Nim Hermiona choćby pomyśli o tym, by chwycić za klamkę, drzwi same się otwierają, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
– Magia – mruczy siedzący przy stole Draco, gdy zauważa, że Hermiona wpatruje się w klamkę z niemrawą miną.
Dziewczyna spogląda na niego i krzywi się nieznacznie; widać, że chłopak nie przespał nawet godziny. Jego włosy są potargane i ulizane, a twarz cała poszarzała. Wygląda niczym zjawa, zwłaszcza z wielkimi cieniami pod oczyma.
– Musisz odpocząć – stwierdza Hermiona i siada obok niego. W jej ruchach widać niepewność; nie wie, jak ma się zachować w jego towarzystwie. Co innego, gdy spędzają razem czas w Hogwarcie, a co innego teraz, gdy są sami w Malfoy Manor…
– Najpierw musimy dodać składniki do eliksiru… – mówi i zaczyna mrugać szaleńczo, starając się lepiej widzieć. Obraz niestety rozmazuje się mu przed oczami.
– Lepiej nie ryzykować, że coś popsujesz, Malfoy.
Draco spogląda na nią pełnym irytacji wzrokiem, ale nic nie mówi. Za to zaczyna kątem oka ją obserwować; siedzi sztywno wyprostowana, z brodą wysoko uniesioną i zaciśniętymi ustami. Najmniejszej uwagi nie zwraca na stojące przed nią półmiski z potrawami. W końcu Draco wzdycha i odzywa się ostro:
– Nie otrujesz się, Granger.
Hermiona niemal podskakuje. W końcu jednak kręci głową i powolnie wyciąga rękę po talerz z ugotowanymi na miękko jajkami.
– Co najwyżej możesz się podtruć… – stwierdza sucho Draco, patrząc na jej niemal wyuczoną ostrożność.
Hermiona puszcza jego słowa mimo uszu i powoli zaczyna jeść śniadanie. Siedzą w ciszy przez cały czas spożywania posiłku. Co kilka minut jedno kątem oka spogląda na drugie. Mam ochotę śmiać się z ich nieporadności, choć z drugiej strony przecież ich zachowanie jest całkiem naturalne. Dwoje byłych wrogów siedzących przy jednym stole? Połączeni, by osiągnąć wyznaczony cel – by uratować Narcyzę…
– Malfoy, naprawdę, idź się połóż – naciska Hermiona, widząc, że chłopak zamierza wstać i najpewniej udać się do pracowni.
– Powiedziałem, że nie jestem śpiący! – warczy Draco i dokładnie w tej samej chwili chwieje się lekko na nogach.
Hermiona zrywa się z miejsca i staje obok niego, jednak nie dotyka go.
– Równie dobrze sama mogę dodać składniki…
Draco milczy z zaciśniętymi w pięści dłońmi. Hermiona wzdycha i ponownie się odzywa, tym razem delikatniejszym tonem:
– Możesz mi zaufać, zrobię wszystko jak należy.
Widzi po minie chłopaka, że ten walczy sam z sobą, ostatecznie jednak Draco odpowiada jej;
– Gdybym ci nie ufał, nie byłoby cię tutaj.
Hermiona wciąga głośno powietrze i spogląda w oczy chłopaka szukając w nich potwierdzenia szczerości tych słów. Widzi jednak bezkresną zamarzniętą taflę. Gdy Draco wychodzi z jadalni, Hermiona, wciąż zaskoczona, stoi w tym samym miejscu niezdolna, by jakkolwiek zareagować.
Patrzę, jak chwilę zajmuje jej otrząśnięcie się z szoku. W końcu jednak kręci głową i rozgląda się wokół siebie. Uświadamia sobie, że Draco nie powiedział jej, gdzie dokładnie znajduje się gabinet. Wzdychając głośno, rusza w kierunku korytarza, a następnie schodami kieruje się na drugie piętro. Kilkanaście minut zajmuje jej błąkanie się po różnych zapomnianych, cichych pracowniach, ale ostatecznie znajduje pokój, w którym stoi kociołek z eliksirem.
Pierwszym, co robi, jest odsłonięcie zasłon i wpuszczenie do ponurego pomieszczania zimowego słońca. Chwilę wpatruje się w zasypane ogrody Malfoy Manor i czuje dziwny żal; gdzieś głęboko w sercu czuje, że to miejsce mogłoby być piękne, gdyby tylko nie wydarzyło się w nim tyle zła…
Z trudem odrywa wzrok od kilku płaczących wierzb nieopodal małego jeziorka i odwraca się w stronę stołu z eliksirem. W tej samej chwili wydaje z siebie głośny, przerażony okrzyk.
Tuż przed jej oczyma przelatuje zjawa, a następnie kilka innych duchów. Hermiona z bijącym sercem wpatruje się w otaczające ją mroczne cienie, syczące złowrogo;
– Szlaaamaaa… Szszszlaaaamaaa… Zasłużyyyłaśś na tooo…
Kilkanaście zjaw kolejno ściska Hermionę za ramię, na którym widnieje szpetna blizna. Dziewczyna czuje, jakby przez jej skórę przechodziły igły, a w jej umysł wbijane były sople lodu…
Zaciska mocno powieki i obejmuje się ciasno ramionami. W końcu głosy milkną, a ból znika… Ona jednak jeszcze przez długi czas stoi w miejscu niezdolna, by wykonać choćby jeden ruch.
Malfoy Manor to wyjątkowe miejsce, uzmysławiam to sobie po raz kolejny… Nigdy nie można zapominać o tym, że historia tego dworu sięga wielu, wielu lat wstecz… Tutejsza magia jest specyficzna; na pozór zwyczajna, ale w rzeczywistości, och, trudno to nawet opisać. Cienie Malfoy Manor lubią od czasu do czasu zajrzeć w umysły i przeszukać je doszczętnie, a potem objawić się i przypomnieć o najgorszych wspomnieniach związanych z tym miejscem.
To właśnie przed chwilą spotkało Hermionę.
Patrząc teraz na jej skuloną na posadzce postać, nie potrafię nie czuć współczucia i smutku. Ta dziewczyna – moja ulubienica – nie zasługuje na to, aby przypominać jej o tym, co przeszła. Tak długo, jak obserwuję, nie dane mi było spoglądać w serce i umysł tak dobrej osoby. Mimo że Hermiona ma wady – bo któż ich nie ma – to widzę w niej tak wielką wielkoduszność i zrozumienie, że z każdym smutkiem, którego doświadcza, czuję jeszcze większą wściekłość. Ale nie mogę – nie chcę – zmieniać jej życia… Musi przez nie przejść tak, jak od początku było jej zapisane…
W końcu Hermiona unosi głowę i nabiera dużo powietrza w płuca, by po chwili wypuścić je z głośnym świstem. Na jej policzkach wciąż jeszcze lśnią ślady po łzach – nie zapanowała nad emocjami…
– Jest dobrze, Hermiono… – szepcze sama do siebie i wstaje z podłogi. – Jest dobrze...
Wciąż jeszcze drżąc, podchodzi do stolika z eliksirem. Ostrożnie pochyla się nad nim; wdycha zapach i przygląda się uważnie barwie. Wydaje się, że wszystko zgadza się z opisem w książce. Jest z siebie naprawdę zadowolona; ten eliksir ma wyjątkowy stopień trudności – jest dumna z siebie, ale wie, że to nie tylko jej zasługa, wielką rolę odegrał także Draco. Właściwie przede wszystkim on… To od niego wszystko się zaczęło.
Hermiona wzdycha i pochyla się bardziej nad książką. Według wytycznych z książki powinna teraz pokroić w drobną kosteczkę kwiat Samulaga, a następnie liście dodać do wywaru, a z okwiatu i łodygi wycisnąć sok i przelać go do wrzącego eliksiru. Mieszać nieustannie przez piętnaście minut, a później zostawić na średnim ogniu na dwadzieścia cztery godziny.
Kiwa głową, gdy jeszcze raz uważnie analizuje słowo po słowie całą stronę z instrukcjami, a następnie zabiera się za pracę.
Jest skupiona, ale jednocześnie pogrążona w myślach. W jej umyśle wciąż rozbrzmiewają skrzeczące, mrożące krew w żyłach głosy zjaw, stara się jednak odsunąć od siebie te przepełnione mrokiem rozmyślenia. Coś innego próbuje jednak zająć całą jej głowę, każdą komórkę mózgu i całe ciało! Jedna osoba;
Draco.
Hermiona jest niezwykle ciekawa, czy będzie miała możliwość zobaczenia Narcyzy Malfoy i zastanawia się nad tym, dlaczego chłopak tak dziwnie się zachowuje. Zdawać by się mogło, że teraz – biorąc pod uwagę fakt, że mają już ostatnie składniki – powinien być spokojny. Hermiona widzi jednak po jego postawie, że coś go trapi, że jakaś mieszanka lęku i niepokoju zajmuje kawałek po kawałku jego umysł.
W dodatku jeszcze inna rzecz nie daje jej spokoju… Cała ta sytuacja właściwie nieustannie ją trapi… Nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji, w miejscu, w którym jest, w którym zgodziła się być…
Jutro Wigilia, uświadamia sobie ze smutkiem Hermiona. Zastanawia się, co teraz robi Ginny i Luna… Co się dzieje u Harry’ego lub Wiktora… A nade wszystko myśli o rodzicach; Czy są szczęśliwi? Jak spędzą święta? Czy odczuwają pustkę? Czy czują, że czegoś – kogoś – nie ma w ich życiu, choć być powinien? 
Zagryza wargę i wyjmuje łyżkę, którą mieszała eliksir. Nie powinna teraz o tym myśleć, wspominanie zbyt boli… Ten ból jest jej tak bliski, że Hermiona czuje się tak, jakby od zawsze był jej częścią, jakby był czymś tak naturalnym jak bicie serca…
W końcu odsuwa się od stolika i ustawia ogień tak, aby zgadzał się z zaleceniami. Cicho wychodzi z pracowni, a następnie ostrożnie zamyka za sobą drzwi i rusza na parter. Na głównym korytarzu rozgląda się z ciekawością i strachem – niemal czuje, że jest wciąż obserwowana przez cienie dworu… Nagle jej uwagę przykuwają lekko uchylone drzwi, wie, że nie powinna tam zaglądać, ale jej ciekawość pcha ją w ich kierunku; wydają się niepozorne – czarne jak wszystko inne wokół – ale coś w ich fakturze sprawia, że błyszczą się lekko, jakby odbijały światło gwiazd. 
Starając się nie narobić żadnego hałasu, pcha je lekko i już po chwili jej oczom ukazuje się duża przestronna sypialnia. Ściany mają odcień delikatnego beżu, a podłoga nie jest wykonana z surowo wyglądającego czarnego marmuru, a ciemnego drewna. Hermiona jakby oczarowana wchodzi dalej, a jej uwagę przykuwają ogromne drzwi balkonowe, prowadzące wprost do ogrodu Malfoy Manor. Już chce podejść dalej, gdy nagle staje oniemiała. Nieopodal drzwi balkonowych stoi ogromne łoże, a w nim leży Narcyza Malfoy.
Hermiona nabiera szybko powietrza w usta, przerażona stanem kobiety… Wie, że nie powinna, ale podchodzi do łóżka i uważniej spogląda na twarz matki Draco. Pamięta Narcyzę z okresu wojny; wtedy kobieta wzbudzała w niej pewnego rodzaju szacunek i strach. Zawsze dumna i wyniosła szlachcianka – Pani Black i Malfoy w jednym… Jej płowe włosy wcześniej lśniące i ułożone w wykwintny kok teraz sprawiają wrażenie kruchych i brzydkich. Hermiona jest niemal pewna, że są niezwykle szorstkie w dotyku. Twarz kobiety również nie wygląda pięknie; policzki są zapadnięte, a sińce pod oczami prezentują się okropnie na tle białej jak śnieg twarzy. Hermiona uświadamia sobie, że tak mogłaby wyglądać Królowa Śniegu w momencie, w którym nastaje wiosna, a ona musi odejść; szara i zapomniana – niechciana przez nikogo…
– Nie powinnaś tu wchodzić – mówi ostro Draco.
Hermiona wzdryga się i odwraca szybko. Chłopak stoi zaledwie kilka cali od niej, niemal dotykają się ciałami. W jego oczach błyszczy wściekłość, a twarz wykrzywiona jest w grymasie złości. Nie może uwierzyć, w to, że Granger tak po prostu weszła do tego pokoju, do sypialni jego matki i pozwoliła sobie na tak bezwstydne wpatrywanie się w nią! Jak ona śmie?
Hermiona wie, że powinna przeprosić Malfoya, że powinna teraz wyjść i już nigdy więcej nie wchodzić tutaj ponownie. Ona jednak robi coś zupełnie innego; spogląda Draco głęboko w oczy i pyta delikatnym, cichym głosem:
– Ile czasu leży już w śpiączce?
Draco zaciska wargi i kręci głową, by chwilę potem opuścić ją, przerywając tym samym kontakt wzrokowy z Hermioną. Nie umie spoglądać w jej oczy, bo tak łatwo potrafi wszystko z nich wyczytać. Nigdy nie sądził, że jej myśli będą dla niego tak łatwe do odszyfrowania.
Ostatecznie jednak Draco decyduje się odpowiedzieć.
– Gdy wyjeżdżałem już była słaba, ale wciąż miała dość siły, by walczyć. Później uzdrowiciele podjęli decyzje o wprowadzeniu ją w śpiączkę, liczyli, że to pomoże jej ciału się zregenerować. Niestety, to nie zadziałało; nie potrafią jej wybudzić, bo jeśli choć spróbują to zrobić; najprawdopodobniej umrze…
Draco siada na jednym ze stojących nieopodal foteli i pozwala sobie na ukrycie twarzy w dłoniach. Hermiona, widząc jego pełną zrezygnowania postawę, siada obok niego.
– A gdzie teraz są uzdrowiciele? – pyta cicho, marszcząc brwi.
– Odesłałem ich… – rzuca oschłym głosem. – Na nic mi się już nie zdadzą, jedyne co jeszcze może pomóc to nasz eliksir, a jeśli on zawiedzie… Jeśli to wszystko było tylko mistyfikacją….
– Nawet tak nie mów, Malfoy – mówi ostro Hermiona. – Po prostu o tym nie myśl… Eliksir się warzy. Jutro… Tak, jutrzejszy dzień będzie doskonałym dniem na podanie go twojej mamie.
Draco spogląda na nią. W jego oczach widać nadzieję. Hermiona z fascynacją wpatruje się w jego oczy, które pierwszy raz są dla niej otwartą księgą; widzi w jego spojrzeniu radość, zwątpienie, niepewność, ale i wdzięczność. Tęczówki Draco mienią się wszystkimi odcieniami błękitu; od morskiej oceanicznej głębi, po zimny, niemal stalowy odcień lodu. 
Hermiona nie wie, co tak właściwie sprawia, że wyciąga swoją dłoń i zaciska palce na nadgarstku chłopaka, a następnie przesuwa je delikatnie tak by złączyć je ze palcami Draco. Jego skóra jest lodowata i szorstka w dotyku, mimo to Hermiona czuje, jakby parzyła ją żywym ogniem. Mimo to, gdy się odzywa, wciąż zaciska swoją dłoń na dłoni Draco.
– Obiecuję, że będzie dobrze – szepcze. – Uda nam się uratować twoją mamę.
Draco kiwa głową i odwzajemnia uścisk. Wierzy jej ponad wszystko.

***

Wigilia nie rozpoczyna się dla Blaise’a zbyt dobrze.
Chłopak budzi się wyjątkowo wcześnie i przez dłuższy czas leży na łóżku wpatrzony w sufit. Nie wie, co ze sobą zrobić; co zrobić, by poczuć się dobrze… Gdy przedwczoraj pojawił się w domu, zastał pustkę; jego matka zostawiła mu tylko krótki liścik, w którym wyjaśniła, że wyjeżdża na miesiąc w podróż ze swoim nowym narzeczonym; Włochem – jak napisała – cudownym Paulem. Z jednej strony był wściekły, a z drugiej pełen żalu. Czego innego mógł się spodziewać po Arianie? Kobieta od zawsze dostrzega tylko czubek własnego nosa.
W końcu Blaise wstaje i rusza do łazienki. Letni prysznic orzeźwia go i pozbawia resztek senność. Teraz już jest gotowy do tego, by rozpocząć nowy dzień.
W kuchni czeka na niego przygotowane przez skrzata śniadanie; smakowicie wyglądające grzanki, ciasto z budyniem i parująca filiżanka kawy z mlekiem. Blaise je w ciszy przerywanej jedynie tykaniem zegara. Pozwala sobie na chwilę zadumy; jego myśli zajmuje dzisiejszy sen. Uśmiecha się na samo jego wspomnienie. Zdawało mu się, że idzie hogwardzkim korytarzem, ale nie mija żadnych znanych mu twarzy – a gdy tylko próbuje skupić się i kogoś rozpoznać, obraz zamazuje mu się przed oczami. Mimo to idzie wytrwale przed siebie, aż w końcu staje na środku klasy eliksirów, a przed nim pojawia się Ginny. Dziewczyna cała promienieje; ma na sobie białą sukienkę w maki, a jej włosy falują wokół głowy. Odzywa się dźwięcznym głosem.
– Długo mnie szukałeś.
Blaise nie może jej odpowiedzieć, ale czuje, że kiwa głową, a następnie uśmiecha się. Ginny wygląda jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Nie panuje nad tym; rusza w jej kierunku i pozwala sobie na położenie dłoni na jej ramionach, a następnie powolnie sunie nimi po jej rękach, aż po nadgarstki. Czuje, że po ciele dziewczyny przebiegają dreszcze pod wpływem jego dotyku. Wpatrują się w siebie jakby zahipnotyzowani, zupełnie odcięci od świata zewnętrznego – zamknięci w swoim małym świecie.
To Ginny wykonuje pierwszy ruch, opuszkami palców dotyka żuchwy Blaise’a i staje na palcach, by zrównać się z nim wzrostem. Powolnie przybliża się do niego i przymyka oczy, gdy muska swoimi ustami jego wargi. Blaise całkowicie zatraca się w tym uczuciu; po jego ciele przebiegają dreszcze ekscytacji, a całe ciało wypełnia przyjemne gorąco. Długo czekał na ten moment.
Niestety, to tylko sen.
Blaise otrząsa się z zadumy i kręci szybko głową. Czuje, że na jego policzkach pojawiają się szkarłatne plamy; jest zły na siebie, że pozwolił sobie na tak głupią chwilę zapomnienia…
Prawda jednak jest taka, że Blaise wiele by dał za to, aby jego dzisiejszy sen się urzeczywistnił. Chłopak dopiero niedawno uświadomił sobie, że zakochuje się – a może nawet już jest zakochany – w Ginny Weasley! Ta dziewczyna jest idealna, ale – z czego zdaje sobie sprawę Blaise – nie dla niego. Ginny często w rozmowach z nim wciąż jeszcze wspomina o Potterze i o swoim uczuciu do niego… Pomimo że jest bardzo zraniona, wciąż kocha Harry’ego…
Blaise wzdycha i rusza w kierunku sypialni. Tam na biurku czeka na niego nowa korespondencja.  Z irytacją przegląda wykazy dotyczące kont wysłane przez Bank Gringotta, informacje dotyczące ostatnich inwestycji i raporty związane z zarządzaniem jego domem w  Elgin, w północnej Szkocji – pozostawionym mu w spadku przez babkę.
W końcu natrafia jednak na coś ciekawego. Ładnie wyglądająca fiołkowa koperta zaczyna pachnieć delikatnie, gdy unosi ją, by lepiej widzieć nadawcę. Uśmiecha się szeroko, widząc zgrabne litery napisane dłonią Pansy.
 Powoli otwiera list i rozwija go. Na jego twarzy pojawia się wiele uczuć; od zaskoczenia przez niepewność aż po radość. Słowa Pansy sprawiają, że Blaise podrywa się z miejsca i spogląda w kierunku nierozpakowanego jeszcze kufra z ubraniami.
Mało co wprawiłoby go w taką euforię;

Zmieniły mi się nieco plany, więc nie chciałbyś może spędzić ze mną świąt? Obiecuję, że pozwolę Ci jutro długo pospać!
Całusy,
Pansy

***

Niedługo wybije dwudziesta.
Hermiona siedzi na fotelu nieopodal łóżka Narcyzy i wpatruje się w stojącego w świetle świec Draco. Chłopak w skupieniu miesza przyniesiony z pracowni kociołek z eliksirem i stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik; eliksir już za chwilę będzie gotowy.
– Nie tak szybko, Malfoy! – Hermiona krzywi się, widząc gwałtowne ruchy chłopaka. – Możesz coś popsuć…
Draco wzdryga się, ale postępuje zgodnie z jej instrukcjami. Hermiona w tym czasie mocniej otula się grubym, kaszmirowym swetrem.  Nigdy nie sądziła, że spędzi Wigilię właśnie w taki sposób. Siedząc w sypialni chorej Narcyzy Malfoy i próbując przygotować dla niej antidotum. Mimo to czuje, że jest we właściwym miejscu, o właściwej porze, z zupełnie właściwą osobą.
Draco zerka na dziewczynę, a ta momentalnie wstaje z miejsca i podchodzi do niego.
– Wydaje mi się, że już koniec – mówi z wyczuwalnym napięciem w głosie Draco.
Hermiona kiwa głową i delikatnie chwyta stojącą na szafce fiolkę z krwią jednorożca. Podaje ją chłopakowi, lecz ten odsuwa się i kręci przecząco głową.
– Chcę, żebyś to ty ją dodała – szepcze tak cicho, że Hermiona ledwo słyszy jego słowa.
Zdaje się być zaskoczona, ale stara się nie dać po sobie tego poznać. Powolnie odkręca flakonik i pewną ręką wlewa czternaście kropli do eliksiru. Pod wpływem krwi kolor wywaru zmienia się z sinozielonego na pięknie święcący srebrny. Z zachwytem spogląda na tworzącą się na powierzchni eliksiru lustrzaną taflę.
– Musimy to zebrać – mówi Draco. Jest równie mocno oczarowany wyglądem antidotum co Hermiona.
Uśmiecham się szeroko. Dwoje byłych wrogów stoi ramię w ramię i wpatruje się w jedną, niepozornie wyglądającą rzecz. Są pełni zapału i nadziei; jeszcze nie wiedzą, co ich za chwilę spotka…
Hermiona specjalną łyżką zgarnia górną warstwę lekarstwa i ostrożnie przelewa ją do podanego przez Draco flakoniku. Gdy już cały srebrny płyn wypełnia fiolkę, unosi ją do góry, do światła.
– Jest piękny – szepcze zachwycona. Szybko jednak się otrząsa i kiwa głową w stronę chłopaka. – Musimy go podać twojej mamie, najlepiej już.
Draco prostuje się, słysząc jej słowa. Boi się tego, co za chwilę może nastąpić. W końcu jednak bierze się w garść i rusza w stronę łóżka. Delikatnie chwyta ciało swojej matki i unosi je na tyle, by Hermiona mogła podłożyć pod nie poduszki. Teraz Narcyza sprawia wrażenie pogrążonej we śnie, zmęczonej życiem kobiety, która pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Draco opuszkami palców dotyka policzka matki i uśmiecha się z trudem.
– Już niedługo, mamo…
Hermiona jest zła na siebie, że musi przerwać tę tak wiele znaczącą dla Draco chwilę. Wie jednak, że czas ich nagli; eliksir musi zostać podany maksymalnie piętnaście minut po dodaniu krwi jednorożca.
Wspina się na łóżko obok Draco i siada obok niego tak, że stykają się kolanami. Wyciąga w jego kierunku dłoń z eliksirem.
– To twoje zadanie… – szepcze.
Draco kiwa niemal niezauważalnie głową i chwyta w obie dłonie flakonik. Powolnie, jakby bojąc się swoich ruchów, lekko wstrząsa wywarem i odkręca korek. Jego serce bije jak szalone, a on sam ma wrażenie, jakby czas zatrzymał się dla niego w tej jednej sekundzie, na ten jeden krótki moment. Jego serce wypełnia nadzieja i powolnie kiełkujące szczęścia; już niedługo, jeszcze chwila a jego matka wróci do niego…!
Rozchyla spierzchnięte wargi Narcyzy i wlewa do jej ust zawartość flakonika. Widzi jak jego matka zupełnie nieświadoma swoich ruchów, połyka eliksir.
I wtedy dzieje się coś złego.
Klatka piersiowa Narcyzy – do tej pory unosząca się powolnie i ociężale – opada na zbyt długi czas. Oddech Narcyzy, wcześniej świszczący i słyszalny – zamiera w ustach kobiety – znika
– Co się dzieje? – Panikuje Draco, podrywając się z miejsca. – Dlaczego ona nie oddycha?! – wrzeszczy.
Rzuca się w kierunku ciała matki i potrząsa nim mocno. Płowe włosy kobiety falują z każdym kolejnym szarpnięciem. Jednak to nic nie daje.
Życie powolnie uchodzi z Narcyzy Malfoy…
Hermiona wpatruje się w sceną rozgrywającą się przed jej oczyma z przerażeniem. To nie tak miało być… Ona nie może umrzeć! Nie teraz, nie po tym wszystkim, co zrobili, by ją uratować.
– Merlinie… –  szepcze cicho Hermiona. – Merlinie, Merlinie… – zaczyna powtarzać gorączkowo.
Wstaje gwałtownie i odciąga Draco od ciała jego matki. Odsuwa koce, którymi okryta jest kobieta i szybkim szarpnięciem rozsuwa jej koszulę nocną. Z przerażaniem obserwuje zastygłą w bezruchu klatkę piersiową.
– Nie, nie, nie…. Nie! – krzyczy Hermiona i zaczyna uciskać klatkę kobiety. Jeśli magia zawiodła, może choć mugolski sposób pomoże. Niestety, uświadamia sobie Hermiona, to wszystko na nic. Narcyza już odeszła…
– Nie… – wrzeszczy Draco. Z jego oczu płyną łzy. – To nie możliwe…
Hermiona opada na kolana przy łóżku, nieopodal niej skulony kuca Draco; nieustannie kręci głową i szlocha głośno. Dziewczyna nie zastanawia się nawet chwili; podchodzi do niego i obejmuje go mocno ramionami. Chłopak cały drży i odtrąca jej ciało, w końcu jednak się poddaje. 
– Dlaczego? Dlaczego, do cholery? To wszystko jego wina, to on jest za to odpowiedzialny… – krzyczy, zaciskając swoje palce na ramieniu Hermiony. Wrzyna swoje paznokcie w jej skórę, sprawiając jej ból, mimo to Hermiona go nie puszcza. Przytula go ciasno do swojego ciała i uspokajająco głaszcze po głowie. Z jej oczu również płyną łzy.
– Cii… Będzie dobrze, Draco… Cii…
– Dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego…!!!? – wrzeszczy niczym opętany i ponownie pozwala sobie zatracić się w smutku. Jego szloch jest spazmatyczny, niemal szaleńczy i Hermiona z trudem utrzymuje go przy sobie. Draco nieustannie szarpie rękoma, próbując się wyrwać. W końcu jednak uspokaja się na tyle, by wyszeptać zdławionym głosem:
– Obiecałaś, że ją uratujemy…
Hermiona zaciska wargi, a słone łzy spływają jej po policzkach i kapią na jasne włosy Draco. Z jej ust również wyrywa się stłumiony przez ból szloch. Ciaśniej owija swoje ramiona wokół ciała chłopaka i opiera swoją głowę na jego. Zaciska mocno oczy; nigdy tak mocno nie czuła, że kogoś zawiodła.

***

Na początku jest imię.
Jej imię.
A potem światło; tak naglące i proszące, by ruszyła w jego kierunku. Nie pozwalam jej jednak ruszyć tamtą drogą – jeszcze nie jest jej pora.
Jej życie ma trwać.
Srebro rozchodzi się po jej ciele; asfodelus łagodzi ból; bezoar normuje pracę jej układu krwionośnego; smocza krew ją uspokaja; kora i liście z drzewa Wiggen leczą jej umysł; róg jednorożca oczyszcza jej organizm; krew jednorożca dodaje jej sił; a kwiat Samulaga – zatrzymuje śmierć.
Żelazna klątwa ustępuje.
Otwiera oczy.

Koniec części drugiej

19 komentarzy:

  1. Cudowny nie wiem co mam napisać.Ciekawi mi czy napiszesz z perspektywy spiączki Narcyzy kilka dni jak Draco o nia dbał medycy i jak umierała.Gdyz koncowkę moglas zrobić dluższą,ale i tak fajna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :), rozdział już wkrótce się pojawi więc wszystko, co nie zostało ukazane tutaj, na pewno wyjaśni się tam :D

      Usuń
  2. Noo nie kobieto ! W takim momencie zakończyć 😱😨 toż to karygodne 😝
    Jestem mega ciekawa co bedzie dalej aż nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, uwielbiam kończyć w tych najlepszych momentach ;)! Jakoś tak nie mogłam się powstrzymać... ;)!
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. Aaaaa i no mam ciarki na rękach! To przez zakończenie <3 Kurde kocham! I że niby mam wytrzymać teraz do 14 maja? Jak możesz? Ojej ojej tyle będzie radości :) Chcę już :D
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymasz, wytrzymasz :D! Cieszę się, że rozdział się spodobał i dziękuję za komentarz ;)!

      Usuń
  4. ale trzymasz w napięciu! juz myślałam, że to jej koniec. Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału!!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :*
      Cieszę się, że rozdział się spodobał i do końca nie był jasny, ani oczywisty i że zaskoczył ;)!

      Usuń
  5. Hejo hejooo!
    Dziewczyno, nie rób mi czegoś takiego! Prawie zeszłam na zawał, gdy Narcyza przestała oddychać. Już myślałam, że to koniec, serio. Tylko gdzie by sie w takim razie podziało moje szczęśliwe zakończenie, na które z takim utęsknieniem czekam.
    Nawet sobie nie wyobrażasz jak wielki oddech wzięłam, gdy się okazało, że eliksir zadziałał. A tak apro po po: ostatni akapit - genialny! Nie wiem, jak Ty, ale ja mam ogromny problem z pisaniem sceny, w której ktoś odzyskuje przytomność. Nie umiem ubrać tego wszystkiego w słowa, a Tobie wyszło świetnie! Muszę brać przykład z lepszych :p
    Pozdrawiam i czekam na next, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, bardzo mocno! :* Cieszę się, że rozdział się spodobał i sprawił, że miałaś chwilę zwątpienia ;)...
      Co do szczęśliwego zakończenia, też je lubię, nawet bardzo, ale co będzie... Ha! To się okaże ;)
      Jeszce raz dziękuję! <3

      Usuń
  6. Droga autorko !
    Dnia 11.05 br. ok. godz. 18:30 zapraszam Cię na publikację polecenia Twojego opowiadania na moim blogu http://polecalnia-dhl.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakończyć w tym momencie? To zniewaga normalnie.
    Jak tak mogłaś.
    Czytam z wypiekami na twarzy a tutaj taki zonk.. o rety. Najbardziej wstrząsający rozdział jaki czytałam od bardzo dawna. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jestem ciekawa co będzie dalej.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mmówiłam-mam zwyczaj kończenia w najmniej oczekiwanych momentach 😁 Ale spokojnie 14 maja nadejdzie szybko i wszystko się wyjaśni. 😉 Cieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za komentarz! ❤

      Usuń
  8. Merlinie, ten rozdział wzbudził we mnie tyle emocji, że nie wiem, czy zdołam je wszystkie wyrazić w komentarzu! :)
    Scena w sypialni Hermiony, to ciche pożądanie, które pojawia się w Draco, ta radość i nadzieja, że teraz już będzie dobrze.
    Hermiona widząca zjawy, bardzo klimatyczny moment. Pokazuje niezwykłość Malfoy Manor... że ten dom ma duszę.
    Ciepła scena Notta z rodziną siostry, aż się uśmiechnęłam. Bardzo lubię ten wątek w Twoim opowiadaniu.
    Zabini zakochany w Ginny! A jednak! Bardzo podoba mi się, jak on o niej myśli.
    I na koniec Narcyza... długo na nią czekałam. Kocham Cię za porównanie jej do Królowej Śniegu ^^ To był bardzo emocjonujący moment i również byłam w szoku, że stan kobiety nagle się pogorszył. Jak to, po tych wszystkich staraniach miała teraz odejść? A co z biednym Draco? Czy życie mogło być aż tak okrutne? Aż mi się zachciało płakać. Ale ta końcówka... Przynosi cudowną ulgę :D I jest naprawdę ładne, subtelnie opisana. Narcyza wraca z zaświatów.
    Po prostu cud, miód i orzeszki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! ❤
      Prawdę mówiąc zastanawiałam się naprawdę sporo czasu czy wstawić tę scenę ze zjawami, czy może jednak ją wyciąć. Cieszę się, że się ona spodobała, bo naprawdę nie byłam jej pewna ☺
      Tak, w sumie to było takie oczywiste, prawda? Że Blaise zakochany się w Ginny 😂
      Nie mogłabym postąpić inaczej niż uratować Cyzi w końcu Draco i Hermiona naprawdę się starali 😊
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa! ❤❤

      Usuń
  9. O mój Boże jak mogłaś? Tak, wiem tak miało być, ale i tak jestem w szoku! Końcowy fragment bardzo mnie wzruszył. To było niesamowite <3
    Reszta rozdziału oczywiście też bardzo fajna :)
    Czekam na kolejny i życzę weny
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa ❤❤ Cieszę się, że końcówka Cię wzruszyła i że rozdział się spodobał. Prawdę mówiąc publikując go nie byłam do końca pewna czy to jest właśnie "to", co chcę Wam przedstawić. 😊
      Jeszcze raz dziękuję 😘

      Usuń
  10. #MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby

    Kurczę. Ja cię kręcę. Ale emocje! Odkąd dowiedziałam się o antidotum, czekałam na ten moment z niecierpliwością. Spodziewałam się, że Narcyza od razu się przebudzi, klątwa odejdzie w zapomnienie i wszyscy będą żyć długo i spokojnie. ;) Fajnie, że dodałaś trochę (dużo!) dramaturgii, ekstra się czytało, serio. W ogóle bardzo podobały mi się ostatnie rozdziały. To, w jaki sposób opisałaś ukryte pomieszczenie w gabinecie Lucjusza, albo jego kartkę z dziennika. Swoją drogą, pojawi się więcej wspomnień ze strony Lucka? Bardzo chętnie bym o czymś takim poczytała. :) Jestem też zauroczona Teodorem i relacją między nim a Lily - są uroczy! Czekam na więcej pikanterii u Ginny i Blaise'a, choć nadal uporczywie twierdzę, że on w tym opowiadaniu przeznaczony jest Lunie.

    Kurde! Normalnie aż nie mogę się doczekać dalszego rozdziału! Wybacz, że będzie krótko, ale lecę czytać dalej. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, a właściwie, nawet pewne jest to, ze jeszcze Lucjusz się pojawi, ale przy okazji scen z Narcyzą, a na nie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać ;))
      Teodor i siostra, uwielbiam o nich pisać. Teodor zasługuje na to szczęście, tak samo jak pozostali bohaterowie, wszystko powoli zmierzać będzie w dobrym kierunku ;))
      hhahha, cóż, a ja ci powiem, że Blaise w ogóle przeznaczony jest komuś innemu ;)! I co z tego wyjdzie... Oj, nie wiem, będzie to niezłe zaskoczenie ;D

      Usuń

* Przeczytałeś/aś? Skomentuj, to nic nie kosztuje, a wywołuje uśmiech i daje motywację :)
* Nie obrażaj autorki, komentatorów i odwiedzających bloga!
* Nie przeklinaj!
* NIE SPAMUJ!!!