wtorek, 28 marca 2017

Rozdział 23

Betowała: Cassie McKinley


Wdzięczność

Przez wszystko do mnie przemawiałeś — Panie,
Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie.
~ C. K. Norwid


17 grudnia 1998
Od wtorku czekam na spotkanie z Granger. Nawet nie wiem, jak mam ubrać w słowa to, co teraz czuję. Nigdy przedtem nie byłem dłużnikiem, teraz jestem i wiem, że zostanę nim na bardzo długo.
Za tak dużo nie jest łatwo się odwdzięczyć.
Czuję, że dam sobie radę! Mam wrażenie, że te nadchodzące święta będą przełomowe, że uda mi się uratować moją matkę.
Jestem pełen nadziei, w końcu czuję, że mam nad wszystkim kontrolę i nie jestem tylko zjawą, która może zniknąć; roztopić się jak wosk i pozostać wspomnieniem.
Będzie dobrze – wierzę w to!
Draco

***

Teodor wzdycha głośno. Lekcja starożytnych run właśnie się skończyła, a on będzie miał prawie dwugodzinną przerwę przed kolejnymi zajęciami. Uśmiecha się szeroko, już wie, że spędzi ten czas z Pansy.
Ostatnie dwa tygodnie były dla Teodora ciężkie. Naprawdę zauroczył się Mariettą, a świadomość, że już nigdy nie będzie mógł wymienić się z nią listem ani pomyśleć o niej w czasie teraźniejszym – wciąż go przeraża. Na szczęście jest coraz lepiej. Pansy, Blaise, Draco i siostra bardzo mu pomagają. Teo wie, że może na nich liczyć w każdej chwili.
Korytarze, którymi idzie, są zapełnione uczniami. Wszyscy przepychają się i jak najszybciej próbują przejść w kierunku kolejnej sali. Teo z ulgą kieruje się w stronę lochów – tam jest zdecydowanie mniej osób i swobodnie może pokonać drogę do wejścia. Wypowiada hasło i już po chwili owiewa go przyjemny spokój.
Pokój Wspólny jest cichy, Teodor z ulgą zauważa, że jest w nim może dwunastu uczniów. Są to najpewniej piątoklasiści – wszyscy tłoczą się przy stołach i zapalczywie powtarzają jakieś formułki.
– Hej. I jak minęły zajęcia? – pyta Teodor. Pansy leży rozłożona na całej kanapie z poduszką podłożoną pod głowę. Chłopak, żeby usiąść, musi podnieść jej nogi i położyć na swoich kolanach.
Pansy krzywi się wyraźnie rozdrażniona.
– Nienawidzę Zabiniego!
Teodor śmieje się głośno i opiera się wygodniej o kanapę. Jedną ze swoich dłoni kładzie na kolanie Pansy. Dziewczyna jednak nie zwraca na to najmniejszej uwagi, nigdy nie czuje skrępowania w towarzystwie któregoś z przyjaciół.
– Przez tego idiotę dostałam Zadowalający za pracę na lekcji! Kretyn cały czas nawijał i nie mogłam się skupić!
– A o czym tak nawijał?
– Pomyśl, Teo, o kim nieustannie gada nasz błazen?
Pansy wciąż mruczy pod nosem coraz to bardziej wulgarne epitety w stronę Blaise’a. Teo nie potrafi przestać się uśmiechać. Uwielbia takie momenty, gdy zdaje się, że cała ich czwórka nie ma żadnych problemów. Pansy wtedy zawsze śmieje się najgłośniej, a jej śmiech jest niesamowicie zaraźliwy. Blaise próbuje parodiować najmocniejsze kawałki Fatalnych Jędz, a Draco krzyczy, żeby Zabini się już zamknął, bo mu uszy więdną.
Ostatnio Teodor ma wrażenie, że takich chwil przybywa. W czasie wojny i zaraz po niej… Wtedy było najciężej.
Teo sądził, że ich przyjaźń się skończyła, że już nigdy nie uda im się wrócić do takiej relacji, jaką mieli przed szóstą klasą. Ale się udało. Zaczęli wszystko odbudowywać, choć z ciężkim bagażem przeżyć. Teraz wszystko zaczyna wracać do normy. Owszem są te gorsze chwile, jak te ostatnie dwa tygodnie… Ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Draco wyleczy swoją matkę. Blaise możliwe, że się zakocha. Pansy będzie promienieć. A on? Jeśli wszyscy jego przyjaciele i cała rodzina będą szczęśliwi, on też będzie.
Niestety, Teodor nie wie, jak wiele jeszcze wszyscy będą musieli przejść, aby być szczęśliwi.
Pansy podnosi się i głowę opiera o ramię Teodora. Chłopak otwiera oczy i spogląda na nią swoim bystrym czarnym wzrokiem.
– Co jeszcze cię wkurzyło? – pyta spokojnie, choć jego zmarszczone brwi sugerują, że jest zaniepokojony.
Pansy chowa twarz w zagłębieniu jego szyi i powoli wdycha zapach chłopaka. Delikatna woń jego wody kolońskiej uspokaja ją i działa kojąco na jej myśli. Teo zagryza wargę, żeby nie zacząć się śmiać – spokojny oddech przyjaciółki powoduje u niego łaskotki.
– Muszę odwołać spotkanie z Rogerem – mamrocze i jeszcze bardziej ukrywa swoją twarz. Zupełnie jakby chciała schować się przed całym światem w objęciach Teodora.
Chłopak spogląda na nią kątem oka, zupełnie zaskoczony i zdezorientowany. Nie sądził, że kiedykolwiek nastąpi chwila, w której Pansy odwoła spotkanie ze swoim chłopakiem!
– We wtorek jedziemy do domu, a ja jeszcze nie napisałam eseju z transmutacji… Fair i tak poszedł mi na rękę i pozwolił na oddanie w późniejszym terminie – Wzdycha i dopiero po chwili dodaje: – Jeśli się nie wyrobię, nie zaliczę półrocza, a takie rozwiązanie nie za bardzo mi się podoba…
Teodor podrywa się gwałtownie i spogląda na przyjaciółkę pełnym wściekłości spojrzeniem.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz problem z transmutacją?! Przecież bym ci pomógł! – Jego głos jest pełen wyrzutu.
Pansy odwraca głowę zawstydzona.
– Miałeś swoje problemy… Ta sprawa z Mariettą…
– Nie bądź niemądra, Pansy! Jak mogłaś niańczyć mnie kosztem swojej oceny!
– Teo, daj spokój… Moje oceny są bardzo dobre, to tylko ten jeden esej…
– Cicho bądź i daj mi pióro i pergamin.
Pansy spogląda na niego z niezrozumieniem, na co chłopak wzrusza ramionami i przeczesuje swoje czarne kosmyki. Teraz jego włosy nastroszyły się lekko i przestały opadać na oczy.
– Jako moja przyjaciółka nie możesz mieć nic gorszego niż Powyżej Oczekiwań z transmutacji… – mamrocze i mruga do Pansy. – Co by ludzie powiedzieli?
Dziewczyna śmieje się głośno i mierzwi mu włosy.
– Faktycznie, profesor Fair bardzo by się na tobie zawiódł, Teo.

***

19 grudnia 1998
W końcu jest sobota. Jestem już w sali zaklęć i czekam na Granger. Cały tydzień zgrabnie mnie unikała. Nawet w czasie lekcji trudno było mi, choć spróbować do niej podejść, by porozmawiać. Teraz jednak mi się nie wymknie. Muszę jej podziękować. Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę dziękowania, proszenia… To wszystko jest mi obce…
Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę zmuszony do tego, by stać się czyimś dłużnikiem.
To cena, jaką płacę za życie mojej matki. Jednak nie żałuję, dla niej zrobiłbym wszystko jeszcze milion razy. Byleby tylko ją uratować.
Draco

W chwili, gdy chłopak zapisuje ostatnią literę swojego imienia, do sali wchodzi Hermiona. Ma na sobie wełniany, opinający ciało sweter w kolorze burgundu. Włosy ma spięte w koka na samym czubku głowy, choć wiele pasm i tak wiruje wokół jej twarzy. Gdy tylko dostrzega siedzącego na parapecie Draco, cała się spina. Zaciska swoje usta i bez słowa podchodzi do stolika, na którym stoi kociołek z eliksirem.
– Jeszcze parę dni i będzie gotowy – odzywa się Draco, przerywając tym samym ciszę panującą w pomieszczeniu.
Hermiona kiwa głową. Z uwagą czyta notatki i dopisuje coś do nich. Draco jednak nie daje za wygraną i ponownie się odzywa:
– Filch się ostatnio tutaj kręcił. Nigdy nie zaglądał do tej części zamku, jesteś pewna, że nie wejdzie do tej sali?
Dziewczyna spogląda na niego swoimi brązowymi oczyma.
– Bardzo szybko zacząłeś się zastanawiać tym, czy nie znajdzie tego miejsca… – stwierdza spokojnie, a Draco czuje, jak po całym jego ciele rozchodzi się gorąco. Wstyd. Wielki, palący i obezwładniający wstyd…
– Chodzi o to, że…
– Mówiłam ci, że profesor McGonagall dała mi zgodę na korzystanie z tej klasy. Filch o tym doskonale wie…
Teraz to Draco kiwa głową. Chce jakoś rozpocząć rozmowę, spróbować podziękować dziewczynie, może nawet ją przeprosić… Tylko nie wie jak zacząć. Jej postawa świadczy o wyraźnej rezygnacji, a jednocześnie rozdrażnieniu. Najbardziej jednak dręczy Draco jedno pytanie: dlaczego ona to wszystko robi? On nigdy nie zrobiłby tego dla niej. Nigdy w życiu by jej nie pomógł. A przynajmniej kiedyś… Teraz jest inaczej i Draco zdaje sobie z tego sprawę. Po tym, ile czasu razem spędzili, i przez wzgląd na to, co Granger dla niego robi… Jest pewien, że w ramach podziękowania byłby w stanie zrobić dla niej równie dużo.
– Co robisz? – pyta zaskoczony, gdy zauważa, że Hermiona zaczyna chodzić po całej klasie i zbierać książki i składniki, i układać je na jednym stoliku. Następnie zmniejsza je i wszystkie wrzuca do pustej torby, którą ze sobą przyniosła.
– Musimy je zabrać. Mogą się przydać – odpowiada cicho, nawet na niego nie patrząc.
Draco obserwuje ją w skupieniu. Mimo że Hermiona czuje na sobie jego palący wzrok, nawet raz na niego nie zerka. W końcu jednak nie wytrzymuje i odwraca się w jego kierunku ze złością.
– Przestań, Malfoy. 
– Dlaczego to robisz, Granger? Jasne, rozumiem, że wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego, ale to przechodzi wszelkie pojęcie! Cholera, nie możesz być aż tak bezinteresowna!
Draco zrywa się z parapetu i pokonuje dzielącą ich odległość w zaledwie parę sekund. Teraz stoi przed Hermioną, wyraźnie nad nią górując. Jest od niej wyższy o kilkanaście cali, przez co dziewczyna musi spoglądać na niego z lekko zadartą głową.
– Chcę mieć czyste sumienie, taka odpowiedź powinna cię satysfakcjonować.
– Wydaje mi się, że twoje sumienie jest tak anielskie, że nic nie zdołałoby go zabrudzić! – warczy zły. Znów nie odpowiedziała mu w taki sposób, jak tego oczekiwał. 
Hermiona kręci głową i zarzuca swoją torbę na ramieniu.
– Zajmij się eliksirem do wtorku. Ja mam teraz sporo obowiązków na głowie.
Rusza w kierunku wyjścia, ale Draco łapie ją za ramię. Dziewczyna staje niczym sparaliżowana, czuje uścisk palców chłopaka nawet przez gruby sweter.
– Granger… – zaczyna i spogląda na miejsce, w którym jej dotyka. Spoglądając w ten jeden punkt, odzywa się cichym głosem: – Przepraszam.
Hermiona wyrywa się mu i szybko pokonuje te kilka metrów, które dzielą ją od drzwi. Zanim znika, rzuca jeszcze w kierunku chłopaka krótkie:
– Do zobaczenia, Malfoy.

***

– Nie mogę uwierzyć, że jutro jedziemy do domu! – Ginny okręca się wokół własnej osi, a płatki śniegu, które osiadły na jej włosach, wirują wokół niej.
Czuje, że na samą myśl o nadchodzących świętach w jej oczach zbierają się łzy. To będą najszczęśliwsze i jednocześnie najsmutniejsze święta w jej życiu. W tegoroczną Wigilię przy stole zostanie więcej niż jedno puste miejsce; nie będzie Hermiony, Rona, Harry’ego i… Freda… A także wielu innych, którzy zawsze umilali ten dzień: Moody’ego, Tonks, Lupina… Te święta będą świętami smutku i żalu… Jednak nie traci nadziei, w te święta po raz pierwszy od siedmiu miesięcy zobaczy swoich prawdziwych rodziców – nie tych, którzy byli z nią wcześniej, pogrążonych w żałobie. Spotka się z braćmi i będzie mogła razem z nimi opłakać śmierć tych, którzy odeszli.
– Gin? Halo, jesteś tu ze mną?! – Blaise śmieje się głośno i rzuca w dziewczynę śnieżką. Trafia ją prosto w twarz i Ginny z zaskoczoną miną spogląda na niego.
– Zwariowałeś?! Ja cię dorwę, Zabini! – krzyczy i rusza biegiem w kierunku chłopaka.
Po błoniach roznosi się głośny śmiech Blaise’a i pokrzykiwania Ginny, która stara się ze wszystkich sił go złapać. W końcu rzuca się na niego całym swoim ciężarem, czym zwala go z nóg i sprawia, że oboje lądują w ogromnej zaspie.
– Weasley!
Turlają się chwilę po śniegu, aż w końcu Ginny opada z sił i pozwala, by chłopak przygniótł ją całym swoim ciałem. Trzyma jej dłonie po obu stronach jej głowy i spogląda na nią groźnie. Dziewczyna jednak cały czas śmieje się głośno. Nawet nie odczuwa zimna, choć śnieg pokrywa każdy fragment jej ubrania i buzi.
– Wygrałem? – pyta zdyszany Blaise i uśmiecha się szeroko.
Ginny kręci głową, wciąż się śmiejąc, na co Blaise zaczyna ją łaskotać.
– Nie mówiłaś, że masz łaskotki! – szepcze cicho i mruga w jej kierunku. W końcu Ginny, nie mogąc wytrzymać już od nieustannego śmiechu, zaczyna kręcić głową.
– Wygrałeś, naprawdę! Tylko skończ już, błagam! – prosi i śmieje się jeszcze głośniej.
Blaise uśmiecha się szeroko i spogląda na dziewczynę z skupieniu. Z zaczerwienionymi policzkami wygląda naprawdę ślicznie i Blaise nie umie oderwać od niej wzroku. Ma ochotę najpierw dotknąć jej włosów, potem szyi, policzka, nosa, aż w końcu ust… Już od dłuższego czasu zastanawia się, jakby to było ja pocałować…
– Rozumiem, że jestem wyjątkowo piękna, ale nie musisz wpatrywać się we mnie jak w obrazek! – Ginny uśmiecha się i mruga w jego kierunku.
Blaise z trudem odrywa swoje spojrzenie od jej brązowych oczu.
– Masz większe ego niż ja – mówi ochrypłym głosem. Nie potrafi powstrzymać się od zerkania w kierunku jej ust.
– Cóż, taki jest już ten świat! – rzuca i lekko popycha go lekko, zmuszając do wstania.
– Ładnie ci w białych włosach – mruczy chłopak i trąca łokciem Ginny.
– Jeśli będę chora na święta, to mnie popamiętasz! – Ginny grozi Blaise’owi palcem, choć na jej ustach wciąż gości uśmiech. Pozwala mu na strzepnięcie z loków białego puchu i objęcie ramieniem. 
– Spakowałaś się już?
– Oczywiście, że nie. – Śmieje się głośno. – Za kogo ty mnie masz?
Blaise kiwa głową i zerka na nią ostrożnie. Mówi o tym, jak to nie może się doczekać jutrzejszego wyjazdu z Hogsmeade. Gestykuluje, gdy zapalczywie opowiada o tym, jak bardzo uwielbia widok ośnieżonych wzgórz Szkocji i nizinnych terenów Anglii. Blaise przypatruje jej się z wyraźnie widocznym zachwytem. Ginny wygląda tak, jakby promieniała tysiącem słońc. Jej policzki są zarumienione od zimna, a we włosach jeszcze skrzą się płatki śniegu.
Zanim zdąży się powstrzymać, odzywa się:
– Jesteś śliczna, Ginny…
Dziewczyna zamiera i niepewnie odwraca głowę w stronę Blaise’a. Czuje, że serce zaczyna jej szybciej bić, a dłonie pocą się. Niezręczność tej sytuacji aż nadto ją dotyka.
– Chodźmy już do zamku… – odzywa się. – Naprawdę muszę zacząć się pakować.
Wyswobadza się z uścisku chłopaka pod pretekstem zawiązania sznurówki lewego buta. Gdy wstaje, już nie pozwala na to, by chłopak ją objął.
Myśli Ginny zostają wypełnione przez słowa Luny. Przerażają one dziewczynę, bo w jej sercu nie ma miejsca na kogoś innego niż Harry.

***

Stacja Hogsmeade jest zatłoczona. Hogwarccy uczniowie próbują przekrzyczeć siebie nawzajem, a także hałas nadjeżdżającej lokomotywy. W końcu ze świstem na stację wtacza się pociąg. Jego czerwona lśniąca barwa odbija zimowe promienie słońca. Hermiona uśmiecha się i wsiada, jako jedna z pierwszych. Luna i Ginny dotrą za niedługo, musiały szybko wrócić się do zamku, bo Gin zostawiła swój ulubiony kremowy sweter. 
Zajmuje przedział i wyjmuje z kieszeni swój zmniejszony kufer. Na wszelki wypadek powiększa go i umieszcza na półce nad siedzeniami. Obawia się, że gdyby przez całą podróż był w jej kieszeni mogłaby go niechcący gdzieś upuścić i zgubić.
W końcu w drzwiach pojawiają się jej przyjaciółki. Obie są zdyszane i zaczerwienione – widać, że ostatnie metry dzielące je od wioski pokonały biegiem.
– Słaba kondycja, moje drogie, bardzo, bardzo słaba! – Śmieje się Hermiona, a Ginny śle w jej kierunku pełne rozdrażnienia spojrzenie.
– I kto to mówi… – rzuca Luna i z ulgą opada na fotel. Dawno nie była tak zmęczona.
– Obowiązki mnie wzywają – mamrocze po chwili Hermiona i po chwili znika za drzwiami przedziału.
Ginny posyła Lunie zdziwione spojrzenie.
– Musi iść sprawdzić, czy wszyscy wsiedli, dojrzeć pierwszorocznych… Sprawy prefekta – odpowiada Luna, wzruszając przy tym ramionami.
Siedzą kilka minut w zupełnej ciszy, próbują unormować swój oddech, który teraz – po wysiłku – jest ciężki i sapiący.  W końcu lokomotywa rusza z miejsca, a towarzyszy temu głośny odgłos dudnienia i stukania. Ginny uśmiecha się, słysząc ten znajomy dźwięk, i odzywa się:
– Odwiedzisz mnie w święta? – pyta. – Moim rodzicom przydałaby się pozytywna energia twojego taty.
Luna wzrusza ramionami i kręci głową.
– Hermiona ma rację; lepiej będzie, jeśli ten czas spędzicie tylko w swoim gronie. To będą dla was trudne święta – mówi cicho.
Ginny zagryza wargę i opuszcza głowę. Boże Narodzenie byłoby dla niej łatwiejsze, gdyby miała przy sobie Hermionę i Lunę. Prawda jest taka, że niezwykle boi się tego, jak będą wyglądać te święta. Obawia się tego, że mama nie wytrzyma i znów odetnie się od świata zewnętrznego, a taka sytuacja doprowadziłaby do całkowitego rozpadu rodziny Weasleyów.
– Muszę iść.
Luna wstaje i poprawia koszulę i kant błękitnej spódnicy. Ginny spogląda na nią zaskoczona, na wpół sennych wzrokiem – jest bliska zaśnięcia.
– Obiecałam Neville’owi, że się z nim zobaczę. Na dworcu możemy nie mieć okazji do złożenia sobie życzeń.
– Złóż mu życzenia też ode mnie, i od Hermiony… Chociaż ona pewnie już go znalazła i zrobiła to sama… – mamrocze Ginny i ziewa głośno.
Luna uśmiecha się i sięga do kufra, by wyjąć koc. Okrywa nim szczelnie przyjaciółkę i uśmiecha się szeroko.
– Miłych snów.
Gdy wychodzi z przedziału, od razu zaczyna czuć, jak chłodny wiatr sunący korytarzem owiewa jej nogi. Oplata się ciasno ramionami i rusza na poszukiwanie byłego chłopaka. Neville strasznie nalegał na to, by spotkała się z nim jeszcze w pociągu. Nie rozumie, jakie są tego powody, ale postanowiła uszanować jego prośbę.
Znajduje chłopaka siedzącego kilkanaście przedziałów dalej razem z Seamusem, Deanem i – ku jej zaskoczeniu – Hermioną.
– Luna!
Przyjaciółka uśmiecha się do niej promiennie i wskazuje miejsce obok siebie.
– Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale zagadałam się z chłopakami – mówi ciepło, a w jej głosie wyczuwalna jest skrucha.
– Ginny i tak usnęła, a ja postanowiłam poszukać Neville’a.
Chłopak kiwa potwierdzająco głową i wstaje. Luna nie zauważa, jak wsuwa coś do swojej kieszeni. Wychodzą razem na korytarz i stają nieopodal wejścia do przedziału.
– Wesołych świąt! – mówi Luna i mocno przytula się do chłopaka, obejmując go ciasno ramionami. Z lekkim wahaniem całuje go w policzek, a następnie szybko odsuwa.
– I nawzajem, Lu – odpowiada i wyciąga w jej kierunku mały, czarny pakunek.
Luna otwiera szeroko oczy.
– Ale ja nie mam przy sobie prezentu dla ciebie!
Neville śmieje się głośno i chwyta jej rękę, a następnie wsuwa pudełeczko w jej dłoń.
– Po prostu otwórz…
Luna powoli rozrywa ozdobny papier i otwiera podarek. Zamiera widząc srebrny łańcuszek z małą zawieszką w kształcie słońca.
– Księżyc odbija światło, ale słońce… Ono samo w sobie promienieje. Chcę, żebyś ty też zawsze tak lśniła – mówi z uśmiechem Neville i przysuwa się do Luny. Kładzie jej swoją brodę na ramieniu i mocno przytula, jednocześnie wdychając zapach jej delikatnych perfum.
– Dziękuję, Neville. – W jej głosie słychać drżenie, a w oczach zbierają się łzy. Pociąga nosem i odzywa się ponownie: – Naprawdę przepraszam za to, że nam nie wyszło.
Chłopak kiwa lekko głową, choć i tak zdaje się być smutny i przygaszony. Ostatecznie jednak wzrusza ramionami i wygina usta w słabym uśmiechu.
Życie nie zawsze jest idealne.

***

Hermiona stoi na środku peronu 9 i ¾ wraz Ginny i Luną. Dziewczyny uśmiechają się do niej pokrzepiająco, choć w ich oczach widać zaniepokojenie.
– Jeśli cokolwiek, by się działo… Jeśli nie mogłabyś znieść tego wszystkiego…
Luna ściska przyjaciółkę za dłoń, wyrażając tym samym swoje wsparcie.
– Będzie dobrze – odpowiada Hermiona i wzrusza ramionami. – Tu chodzi tylko o to, żeby jej pomóc.
Ginny stoi spokojnie z rękoma schowanymi w kieszeniach swojego płaszcza. W końcu kręci głową i podchodzi do przyjaciółki, by mocno ją objąć.
– Wiem, że to za Harry’ego – szepcze jej do ucha. – Dziękuję.
Hermiona zdaje się być zaskoczona, ale kiwa głową.
– Wesołych świąt, Ginny.
Luna podchodzi do nich i również obejmuje je ramionami. Trzy przyjaciółki, które zrobią dla siebie wszystko. Uśmiecham się na ten widok. Miło jest patrzeć na ich relację, takiej przyjaźni nie dane mi było widzieć od wielu lat.
To Hermiona odsuwa się jako pierwsza i uśmiechając się delikatnie, jeszcze raz życzy przyjaciółkom wesołych świąt. Następnie rusza w kierunku wyjścia z peronu.
W kierunku Draco. 

11 komentarzy:

  1. <3 <3 <3 <3 <3
    Świetny rozdział!
    Ten moment gdy Ginny i Blaise byli na błoniach był cudowny!
    Liczyłam,że Miona i Draco będą się trochę inaczej zachowywać, ale pewnie się trochę zmienią jak będą w Malfoy Manor.
    Nie wpadłam na pomysł,że Hermiona będzie pomagać Draco dlatego, że jego mama nie wydała Harrego.
    Czekam na kolejny i weeny :*
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, wiedziałam, że to będzie spore zaskoczenie. Ale w końcu czyż Hermiona nie zrobiłaby dla Harry'ego (i każdego innego przyjaciela) wszystkiego? To właśnie Harry był jednym z powodów dla których postanowiła pomóc Malfoyowi.
      Cieszę się, że rozdział się spodobał i dziękuję za komentarz i ciepłe słowa, kochana! :*

      Usuń
  2. Hejo hejooo :D
    Cieszę się strasznieee z nowego rozdziału. A jeszcze bardziej z faktu, że uczniowie jadą już na święta! I mam nadzieję, że tytułowa wdzięczność Dracona wkrótce przeistoczy się w coś innego, na co czekam już od dawna.
    Dzisiaj nic nie ujęło mnie bardziej niż ostatni akapit, który moim skromnym zdaniem opisuje całą prawdę. A już ostatnie zdanie to majstersztyk. Jedno, krótkie, proste zdanie, a tyle kryje emocji. I symbolizuje przełamanie barier - przynajmniej wg mnie.
    pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie, nie może tak szybko pojawić się miłość! Zacznijmy od przyjaźń, a czy okres świąt nie jest do odpowiednim czasem do nawiązywania takich relacji..? ;)
      Tak przeczuwałam, że to ostatnie zdanie będzie taką perełką. Dopisałam je właściwi sekundę przed kliknięciem "Publikuj", ale cieszę się, że nie była to zła decyzja.
      Dziękuję za miłe słowa! :* <3

      Usuń
  3. A jednak! Blaise coś czuje do Ginny, ale jestem ciekawa, czy dziewczyna to odwzajemni. W końcu cały czas w jej głowie był tylko Harry. Czy pozostanie mu wierna, mimo że on ją zranił? W każdym razie scena między Ginny a Blaisem bardzo ładna, miałam to wszystko przed oczami ^^
    Podobnie miło się czyta o Pansy i Teodorze. Mam wrażenie, że między nimi też coś kiełkuje.
    Trudniej ma się sprawa z Hermioną i Draco. Czasami nie mogą do siebie dotrzeć, ale liczę, że to zmieni się po wspólnych Świętach.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisałam już Ivie; okres świąt to doskonały moment na to, by rozkwitała przyjaźń, a ludzie zbliżali się do siebie...
      Zobaczymy czy to sprawdzi się w przypadku naszych bohaterów :D!
      Cieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za miłe słowa, kochana!
      Buziaki! :**

      Usuń
  4. Kocham tą historię ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział, kiedy następny? Xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świeżutki, czeka już na blogu ;) Opublikowany został wczoraj :D

      Usuń
  6. Słodki był ten fragment Blinny uwielbiam <3
    Fragmenty na peronie też miały swój urok :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejj, to jeszcze nie tak do końca Blinny, nie nazywajmy rzeczy po imieniu :D :D!
      Dziękuję! :*

      Usuń

* Przeczytałeś/aś? Skomentuj, to nic nie kosztuje, a wywołuje uśmiech i daje motywację :)
* Nie obrażaj autorki, komentatorów i odwiedzających bloga!
* Nie przeklinaj!
* NIE SPAMUJ!!!