Betowała: Cassie McKinley
Żelazna
klątwa
Ból stał się dla mnie czymś równie
nieodłącznym, jak bicie serca...
~ Jesse Kellerman
Obserwuję, jak
w oczach Draco zaczynają lśnić łzy. Nie może uwierzyć w swoje szczęście, nie
może zrozumieć, że mogło przytrafić się mu coś tak dobrego. Z roztargnieniem mruga, aby móc zacząć lepiej widzieć
i dźwiga się z kolan. Fiolkę z krwią jednorożca wsuwa do kieszeni swojej
marynarki, a słoiczek z kwiatem Samulaga mocno ściska w prawej dłoni.
Ostrożnie
wspina się po schodach. Z każdym kolejnym pokonanym stopniem te pod nim
zaczynają wsuwać się ze zgrzytem w posadzkę, zupełnie jakby rozumiały, że teraz
już nie będą potrzebne. Gdy Draco staje na podłodze w gabinecie, znika wnęka, a
woda znów zapełnia wazon. Marszczy brwi i chwilę się waha, by ostatecznie
podejść do stolika i wstawić do wody kwiaty.
Teraz już
wszystko wygląda tak jak w chwili, gdy tutaj wszedł.
Czuje, że jego
serce bije nienaturalnie szybko, a krew mocno pulsuje mu w żyłach. Mimo że jest
niezwykle śpiący, szybko wędruje korytarzami w kierunku skrzydła zajmowanego
przez matkę, a tam schodami niemal biegnie na górę, na trzecie piętro.
Wprost do
sypialni Hermiony.
Gdy staje
przed jej drzwiami, nie waha się nawet chwili, szybko i gwałtownie otwiera
drzwi i dopiero wówczas zatrzymuje się; zawstydzony i przerażony zarazem.
Prostuje się i spogląda na śpiącą dziewczynę. Mimo ciemności, która panuje w
sypialni, z łatwością dostrzega zarys jej ciała wśród poduszek i koców leżących
na łóżku.
Podchodzi do
niej po cichu i pozwala sobie spojrzeć na jej pogrążoną we śnie twarz. Nigdy
nie sądził, że jej osoba może sprawić, że będzie czuł się jak zahipnotyzowany.
Jej włosy wcześniej związane zapewne w luźnego koka teraz rozrzucone są w
niedbały sposób na poduszce. Draco zagryza wargę i powstrzymuje się przed ich
dotknięciem. Tak naprawdę od dawna zastanawia się czy w rzeczywistości są choć
trochę tak miękkie, jak mu się wydaje.
– Granger… –
szepcze i łapie ją za ramię.
Dziewczyna
mamrocze coś przez sen i marszczy nos, przewracając się na bok. Draco jednak
się nie poddaje.
– Granger…
Obudź się…
Mocniej ściska
jej ramię i potrząsa nim lekko. Musi obudzić dziewczynę, bo nie wie, czy będzie
w stanie powstrzymać swoje podekscytowanie i determinację do momentu, w którym
sama postanowi wstać. Wie, że jest wczesna godzina, najpewniej koło szóstej,
może wpół do siódmej, ale musi powiedzieć Hermionie o tym, że znalazł
składniki.
W końcu
dziewczyna zaczyna wiercić się na łóżku i otwiera oczy. Zaspana rozgląda się i
podskakuje, widząc pochylonego nad nią chłopaka. Następnie marszczy brwi,
próbując dostrzec coś więcej niż błękitne, lśniące oczy Draco.
– Co się
stało? – szepcze zachrypniętym głosem.
– Mam to… –
mówi Draco i wygina usta w lekkim uśmiechu. – Mam brakujące składniki!
***
Dwudziesty
trzeci grudnia nigdy nie jest dla Teodora zabieganym dniem. Tak właściwie nie
pamięta, aby jakikolwiek dzień poprzedzający święta był dla niego zabieganym.
Tego roku jest jednak inaczej i Teodor jest z tego powodu niezwykle zadowolony.
Wczoraj, gdy
pojawił się w domu siostry, mały Teo nie dał mu nawet chwili wytchnienia. Żądał
opowieści, czarodziejskich sztuczek i wszystkiego, czego może chcieć dziecko od
swego wuja. Teodor nie byłby sobą, gdyby tych zachcianek nie spełnił, w końcu
jednak mały usnął, a Teodor mógł spędzić czas z Lilianą i André.
Dawno już nie
czuł się tak dobrze.
Teodor
uśmiecha się szeroko i opiera czoło o zamarzniętą szybę. Te święta będą
doskonałe.
– Już wstałeś?
– pyta Lil.
Teo spogląda
na nią kątem oka i uśmiecha się szeroko, gdy Liliana staje przy stole zupełnie
oniemiała. Teodor obudził się dziś bardzo wcześnie, dlatego pozwolił sobie
przygotować śniadanie. Parujące dzbanki z kawą i owocową herbatą stoją teraz
obok talerzy z wyśmienicie wyglądającą jajecznicą. Chłopak nie byłby jednak
sobą, gdyby nie przygotował jeszcze chrupiącego bekonu i nie pokroił w
plasterki pomidorów i ogórków. Mimo że na dworze hula zima, stół wygląda tak,
jakby był środek wiosny!
– Nie
próżnowałeś – mówi zaskoczona kobieta, a zaraz potem uśmiecha się szeroko.
Podchodzi do brata i mocno go obejmuje, a następnie całuje w czoło. – Tęskniłam
za tobą, Teosiu.
– Jestem już
dorosły, Lil – mamrocze chłopak. W głębi serca jednak jest szczęśliwy, że
siostra nazywa go tak zdrobniale. W dzieciństwie tylko ona tak na niego wołała,
a gdy jej zabrało, już zawsze był dla wszystkich Teodorem; dorosłym i
odpowiedzialnym.
– Jesteś moim
młodszym braciszkiem, dla mnie zawsze będziesz szkrabem, który mnie szczypał po
nogach.
Mruga do niego
i mocno obejmuje. Teodor uśmiecha się, choć czuje, że w oczach wzbierają mu
łzy. Długo czekał na moment, w którym będzie mógł znów poczuć się jak małe,
bezbronne dziecko.
Liliana odsuwa
się od niego i chwyta za kubek, by nalać sobie kawy. Kilka minut siedzą
pogrożeni w ciszy, aż nagle słychać głośny dźwięk uderzeń stóp o schody. Do
kuchni wpada mały Teodor, a zaraz za nim zdyszany André.
– On mnie
kiedyś zabije – dyszy André. – Nawet nie próbowałem go dogonić, a i tak ledwo
łapię oddech! – mówi z trudem i siada na pobliskim krześle.
W tym czasie
Teodor wskakuje na kolana swojego wuja.
– Śnił mi się
dzisiaj Hogwart! – mówi zadowolony chłopiec. – Widziałem Wielką Kałamarnicę,
wiesz? Pływałem z nią… Chociaż wydaje mi się, że nie jest to zgodne z
regulaminem…
– Hmm, zdecydowanie nie jest to zgodne z
regulaminem, ale kto wie… Może kiedy będziesz szedł do szkoły, już będzie. –
Teodor mruga do siostrzeńca i uśmiecha się, a następnie spogląda w stronę
siostry i szwagra. – Gdzie mały pójdzie do szkoły?
–
Zastanawialiśmy się nad Akademią – wyznaje Lil. – Ale mały jest zachwycony
Hogwartem, że jeśli tylko byłaby taka możliwość, spróbujemy posłać go właśnie
tam.
– Hogwart to
cudowne miejsce – przytakuje Teodor. – Teo wpasowałby się tam idealnie. Co
więcej jestem pewien, że byłby w Slytherinie… – mówi z szerokim uśmiechem i
zaczyna łaskotać malucha.
Teodor w końcu
odnalazł swoje miejsce na ziemi. Ten dzień, ta chwila, właśnie tutaj w białym
domu na końcu jednej z paryskich uliczek.
To jego dom.
***
Gdy wybija
dziesiąta Hermiona, wychodzi ze swojej sypialni i rusza w kierunku schodów.
Jest przerażona, ale i zaciekawiona, tym co ma za chwilę nastąpić. Wciąż ma
przed oczyma twarz Malfoya i wciąż czuje na swoim ramieniu uścisk jego palców.
Poranna wizyta Draco wciąż jest dla niej szokiem, ale w jeszcze większe
zdumienie wprowadziła ją jego późniejsza prośba: Zjedz ze mną śniadanie,
Granger…
Hermiona
zmierza teraz w kierunku jadalni, nie za bardzo wiedząc, czego się spodziewać.
Mijane korytarze wciąż ją przerażają, choć teraz – w dziennym świetle –
dostrzega w nich pewien urok. Marmur, po którym stąpa z taką ostrożnością,
mieni się w brokacie, a ściany zdają się ładnie odbijać na swoim tle różane,
srebrzyste malunki.
W końcu staje
przed drzwiami do jadalni. Tak jak uprzedzał ją Malfoy, nie sposób jest je
przeoczyć. Są ogromne, dwuskrzydłowe i czarne niczym noc. Nim Hermiona choćby
pomyśli o tym, by chwycić za klamkę, drzwi same się otwierają, nie wydając przy
tym żadnego dźwięku.
– Magia – mruczy
siedzący przy stole Draco, gdy zauważa, że Hermiona wpatruje się w klamkę z
niemrawą miną.
Dziewczyna
spogląda na niego i krzywi się nieznacznie; widać, że chłopak nie przespał
nawet godziny. Jego włosy są potargane i ulizane, a twarz cała poszarzała. Wygląda
niczym zjawa, zwłaszcza z wielkimi cieniami pod oczyma.
– Musisz
odpocząć – stwierdza Hermiona i siada obok niego. W jej ruchach widać
niepewność; nie wie, jak ma się zachować w jego towarzystwie. Co innego, gdy
spędzają razem czas w Hogwarcie, a co innego teraz, gdy są sami w Malfoy Manor…
– Najpierw
musimy dodać składniki do eliksiru… – mówi i zaczyna mrugać szaleńczo, starając
się lepiej widzieć. Obraz niestety rozmazuje się mu przed oczami.
– Lepiej nie
ryzykować, że coś popsujesz, Malfoy.
Draco spogląda
na nią pełnym irytacji wzrokiem, ale nic nie mówi. Za to zaczyna kątem oka ją
obserwować; siedzi sztywno wyprostowana, z brodą wysoko uniesioną i
zaciśniętymi ustami. Najmniejszej uwagi nie zwraca na stojące przed nią
półmiski z potrawami. W końcu Draco wzdycha i odzywa się ostro:
– Nie otrujesz
się, Granger.
Hermiona
niemal podskakuje. W końcu jednak kręci głową i powolnie wyciąga rękę po talerz
z ugotowanymi na miękko jajkami.
– Co najwyżej
możesz się podtruć… – stwierdza sucho Draco, patrząc na jej niemal wyuczoną
ostrożność.
Hermiona
puszcza jego słowa mimo uszu i powoli zaczyna jeść śniadanie. Siedzą w ciszy
przez cały czas spożywania posiłku. Co kilka minut jedno kątem oka spogląda na
drugie. Mam ochotę śmiać się z ich nieporadności, choć z drugiej strony
przecież ich zachowanie jest całkiem naturalne. Dwoje byłych wrogów siedzących
przy jednym stole? Połączeni, by osiągnąć wyznaczony cel – by uratować Narcyzę…
– Malfoy, naprawdę,
idź się połóż – naciska Hermiona, widząc, że chłopak zamierza wstać i
najpewniej udać się do pracowni.
–
Powiedziałem, że nie jestem śpiący! – warczy Draco i dokładnie w tej samej
chwili chwieje się lekko na nogach.
Hermiona zrywa
się z miejsca i staje obok niego, jednak nie dotyka go.
– Równie
dobrze sama mogę dodać składniki…
Draco milczy z
zaciśniętymi w pięści dłońmi. Hermiona wzdycha i ponownie się odzywa, tym razem
delikatniejszym tonem:
– Możesz mi
zaufać, zrobię wszystko jak należy.
Widzi po minie
chłopaka, że ten walczy sam z sobą, ostatecznie jednak Draco odpowiada jej;
– Gdybym ci
nie ufał, nie byłoby cię tutaj.
Hermiona
wciąga głośno powietrze i spogląda w oczy chłopaka szukając w nich
potwierdzenia szczerości tych słów. Widzi jednak bezkresną zamarzniętą taflę.
Gdy Draco wychodzi z jadalni, Hermiona, wciąż zaskoczona, stoi w tym samym
miejscu niezdolna, by jakkolwiek zareagować.
Patrzę, jak
chwilę zajmuje jej otrząśnięcie się z szoku. W końcu jednak kręci głową i
rozgląda się wokół siebie. Uświadamia sobie, że Draco nie powiedział jej, gdzie
dokładnie znajduje się gabinet. Wzdychając głośno, rusza w kierunku korytarza,
a następnie schodami kieruje się na drugie piętro. Kilkanaście minut zajmuje
jej błąkanie się po różnych zapomnianych, cichych pracowniach, ale ostatecznie
znajduje pokój, w którym stoi kociołek z eliksirem.
Pierwszym, co
robi, jest odsłonięcie zasłon i wpuszczenie do ponurego pomieszczania zimowego
słońca. Chwilę wpatruje się w zasypane ogrody Malfoy Manor i czuje dziwny żal;
gdzieś głęboko w sercu czuje, że to miejsce mogłoby być piękne, gdyby tylko nie
wydarzyło się w nim tyle zła…
Z trudem
odrywa wzrok od kilku płaczących wierzb nieopodal małego jeziorka i odwraca się
w stronę stołu z eliksirem. W tej samej chwili wydaje z siebie głośny,
przerażony okrzyk.
Tuż przed jej
oczyma przelatuje zjawa, a następnie kilka innych duchów. Hermiona z bijącym
sercem wpatruje się w otaczające ją mroczne cienie, syczące złowrogo;
– Szlaaamaaa…
Szszszlaaaamaaa… Zasłużyyyłaśś na tooo…
Kilkanaście
zjaw kolejno ściska Hermionę za ramię, na którym widnieje szpetna blizna.
Dziewczyna czuje, jakby przez jej skórę przechodziły igły, a w jej umysł
wbijane były sople lodu…
Zaciska mocno
powieki i obejmuje się ciasno ramionami. W końcu głosy milkną, a ból znika… Ona
jednak jeszcze przez długi czas stoi w miejscu niezdolna, by wykonać choćby
jeden ruch.
Malfoy Manor
to wyjątkowe miejsce, uzmysławiam to sobie po raz kolejny… Nigdy nie można
zapominać o tym, że historia tego dworu sięga wielu, wielu lat wstecz… Tutejsza
magia jest specyficzna; na pozór
zwyczajna, ale w rzeczywistości, och, trudno to nawet opisać. Cienie Malfoy
Manor lubią od czasu do czasu zajrzeć w umysły i przeszukać je doszczętnie, a
potem objawić się i przypomnieć o najgorszych wspomnieniach związanych z tym
miejscem.
To właśnie
przed chwilą spotkało Hermionę.
Patrząc teraz
na jej skuloną na posadzce postać, nie potrafię nie czuć współczucia i smutku.
Ta dziewczyna – moja ulubienica – nie zasługuje na to, aby przypominać jej o
tym, co przeszła. Tak długo, jak obserwuję, nie dane mi było spoglądać w serce
i umysł tak dobrej osoby. Mimo że Hermiona ma wady – bo któż ich nie ma – to
widzę w niej tak wielką wielkoduszność i zrozumienie, że z każdym smutkiem,
którego doświadcza, czuję jeszcze większą wściekłość. Ale nie mogę – nie chcę – zmieniać jej życia… Musi przez nie
przejść tak, jak od początku było jej zapisane…
W końcu
Hermiona unosi głowę i nabiera dużo powietrza w płuca, by po chwili wypuścić je
z głośnym świstem. Na jej policzkach wciąż jeszcze lśnią ślady po łzach – nie zapanowała nad emocjami…
– Jest dobrze,
Hermiono… – szepcze sama do siebie i wstaje z podłogi. – Jest dobrze...
Wciąż jeszcze
drżąc, podchodzi do stolika z eliksirem. Ostrożnie pochyla się nad nim; wdycha
zapach i przygląda się uważnie barwie. Wydaje się, że wszystko zgadza się z
opisem w książce. Jest z siebie naprawdę zadowolona; ten eliksir ma wyjątkowy
stopień trudności – jest dumna z siebie, ale wie, że to nie tylko jej zasługa,
wielką rolę odegrał także Draco. Właściwie przede
wszystkim on… To od niego wszystko się zaczęło.
Hermiona
wzdycha i pochyla się bardziej nad książką. Według wytycznych z książki powinna
teraz pokroić w drobną kosteczkę kwiat Samulaga, a następnie liście dodać do
wywaru, a z okwiatu i łodygi wycisnąć sok i przelać go do wrzącego eliksiru.
Mieszać nieustannie przez piętnaście minut, a później zostawić na średnim ogniu
na dwadzieścia cztery godziny.
Kiwa głową,
gdy jeszcze raz uważnie analizuje słowo po słowie całą stronę z instrukcjami, a
następnie zabiera się za pracę.
Jest skupiona,
ale jednocześnie pogrążona w myślach. W jej umyśle wciąż rozbrzmiewają
skrzeczące, mrożące krew w żyłach głosy zjaw, stara się jednak odsunąć od
siebie te przepełnione mrokiem rozmyślenia. Coś innego próbuje jednak zająć
całą jej głowę, każdą komórkę mózgu i całe ciało! Jedna osoba;
Draco.
Hermiona jest
niezwykle ciekawa, czy będzie miała możliwość zobaczenia Narcyzy Malfoy i
zastanawia się nad tym, dlaczego chłopak tak dziwnie się zachowuje. Zdawać by
się mogło, że teraz – biorąc pod uwagę fakt, że mają już ostatnie składniki –
powinien być spokojny. Hermiona widzi jednak po jego postawie, że coś go trapi,
że jakaś mieszanka lęku i niepokoju zajmuje kawałek po kawałku jego umysł.
W dodatku
jeszcze inna rzecz nie daje jej spokoju… Cała ta sytuacja właściwie nieustannie
ją trapi… Nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji, w miejscu, w którym jest, w
którym zgodziła się być…
Jutro Wigilia,
uświadamia sobie ze smutkiem Hermiona. Zastanawia się, co teraz robi Ginny i
Luna… Co się dzieje u Harry’ego lub Wiktora… A nade wszystko myśli o rodzicach;
Czy są szczęśliwi? Jak spędzą święta? Czy odczuwają pustkę? Czy czują, że
czegoś – kogoś – nie ma w ich życiu,
choć być powinien?
Zagryza wargę
i wyjmuje łyżkę, którą mieszała eliksir. Nie powinna teraz o tym myśleć,
wspominanie zbyt boli… Ten ból jest jej tak bliski, że Hermiona czuje się tak,
jakby od zawsze był jej częścią, jakby był czymś tak naturalnym jak bicie
serca…
W końcu odsuwa
się od stolika i ustawia ogień tak, aby zgadzał się z zaleceniami. Cicho
wychodzi z pracowni, a następnie ostrożnie zamyka za sobą drzwi i rusza na
parter. Na głównym korytarzu rozgląda się z ciekawością i strachem – niemal
czuje, że jest wciąż obserwowana przez cienie dworu… Nagle jej uwagę przykuwają
lekko uchylone drzwi, wie, że nie powinna tam zaglądać, ale jej ciekawość pcha
ją w ich kierunku; wydają się niepozorne – czarne jak wszystko inne wokół – ale
coś w ich fakturze sprawia, że błyszczą się lekko, jakby odbijały światło
gwiazd.
Starając się
nie narobić żadnego hałasu, pcha je lekko i już po chwili jej oczom ukazuje się
duża przestronna sypialnia. Ściany mają odcień delikatnego beżu, a podłoga nie
jest wykonana z surowo wyglądającego czarnego marmuru, a ciemnego drewna.
Hermiona jakby oczarowana wchodzi dalej, a jej uwagę przykuwają ogromne drzwi
balkonowe, prowadzące wprost do ogrodu Malfoy Manor. Już chce podejść dalej,
gdy nagle staje oniemiała. Nieopodal drzwi balkonowych stoi ogromne łoże, a w
nim leży Narcyza Malfoy.
Hermiona
nabiera szybko powietrza w usta, przerażona stanem kobiety… Wie, że nie
powinna, ale podchodzi do łóżka i uważniej spogląda na twarz matki Draco.
Pamięta Narcyzę z okresu wojny; wtedy kobieta wzbudzała w niej pewnego rodzaju
szacunek i strach. Zawsze dumna i wyniosła szlachcianka – Pani Black i Malfoy w
jednym… Jej płowe włosy wcześniej lśniące i ułożone w wykwintny kok teraz
sprawiają wrażenie kruchych i brzydkich. Hermiona jest niemal pewna, że są
niezwykle szorstkie w dotyku. Twarz kobiety również nie wygląda pięknie;
policzki są zapadnięte, a sińce pod oczami prezentują się okropnie na tle
białej jak śnieg twarzy. Hermiona uświadamia sobie, że tak mogłaby wyglądać
Królowa Śniegu w momencie, w którym nastaje wiosna, a ona musi odejść; szara i
zapomniana – niechciana przez nikogo…
– Nie powinnaś
tu wchodzić – mówi ostro Draco.
Hermiona
wzdryga się i odwraca szybko. Chłopak stoi zaledwie kilka cali od niej, niemal
dotykają się ciałami. W jego oczach błyszczy wściekłość, a twarz wykrzywiona
jest w grymasie złości. Nie może uwierzyć, w to, że Granger tak po prostu
weszła do tego pokoju, do sypialni jego matki i pozwoliła sobie na tak
bezwstydne wpatrywanie się w nią! Jak ona śmie?
Hermiona wie,
że powinna przeprosić Malfoya, że powinna teraz wyjść i już nigdy więcej nie
wchodzić tutaj ponownie. Ona jednak robi coś zupełnie innego; spogląda Draco
głęboko w oczy i pyta delikatnym, cichym głosem:
– Ile czasu
leży już w śpiączce?
Draco zaciska
wargi i kręci głową, by chwilę potem opuścić ją, przerywając tym samym kontakt
wzrokowy z Hermioną. Nie umie spoglądać w jej oczy, bo tak łatwo potrafi
wszystko z nich wyczytać. Nigdy nie sądził, że jej myśli będą dla niego tak
łatwe do odszyfrowania.
Ostatecznie
jednak Draco decyduje się odpowiedzieć.
– Gdy
wyjeżdżałem już była słaba, ale wciąż miała dość siły, by walczyć. Później
uzdrowiciele podjęli decyzje o wprowadzeniu ją w śpiączkę, liczyli, że to
pomoże jej ciału się zregenerować. Niestety, to nie zadziałało; nie potrafią
jej wybudzić, bo jeśli choć spróbują to zrobić; najprawdopodobniej umrze…
Draco siada na
jednym ze stojących nieopodal foteli i pozwala sobie na ukrycie twarzy w
dłoniach. Hermiona, widząc jego pełną zrezygnowania postawę, siada obok niego.
– A gdzie
teraz są uzdrowiciele? – pyta cicho, marszcząc brwi.
– Odesłałem
ich… – rzuca oschłym głosem. – Na nic mi się już nie zdadzą, jedyne co jeszcze
może pomóc to nasz eliksir, a jeśli on zawiedzie… Jeśli to wszystko było tylko
mistyfikacją….
– Nawet tak
nie mów, Malfoy – mówi ostro Hermiona. – Po prostu o tym nie myśl… Eliksir się
warzy. Jutro… Tak, jutrzejszy dzień będzie doskonałym dniem na podanie go
twojej mamie.
Draco spogląda
na nią. W jego oczach widać nadzieję. Hermiona z fascynacją wpatruje się w jego
oczy, które pierwszy raz są dla niej otwartą księgą; widzi w jego spojrzeniu
radość, zwątpienie, niepewność, ale i wdzięczność. Tęczówki Draco mienią się
wszystkimi odcieniami błękitu; od morskiej oceanicznej głębi, po zimny, niemal
stalowy odcień lodu.
Hermiona nie
wie, co tak właściwie sprawia, że wyciąga swoją dłoń i zaciska palce na
nadgarstku chłopaka, a następnie przesuwa je delikatnie tak by złączyć je ze
palcami Draco. Jego skóra jest lodowata i szorstka w dotyku, mimo to Hermiona
czuje, jakby parzyła ją żywym ogniem. Mimo to, gdy się odzywa, wciąż zaciska
swoją dłoń na dłoni Draco.
– Obiecuję, że
będzie dobrze – szepcze. – Uda nam się uratować twoją mamę.
Draco kiwa
głową i odwzajemnia uścisk. Wierzy jej ponad wszystko.
***
Wigilia nie
rozpoczyna się dla Blaise’a zbyt dobrze.
Chłopak budzi
się wyjątkowo wcześnie i przez dłuższy czas leży na łóżku wpatrzony w sufit.
Nie wie, co ze sobą zrobić; co zrobić, by poczuć się dobrze… Gdy przedwczoraj pojawił się w domu, zastał pustkę; jego
matka zostawiła mu tylko krótki liścik, w którym wyjaśniła, że wyjeżdża na
miesiąc w podróż ze swoim nowym narzeczonym; Włochem – jak napisała – cudownym
Paulem. Z jednej strony był wściekły, a z drugiej pełen żalu. Czego innego mógł
się spodziewać po Arianie? Kobieta od zawsze dostrzega tylko czubek własnego
nosa.
W końcu Blaise
wstaje i rusza do łazienki. Letni prysznic orzeźwia go i pozbawia resztek
senność. Teraz już jest gotowy do tego, by rozpocząć nowy dzień.
W kuchni czeka
na niego przygotowane przez skrzata śniadanie; smakowicie wyglądające grzanki,
ciasto z budyniem i parująca filiżanka kawy z mlekiem. Blaise je w ciszy
przerywanej jedynie tykaniem zegara. Pozwala sobie na chwilę zadumy; jego myśli
zajmuje dzisiejszy sen. Uśmiecha się na samo jego wspomnienie. Zdawało mu się,
że idzie hogwardzkim korytarzem, ale nie mija żadnych znanych mu twarzy – a gdy
tylko próbuje skupić się i kogoś rozpoznać, obraz zamazuje mu się przed oczami.
Mimo to idzie wytrwale przed siebie, aż w końcu staje na środku klasy
eliksirów, a przed nim pojawia się Ginny. Dziewczyna cała promienieje; ma na
sobie białą sukienkę w maki, a jej włosy falują wokół głowy. Odzywa się
dźwięcznym głosem.
– Długo mnie
szukałeś.
Blaise nie
może jej odpowiedzieć, ale czuje, że kiwa głową, a następnie uśmiecha się.
Ginny wygląda jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Nie panuje nad tym; rusza w jej
kierunku i pozwala sobie na położenie dłoni na jej ramionach, a następnie
powolnie sunie nimi po jej rękach, aż po nadgarstki. Czuje, że po ciele
dziewczyny przebiegają dreszcze pod wpływem jego dotyku. Wpatrują się w siebie
jakby zahipnotyzowani, zupełnie odcięci od świata zewnętrznego – zamknięci w
swoim małym świecie.
To Ginny
wykonuje pierwszy ruch, opuszkami palców dotyka żuchwy Blaise’a i staje na
palcach, by zrównać się z nim wzrostem. Powolnie przybliża się do niego i
przymyka oczy, gdy muska swoimi ustami jego wargi. Blaise całkowicie zatraca
się w tym uczuciu; po jego ciele przebiegają dreszcze ekscytacji, a całe ciało
wypełnia przyjemne gorąco. Długo czekał na ten moment.
Niestety, to
tylko sen.
Blaise otrząsa
się z zadumy i kręci szybko głową. Czuje, że na jego policzkach pojawiają się
szkarłatne plamy; jest zły na siebie, że pozwolił sobie na tak głupią chwilę
zapomnienia…
Prawda jednak
jest taka, że Blaise wiele by dał za to, aby jego dzisiejszy sen się
urzeczywistnił. Chłopak dopiero niedawno uświadomił sobie, że zakochuje się – a
może nawet już jest zakochany – w
Ginny Weasley! Ta dziewczyna jest idealna, ale – z czego zdaje sobie sprawę
Blaise – nie dla niego. Ginny często w rozmowach z nim wciąż jeszcze wspomina o
Potterze i o swoim uczuciu do niego… Pomimo że jest bardzo zraniona, wciąż
kocha Harry’ego…
Blaise wzdycha
i rusza w kierunku sypialni. Tam na biurku czeka na niego nowa
korespondencja. Z irytacją przegląda
wykazy dotyczące kont wysłane przez Bank Gringotta, informacje dotyczące
ostatnich inwestycji i raporty związane z zarządzaniem jego domem w Elgin, w północnej Szkocji – pozostawionym mu
w spadku przez babkę.
W końcu
natrafia jednak na coś ciekawego. Ładnie wyglądająca fiołkowa koperta zaczyna
pachnieć delikatnie, gdy unosi ją, by lepiej widzieć nadawcę. Uśmiecha się
szeroko, widząc zgrabne litery napisane dłonią Pansy.
Powoli otwiera list i rozwija go. Na jego twarzy
pojawia się wiele uczuć; od zaskoczenia przez niepewność aż po radość. Słowa
Pansy sprawiają, że Blaise podrywa się z miejsca i spogląda w kierunku
nierozpakowanego jeszcze kufra z ubraniami.
Mało co
wprawiłoby go w taką euforię;
Zmieniły mi się nieco plany, więc nie
chciałbyś może spędzić ze mną świąt? Obiecuję, że pozwolę Ci jutro długo
pospać!
Całusy,
Pansy
***
Niedługo
wybije dwudziesta.
Hermiona
siedzi na fotelu nieopodal łóżka Narcyzy i wpatruje się w stojącego w świetle
świec Draco. Chłopak w skupieniu miesza przyniesiony z pracowni kociołek z
eliksirem i stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik; eliksir już za chwilę
będzie gotowy.
– Nie tak
szybko, Malfoy! – Hermiona krzywi się, widząc gwałtowne ruchy chłopaka. –
Możesz coś popsuć…
Draco wzdryga
się, ale postępuje zgodnie z jej instrukcjami. Hermiona w tym czasie mocniej
otula się grubym, kaszmirowym swetrem.
Nigdy nie sądziła, że spędzi Wigilię właśnie w taki sposób. Siedząc w sypialni chorej Narcyzy Malfoy i próbując
przygotować dla niej antidotum. Mimo to czuje, że jest we właściwym miejscu, o
właściwej porze, z zupełnie właściwą
osobą.
Draco zerka na
dziewczynę, a ta momentalnie wstaje z miejsca i podchodzi do niego.
– Wydaje mi
się, że już koniec – mówi z wyczuwalnym napięciem w głosie Draco.
Hermiona kiwa
głową i delikatnie chwyta stojącą na szafce fiolkę z krwią jednorożca. Podaje
ją chłopakowi, lecz ten odsuwa się i kręci przecząco głową.
– Chcę, żebyś
to ty ją dodała – szepcze tak cicho, że Hermiona ledwo słyszy jego słowa.
Zdaje się być
zaskoczona, ale stara się nie dać po sobie tego poznać. Powolnie odkręca
flakonik i pewną ręką wlewa czternaście kropli do eliksiru. Pod wpływem krwi
kolor wywaru zmienia się z sinozielonego na pięknie święcący srebrny. Z
zachwytem spogląda na tworzącą się na powierzchni eliksiru lustrzaną taflę.
– Musimy to
zebrać – mówi Draco. Jest równie mocno oczarowany wyglądem antidotum co
Hermiona.
Uśmiecham się
szeroko. Dwoje byłych wrogów stoi ramię w ramię i wpatruje się w jedną,
niepozornie wyglądającą rzecz. Są pełni zapału i nadziei; jeszcze nie wiedzą,
co ich za chwilę spotka…
Hermiona
specjalną łyżką zgarnia górną warstwę lekarstwa i ostrożnie przelewa ją do
podanego przez Draco flakoniku. Gdy już cały srebrny płyn wypełnia fiolkę,
unosi ją do góry, do światła.
– Jest piękny
– szepcze zachwycona. Szybko jednak się otrząsa i kiwa głową w stronę chłopaka.
– Musimy go podać twojej mamie, najlepiej już.
Draco prostuje
się, słysząc jej słowa. Boi się tego, co za chwilę może nastąpić. W końcu
jednak bierze się w garść i rusza w stronę łóżka. Delikatnie chwyta ciało
swojej matki i unosi je na tyle, by Hermiona mogła podłożyć pod nie poduszki.
Teraz Narcyza sprawia wrażenie pogrążonej we śnie, zmęczonej życiem kobiety,
która pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Draco opuszkami palców dotyka policzka
matki i uśmiecha się z trudem.
– Już
niedługo, mamo…
Hermiona jest
zła na siebie, że musi przerwać tę tak wiele znaczącą dla Draco chwilę. Wie
jednak, że czas ich nagli; eliksir musi zostać podany maksymalnie piętnaście
minut po dodaniu krwi jednorożca.
Wspina się na
łóżko obok Draco i siada obok niego tak, że stykają się kolanami. Wyciąga w
jego kierunku dłoń z eliksirem.
– To twoje
zadanie… – szepcze.
Draco kiwa
niemal niezauważalnie głową i chwyta w obie dłonie flakonik. Powolnie, jakby
bojąc się swoich ruchów, lekko wstrząsa wywarem i odkręca korek. Jego serce
bije jak szalone, a on sam ma wrażenie, jakby czas zatrzymał się dla niego w
tej jednej sekundzie, na ten jeden krótki moment. Jego serce wypełnia nadzieja
i powolnie kiełkujące szczęścia; już niedługo, jeszcze chwila a jego matka
wróci do niego…!
Rozchyla
spierzchnięte wargi Narcyzy i wlewa do jej ust zawartość flakonika. Widzi jak
jego matka zupełnie nieświadoma swoich ruchów, połyka eliksir.
I wtedy dzieje
się coś złego.
Klatka
piersiowa Narcyzy – do tej pory unosząca się powolnie i ociężale – opada na
zbyt długi czas. Oddech Narcyzy, wcześniej świszczący i słyszalny – zamiera w
ustach kobiety – znika…
– Co się
dzieje? – Panikuje Draco, podrywając się z miejsca. – Dlaczego ona nie
oddycha?! – wrzeszczy.
Rzuca się w
kierunku ciała matki i potrząsa nim mocno. Płowe włosy kobiety falują z każdym
kolejnym szarpnięciem. Jednak to nic nie daje.
Życie powolnie uchodzi z Narcyzy Malfoy…
Hermiona
wpatruje się w sceną rozgrywającą się przed jej oczyma z przerażeniem. To nie
tak miało być… Ona nie może umrzeć! Nie teraz, nie po tym wszystkim, co
zrobili, by ją uratować.
– Merlinie…
– szepcze cicho Hermiona. – Merlinie,
Merlinie… – zaczyna powtarzać gorączkowo.
Wstaje
gwałtownie i odciąga Draco od ciała jego matki. Odsuwa koce, którymi okryta
jest kobieta i szybkim szarpnięciem rozsuwa jej koszulę nocną. Z przerażaniem
obserwuje zastygłą w bezruchu klatkę piersiową.
– Nie, nie,
nie…. Nie! – krzyczy Hermiona i zaczyna uciskać klatkę kobiety. Jeśli magia
zawiodła, może choć mugolski sposób pomoże. Niestety, uświadamia sobie
Hermiona, to wszystko na nic. Narcyza już odeszła…
– Nie… –
wrzeszczy Draco. Z jego oczu płyną łzy. – To nie możliwe…
Hermiona opada
na kolana przy łóżku, nieopodal niej skulony kuca Draco; nieustannie kręci
głową i szlocha głośno. Dziewczyna nie zastanawia się nawet chwili; podchodzi
do niego i obejmuje go mocno ramionami. Chłopak cały drży i odtrąca jej ciało,
w końcu jednak się poddaje.
– Dlaczego?
Dlaczego, do cholery? To wszystko jego wina, to on jest za to odpowiedzialny… –
krzyczy, zaciskając swoje palce na ramieniu Hermiony. Wrzyna swoje paznokcie w
jej skórę, sprawiając jej ból, mimo to Hermiona go nie puszcza. Przytula go
ciasno do swojego ciała i uspokajająco głaszcze po głowie. Z jej oczu również
płyną łzy.
– Cii… Będzie
dobrze, Draco… Cii…
– Dlaczego?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego…!!!? – wrzeszczy niczym opętany i ponownie pozwala
sobie zatracić się w smutku. Jego szloch jest spazmatyczny, niemal szaleńczy i
Hermiona z trudem utrzymuje go przy sobie. Draco nieustannie szarpie rękoma,
próbując się wyrwać. W końcu jednak uspokaja się na tyle, by wyszeptać
zdławionym głosem:
– Obiecałaś,
że ją uratujemy…
Hermiona
zaciska wargi, a słone łzy spływają jej po policzkach i kapią na jasne włosy
Draco. Z jej ust również wyrywa się stłumiony przez ból szloch. Ciaśniej owija
swoje ramiona wokół ciała chłopaka i opiera swoją głowę na jego. Zaciska mocno
oczy; nigdy tak mocno nie czuła, że kogoś zawiodła.
***
Na początku
jest imię.
Jej imię.
A potem
światło; tak naglące i proszące, by ruszyła w jego kierunku. Nie pozwalam jej
jednak ruszyć tamtą drogą – jeszcze nie jest jej pora.
Jej życie ma trwać.
Srebro
rozchodzi się po jej ciele; asfodelus łagodzi ból; bezoar normuje pracę jej
układu krwionośnego; smocza krew ją uspokaja; kora i liście z drzewa Wiggen
leczą jej umysł; róg jednorożca oczyszcza jej organizm; krew jednorożca dodaje
jej sił; a kwiat Samulaga – zatrzymuje śmierć.
Żelazna klątwa ustępuje.
Otwiera oczy.
Cudowny nie wiem co mam napisać.Ciekawi mi czy napiszesz z perspektywy spiączki Narcyzy kilka dni jak Draco o nia dbał medycy i jak umierała.Gdyz koncowkę moglas zrobić dluższą,ale i tak fajna
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :), rozdział już wkrótce się pojawi więc wszystko, co nie zostało ukazane tutaj, na pewno wyjaśni się tam :D
UsuńNoo nie kobieto ! W takim momencie zakończyć 😱😨 toż to karygodne 😝
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa co bedzie dalej aż nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału 😀
Cóż, uwielbiam kończyć w tych najlepszych momentach ;)! Jakoś tak nie mogłam się powstrzymać... ;)!
UsuńDziękuję za komentarz! :*
Aaaaa i no mam ciarki na rękach! To przez zakończenie <3 Kurde kocham! I że niby mam wytrzymać teraz do 14 maja? Jak możesz? Ojej ojej tyle będzie radości :) Chcę już :D
OdpowiedzUsuńLuella
Wytrzymasz, wytrzymasz :D! Cieszę się, że rozdział się spodobał i dziękuję za komentarz ;)!
Usuńale trzymasz w napięciu! juz myślałam, że to jej koniec. Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału!!!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! :*
UsuńCieszę się, że rozdział się spodobał i do końca nie był jasny, ani oczywisty i że zaskoczył ;)!
Hejo hejooo!
OdpowiedzUsuńDziewczyno, nie rób mi czegoś takiego! Prawie zeszłam na zawał, gdy Narcyza przestała oddychać. Już myślałam, że to koniec, serio. Tylko gdzie by sie w takim razie podziało moje szczęśliwe zakończenie, na które z takim utęsknieniem czekam.
Nawet sobie nie wyobrażasz jak wielki oddech wzięłam, gdy się okazało, że eliksir zadziałał. A tak apro po po: ostatni akapit - genialny! Nie wiem, jak Ty, ale ja mam ogromny problem z pisaniem sceny, w której ktoś odzyskuje przytomność. Nie umiem ubrać tego wszystkiego w słowa, a Tobie wyszło świetnie! Muszę brać przykład z lepszych :p
Pozdrawiam i czekam na next, Iva Nerda
Dziękuję bardzo, bardzo mocno! :* Cieszę się, że rozdział się spodobał i sprawił, że miałaś chwilę zwątpienia ;)...
UsuńCo do szczęśliwego zakończenia, też je lubię, nawet bardzo, ale co będzie... Ha! To się okaże ;)
Jeszce raz dziękuję! <3
Droga autorko !
OdpowiedzUsuńDnia 11.05 br. ok. godz. 18:30 zapraszam Cię na publikację polecenia Twojego opowiadania na moim blogu http://polecalnia-dhl.blogspot.com/
Pozdrawiam :*
Zakończyć w tym momencie? To zniewaga normalnie.
OdpowiedzUsuńJak tak mogłaś.
Czytam z wypiekami na twarzy a tutaj taki zonk.. o rety. Najbardziej wstrząsający rozdział jaki czytałam od bardzo dawna. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Jestem ciekawa co będzie dalej.Pozdrawiam serdecznie.
Jak mmówiłam-mam zwyczaj kończenia w najmniej oczekiwanych momentach 😁 Ale spokojnie 14 maja nadejdzie szybko i wszystko się wyjaśni. 😉 Cieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za komentarz! ❤
UsuńMerlinie, ten rozdział wzbudził we mnie tyle emocji, że nie wiem, czy zdołam je wszystkie wyrazić w komentarzu! :)
OdpowiedzUsuńScena w sypialni Hermiony, to ciche pożądanie, które pojawia się w Draco, ta radość i nadzieja, że teraz już będzie dobrze.
Hermiona widząca zjawy, bardzo klimatyczny moment. Pokazuje niezwykłość Malfoy Manor... że ten dom ma duszę.
Ciepła scena Notta z rodziną siostry, aż się uśmiechnęłam. Bardzo lubię ten wątek w Twoim opowiadaniu.
Zabini zakochany w Ginny! A jednak! Bardzo podoba mi się, jak on o niej myśli.
I na koniec Narcyza... długo na nią czekałam. Kocham Cię za porównanie jej do Królowej Śniegu ^^ To był bardzo emocjonujący moment i również byłam w szoku, że stan kobiety nagle się pogorszył. Jak to, po tych wszystkich staraniach miała teraz odejść? A co z biednym Draco? Czy życie mogło być aż tak okrutne? Aż mi się zachciało płakać. Ale ta końcówka... Przynosi cudowną ulgę :D I jest naprawdę ładne, subtelnie opisana. Narcyza wraca z zaświatów.
Po prostu cud, miód i orzeszki! :*
Dziękuję za komentarz! ❤
UsuńPrawdę mówiąc zastanawiałam się naprawdę sporo czasu czy wstawić tę scenę ze zjawami, czy może jednak ją wyciąć. Cieszę się, że się ona spodobała, bo naprawdę nie byłam jej pewna ☺
Tak, w sumie to było takie oczywiste, prawda? Że Blaise zakochany się w Ginny 😂
Nie mogłabym postąpić inaczej niż uratować Cyzi w końcu Draco i Hermiona naprawdę się starali 😊
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa! ❤❤
O mój Boże jak mogłaś? Tak, wiem tak miało być, ale i tak jestem w szoku! Końcowy fragment bardzo mnie wzruszył. To było niesamowite <3
OdpowiedzUsuńReszta rozdziału oczywiście też bardzo fajna :)
Czekam na kolejny i życzę weny
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Dziękuję za miłe słowa ❤❤ Cieszę się, że końcówka Cię wzruszyła i że rozdział się spodobał. Prawdę mówiąc publikując go nie byłam do końca pewna czy to jest właśnie "to", co chcę Wam przedstawić. 😊
UsuńJeszcze raz dziękuję 😘
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńKurczę. Ja cię kręcę. Ale emocje! Odkąd dowiedziałam się o antidotum, czekałam na ten moment z niecierpliwością. Spodziewałam się, że Narcyza od razu się przebudzi, klątwa odejdzie w zapomnienie i wszyscy będą żyć długo i spokojnie. ;) Fajnie, że dodałaś trochę (dużo!) dramaturgii, ekstra się czytało, serio. W ogóle bardzo podobały mi się ostatnie rozdziały. To, w jaki sposób opisałaś ukryte pomieszczenie w gabinecie Lucjusza, albo jego kartkę z dziennika. Swoją drogą, pojawi się więcej wspomnień ze strony Lucka? Bardzo chętnie bym o czymś takim poczytała. :) Jestem też zauroczona Teodorem i relacją między nim a Lily - są uroczy! Czekam na więcej pikanterii u Ginny i Blaise'a, choć nadal uporczywie twierdzę, że on w tym opowiadaniu przeznaczony jest Lunie.
Kurde! Normalnie aż nie mogę się doczekać dalszego rozdziału! Wybacz, że będzie krótko, ale lecę czytać dalej. :P
Możliwe, a właściwie, nawet pewne jest to, ze jeszcze Lucjusz się pojawi, ale przy okazji scen z Narcyzą, a na nie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać ;))
UsuńTeodor i siostra, uwielbiam o nich pisać. Teodor zasługuje na to szczęście, tak samo jak pozostali bohaterowie, wszystko powoli zmierzać będzie w dobrym kierunku ;))
hhahha, cóż, a ja ci powiem, że Blaise w ogóle przeznaczony jest komuś innemu ;)! I co z tego wyjdzie... Oj, nie wiem, będzie to niezłe zaskoczenie ;D