piątek, 14 kwietnia 2017

Rozdział 24

Betowała: Cassie McKinley

Tajemnica

Niektóre sekrety odsłaniają się tylko przed tymi, którzy są ich warci.
~ Maggie Stiefvater

Często zastanawiam się nad tym, co ludzkie. Nad emocjami, zachowaniem i wszystkim innym, co jest mi tak dobrze znane. Nikt chyba nie będzie zaskoczony, gdy stwierdzę, że najbardziej intrygująca do zgłębiania jest ludzka psychika. To ona pozwala na tak wiele; z jednej strony jest silna, a z drugiej krucha jak porcelana.
Teraz patrzę w skupieniu na tę najczarniejszą; smutną i zabliźnioną stronę umysłu mojego ulubieńca – Draco. Chłopak stoi na peronie 9 i ¾ i czeka na jedyną osobę, która jest w stanie mu pomóc. Czarny garnitur, który ma na sobie, doskonale pasuje do poszarzałej, nieszczęśliwej twarzy. Nienawidzę patrzeć na jego rozpacz, bo wiem, jak wygląda jego twarz rozjaśniona uśmiechem, nie potrafię spoglądać w jego oczy, gdy są takie smutne, bo wiem, jak wyglądają, gdy jest radosny.
Niestety, dawno już nie było radosnych chwil w jego życiu.
Draco zaciska wargi, gdy mijają go zmierzający ku wyjściu uczniowie wraz z rodzicami. Dorośli z łatwością kojarzą jego twarz, w końcu jeszcze parę miesięcy temu często pojawiała się w wydaniach Proroka Codziennego, posyłają mu złowrogie spojrzenia, a niektórzy nawet rzucają w jego kierunku ciche, obraźliwe komentarze.
Ludzie nigdy nie zapominają.
Opiera się o filar i stara się zachować obojętny wyraz twarzy. W duchu jednak coraz bardziej niecierpliwi się i błaga Merlina, aby Granger jak najszybciej się pojawiła. Jedyne, czego Draco pragnie w tej chwili, to aby jak najszybciej stąd odejść. Uciec od tych oskarżeń i nienawiści.
W końcu zauważa zmierzającą w jego stronę Hermionę. Natychmiast się prostuje.
– Granger – mówi cicho.
Hermiona kiwa głową.
– Jak dotrzemy do – głos zaczyna jej drżeć – twojego domu. 
Draco czuje, że jego serce momentalnie staje, a nieprzyjemny chłód rozchodzi się po całym jego ciele. Ta dziewczyna, pomimo wspomnień, postanowiła mu pomóc. Uświadamia sobie, że to właśnie ona, ta cholerna Gryfonka, szlama, przyjaciółka Pottera, robi to wszystko, by ratować jego matkę!
Nigdy nie czuł się tak źle jak w tej chwili. Wyrzuty sumienia, wściekłość i bezradność uderzają w niego całą swoją mocą.
Kręci głową i z trudem wykrztusza:
– Teleportuję nas.
Hermiona spogląda na niego niepewnie. Jej serce bije jak szalone, a w umyśle pojawiają się przebłyski wspomnień; niemal czuje chłód marmurowej posadzki w Malfoy Manor i słyszy złowieszczy śmiech Bellatriks.
Jak przez mgłę widzi wyciągniętą w jej stronę dłoń Draco. Z lekkim wahaniem ściska ją i po chwili czuje, że wszystko – łącznie z nią – zaczyna wirować.
Na peronie 9 i ¾ pozostaje po nich tylko błysk światła.

***

Hermiona stara się nie myśleć o chłodnym dotyku dłoni chłopaka. Ma zamknięte oczy nawet, gdy już stoją na chodniku przed dworem. Bierze głęboki oddech i dopiero wtedy otwiera oczy. Znajdują się przed kutą, żelazną bramą, która sprawia, że po ciele Hermiony przebiegają dreszcze. Jej serce bije szybko, a oddech staje się nierównomierny.
Cienie otaczają ją zewsząd.
Draco obserwuje ją kątem oka i zaciska zęby, widząc, jak wiele kosztuje ją przebywanie w tym miejscu. Nawet nie protestuje, gdy palce dziewczyny zaciskają się na jego nadgarstku.
Oboje podchodzą do bramy, a Draco wyciąga różdżkę, by parokrotnie stuknąć nią o kłódkę w kształcie węża. Gad nagle – tchnięty mocą – zaczyna wić się i sunąc po kratach bramy, by w końcu całkowicie spełznąć na jeden z tworzących ją filarów.
Brama otwiera się z głośnym skrzypieniem ukazując drogę ku pogrążonemu w mroku dworowi. 
Z każdym krokiem po wysypanej białymi kamieniami ścieżce Hermiona coraz mocniej odczuwa ból swojego ramienia. Ogrody znajdujące się po obu jej stronach są pogrążone w ciszy i ciemności. Mimo że wielkie, śnieżne kule rozjaśniają cały teren, nadając mu dziwnego, tajemniczego blasku, Hermiona nie potrafi skupić się na obserwowaniu tego, jak śnieg skrzy od tych promieni ani jak światło gwiazd rozbija się o zamarznięte sople na płaczącej wierzbie.
W końcu stają przed drzwiami wejściowymi, które otwierają się przed nimi, gdy tylko Draco dotyka złotej klamki.
– Witaj w Malfoy Manor – szepcze ponuro.
Hermiona wzdryga się mimowolnie i puszcza jego dłoń, zawstydzona i przerażona jednocześnie. Niepewnie rozgląda się, uważnie patrząc na oświetlony świecami wielki hol. Tak jak sądziła; miejsce jest mroczne i zimne. Ściany mają chłodne odcienie butelkowej zieleni, a podłogi wyłożone są czarnym marmurem. Na ścianach wiszą portrety – ich mieszkańcy teraz pogrążeni są w głębokim śnie.
Hermiona spogląda na Draco, a ten doskonale rozumie znaczenie jej wzroku.
– Tamto miejsce… To, w którym… – przerywa, szukając odpowiednich słów. W końcu wzdycha i mówi: – Tamte części dworu są zamknięte, my będziemy przebywać tylko w jednym skrzydle.
Hermiona kiwa głową. Rozgląda się jeszcze raz i dopiero po chwili się odzywa:
– Cały dwór tak wygląda, prawda? Tak mrocznie i zimnie…
Draco zdaje się być zaskoczony. On nie postrzega tak tego miejsca. Malfoy Manor to jego dom, pomimo wszystko. Tutaj się wychował, tutaj spędził większą część swojego życia. Przywykł do gobelinów wiszących na ścianach, do tego, że nawet w najgorętsze dni czuć tutaj wiatr owiewający stopy, nauczył się nawet rozmawiania z portretami swoich przodków…
– Współczuję ci, Malfoy – szepcze niemal niedosłyszalnie Hermiona.
Chłopak spogląda na nią z niezrozumieniem, ale nie odzywa się. Chwyta stojący nieopodal świecznik i kieruje się w stronę korytarza. Kilka minut zajmuje im dotarcie do odpowiedniego skrzydła. Część dworu zajmowana przez Narcyzę zdaje się różnić od pozostałych części Malfoy Manor i Hermiona zauważa to nad wyraz dobrze. Tutaj na podłogach leżą puchate dywany, a ściany mają przeróżne odcienie beżów i szarości. Rodowe portrety zniknęły na rzecz delikatnych srebrnych zdobień sunących po ścianach; często są to gwiazdy, ale zdarzają się też kwiaty – zazwyczaj róże.  
– Pokażę ci twój pokój – mówi Draco, jego głos jest zachrypnięty.
Hermiona, drżąc na całym ciele, wspina się za chłopakiem po ogromnych schodach. Trzyma się balustrady, która jest przyjemnie chłodna i gładka w dotyku.
– Na tym piętrze są salony i biblioteka – mruczy Draco. – Moja mama uwielbia czytać.
Nie jest pewien, po co to wszystko mówi. Najpewniej dlatego że nie może znieść już tego milczenia i ciszy, jaka wokół nich panuje.
– To jej własna biblioteczka?
– Biblioteka – poprawia ją Draco. – Nie można nazwać pomieszczania, które zajmuje połowę piętra biblioteczką.
Oczy Hermiony zaczynają błyszczeć, gdy słyszy słowa chłopaka. Draco kątem oka obserwuje jej reakcję i czuje zadowolenie. Tak jak przewidział, wspomnienie o bibliotece odrywa Granger od jej wspomnień.
– Tutaj są gabinety i pracownie – mówi, gdy mijają drugie piętro. – Moja mama kocha obronę, eliksiry i transmutację.
W ciszy pokonują kolejne stopnie i docierają na piętro trzecie. Hermiona czuje się rozdarta; z jednej strony nieprzyjemne wspomnienia zaprzątają jej myśli, a z drugiej nie potrafi pozbyć się wrażenia, że to miejsce jest tak doskonale zaprojektowane; że wszystko tutaj tak idealnie ze sobą współgra, przez co sprawia wrażenie pięknego.
– A tutaj są sypialnie.
Hermiona bez słowa idzie za Draco. W końcu stają przed mosiężnymi, czarnymi drzwiami. Draco pcha je lekko i gestem zaprasza Hermionę.
Dziewczyna krzywi się nieznacznie. Pokój mógłby uchodzić za piękny, ale dla kogoś, kto uwielbia chłodne barwy i wyczuwalną srogość. Na samym środku pomieszczenia stoi wielkie łoże z baldachimem; wykonane z ciemnego drewna niemal zlewa się z czernią marmurowej posadzki. Ściany mają odcień granitu, a okna przysłaniają grube zasłony. Nieopodal wejścia znajduje się kominek, a obok niego stolik kawowy i dwa fotele.
Hermiona rozgląda się niepewnie i czuje, że noce, które będzie musiała tu spędzić, nie będą dla niej przyjemne… Jednakże jest zbyt dobrze wychowana, aby choć słowem skomentować wygląd tego miejsca. Jedynie kiwa lekko głową i odzywa się cichym głosem:
– Dziękuję.
– Tamte drzwi prowadzą do łazienki – mówi chłopak. Waha się chwilę, ale w końcu dodaje: – Nie krępuj się swobodnie poruszać po tym skrzydle. Gdybyś czegoś potrzebowała, zawołaj skrzata, Mamroczkę.
Hermiona marszczy brwi, ale nim zdąży cokolwiek powiedzieć, Draco znika za drzwiami. Zagryza wargę i zaciska dłonie w pięści.
– Skrzata… – szepcze wściekłym głosem. – Oczywiście!

***

Ginny stoi na ganku przed swoim domem. Czuje łzy napływające jej do oczu, gdy spogląda na rozjaśnioną Norę okrytą blaskiem nocy. Mimo przeraźliwego chłodu, który przenika przez jej wełniany sweter, nie może pozbyć się wrażenia, że długo czekała na moment, w który znów odkryje drogę do domu.
Gdy dwie godziny temu wpadła w ramiona czekających na nią na dworcu rodziców, wiedziała, że w końcu jest w odpowiednim miejscu. Cynamonowy zapach matki owiał ją i ukoił, a szorstkie dłonie ojca uspokajająco głaskały po głowie. Teraz wciąż czuje to przyjemne ciepło, które wypełnia całe jej serce. Uśmiecha się przez łzy i wchodzi do domu, nim mama orientuje się, że postanowiła wyjść na dwór bez żadnego cieplejszego okrycia.
W Norze jak zawsze unosi się zapach pieczonego ciasta i delikatny aromat przypraw; mięty, szałwii, rumianku. Molly niedługo poda kolację, a kuchnię wypełnią dźwięki uderzeń sztućców o talerze. W salonie Artur siedzi w swoim ulubionym fotelu, a kanapę zajął George wraz z Angeliną. Dzisiejszego wieczoru, po kolacji, mają jeszcze przybyć Fleur i Bill, a jutrzejszego ranka Charlie i Percy.
Nora znów będzie tętnić życiem.
– Ginny, Andy! – woła z kuchni Molly. – Nakryjcie do stołu!
Kuchnię wypełnił właśnie zapach świeżo wyjętej z piekarnika nadziewanej kaczki. Ginny uśmiecha się szeroko; nawet nie jest w stanie określić tego, jak bardzo brakowało jej posiłków przyrządzanych przez matkę.
– Jak w szkole, Gin? – pyta Angelina. Jej głos jest ciepły, ale lekko niepewny. Czuje, że to pytanie jest zbyt… zwyczajne? W końcu jak mogą rozmawiać o tak błahych sprawach w obliczu wspomnień, które je otaczają?
Ginny jednak kiwa głową i lekko wzrusza ramionami.
– Ciężko… Profesorowie nie dają nam nawet chwili wytchnienia, ale to dobrze, czuję, że dzięki temu mogę świetnie zdać OWTM–emy.
– A co słychać o Hermiony i Luny? Stęskniłam się za nimi i naprawdę szkoda, że nie przyjadą.
– Właśnie, Ginuś, dlaczego Mionka nie przyjechała? Przecież zawsze jest tutaj mile widziana, w końcu jest częścią rodziny.
Molly stawie kaczkę na stole i zaczyna układać na półmisku surówki. Wszystko idzie jej z taką precyzją i szybkością, że już po chwili na stole lądują kolejne potrawy.
– Miała bardzo ważne sprawy do załatwienia… – mamrocze cicho Ginny. – Obiecała, że mu pomoże i…
– Mu?! – Molly od razu tworzy różne aluzje, uśmiecha się przy tym tak szeroko, że w kącikach jej ust pojawiają się zmarszczki. – Hermionka znalazła sobie chłopaka? Jest szczęśliwa? Po tym, jak Ron się zachował… Jest mi za niego ogromnie wstyd. Aż trudno mi uwierzyć, że wychowałam takiego gburowatego mężczyznę! Co ze mnie za matka, skoro nie nauczyłam swojego dziecka szacunku do kobiet… – Wzdycha ciężko i opada na krzesło.
– To nie jest jej chłopak. – Ginny jest blada niczym ściana. – To… jej przyjaciel… – mówi w końcu z trudem i aż drży na samą myśl o tym, że nazwała Malfoya przyjacielem Hermiony.
– Skoro postanowiła spędzić z nim święta, musi być jej bliższy niż sądzisz – mówi Angelina z szerokim uśmiechem. – Nim się obejrzysz, wyzna ci, że się zakochała! – Śmieje się delikatnie i trąca Ginny łokciem.
Po kilku minutach cały stół jest pięknie zastawiony, a parujące potrawy sprawiają, że ślinka aż cieknie z ust domowników. Uśmiecham się, gdy widzę, że wszyscy zasiadają z wyśmienitymi humorami do stołu i zaczynają rozmawiać ze sobą na miłe tematy. Niestety, ta atmosfera zostaje szybko przerwana.
– Nie zaczynajcie jeszcze jeść, przecież nie ma Fre… – George milknie, a wraz z nim wszyscy inni. Przecież Fred nie ma już od dawna...
– Georgie?  – Angelina ściska go za dłoń. Ten jednak wyrywa ją i pociera swoją twarz, a potem zaczyna się śmiać.
Molly patrzy z przerażeniem na syna, a w jej oczach wzbierają łzy. Ginny rozgląda się wokół siebie, czując się nagle nieswojo.
– No co wy? – szepcze George. – Nie rozumiecie? Fred miałby ze mnie niezły ubaw, w końcu jestem taki zapominalski.
Ginny uśmiecha się i odzywa drżącym głosem.
– Wyśmiałby cię i wymyślił nowe przezwisko… Może nawet skonstruował na twoją cześć jakiś wynalazek.
Molly unosi delikatnie kąciki swoich ust i ściska dłoń Artura.
– Przerobiłby wszystkie swetry z twoim imieniem na takie z twoim przezwiskiem.
Pan Weasley kiwa głową i dodaje jeszcze:
– Na pewno zmieniłby też napis na zegarku.
George pozwala, by Angelina go objęła i pocałowała w policzek.
– A w tym wszystkim byłoby wiele miłości, Georgie… – szepcze mu do ucha i mocniej oplata ramionami.
I choć Freda nie ma z nimi ciałem, to jest duchem. Zawsze obecny w ich sercach.

***

23 grudnia 1998
Zaraz wybije trzecia w nocy…
Siedzę przy łóżku swojej matki i ściskam jej dłoń. Wygląda tak, jakby spała; otulona welonem nocy oddalona o tysiące mil od bólu i cierpienia.
Nienawidzę świadomości, że kilka pięter wyżej w jednej z gościnnych sypialni śpi Granger… Taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca, ona nigdy nie powinna ponownie tutaj być, ja nigdy nie powinienem być jej dłużnikiem.
 Ale życie chciało inaczej.
Nie sądziłem, że wszystko może potoczyć się tak dziwnym torem. Że wrogowie, okażą mi pomocną dłoń, a żelazna klątwa będzie mogła ustąpić… Że będzie szansa na wyzdrowienie mojej matki.
Muszę się śpieszyć… W każdej chwili może nastąpić jej koniec; magomedycy dają mojej mamie czas do końca roku… Mówią, że później jej organizm po prostu się podda.
Draco

Ja już wiem. Tak naprawdę wiem od zawsze.
Draco jest przepełniony czernią – ciemnością. Ale jest wiele rodzajów ciemności – ten chłopiec – mężczyzna właściwie – nosi w swoim sercu jej wiele odcieni. Od ciemności szaleństwa po tę namiętności. Ale już wkrótce jego ciemność ustąpi miejsca światłości. W jego sercu wzejdzie słońce, a to wszystko dzięki jednej osobie…
Życie jest przepełnione bólem, ale tylko dlatego by na końcu drogi było niczym podmuch letniego wiatru; ciepłe i delikatne.
Patrzę, jak Draco wstaje z fotela i całuje matkę w czoło. Marszczy brwi, gdy wyczuwa jak chłodna jest. Chwyta za leżący nieopodal koc i dodatkowo okrywa ciało Narcyzy; jest czuły i opiekuńczy, zupełnie inny niż wszystkim się wydaje.
Następnie po cichu kieruje się w stronę wyjścia. Ostatni raz zerka w stronę łóżka i stojących w wazonie kwiatów. Jej ulubione róże… Zaciska usta w wąską linię i powoli zamyka drzwi. Na korytarzu panuje cisza, a pojedyncze świece oświetlają całe pomieszczenie. Czuje, że nadszedł już moment, w którym zmierzy się z przeszłością.
– Lumos – szepcze, jakby bał się, że zbudzi cienie wędrujące po dworze.
Idzie pewnie i szybko w stronę korytarza, który pozwoli mu wejść do nieuczęszczanej części Malfoy Manor. Nakazał skrzatom wysprzątać ją, a następnie pozostawić zamkniętą. Zbyt wiele cierpienia wiąże się z tamtejszymi salonami, jadalniami i sypialniami. Teraz jednak kieruje się w tamtą stronę, bo musi znaleźć odpowiedź.
Mija portrety; niektóre duchy uśpione są w swoich pozłacanych ramach, inne jednak kiwają mu głowami, gdy je mija.
– Draconie, synu Lucjusza… – szepczą skrzeczącymi głosami.
Chłopak z niepewnością wchodzi do ogromnego holu. Perła całego Malfoy Manor. Wielkie owalne pomieszczenie z posadzką wyłożoną czarnym marmurem i z srebrzystymi gwiazdami na grafitowych ścianach. Gdy Draco staje na samym środku korytarza, przypomina sobie, że ta część dworu to nie tylko ból i tortury, wspomnienia wojny i ciągłego strachu. To też luksus, elegancja i mroczne piękno. Unosi głowę, by spojrzeć na podwyższone sklepienie, zaczarowane tak, aby zawsze ukazywać zachmurzone noce niebo podczas pełni. Światło księżyca z trudem przebija się przez ciężkie, burzowe chmury, ale gdy już to robi, sprawia, że hol zdaje się być tajemniczym miejscem, zaginionego i zapomnianego zamczyska.
– Tęskniłem za tym widokiem… – Niemal wzdycha, spoglądając jak zaczarowany w sufit. Przypomina sobie, jak będąc małym chłopcem, przychodził tu, by podziwiać potęgę swojego rodu.
W końcu wyrywa się z zadumy i rusza po wielkich schodach na kolejne piętro. Niemal z lubością sunie dłonią po metalowej poręczy przypominającej wijące się ku górze węże. Każdy krok jest dla niego wspomnieniem, niekiedy dobrym, ale bardzo często też tym złym. Przypomina sobie jeden z bankietów przed czwartą klasą. Czuł się wtedy tak bardzo dorosły… Pamięta, że na ten bal przybyła Pansy wraz z rodzicami; Draco dzień wcześniej założył się z Blaise’em i Teodorem, że uda mu się pocałować dziewczynę.
– Po co mnie tu ciągniesz, Draco? – zapytała Pansy, gdy trzymając ją mocno za rękę chłopak wyszedł z nią z sali balowej.
– Po prostu chciałem z tobą pobyć sam na sam – powiedział, wzruszając ramionami.
Pansy mimo to wciąż zdawała się być ostrożna i podejrzliwa. Mimo to czuła, że po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło spowodowane podekscytowaniem! Wygładziła swoją tiulową sukienkę i poprawiła kosmyk włosów.
– A więc, teraz jesteśmy już sami… – szepnęła i zarumieniła się mocno.
– Mhm… – Draco uśmiechnął się szeroko i objął Pansy ramieniem, a następnie zsunął swoje dłonie na jej talię i obrócił ją w swoją stronę. Był niemal pewien, że uda mu się wygrać ten cholerny zakład!
Już pochylał się w kierunku ust dziewczyny, już czuł jej oddech na swoim nosie, już nawet niemal przymknął swoje oczy, gdy Pansy szepnęła w jego stronę.
– Chyba będziesz winien po dziesięć galeonów Blaise’owi i Teodorowi…
I odsunęła się od niego z zadowolonym uśmiechem. Jedyne, co Draco był w stanie wyjąkać to jedno, pełne zaskoczenia:
– Co?
Jego przyjaciele wyszli zza filarów, za którymi się ukryli, i stanęli obok Pansy. Ich roześmiane twarze jeszcze długo potem będą przypominały Draco, że nie tylko on jest sprytnym wężem.
– Jakim cudem? Ty?! Z nimi? – szepnął zmarkotniały Draco i kiwnął głową w stronę Blaise’a i Teodora.
– Obiecali mi osiem galeonów, to była transakcja wymienna, kochanie! – I posłała mu całus w powietrzu.
Najpewniej w tamtym momencie rozkwitła między nimi prawdziwa, nierozerwalna nić przyjaźni.
Wciąż pogrążony we wspomnieniach Draco w końcu staje na odpowiednim piętrze. Wzdryga się, czując chłód owiewający jego ciało. Mimowolnie jego wzrok wędruje w kierunku drzwi na końcu korytarza: salon, w którym torturowano Hermionę…
Zaciska wargi i przymyka oczy, a następnie bierze głęboki wdech i rusza w przeciwną stronę; wprost do gabinetu i pracowni ojca. Tylko dwa razy w całym swoim osiemnastoletnim życiu był w tamtym pomieszczeniu; pierwszy raz nastąpił wtedy, gdy miał piętnaście lat i okazało się, że Voldemort powrócił naprawdę. Ojciec zawołał go wtedy do siebie i kazał stanąć na samym środku gabinetu i rozejrzeć się uważnie, zapamiętać wszystkie najważniejsze detale wystroju, ułożenia ksiąg i miejsca mebli. A następnie Lucjusz podszedł do niego i położył mu obie dłonie na ramionach.
– Draco… – zaczął, spoglądając mu w oczy. – Pamiętaj, że jesteś Malfoyem i twoim obowiązkiem będzie kiedyś zajęcie mojego miejsca. Pamiętaj, czego cię uczyłem i co wpajałem ci od dziecka. Pamiętaj, by z honorem stać się głową rodu Malfoyów.
Kolejny raz był zaledwie rok później.
Ojciec wezwał go do siebie pewnej chłodniej, sierpniowej nocy, dzień po swoim wyjściu z Azkabanu, a dwa dni przed wyjazdem Draco do Hogwartu na szósty rok.   
Lucjusz nie prezentował się już tak jak wcześniej; jego włosy były rozczochrane, szata niedbale zapięta, a oczy zmęczone i rozkojarzone.  Gdy tylko Draco wszedł do gabinetu, ojciec odezwał się gardłowym głosem.
– Z twoją matką jest ostatnio bardzo źle… A ja Go zawiodłem… – szepnął. – Chciał mnie ukarać, to dlatego to wszystko przytrafiło cię Cyzi…
Draco stanął wówczas w drzwiach, niezdolny nawet podejść do ojca. Przeczuwał, co znaczą słowa ojca. Nie wiedział, czy ma być dumny z tego, że w tak młodym wieku zostanie śmierciożercą, czy ma odczuwać niepokój i strach przed zadaniem, jakie powierzy mu w ramach próby Voldemort.
– Jutro odbędzie się twoja inicjacja, Draconie. Nie zawiedź naszej rodziny.
Wtedy Draco czuł dumę, bo nie wiedział, jak wiele kosztować go będzie wypełnienie zadania, ani nie wiedział, co czeka jego matkę; jakie skutki będzie miała rzucona na nią klątwa.
Teraz wie, że powinien w tamtym momencie znienawidzić ojca.
Draco ostrożnie chwyta za klamkę i pozwala, by potężne drzwi otworzyły się bez nawet najmniejszego skrzypienia. W pomieszczeniu panuje grobowa cisza, a przez ciasno zasunięte zasłony nie wpada nawet odrobina światła gwiazd. Pierwsze, co Draco robi, to rozsuwa te czarne, ciężkie zasłony i pozwala sobie spojrzeć na noce bezchmurne niebo. Chwilę wpatruje się w widok za oknem i stara się uspokoić swój szybki, nierówny oddech.
Jest rozdarty. Tak właściwie nie wie, co czuje. Ojciec zawsze był dla niego autorytetem, Draco robił wszystko, by go zadowolić, pragnął być takim mężczyzną jak on… Ale to było kiedyś, zanim do Draco dotarła okrutna prawda; jego ojciec był samolubnym draniem! Pozwolił, by Draco się wyniszczał, będąc w kręgach Voldemorta, pozwolił na to, by za jego błędy ucierpiała Narcyza, a potem, potem tak po prostu pozwolił sobie na śmierć. Poddał się i odszedł, zostawiając na barkach Draco obowiązek uratowania matki.
Chłopak zaciska dłonie w pięści i jeszcze raz bierze głęboki oddech.
– Spokojnie – szepcze do siebie. I faktycznie; już po chwili się uspokaja.
Gabinet jest ogromny; jest tutaj wiele gablot z różnymi artefaktami magicznymi, a także dużo regałów z książkami. Draco mozolnie przekopuje się przez każdą półkę i każdą szufladę, szukając jednej bardzo ważnej rzeczy; klucza. Ojciec kochał eliksiry i był niemalże ich fanatykiem. Jego pracownia – cóż, takiej nie powstydziłby się żaden Mistrz Eliksirów. Lucjusz jednak chronił swoje sekrety i tajemnice bardzo, bardzo dobrze. A jego pracownia, ze wszystkimi mrocznymi, niekiedy czarno magicznymi składnikami do eliksirów, taką tajemnicą była.
Zegar stojący w rogu wybija godzinę czwartą trzydzieści. Mimo że Draco nie śpi od wielu godzin, nie czuje zmęczenia, wręcz przeciwnie; adrenalina buzuje w jego żyłach i sprawia, że chłopak jest zdeterminowany do tego, by znaleźć kluczyk i dostać się do pracowni ojca.
Nagle jego uwagę przykuwa niepozornie wyglądający wazon. Wazon, który nijak nie pasuje do całego wystroju. Draco wstaje z kolan i z bijącym szybko sercem podchodzi do stolika, na którym znajduje się przedmiot. W wazonie stoją kwiaty, czerwone, kwitnące róże. Marszczy brwi, a następnie wyjmuje kwiaty, a wodę wylewa na podłogę.
Draco już zapomniał jak pomysłowy i utalentowany był jego ojciec.
Strużka wody zaczyna sunąć po czarnym parkiecie jakby wbrew prawom grawitacji. Wije się i zatacza kręgi, aż w końcu przybiera kształt czaszki, wówczas zaczyna świecić srebrzystym blaskiem, który oślepia Draco na tyle mocno, że ten musi cofnąć się w tył.
W gabinecie rozlega się chrzęst, a po chwili następuje po sobie kilkanaście uderzeń, jakby kamienie się ze sobą zderzały. Draco spogląda to na drzwi znajdujące się po jego lewej stronie, za którymi – jak sądził – znajduje się pracownia ojca, to na wnękę w podłodze i kamienne schody prowadzące w dół.
Nawet nie przypuszczał, że ta tajemnica może być ukryta w tak niezwykły sposób.
Ostrożnie, noga za nogą, schodzi po śliskich schodach. Czuje się jak dziecko, które odkrywa wszystkie tajemnice swojej rodziny. Pracownia ojca jest rozjaśniona wieloma świecami, które zapłonęły wraz z ostatnim pokonanym przed Draco stopniem. Teraz chłopak z zachwytem może przyglądać się półkom wypełnionym po brzegi różnymi magicznymi składnikami. W rogu tego całkiem sporego pomieszczenia stoi kilka skrzyń. Zapewne tutaj ojciec schował wszystkie swoje tajemnice tuż po wojnie, zanim złapali go aurorzy.
Podchodzi do jednego z kufrów. Potężne, pozłacane wieko zostaje przez Draco uniesione z trudem. Chłopak z ciekawością zagląda do wnętrza i zaczyna rozumieć, że są to dzienniki, które jego ojciec tak starannie prowadził. W jednej chwili chce zamknąć skrzynię i nigdy już tutaj nie zajrzeć, z drugiej jednak strony jest ciekaw, o czym pisywał jego ojciec. W końcu postanawia zajrzeć do jednego z nich. Wybiera sobie zeszyt w ciemnobrązowej okładce i otwiera go na pierwszej lepszej stronie. 

24 czerwca 1972
Wczoraj ojciec wyprawił bankiet z powodu zakończenia przeze mnie szkoły i zdania OWTM–emów. Zgrabnie bal ten wpasował się w kalendarium roku – zorganizowany został w Noc Świętojańską.
Przybyło wielu ważnych gości i był to czas doskonały do nawiązania przeze mnie nowych znajomości i zaangażowania się w działalność mojego ojca. Jako że jestem już pełnoletni, moim zadaniem jest powolne przejmowanie obowiązków ojca.
Niestety, wczoraj nie za bardzo miałem do tego głowę, a to wszystko przez Cyzię Black. Ta dziewczyna jest niezwykła. Śliczna, dystyngowana, inteligentna. W dodatku pochodzi z rodu Blacków! Cały wczorajszy bankiet spędziłem na próbie przekonania jej do siebie, ale ona jest tak niezwykle chłodna i zdystansowana.
Ja jednak jestem Malfoyem i tak łatwo się nie poddam. Narcyza jeszcze będzie moja.
Lucjusz

Draco krzywi się i zaciska mocno zęby. Wolałby nigdy nie przeczytać tego fragmentu z dziennika. Nie wie, co właściwie ma sądzić o tym małym strzępie informacji i czuje, że z przyjemnością zagłębiłby się w dalsze wpisy. Ojciec nigdy nie okazywał matce swoich uczuć. Zresztą, nikt nigdy w domu tego nie robił. Uczucia są dla słabeuszy, a oni – jako silna rodzina Malfoyów – nie mogli odznaczać się cechami związanymi ze słabością. 
Ostatecznie wrzuca dziennik do kufra i zamyka jego wieko z powrotem. Czuje jednak, że jeszcze wielokrotnie zajrzy do tych notesów i zapozna się z tym, co zapisał w nich jego ojciec.
Wstaje z kolan i zaczyna rozglądać się uważnie. W końcu podchodzi do jednego z regałów i zaczyna mozolnie przeglądać każdą z fiolek. Po pewnym czasie napisy rozmazują się przed jego oczyma i musi kilkakrotnie mrugać nim rozszyfruje słowo zanotowane na etykiecie flakoniku. Jest niemal pewien, że już dawno wybiła szósta, a nowy dzień rozpoczął się na dobre. Z westchnieniem rusza w kierunku kolejnego regału. Z zrezygnowaniem unosi mały, szklany słoiczek do światła, aby uważniej mu się przyjrzeć.  W środku znajduje się zielona roślina o delikatnych czerwonych i postrzępionych płatkach. Jej listki są brunatne, a łodyga zielona. Draco zamiera i powolnie, ze strachem, obraca słoiczek tak, by dojrzeć napis na etykiecie. Niemal wypuszcza przedmiot z rąk, gdy czyta nazwę: Kwiat Samulaga.
Jeden z brakujących składników.
Rozgląda się wokół siebie z rozkojarzeniem i szybko bijącym sercem, a wtedy jego uwagę przykuwa szklana fiolka stojąca dwa regały dalej i skrząca się w świetle świec. Jest zakurzona i zapomniana pośród innych noszących ślady użytkowania flakoników. Zanim Draco chwyta ją w obie dłonie i wyciera, odstawia słoiczek z kwiatem na ziemię. Serce bije mu jak oszalałe, gdy dostrzega, że w fiolce lśni srebrny płyn.
– Merlinie… Słodki Merlinie – szepcze Draco i siada na podłodze, opierając się o regał. Na etykiecie wielkimi literami pisze: Krew jednorożca.
Draco właśnie znalazł ostatnie brakujące składniki. 

13 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Ten rozdział jest tak mroczny jak Malfoy Manor... Czułam się jakbym tam była. Daco miał paskudne życie ale mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej :)
    Przepraszam za tak krótkie komentarze jestem na tablecie i ciężko mi się pisze na nim -.-
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowości do mnie
    9 rozdział Muzycznej misji
    3 rozdział Last Minute Love
    i nowe rozdziały Fretki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana za poświęcony czas! :* :*
      Cieszę się, ze rozdziały Cię nie zawiodły i się podobały, a co do tego: cóż, starałam się jak najbardziej oddać ten mrok, który kojarzy mi się z Malfoy Manor. Prawdę mówiąc trudno mi się to pisało, ale jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego ;).
      Zdecydowanie z Draco będzie tylko lepiej, już ja się o to postaram ;)!
      Jak najszybciej postaram się do Ciebie wpaść i skomentować wszystko! Obiecuję :*!
      Buziaki i jeszcze raz dziękuję! <3

      Usuń
  3. Rozdział cudowny <3
    Czułam się jakbym była w Malfoy Manor.
    Dla Hermiony i Draco musiało być ciężkie wrócić tam.
    Nie spodziewałam się, że Draco znajdzie pracownie ojca,
    a w niej brakujące składniki.
    Czekam na kolejny i weny :*
    Wesołych świąt <3
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zaskoczyłam ;)
      Jak wspominałam wcześniej Arcanum dość ciężko było mi odzwierciedlić ten mrok i surowość Malfoy Manor, ale cieszę się, że choć w minimalnym stopniu mi się to udało :D!
      Dziękuję serdecznie za komentarz i życzenia! Również Wesołych Świąt życzę! :*

      Usuń
  4. Na początek ciepłych i słonecznych świąt Wielakocnych. Ja wiem patrząc za oknem z tym słońcem przesadzam, ale kto wie. Może być jeszcze ładnie.
    Wracając do rozdziału. Podoba mi się opis przybycia Hermiony do Hogwartu. Nie masz pojęcia jak bardzo czekałam na ten moment. Hermiona w Malfoy Manor. O tak. Chociaż niewiele nam powiedziałaś to jednak Draco niespodziewanie znalazł składniki eliksiru. Ich współpraca może w końcu dobiec końca. Coś pięknego. Co będzie teraz? Zakończysz ich współpracę czy może wręcz przeciwnie? Będę czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia, ja również życzę dużo słońca, zwłaszcza w Dyngusa :D!
      Cóż, co teraz będzie to się okaże. Rozdział 25 to ostatni rozdział dotyczący klątwy i kolejne, ha! To będzie wielka niewiadoma ;)...
      Prawdę mówiąc od zawsze wiedziałam, że Draco znajdzie te składniki własnie w pracowni ojca, to miało określony cel... Ale o tym wkrótce ;)!
      Dziękuję i również pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Hejo hejooo :D
    Sprawiłaś mi cudowny prezent na święta tym rozdziałem. I trafilaś w odpowiedni czas, bo dopiero teraz znalazłam czas, by komentować wszystkie zaległości na innych blogach, a u Ciebie aż tak się nie spóźniłam.
    Uwielbiam, po prostu uwielbiam początkowy fragment, o tym, jak Draco czekał na dworcu na Hermionę. Jeśli miałabym wybrać swoją ulubioną część tego rozdziału, to ten fragment deklasuje wszystkie inne (oczywiście poza cytatem, który jest przepiękny).
    Baaaardzo się cieszę, że oboje przekraczają swoje granice i pokonują bariery, które niegdyś nie pozwoliłyby zaistnieć ich relacji.
    Jak to mówią, szukajcie , a znajdziecie, prawda? I Draco chyba dokładnie tak znalazł brakujące składniki. Ten to ma szczęście :D
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział.
    Wesołych Świąt!
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że rozdział się podoba! ;)
      Cóż, zdaje się sprawę, że w sumie to zbyt łatwo poszło Draco, no ale nie miałam serca już bardziej utrudniać mu życia ^^ ;). A dodatkowo - tak jak pisałam wyżej Serenie - od początku wiedziałam, że to właśnie gabinet ojca, miejsce tak ściśle powiązane z Lucjuszem - którego w końcu Draco nienawidzi - będzie miejscem, gdzie znajdzie rozwiązanie swoich problemów ;)
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa i również życzę Wesołych Świąt!

      Usuń
  6. Aj, cudny rozdział! Uwielbiam sposób, w jaki opisujesz Malfoy Manor. Jako tajemniczy, mroczny dwór, gdzie wszystko wydaje się stare i magiczne! Dzięki Twoim opisom czułam się, jakbym tam była. Chyba zawsze podświadomie tak sobie wyobrażałam dom Malfoyów. I może Hermiona współczuje Draconowi, że wychował się w takim miejscu, ale ja bym wiele dała, żeby móc tam mieszkać ^^
    Podobały mi się również retrospekcje, które rozwinęły psychikę Dracona i przybliżenie nam postaci Lucjusza. Jego wpis w dzienniku był... słodki. Tak pisał o swojej przyszłej żonie.
    Draco znalazł ostatnie składniki! No, jestem ciekawa miny Hermiony, gdy jej o tym powie :D
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :*
      Ciesze się, że jednak opisy z Malfoy Manor się udały, bo przyznam szczerze obawiałam się nieco reakcji na nie ;)
      Prawdę mówiąc ja też wiele bym dała za mieszkanie w takim dworze, trochę odzwierciedliłam wizję swojego marzenia ^^!
      Scena, w któej Draco mówi Hermionie o znalezionych składnikach już napisana ;)... I coś czuję, że będziecie zachwyceni ^^....
      Jeszcze raz dziękuję! :*

      Usuń
  7. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki

    Dobra, jestem ponownie, znów pomiędzy egzaminami, ale wyłuskałam chwilę. Chociaż już jestem po terminie, bo deadline akcji minął mi chyba w poniedziałek, ale z ręką na sercu starałam się wyrobić. No trudno, tak czy siak, pędzę dalej z rozdziałami i komentarzami. Od czego tu zacząć?

    Blinny! Dużo ludzi narzeka, że ten pairing to już przejedzony i ble. A ja to mam tak, że jak coś jest fajnie napisane, to ja wszystko kupię i schrupię ze smakiem. Dlatego bardzo mi się podoba ich relacja. To, że Blaise przepadł na dobre, a Ginny jednak nadal jest taka wycofana, bo ma w serduchu Harry’ego, nadaje całej ich relacji takiego smaczku i czyta się to z ciekawością, co Ty nam tam dalej zaserwujesz. :) Ginny i jej taka zabawna bezczelność (gdy mówi, że jest wyjątkowo piękna) wymiata. :d

    Bardzo klimatycznie opisałaś Malfoy Manor. I przyznam szczerze, że najbardziej zachwyciło mnie coś, na co mało kto zwrócił uwagę podczas pisania opowiadań, właściwie pewnie mogłabym policzyć na palcach jednej ręki i to jeszcze musiałabym się głęboko zastanowić. Zauważyłaś, że dwór przez Hermionę jest odbierany zupełnie inaczej niż przez Malfoya. Dla niej to zimne ściany, mroczne cienie, staroświeckie gobeliny. A dla niego to coś zupełnie innego. I tak to we mnie uderzyło, że aż się przy tym zatrzymałam. Bo to w gruncie rzeczy fascynujące, jak odbieramy inaczej pewne rzeczy, głównie oczywiście przez pryzmat emocji i wspomnień. I w sumie ja to bym się wkurzyła na miejscu Malfoy za to Hermionowe „Współczuję ci”. Pff.

    Trochę bałam się świąt u Weasleyów, podobnie jak Ginny. Wiedziałam, że ktoś coś palnie i się zrobi kiepsko. Sama nienawidzę takich niezręcznych sytuacji. I gdy George zapomniał, że Freda już z nimi nie ma, omg, zrobiło się mi autentycznie smutno.

    Pomysł z wazonem i tym wylaniem wody, żeby ukazało się ukryte przejście – wow, genialne! :) No, i wiedziałam, że się uda z tymi składnikami. Uff! Chociaż na ostatnią chwilę. Ja na miejscu Hermiony panikowałabym z powodu ich braku.

    (Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”. Więcej szczegółów tutaj).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja na wstępie muszę podkreślić, że to nie jest - jeszcze? - Blinny! To na razie tylko Blaise i Ginny, kto wie, co tam jeszcze między nimi się zdarzy, prawda? (Tutaj wypadałoby wkleić emoji diabełka :D!)
      Ich sceny są takim przyjemnym oderwaniem o tej całkiem szarej i nieco pustej rzeczywistości Draco. tej pełnej napięcia i strachu. W sumie - uwielbiam je! :D
      Cieszę się, że opis Malfoy Manor się podobał. Starałam się oddać jego klimat, mrok i tajemniczość jak najdosadniej. Nie chciałam traktować tego miejsca po macoszemu bo na to nie zasłużyło. jest zbyt niezwykłe :)
      Wiem, wiem, może to nieco przewidywalne, ale - jak pisałam we wcześniejszych odpowiedziach - jak mogłabym dołożyć jeszcze tyle stresu Draco, który już i tak był na skraju załamania nerwowego? Od początku wiedziałam, gdzie znajdą się te ostatnie już składniki, i mimo że to było całkiem oczywiste, to jestem nawet z tego wyjaśnienia zadowolona :D
      Dziękuję, kochana za takie cudowne komentarze! :*

      Usuń

* Przeczytałeś/aś? Skomentuj, to nic nie kosztuje, a wywołuje uśmiech i daje motywację :)
* Nie obrażaj autorki, komentatorów i odwiedzających bloga!
* Nie przeklinaj!
* NIE SPAMUJ!!!