Betowała: Cassie McKinley
Wdzięczność
Przez wszystko do mnie przemawiałeś — Panie,
Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie.
~ C. K. Norwid
17 grudnia 1998
Od wtorku czekam na spotkanie z Granger.
Nawet nie wiem, jak mam ubrać w słowa to, co teraz czuję. Nigdy przedtem nie
byłem dłużnikiem, teraz jestem i wiem, że zostanę nim na bardzo długo.
Za tak dużo nie jest łatwo się odwdzięczyć.
Czuję, że dam sobie radę! Mam wrażenie, że
te nadchodzące święta będą przełomowe, że uda mi się uratować moją matkę.
Jestem pełen nadziei, w końcu czuję, że mam
nad wszystkim kontrolę i nie jestem tylko zjawą, która może zniknąć; roztopić
się jak wosk i pozostać wspomnieniem.
Będzie dobrze – wierzę w to!
Draco
***
Teodor wzdycha
głośno. Lekcja starożytnych run właśnie się skończyła, a on będzie miał prawie
dwugodzinną przerwę przed kolejnymi zajęciami. Uśmiecha się szeroko, już wie,
że spędzi ten czas z Pansy.
Ostatnie dwa tygodnie
były dla Teodora ciężkie. Naprawdę zauroczył się Mariettą, a świadomość, że już
nigdy nie będzie mógł wymienić się z nią listem ani pomyśleć o niej w czasie
teraźniejszym – wciąż go przeraża. Na szczęście jest coraz lepiej. Pansy,
Blaise, Draco i siostra bardzo mu pomagają. Teo wie, że może na nich liczyć w
każdej chwili.
Korytarze,
którymi idzie, są zapełnione uczniami. Wszyscy przepychają się i jak
najszybciej próbują przejść w kierunku kolejnej sali. Teo z ulgą kieruje się w
stronę lochów – tam jest zdecydowanie mniej osób i swobodnie może pokonać drogę
do wejścia. Wypowiada hasło i już po chwili owiewa go przyjemny spokój.
Pokój Wspólny
jest cichy, Teodor z ulgą zauważa, że jest w nim może dwunastu uczniów. Są to
najpewniej piątoklasiści – wszyscy tłoczą się przy stołach i zapalczywie
powtarzają jakieś formułki.
– Hej. I jak
minęły zajęcia? – pyta Teodor. Pansy leży rozłożona na całej kanapie z poduszką
podłożoną pod głowę. Chłopak, żeby usiąść, musi podnieść jej nogi i położyć na
swoich kolanach.
Pansy krzywi
się wyraźnie rozdrażniona.
– Nienawidzę
Zabiniego!
Teodor śmieje
się głośno i opiera się wygodniej o kanapę. Jedną ze swoich dłoni kładzie na
kolanie Pansy. Dziewczyna jednak nie zwraca na to najmniejszej uwagi, nigdy nie
czuje skrępowania w towarzystwie któregoś z przyjaciół.
– Przez tego
idiotę dostałam Zadowalający za pracę na lekcji! Kretyn cały czas nawijał i nie
mogłam się skupić!
– A o czym tak
nawijał?
– Pomyśl, Teo,
o kim nieustannie gada nasz błazen?
Pansy wciąż
mruczy pod nosem coraz to bardziej wulgarne epitety w stronę Blaise’a. Teo nie
potrafi przestać się uśmiechać. Uwielbia takie momenty, gdy zdaje się, że cała
ich czwórka nie ma żadnych problemów. Pansy wtedy zawsze śmieje się
najgłośniej, a jej śmiech jest niesamowicie zaraźliwy. Blaise próbuje
parodiować najmocniejsze kawałki Fatalnych Jędz, a Draco krzyczy, żeby Zabini
się już zamknął, bo mu uszy więdną.
Ostatnio
Teodor ma wrażenie, że takich chwil przybywa. W czasie wojny i zaraz po niej…
Wtedy było najciężej.
Teo sądził, że
ich przyjaźń się skończyła, że już nigdy nie uda im się wrócić do takiej
relacji, jaką mieli przed szóstą klasą. Ale się udało. Zaczęli wszystko
odbudowywać, choć z ciężkim bagażem przeżyć. Teraz wszystko zaczyna wracać do
normy. Owszem są te gorsze chwile, jak te
ostatnie dwa tygodnie… Ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Draco wyleczy
swoją matkę. Blaise możliwe, że się zakocha. Pansy będzie promienieć. A on?
Jeśli wszyscy jego przyjaciele i cała rodzina będą szczęśliwi, on też będzie.
Niestety, Teodor nie wie, jak wiele jeszcze
wszyscy będą musieli przejść, aby być szczęśliwi.
Pansy podnosi
się i głowę opiera o ramię Teodora. Chłopak otwiera oczy i spogląda na nią
swoim bystrym czarnym wzrokiem.
– Co jeszcze
cię wkurzyło? – pyta spokojnie, choć jego zmarszczone brwi sugerują, że jest
zaniepokojony.
Pansy chowa
twarz w zagłębieniu jego szyi i powoli wdycha zapach chłopaka. Delikatna woń
jego wody kolońskiej uspokaja ją i działa kojąco na jej myśli. Teo zagryza wargę,
żeby nie zacząć się śmiać – spokojny oddech przyjaciółki powoduje u niego
łaskotki.
– Muszę
odwołać spotkanie z Rogerem – mamrocze i jeszcze bardziej ukrywa swoją twarz.
Zupełnie jakby chciała schować się przed całym światem w objęciach Teodora.
Chłopak
spogląda na nią kątem oka, zupełnie zaskoczony i zdezorientowany. Nie sądził,
że kiedykolwiek nastąpi chwila, w której Pansy odwoła spotkanie ze swoim
chłopakiem!
– We wtorek
jedziemy do domu, a ja jeszcze nie napisałam eseju z transmutacji… Fair i tak
poszedł mi na rękę i pozwolił na oddanie w późniejszym terminie – Wzdycha i
dopiero po chwili dodaje: – Jeśli się nie wyrobię, nie zaliczę półrocza, a
takie rozwiązanie nie za bardzo mi się podoba…
Teodor podrywa
się gwałtownie i spogląda na przyjaciółkę pełnym wściekłości spojrzeniem.
– Dlaczego mi
nie powiedziałaś, że masz problem z transmutacją?! Przecież bym ci pomógł! –
Jego głos jest pełen wyrzutu.
Pansy odwraca
głowę zawstydzona.
– Miałeś swoje
problemy… Ta sprawa z Mariettą…
– Nie bądź
niemądra, Pansy! Jak mogłaś niańczyć mnie kosztem swojej oceny!
– Teo, daj
spokój… Moje oceny są bardzo dobre, to tylko ten jeden esej…
– Cicho bądź i
daj mi pióro i pergamin.
Pansy spogląda
na niego z niezrozumieniem, na co chłopak wzrusza ramionami i przeczesuje swoje
czarne kosmyki. Teraz jego włosy nastroszyły się lekko i przestały opadać na
oczy.
– Jako moja
przyjaciółka nie możesz mieć nic gorszego niż Powyżej Oczekiwań z transmutacji…
– mamrocze i mruga do Pansy. – Co by ludzie powiedzieli?
Dziewczyna śmieje
się głośno i mierzwi mu włosy.
– Faktycznie,
profesor Fair bardzo by się na tobie zawiódł, Teo.
***
19 grudnia 1998
W końcu jest sobota. Jestem już w sali
zaklęć i czekam na Granger. Cały tydzień zgrabnie mnie unikała. Nawet w czasie
lekcji trudno było mi, choć spróbować do niej podejść, by porozmawiać. Teraz
jednak mi się nie wymknie. Muszę jej podziękować. Nienawidzę tego uczucia.
Nienawidzę dziękowania, proszenia… To wszystko jest mi obce…
Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę
zmuszony do tego, by stać się czyimś dłużnikiem.
To cena, jaką płacę za życie mojej matki.
Jednak nie żałuję, dla niej zrobiłbym wszystko jeszcze milion razy. Byleby
tylko ją uratować.
Draco
W chwili, gdy
chłopak zapisuje ostatnią literę swojego imienia, do sali wchodzi Hermiona. Ma
na sobie wełniany, opinający ciało sweter w kolorze burgundu. Włosy ma spięte w
koka na samym czubku głowy, choć wiele pasm i tak wiruje wokół jej twarzy. Gdy
tylko dostrzega siedzącego na parapecie Draco, cała się spina. Zaciska swoje
usta i bez słowa podchodzi do stolika, na którym stoi kociołek z eliksirem.
– Jeszcze parę
dni i będzie gotowy – odzywa się Draco, przerywając tym samym ciszę panującą w
pomieszczeniu.
Hermiona kiwa
głową. Z uwagą czyta notatki i dopisuje coś do nich. Draco jednak nie daje za
wygraną i ponownie się odzywa:
– Filch się
ostatnio tutaj kręcił. Nigdy nie zaglądał do tej części zamku, jesteś pewna, że
nie wejdzie do tej sali?
Dziewczyna
spogląda na niego swoimi brązowymi oczyma.
– Bardzo
szybko zacząłeś się zastanawiać tym, czy nie znajdzie tego miejsca… – stwierdza
spokojnie, a Draco czuje, jak po całym jego ciele rozchodzi się gorąco. Wstyd.
Wielki, palący i obezwładniający wstyd…
– Chodzi o to,
że…
– Mówiłam ci,
że profesor McGonagall dała mi zgodę na korzystanie z tej klasy. Filch o tym
doskonale wie…
Teraz to Draco
kiwa głową. Chce jakoś rozpocząć rozmowę, spróbować podziękować dziewczynie,
może nawet ją przeprosić… Tylko nie wie jak zacząć. Jej postawa świadczy o
wyraźnej rezygnacji, a jednocześnie rozdrażnieniu. Najbardziej jednak dręczy
Draco jedno pytanie: dlaczego ona to wszystko robi? On nigdy nie zrobiłby tego
dla niej. Nigdy w życiu by jej nie pomógł. A przynajmniej kiedyś… Teraz jest
inaczej i Draco zdaje sobie z tego sprawę. Po tym, ile czasu razem spędzili, i
przez wzgląd na to, co Granger dla niego robi… Jest pewien, że w ramach
podziękowania byłby w stanie zrobić dla niej równie dużo.
– Co robisz? –
pyta zaskoczony, gdy zauważa, że Hermiona zaczyna chodzić po całej klasie i
zbierać książki i składniki, i układać je na jednym stoliku. Następnie
zmniejsza je i wszystkie wrzuca do pustej torby, którą ze sobą przyniosła.
– Musimy je
zabrać. Mogą się przydać – odpowiada cicho, nawet na niego nie patrząc.
Draco
obserwuje ją w skupieniu. Mimo że Hermiona czuje na sobie jego palący wzrok,
nawet raz na niego nie zerka. W końcu jednak nie wytrzymuje i odwraca się w
jego kierunku ze złością.
– Przestań,
Malfoy.
– Dlaczego to
robisz, Granger? Jasne, rozumiem, że wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego,
ale to przechodzi wszelkie pojęcie! Cholera, nie możesz być aż tak
bezinteresowna!
Draco zrywa
się z parapetu i pokonuje dzielącą ich odległość w zaledwie parę sekund. Teraz
stoi przed Hermioną, wyraźnie nad nią górując. Jest od niej wyższy o
kilkanaście cali, przez co dziewczyna musi spoglądać na niego z lekko zadartą
głową.
– Chcę mieć
czyste sumienie, taka odpowiedź powinna cię satysfakcjonować.
– Wydaje mi
się, że twoje sumienie jest tak anielskie, że nic nie zdołałoby go zabrudzić! –
warczy zły. Znów nie odpowiedziała mu w taki sposób, jak tego oczekiwał.
Hermiona kręci
głową i zarzuca swoją torbę na ramieniu.
– Zajmij się
eliksirem do wtorku. Ja mam teraz sporo obowiązków na głowie.
Rusza w
kierunku wyjścia, ale Draco łapie ją za ramię. Dziewczyna staje niczym
sparaliżowana, czuje uścisk palców chłopaka nawet przez gruby sweter.
– Granger… –
zaczyna i spogląda na miejsce, w którym jej dotyka. Spoglądając w ten jeden
punkt, odzywa się cichym głosem: – Przepraszam.
Hermiona
wyrywa się mu i szybko pokonuje te kilka metrów, które dzielą ją od drzwi.
Zanim znika, rzuca jeszcze w kierunku chłopaka krótkie:
– Do
zobaczenia, Malfoy.
***
– Nie mogę
uwierzyć, że jutro jedziemy do domu! – Ginny okręca się wokół własnej osi, a
płatki śniegu, które osiadły na jej włosach, wirują wokół niej.
Czuje, że na
samą myśl o nadchodzących świętach w jej oczach zbierają się łzy. To będą
najszczęśliwsze i jednocześnie najsmutniejsze święta w jej życiu. W tegoroczną
Wigilię przy stole zostanie więcej niż jedno puste miejsce; nie będzie
Hermiony, Rona, Harry’ego i… Freda… A także wielu innych, którzy zawsze umilali
ten dzień: Moody’ego, Tonks, Lupina… Te święta będą świętami smutku i żalu…
Jednak nie traci nadziei, w te święta po raz pierwszy od siedmiu miesięcy
zobaczy swoich prawdziwych rodziców – nie tych, którzy byli z nią wcześniej,
pogrążonych w żałobie. Spotka się z braćmi i będzie mogła razem z nimi opłakać
śmierć tych, którzy odeszli.
– Gin? Halo,
jesteś tu ze mną?! – Blaise śmieje się głośno i rzuca w dziewczynę śnieżką.
Trafia ją prosto w twarz i Ginny z zaskoczoną miną spogląda na niego.
–
Zwariowałeś?! Ja cię dorwę, Zabini! – krzyczy i rusza biegiem w kierunku
chłopaka.
Po błoniach
roznosi się głośny śmiech Blaise’a i pokrzykiwania Ginny, która stara się ze
wszystkich sił go złapać. W końcu rzuca się na niego całym swoim ciężarem, czym
zwala go z nóg i sprawia, że oboje lądują w ogromnej zaspie.
– Weasley!
Turlają się
chwilę po śniegu, aż w końcu Ginny opada z sił i pozwala, by chłopak przygniótł
ją całym swoim ciałem. Trzyma jej dłonie po obu stronach jej głowy i spogląda
na nią groźnie. Dziewczyna jednak cały czas śmieje się głośno. Nawet nie
odczuwa zimna, choć śnieg pokrywa każdy fragment jej ubrania i buzi.
– Wygrałem? –
pyta zdyszany Blaise i uśmiecha się szeroko.
Ginny kręci
głową, wciąż się śmiejąc, na co Blaise zaczyna ją łaskotać.
– Nie mówiłaś,
że masz łaskotki! – szepcze cicho i mruga w jej kierunku. W końcu Ginny, nie
mogąc wytrzymać już od nieustannego śmiechu, zaczyna kręcić głową.
– Wygrałeś,
naprawdę! Tylko skończ już, błagam! – prosi i śmieje się jeszcze głośniej.
Blaise
uśmiecha się szeroko i spogląda na dziewczynę z skupieniu. Z zaczerwienionymi
policzkami wygląda naprawdę ślicznie i Blaise nie umie oderwać od niej wzroku.
Ma ochotę najpierw dotknąć jej włosów, potem szyi, policzka, nosa, aż w końcu
ust… Już od dłuższego czasu zastanawia się, jakby to było ja pocałować…
– Rozumiem, że
jestem wyjątkowo piękna, ale nie musisz wpatrywać się we mnie jak w obrazek! –
Ginny uśmiecha się i mruga w jego kierunku.
Blaise z
trudem odrywa swoje spojrzenie od jej brązowych oczu.
– Masz większe
ego niż ja – mówi ochrypłym głosem. Nie potrafi powstrzymać się od zerkania w
kierunku jej ust.
– Cóż, taki
jest już ten świat! – rzuca i lekko popycha go lekko, zmuszając do wstania.
– Ładnie ci w
białych włosach – mruczy chłopak i trąca łokciem Ginny.
– Jeśli będę
chora na święta, to mnie popamiętasz! – Ginny grozi Blaise’owi palcem, choć na
jej ustach wciąż gości uśmiech. Pozwala mu na strzepnięcie z loków białego
puchu i objęcie ramieniem.
– Spakowałaś
się już?
– Oczywiście,
że nie. – Śmieje się głośno. – Za kogo ty mnie masz?
Blaise kiwa
głową i zerka na nią ostrożnie. Mówi o tym, jak to nie może się doczekać
jutrzejszego wyjazdu z Hogsmeade. Gestykuluje, gdy zapalczywie opowiada o tym,
jak bardzo uwielbia widok ośnieżonych wzgórz Szkocji i nizinnych terenów
Anglii. Blaise przypatruje jej się z wyraźnie widocznym zachwytem. Ginny
wygląda tak, jakby promieniała tysiącem słońc. Jej policzki są zarumienione od
zimna, a we włosach jeszcze skrzą się płatki śniegu.
Zanim zdąży
się powstrzymać, odzywa się:
– Jesteś
śliczna, Ginny…
Dziewczyna
zamiera i niepewnie odwraca głowę w stronę Blaise’a. Czuje, że serce zaczyna
jej szybciej bić, a dłonie pocą się. Niezręczność tej sytuacji aż nadto ją
dotyka.
– Chodźmy już
do zamku… – odzywa się. – Naprawdę muszę zacząć się pakować.
Wyswobadza się
z uścisku chłopaka pod pretekstem zawiązania sznurówki lewego buta. Gdy wstaje,
już nie pozwala na to, by chłopak ją objął.
Myśli Ginny
zostają wypełnione przez słowa Luny. Przerażają one dziewczynę, bo w jej sercu
nie ma miejsca na kogoś innego niż Harry.
***
Stacja
Hogsmeade jest zatłoczona. Hogwarccy uczniowie próbują przekrzyczeć siebie
nawzajem, a także hałas nadjeżdżającej lokomotywy. W końcu ze świstem na stację
wtacza się pociąg. Jego czerwona lśniąca barwa odbija zimowe promienie słońca.
Hermiona uśmiecha się i wsiada, jako jedna z pierwszych. Luna i Ginny dotrą za
niedługo, musiały szybko wrócić się do zamku, bo Gin zostawiła swój ulubiony
kremowy sweter.
Zajmuje
przedział i wyjmuje z kieszeni swój zmniejszony kufer. Na wszelki wypadek
powiększa go i umieszcza na półce nad siedzeniami. Obawia się, że gdyby przez
całą podróż był w jej kieszeni mogłaby go niechcący gdzieś upuścić i zgubić.
W końcu w
drzwiach pojawiają się jej przyjaciółki. Obie są zdyszane i zaczerwienione –
widać, że ostatnie metry dzielące je od wioski pokonały biegiem.
– Słaba
kondycja, moje drogie, bardzo, bardzo słaba! – Śmieje się Hermiona, a Ginny śle
w jej kierunku pełne rozdrażnienia spojrzenie.
– I kto to
mówi… – rzuca Luna i z ulgą opada na fotel. Dawno nie była tak zmęczona.
– Obowiązki
mnie wzywają – mamrocze po chwili Hermiona i po chwili znika za drzwiami
przedziału.
Ginny posyła
Lunie zdziwione spojrzenie.
– Musi iść sprawdzić,
czy wszyscy wsiedli, dojrzeć pierwszorocznych… Sprawy prefekta – odpowiada
Luna, wzruszając przy tym ramionami.
Siedzą kilka
minut w zupełnej ciszy, próbują unormować swój oddech, który teraz – po wysiłku
– jest ciężki i sapiący. W końcu lokomotywa
rusza z miejsca, a towarzyszy temu głośny odgłos dudnienia i stukania. Ginny
uśmiecha się, słysząc ten znajomy dźwięk, i odzywa się:
– Odwiedzisz
mnie w święta? – pyta. – Moim rodzicom przydałaby się pozytywna energia twojego
taty.
Luna wzrusza
ramionami i kręci głową.
– Hermiona ma
rację; lepiej będzie, jeśli ten czas spędzicie tylko w swoim gronie. To będą
dla was trudne święta – mówi cicho.
Ginny zagryza
wargę i opuszcza głowę. Boże Narodzenie byłoby dla niej łatwiejsze, gdyby miała
przy sobie Hermionę i Lunę. Prawda jest taka, że niezwykle boi się tego, jak
będą wyglądać te święta. Obawia się tego, że mama nie wytrzyma i znów odetnie
się od świata zewnętrznego, a taka sytuacja doprowadziłaby do całkowitego
rozpadu rodziny Weasleyów.
– Muszę iść.
Luna wstaje i
poprawia koszulę i kant błękitnej spódnicy. Ginny spogląda na nią zaskoczona,
na wpół sennych wzrokiem – jest bliska zaśnięcia.
– Obiecałam
Neville’owi, że się z nim zobaczę. Na dworcu możemy nie mieć okazji do złożenia
sobie życzeń.
– Złóż mu
życzenia też ode mnie, i od Hermiony… Chociaż ona pewnie już go znalazła i
zrobiła to sama… – mamrocze Ginny i ziewa głośno.
Luna uśmiecha
się i sięga do kufra, by wyjąć koc. Okrywa nim szczelnie przyjaciółkę i
uśmiecha się szeroko.
– Miłych snów.
Gdy wychodzi z
przedziału, od razu zaczyna czuć, jak chłodny wiatr sunący korytarzem owiewa
jej nogi. Oplata się ciasno ramionami i rusza na poszukiwanie byłego chłopaka.
Neville strasznie nalegał na to, by spotkała się z nim jeszcze w pociągu. Nie
rozumie, jakie są tego powody, ale postanowiła uszanować jego prośbę.
Znajduje
chłopaka siedzącego kilkanaście przedziałów dalej razem z Seamusem, Deanem i –
ku jej zaskoczeniu – Hermioną.
– Luna!
Przyjaciółka
uśmiecha się do niej promiennie i wskazuje miejsce obok siebie.
– Przepraszam,
że tak długo mnie nie było, ale zagadałam się z chłopakami – mówi ciepło, a w
jej głosie wyczuwalna jest skrucha.
– Ginny i tak
usnęła, a ja postanowiłam poszukać Neville’a.
Chłopak kiwa
potwierdzająco głową i wstaje. Luna nie zauważa, jak wsuwa coś do swojej
kieszeni. Wychodzą razem na korytarz i stają nieopodal wejścia do przedziału.
– Wesołych
świąt! – mówi Luna i mocno przytula się do chłopaka, obejmując go ciasno
ramionami. Z lekkim wahaniem całuje go w policzek, a następnie szybko odsuwa.
– I nawzajem,
Lu – odpowiada i wyciąga w jej kierunku mały, czarny pakunek.
Luna otwiera
szeroko oczy.
– Ale ja nie
mam przy sobie prezentu dla ciebie!
Neville śmieje
się głośno i chwyta jej rękę, a następnie wsuwa pudełeczko w jej dłoń.
– Po prostu
otwórz…
Luna powoli
rozrywa ozdobny papier i otwiera podarek. Zamiera widząc srebrny łańcuszek z
małą zawieszką w kształcie słońca.
– Księżyc
odbija światło, ale słońce… Ono samo w sobie promienieje. Chcę, żebyś ty też
zawsze tak lśniła – mówi z uśmiechem Neville i przysuwa się do Luny. Kładzie
jej swoją brodę na ramieniu i mocno przytula, jednocześnie wdychając zapach jej
delikatnych perfum.
– Dziękuję,
Neville. – W jej głosie słychać drżenie, a w oczach zbierają się łzy. Pociąga
nosem i odzywa się ponownie: – Naprawdę przepraszam za to, że nam nie wyszło.
Chłopak kiwa
lekko głową, choć i tak zdaje się być smutny i przygaszony. Ostatecznie jednak
wzrusza ramionami i wygina usta w słabym uśmiechu.
– Życie nie zawsze jest idealne.
***
Hermiona stoi
na środku peronu 9 i ¾ wraz Ginny i Luną. Dziewczyny uśmiechają się do niej
pokrzepiająco, choć w ich oczach widać zaniepokojenie.
– Jeśli
cokolwiek, by się działo… Jeśli nie mogłabyś znieść tego wszystkiego…
Luna ściska
przyjaciółkę za dłoń, wyrażając tym samym swoje wsparcie.
– Będzie
dobrze – odpowiada Hermiona i wzrusza ramionami. – Tu chodzi tylko o to, żeby
jej pomóc.
Ginny stoi
spokojnie z rękoma schowanymi w kieszeniach swojego płaszcza. W końcu kręci
głową i podchodzi do przyjaciółki, by mocno ją objąć.
– Wiem, że to
za Harry’ego – szepcze jej do ucha. – Dziękuję.
Hermiona zdaje
się być zaskoczona, ale kiwa głową.
– Wesołych
świąt, Ginny.
Luna podchodzi
do nich i również obejmuje je ramionami. Trzy przyjaciółki, które zrobią dla
siebie wszystko. Uśmiecham się na ten widok. Miło jest patrzeć na ich relację,
takiej przyjaźni nie dane mi było widzieć od wielu lat.
To Hermiona
odsuwa się jako pierwsza i uśmiechając się delikatnie, jeszcze raz życzy
przyjaciółkom wesołych świąt. Następnie rusza w kierunku wyjścia z peronu.
<3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
Ten moment gdy Ginny i Blaise byli na błoniach był cudowny!
Liczyłam,że Miona i Draco będą się trochę inaczej zachowywać, ale pewnie się trochę zmienią jak będą w Malfoy Manor.
Nie wpadłam na pomysł,że Hermiona będzie pomagać Draco dlatego, że jego mama nie wydała Harrego.
Czekam na kolejny i weeny :*
~gwiazdeczka
Ha, wiedziałam, że to będzie spore zaskoczenie. Ale w końcu czyż Hermiona nie zrobiłaby dla Harry'ego (i każdego innego przyjaciela) wszystkiego? To właśnie Harry był jednym z powodów dla których postanowiła pomóc Malfoyowi.
UsuńCieszę się, że rozdział się spodobał i dziękuję za komentarz i ciepłe słowa, kochana! :*
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńCieszę się strasznieee z nowego rozdziału. A jeszcze bardziej z faktu, że uczniowie jadą już na święta! I mam nadzieję, że tytułowa wdzięczność Dracona wkrótce przeistoczy się w coś innego, na co czekam już od dawna.
Dzisiaj nic nie ujęło mnie bardziej niż ostatni akapit, który moim skromnym zdaniem opisuje całą prawdę. A już ostatnie zdanie to majstersztyk. Jedno, krótkie, proste zdanie, a tyle kryje emocji. I symbolizuje przełamanie barier - przynajmniej wg mnie.
pozdrawiam i do następnego!
Spokojnie, spokojnie, nie może tak szybko pojawić się miłość! Zacznijmy od przyjaźń, a czy okres świąt nie jest do odpowiednim czasem do nawiązywania takich relacji..? ;)
UsuńTak przeczuwałam, że to ostatnie zdanie będzie taką perełką. Dopisałam je właściwi sekundę przed kliknięciem "Publikuj", ale cieszę się, że nie była to zła decyzja.
Dziękuję za miłe słowa! :* <3
A jednak! Blaise coś czuje do Ginny, ale jestem ciekawa, czy dziewczyna to odwzajemni. W końcu cały czas w jej głowie był tylko Harry. Czy pozostanie mu wierna, mimo że on ją zranił? W każdym razie scena między Ginny a Blaisem bardzo ładna, miałam to wszystko przed oczami ^^
OdpowiedzUsuńPodobnie miło się czyta o Pansy i Teodorze. Mam wrażenie, że między nimi też coś kiełkuje.
Trudniej ma się sprawa z Hermioną i Draco. Czasami nie mogą do siebie dotrzeć, ale liczę, że to zmieni się po wspólnych Świętach.
Buziaki :*
Jak pisałam już Ivie; okres świąt to doskonały moment na to, by rozkwitała przyjaźń, a ludzie zbliżali się do siebie...
UsuńZobaczymy czy to sprawdzi się w przypadku naszych bohaterów :D!
Cieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za miłe słowa, kochana!
Buziaki! :**
Kocham tą historię ❤❤
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, kiedy następny? Xd
OdpowiedzUsuńŚwieżutki, czeka już na blogu ;) Opublikowany został wczoraj :D
UsuńSłodki był ten fragment Blinny uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńFragmenty na peronie też miały swój urok :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Hejj, to jeszcze nie tak do końca Blinny, nie nazywajmy rzeczy po imieniu :D :D!
UsuńDziękuję! :*