niedziela, 29 kwietnia 2018

Rozdział 43

Nieszczęśliwiec

Tak, wolałbym być kochankiem niż wojownikiem
Bo całe moje życie walczyłem
Nigdy nie czułem się komfortowo
Przez cały ten czas ukrywałem się
~ Marshmello ft. Khalid, Silence

2 kwietnia 1999
Jutro czeka nas ciężki dzień.
Będziemy sprawiać pozory, uśmiechać się, udawać, że nie widzimy otaczającego nas zagrożenia. Hermiona mówi, że wszystko będzie dobrze, ale nauczyłem się już rozpoznawać, kiedy jej uśmiech jest fałszywy. Wydaje mi się, że coś wydarzyło się na ostatnim zebraniu Zakonu. Od jakiegoś czasu uważnie obserwuję jego członków i wszyscy od kilku dni są bardzo pochmurni i przygaszeni, ba! McGonagall wygląda jakby postarzała się o dobre dziesięć lat! Jestem zawiedziony tym, że Hermiona nic mi nie mówi. Gdy zadaje jej pytania o to jak przebiegło spotkanie, zgrabnie unika tematu, właściwie mam wrażenie, że od kilku dni unika MNIE. Spędzamy ze sobą naprawdę mało czasu i brakuje mi jej obecności.
Teo też chodzi strasznie zmartwiony. Jego siostra jest już w ósmym miesiącu ciąży i minimalna dawka stresu może sprawić, że Lilianie i maleństwu coś się stanie… Nie mogę uwierzyć, że znów znajdujemy się w tak krytycznej sytuacji… Nie wiem, kto za to odpowiada; czy Minister, czy Biuro Aurorów… Czy może to nasza wina? Zapomnieliśmy o tym, że skoro wojna się skończyła, powinniśmy przestać szerzyć nienawiść. Zamiast zacząć budować świat na nowo, z nowymi zasadami, wróciliśmy do starych podziałów. Pozwoliliśmy śmierciożercom zacząć dominować.
Za chwilę wybije północ, a ja oczywiście wciąż nie śpię. Wiele jest rzeczy, które spędzają mi sen z powiek… Wiele mam zmartwień, wiele rzeczy muszę udźwignąć. Czasem zazdroszczę tym, co dopiero się narodzą, jeśli wszystko pójdzie dobrze, oni będę znać wojnę tylko z kronik.
Draco

***

Trzeci kwietnia przypomina mi jeden, pamiętny dzień… Słońce świeci tak samo mocno jak wtedy, drzewa szumią w tym samym rytmie, wiatr wieje z taką samą delikatnością…
Trzeci kwietnia będzie podobny do drugiego maja jeszcze pod wieloma względami…
Wtedy ziemia spływała krwią, dziś… Dziś będzie jeszcze gorzej…
Z żalem patrzę jak Luna dziarskim krokiem idzie w kierunku wioski, choć przecież wie, że może czekać ją tam zguba… Na jej ustach jednak widnieje uśmiech, ma w sercu słowa ojca; Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że cię kocham… Cokolwiek się stanie, ona będzie silna.
– Mamy początek kwietnia, a tu taka pogoda – mamrocze Michael. – Aż boję się, co będzie później…
Luna śmieje się cicho. Wszyscy wiedzą, że Michael jest miłośnikiem zimy, a lato jest dla niego najgorszą porą. Najchętniej nie wychodziłby wtedy z domu!
– Nie będzie tak źle, u nas nigdy nie ma prawdziwych upałów… Mam nadzieję, że wyjadę kiedyś do Włoch albo Hiszpanii, chciałabym pospacerować brzegiem morza w…
– Czterdziestostopniowym upale? Nie, dzięki, to nie dla mnie – rzuca Michael i kopie leżący nieopodal kamyk. – Nie wiem jak oni mogą tam mieszkać, Anglia ma zdecydowanie najlepszy klimat. Taki… uniwersalny.
Anthony kręci głową z politowaniem, gdy zauważa że Luna już czerwienieje na twarzy i ma zamiar udowodnić przyjacielowi, że ten się myli.
– Będziecie się kłócić o pogodę? Nie macie ciekawszych tematów do rozmów?
– Zawsze możemy gadać o szkole… – Luna marszczy brwi, bo liczyła, na ciekawą wymianę zdań z Michaelem, ale oczywiście Anthony musiał wkroczyć do akcji.
Powoli dostrzegają zarysy pierwszych budynków i humor od razu im się poprawia. Na samą myśl o zjedzeniu smakołyków albo napiciu się Kremowego Piwa cieknie im ślinka.
– Może najpierw chodźmy coś zjeść, nie wiem jak wy, ale ja nie jadłem śniadania… Chciałem mieć pusty żołądek na te pyszności z cukierni.
Luna kręci głową z politowaniem, słysząc słowa Anthony’ego. Chłopak od zawsze był łasuchem, ale nie takim jak Ron Weasley! Anthony potrafi się zachować przy stole… Luna czuje lekkie ukłucie w sercu. Właśnie, Harry i Ron… Ciekawe co z nimi… Czy wszystko w porządku? Czy nie zostali zranieni? A może już nie żyją, w końcu śmierciożercom udało się już doprowadzić do tego, że ludzie przestali wierzyć w Ministerstwo i Wybrańca…
Luna milczy przez kolejne kilkanaście minut, odzywa się dopiero, gdy z kieszeniami wypchanymi słodyczami wchodzą do Dziurawego Kotła.
– Usiądźmy gdzieś dalej – mamrocze cicho i rusza w stronę stojących przy ścianie stolików.
Anthony i Michael rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Na środku pubu siedzą Zabini i Ginny, Luna jak zwykle omija ich szerokim łukiem. Gdy w końcu chłopcy zajmują miejsce obok przyjaciółki jeden z nich zadaje to niewłaściwe pytanie.
– Czemu się nie odzywacie? Przecież Zabini i ty na początku roku byliście prawie nierozłączni, a potem nagle przestaliśmy cię z nim widywać, a później jeszcze przestałaś spotykać się z Hermioną i Ginny…
Luna bawi się solniczką i całkiem przypadkowo ją otwiera.
– Cholera! – Kryształki soli suną po blacie stołu i spadają na ziemię, gdyby tylko dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że rozsypana sól przynosi pecha…
– Spokojnie. Ja posprzątam. – Anthony kilkoma ruchami różdżki sprawia, że sól znika ze stolika i podłogi.
– Przepraszam, po prostu nie lubię o tym gadać… Sprawa jest dość delikatna i…
– Jasne – przerywa jej Michael. – Wybacz, że pytałem…
Luna uśmiecha się, ale jej uśmiech nie sięga oczu. Nagle cały dobry humor z niej wyparował. Co jakiś czas spogląda to na Blaise’a, to na pustą solniczkę.
Luna żałuje tego, że nie była egoistką.

***

Miło jest patrzeć w jego oczy pełne miłości… W ten piękny nieskazitelnie głęboki błękit… Draco Malfoy jest zachwycający. Nie tylko ja tak uważam, Hermiona też to dostrzega. Moja kochana Hermiona o dobrym sercu i słodkim uśmiechu…
Hermiona i Draco są idealni, dopełniają się, tworzą spójną całość... Żałuję, że czeka ich niełatwa przyszłość…
To zabawny widok dla przechodniów; znana wszystkim Hermiona Granger siedzi na ławce otoczona przez węże… Niektórym trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że jeden z tych węży siedzi niezwykle blisko… Draco styka się z dziewczyną kolanami, a ich dłonie są niemal splecione, wystarczyłby jeden gest, aby ich palce zaczęły się dotykać. Każde z nich chce przekroczyć tę barierę, ale coś ich powstrzymuje… Ciężko im pogodzić się z rzeczywistością, trudno im zacząć budować głębszą relację…
– Mówię wam, że Clare się na mnie uwzięła – trajkocze Pansy, Hermiona i Draco włączają się do rozmowy dopiero, gdy słyszą, że ich przyjaciółka wspomina o nauczycielce obrony.  
– Co znowu zrobiłaś, Pan? – Wzdycha lekko Hermiona, a Teodor śmieje się cicho pod nosem.
Dziewczyna z oburzeniem zrywa się z ławki. Zaczyna mocno wymachiwać rękoma, przecież to oczywiste, że ona nie jest niczemu winna. To ta przebrzydła małpa nie chce się od niej odczepić.
– Napisałam piękny esej, cudowny, Teo to potwierdzi...! Nie krzyw się, Teodorze! W każdym razie, według mnie był cudowny i wiecie co? Ona mi postawiła za niego zaledwie… ZALEDWIE Powyżej Oczekiwań… Ja rozumiem, że to bardzo dobra ocena, ale co z moimi Wybitnymi? Przecież ja muszę mieć idealne oceny, bo co jak sprawdzą moje wyniki? Wiem, że liczą się egzaminy, ale oceny też są ważne! Powyżej Oczekiwań będzie wyglądać strasznie, jestem pewna, że moja matka będzie zawiedziona…!
– A powiedziała ci, czemu nie dostałaś Wybitnego?
Pansy milknie nadąsana. Oczywiście, że profesor Clare jej powiedziała, ale Pansy wciąż nie może uwierzyć, że nauczycielka doczepiła się do takiej błahostki.
– Uznała, że przykładowe użycie zaklęcia jest kompletnie wyrwane z kontekstu i nijak pasuje do mojej pracy i że jeśli miała być to forma żartu to wyciągnie z tego konsekwencje! Jakby miała mnie za idiotkę, która celowo sabotuje własną pracę!
Teodor marszczy brwi.
– Co ty tam właściwe napisałaś?
– Że użyłabym tego zaklęcia w obronie, gdybym miała do czynienia z jakimiś niekompetentnie czarującymi osobami. Może i to była mała aluzja do władz Ministerstwa, ale bez przesady, co ma profesor Clare do zarządu Ministerstwa.
Niespodziewanie Hermiona wybucha śmiechem, Draco dokładnie rozumie, co ją tak śmieszy.
– Nie mówiłam wam jeszcze, ale profesor Clare i profesor Fair to aurorzy… – Z niemałą satysfakcją i rozbawieniem Hermiona obserwuje jak na twarzach przyjaciół pojawia się szok, by chwilę później Pansy zaklęła siarczyście.
– Nie mogłaś mi tego szybciej powiedzieć?! Marlinie, ja tam w dobitny sposób ochrzaniłam Biuro Aurorów… To cud, że dostałam Powyżej Oczekiwań…
Teodor drapie się po głowie i spogląda na Hermionę z zainteresowaniem.
– Dlaczego uczą nas aurorzy? Skąd w ogóle oni są?
– Nie walczyli w Bitwie o Hogwart, jeśli o to ci chodzi i na początku roku zostali tu wysłani, aby dbać o bezpieczeństwo szkoły od wewnątrz… Nikt nie mówił tego wprost, ale wydaje mi się, że mieli obserwować Ślizgonów, w końcu…
– W końcu wielu z nas albo było śmierciożercom, albo jest dzieciakiem śmierciożercy – kończy za Hermionę Pansy. – Oczywiście, czego innego moglibyśmy się spodziewać…
– Daj spokój, Pan, nie ma co tego roztrząsać…
Nagle ciszę, która następuję po słowach Hermiony przerywa Draco.
– Oho, idzie nasz stęskniony narzeczony…
Pansy momentalnie się obraca i wpada wprost w objęcia Rogera. Z jej ust wydobywa się cichy pisk, gdy rzuca się mu na szyję i mocno całuje w usta. Hermiona lekko zażenowana odwraca głowę, nie chce ich krępować. Rozgląda się i natrafia na wzrok zgarbionego, dziwnie smutnego Teodora. Czuje uścisk w sercu, może Toe tęskni za Mariettą, a może znów myśli o rodzinie? Przecież tak martwi się o Lilianę, swojego szwagra i małego Teosia.
– Hermiono… – zaczyna Pansy spoglądając na nią. – Na pewno pamiętasz Rogera.
– Jasne, że pamiętam… Właściwie czuję się tak, jakbym cię doskonale znała. Pansy dużo o tobie mówi… – Śmieje się cicho Hermiona, a Roger uśmiecha się lekko.
 – Miło znów cię widzieć Hermiono… Chłopaki… Jak się trzymacie? – pyta uprzejmie Roger, delikatnie tuli do siebie swoją dziewczynę. Z Pansy u boku wygląda znacznie młodziej, jakby znów był uczniem...
– Jakoś leci – rzuca niechętnie Draco i kieruje wzrok na przygnębionego Teodora. Pansy zagryza wargę i zaczyna ciągnąć Rogera w stronę Dziurawego Kotła.
– My będziemy już lecieć, widzimy się w szkole… Pa, chłopaki. Pa, Herm….
Hermiona marszczy brwi. Ciekawi ją, o co chodzi, przecież Teodor bardzo lubił Rogera… Czyżby coś się zmieniło? Czy ominęło ją coś istotnego? Stara się przypomnieć sobie sytuacje, w której Teo mówiłby o chłopaku Pansy w negatywny sposób… Nie, coś takiego nigdy nie miało miejsca… A może Hermiona jest jednak gorszą obserwatorką niż jej się wydaje?
– Ja też już będę leciał, poszukam Susan i Ernie’ego, a wy sobie pogadajcie w spokoju…
Zanim Hermiona zdąży choćby zaprotestować, Teodor już znika za zakrętem.
– Co z nim nie tak? – pyta, ma na myśli jego smutny wzrok, opuszczoną głowę i dłonie włożone do kieszeni spodni… Postawa człowieka, który już się poddał.
Draco przeczesuje włosy dłońmi.
– Teo jest specyficzny, niby silny, zawsze pomocny, ale zamknięty w sobie… Tłumi w sobie uczucia i to jest właśnie najgorsze.
– Chyba wszyscy to robicie, mam na myśli Ślizgonów, jesteście tacy oschli i obojętni, ale wydaje mi się, że często pod tym całym chłodem skrywacie zranione dusze…
Draco śmieje się ponuro.
– Masz całkowitą rację.
W końcu ujmuje dłoń Hermiony i splata swoje palce z jej.

***

Blaise był zakochany zaledwie dwa razy w całym swoim życiu… I obie dziewczęta, które obdarzył uczuciem przysporzyły mu bólu… Jednak najwięcej cierpi z powodu Ginny. Czasem zastanawia się, czemu jego życie musi być takie smutne i samotne…? Zewsząd otaczają go ludzie szczęśliwi, podczas gdy on ciągle jest spętany kajdanami nieszczęśliwej miłości… Blaise kocha Ginny miłością czystą i idealną, a jednak nie znajduje w niej ukojenia. Często, gdy zamyka oczy widzi twarz dziewczyny, jej słodkie piegi i urocze rumieńce, zachwyca się żarem w jej oczach i ognistym blaskiem jej włosów. Śniąc, dotyka jej, całuje ją, otrzymuje od niej miłość…
A potem Blaise się budzi, a wtedy znów wszystko jest szare…
Żałuję, że nie mogę sprawić, że te kolejne chwile będą dla Blaise szczęśliwe. Żałuję, że nie mogę sprawić, że ostatnią jego myślą będzie wspomnienie słów kocham cię szeptanych przez Ginny.
Spoglądam na Blaise’a i Ginny, siedzących na ławce pod dopiero co nabierającym barw drzewem. Schowani przed wzrokiem ciekawskich mogliby bez umiaru szeptać sobie czułe słówka, niestety, Ginny wciąż stawia przed Blaise’em barierę. Czasem mam ochotę potrząsnąć tą dziewczyną, jak może być tak ślepa?
Blaise przypatruje się Ginny bez cienia wstydu, a z zachwytem wymalowanym na twarzy. Nie może uwierzyć, że tuż obok niego siedzi tak zachwycająca dziewczyna. Jej rude włosy błyszczą w blasku słońca, a w brązowych oczach lśnią iskierki. Ginny odwraca się w jego kierunku z szerokim uśmiechem.
– Czemu się tak przypatrujesz? – mówi cicho słodkim głosem. Blaise czuje, że całkowicie zatraca się w jej spojrzeniu. Nie zastanawia się długo i wyciąga dłoń by delikatnie przejechać nią po jej policzku.
– Jesteś piękna, Ginny…
Dziewczyna drży zupełnie oszołomiona jego dotykiem. Tak dawno nie czuła tej bliskości, aż czuje łzy wzbierające się w jej oczach. Tak bardzo chciałaby, aby zamiast Blaise’a naprzeciwko niej siedział Harry… Jej kochany Harry, o słodkim uśmiechu, rozmarzonym spojrzeniu i rozwichrzonych włosach…
Blaise kciukiem ściera łzę, która sunie po jej policzku i bez chwili wahania pochyla się i całuje ją delikatnie i czule. Początkowo sądzi, że dziewczyna go odepchnie, ale gdy po chwili odwzajemnia pocałunek Blaise zaczyna odczuwać wyjątkową lekkość. W końcu to, czego tak bardzo pragnął ma miejsce! Naprawdę trzyma Ginny w ramionach i obsypuje ją pocałunkami! Powoli schodzi ustami w dół, całuje żuchwę dziewczyny, a potem szyję, jest wręcz chory z tej pasji, której się oddaje. Ginny Weasley, dziewczyna, którą od tak długiego czasu kocha w końcu jest z nim, pozwala się dotykać, całować… Pozwala siebie kochać…
Blaise przyciąga dziewczynę do siebie i opiera swoją brodę o jej głowę. Ginny może poczuć jak szybko bije jego serce, to tylko sprawia, że w jej oczach zbierają się łzy.
– Kocham cię, Ginny… – szepcze Blaise, te słowa sprawiają, że Ginny zaczyna szlochać.
Blaise momentalnie się prostuje, co się stało? Czy zrobił coś źle, ujmuje jej głowę w obie dłonie i stara się spojrzeć jej w oczy.
– Ginny? – Spanikowany potrząsa lekko jej ramionami. – Ginny, co się dzieje? Czy zrobiłem coś źle?
Dziewczyna kręci głową i odsuwa się od chłopaka.
– Nie, nie, Blaise… – Jej głos drży, gdy przeciera oczy.
– Co się stało? Czemu płaszcz? – Nie umie radzić sobie z płaczącymi kobietami, a zwłaszcza z tymi, na których tak bardzo mu zależy. Ginny jest całym jego światem, tak bardzo chce znów ją trzymać w ramionach i pocałować jeszcze raz. Wciąż czuje na ustach słodki smak dziewczyny i czuje jej zapach spowijający jego ciało.
Ginny bierze głęboki uspokajający oddech.
– Przestraszyłem cię, prawda? – Blaise krzywi się ze złości i bezradności. – Kocham cię, Ginny, naprawdę. Chciałbym cię przytulać, całować, chciałbym być przy tobie, proszę, pozwól mi…
Blaise klęka przed dziewczyną i wpatruje się w nią z wyczekiwaniem. Ginny pozwala, aby ujął jej dłonie w swoje, ale odsuwa się, gdy ten chce ją znów pocałować.
– Nie mogę, Blaise… – szepcze cicho. – Ja kocham Harry’ego i tylko jego… Nie potrafię inaczej…
Blaise zaciska usta. Przecież miało być pięknie… Przecież… Przecież Potter… Czuje, że w jego oczach też zbierają się łzy. Blaise Zabini nigdy nie płakał, a teraz… Teraz rozsypało się całe jego życie, wszystko runęło jak domek z kart…
– Jak możesz go kochać po tym wszystkim co ci zrobił?!
Ginny kręci głową ze smutkiem.
– Jak możesz kochać mnie, egoistkę, która cię wykorzystywała?
– Nie wykorzystywałaś mnie, nigdy. Nie mów tak o sobie, nie pozwalam ci.
Dziewczyna uśmiecha się smutno.
– Wodziłam cię za nos, dawałam ci nadzieję na coś, co nigdy nie będzie miało miejsca… To koniec, Blaise. Przepraszam…
Ginny pociąga nosem, znów chce jej się płakać.
– Przepraszam, że zmarnowałeś na mnie tyle czasu… Lepiej byłoby gdybyś zainteresował się Luną, to ona cię szczerze kocha… Bylibyście bardzo szczęśliwi…
Blaise czuje, że drży… Luna? Czy to możliwe? Gdyby wiedział wcześniej, czy to by coś zmieniło? Ma wrażenie, że ziemia wokół niego zaczyna się kręcić, że wszystko faluje, oślepia go blask słońca… To, co trzyma go na tym świecie to tylko dotyk Ginny, ale i on po chwili znika.
– Przepraszam, Blaise, ale to koniec…
Ginny puszcza dłoń chłopaka i odchodzi… Wraz z nią odchodzi wszystko, co piękne w życiu Blaise’a.

***

Patrzę z góry ze smutkiem i żalem… Szkoda, tak wielka szkoda, że ta chwila nadeszła…
Ministerstwo Magii jest zapełnione; pracownicy, delegaci z innych Ministerstw, medycy, każdy ma jakąś sprawę do załatwienia. Dziś Ministerstwo jest centrum świata czarodziejskiego, dziś będzie mogiłą wielu…
Następuje wybuch. Potężne zaklęcie rozbija jedną ze ścian, gruz zasypuje ludzi, a dym ich oślepia. Przez dziurę wkraczają śmierciożercy.
Rozpoczyna się rzeź…
Odwracam się, byle tylko nie patrzeć na to, co dzieje się tuż przede mną… Smucę się, bo inny obraz przyciąga teraz moją uwagę.
Hogsmeade wygląda spokojnie. Uczniowie spacerują uliczkami, gałęzie szumią ruszane delikatnym wietrzykiem… Idealny dzień z idealną pogodą, a jednak…
Nagle wszystko spowija czerń. Widzę jak Hermiona zrywa się z ławki, wciąż trzyma dłoń Draco.
– Zaczyna się – szepcze. – Śmierciożercy atakują…
Draco blednie, chce uspokoić dziewczynę, że może się myli, że to po prostu nadchodząca burza, ale w tej chwili docierają do nich głośne wrzaski. Wioska staje w płomieniach, a z gęstego czarnego dymu wyłaniają się śmierciożercy. Nie mają masek, ich usta wykrzywione są w pełnych satysfakcji uśmiechach.
Nadeszła bitwa, w której śmierciożercy ostatecznie pozbędą się zdrajców.
– Hermiono… –Draco ściska jej dłoń, dziewczyna odwraca się do niego i bez słowa całuje go w usta.
– Nie daj się zabić, Draco – ledwie mówi te słowa, a potem biegnie w kierunku wioski, wyciągając różdżkę.
 Draco bierze głęboki oddech i przeczesuje dłonią włosy. Tak o to znów znalazł się w środku zaciętej walki… Ale teraz stoi po stronie dobra, będzie walczył i wygra, nie zginie, musimy wrócić do Hermiony i do przyjaciół. Zaciska dłoń na różdżce i rusza przed siebie. Nawet nie wie, kiedy drogę zastępuje mu Madelaine Rookwod, córka Augustusa. Draco aż blednie widząc jej znajomą twarz.
– Witam, kochany, dawno się nie widzieliśmy, nie sądzisz? – Na ustach dziewczyny błąka się słodki uśmiech, a Draco widząc go ściska mocnej różdżkę.
– Mad… – szepcze. – Od kiedy brudzisz sobie rączki walką?
– Odkąd mój tatuś wącha kwiatki od dołu zabity przez twoją zdradziecką matkę!
Draco uśmiecha się oschle.
– Twój ojciec był strasznie słaby w zaklęciach… Moja chora matka była zdolna go powalić, kto by pomyślał…
Madelaine z głośnym wrzaskiem rzuca pierwsze zaklęcie. Krwiście czerwony promień Sectumsempry mknie w jego stronę. Draco ledwie się uchyla, ale nie pozostaje dłużny kobiecie. Bez cienia wahania rzuca w jej kierunku potężne uroki. Na przemian błyskają promienie czerwone, błękitne, a nawet zielone.
Tylko cud sprawia, że Draco nie zostaje trafiony zaklęciem uśmiercającym. Przewraca się i przetacza po ziemi. Nagle obok niego pojawia się wąż, gotowy w każdej chwili go zaatakować.  Draco podrywa się dokładnie wtedy, gdy wąż przygotowuje się do skoku na niego…
– Użycie węża na Ślizgonie… Jakie to mało praktyczne – syczy Draco i pełnym agresji ruchem rozbija na drobne kawałeczki gada. Madelaine aż czerwienieje ze złości.
– Nienawidzę ciebie i całej twojej rodziny, Malfoy… Avada Kedavra…
Draco jest zbyt oszołomiony, by się schylić, ale wtedy coś ciągnie go za nogi i przewraca. Promień przelatuje nad jego ciałem i uderza w drzewo.
– Wisisz mi ognistą whisky za uratowanie dupska – mamrocze Terence Higgs.
– Dostaniesz nawet dwie – szepcze Draco. Gdy podnosi się z ziemi, zauważa że Dafne walczy zaciekle z Madelaine. Mimo że czuje piekący ból nadgarstka, dołącza do niej.
– I co, Mad, wciąż jesteś taka pewna siebie?
Panna Rookwod uśmiecha się, zadziornie odrzuca swoje czarne loki na bok i odzywa się pewnym głosem:
– Oczywiście, że tak…
Obok niej momentalnie pojawiają się odziane w czerń postaci. Starszy brat Madelaine, Arcturus i syn Jugsona, Sebastian.
Draco drwi;
– Miłe spotkanie po latach jak widzę…
Bez chwili wahania trója Ślizgonów zaczyna walczyć. Ruch nadgarstkiem, krzyknięcie zaklęcia, uchylenie się od pędzącego w ich stronę śmiercionośnego czaru. Draco całkowicie zatraca się w walce. Sectumsempra. Avada Kedavra. Cruciatus. Nie ma miejsca na delikatny zaklęcia pojedynkowe. Draco chce się pozbyć śmierciożerców. Chce, żeby zginęli i żeby w końcu świat był wolny.
– Tatuś byłby z ciebie dumny, tak dobrze wychodzą ci zaklęcia niewybaczalne…. – Śmieje się szaleńczo Sebastian, a po chwili milknie. Jego oczy zdają się być puste, pada na ziemię martwy.
Z ust Madelaine wydobywa się wrzask, odwraca się za siebie i dostrzega Pansy. Włosy dziewczyny są rozwiane, a spojrzenie pełne determinacji. Nie ma dla niej znaczenia, że zabiła człowieka. Zrobiła to, co należało. Dzięki temu świat będzie lepszy.
– Ty jesteś następna, Rookwod.
Draco rzuca Drętwotę w stronę Mad, a Dafne w kierunku jej brata. Oboje padają oszołomieni na ziemię, a wówczas Pansy związuje ich pętami i przełamuje ich różdżki…
– Pansy… – szepcze Terence. – Nie powinnaś go zabijać… Ministerstwo może wyciągnąć konsekwencje, użyłaś zaklęcia niewybaczalnego…
 – Zrobiłam to, co należało… – szepcze Pansy. – To on zabił… Zabił Gregory’ego…
– Co? Skąd wiesz? – Dafnie jest blada niczym ściana, Terence musi ją przytrzymać, aby się nie przewróciła.
– Zanim został wezwany przez Mad, ja i Teodor walczyliśmy z nim i kilkoma innymi śmierciożercami.  Musiałam go zabić… Za Goyle’a, za naszego przyjaciela, Draco…
Draco kiwa głową.
– Za Grega…
Bitwa w wiosce trwa już od dłuższego czasu, Ślizgoni postanawiają się rozdzielić i Pansy biegnie wraz z Draco w stronę wschodniej części wioski. Na ziemi leżą ciała zabitych lub sparaliżowanych… Pansy niemal szlocha widząc, że wśród martwych jest wielu mieszkańców wioski… Dziękuje jednak Merlinowi za to, że póki co nie dostrzegła żadnego ucznia.
– Gdzie jest Hermiona?
Draco kręci głową.
– Nie mam pojęcia, zostawiła mnie, gdy tylko zaczęła się walka… Wydaje mi się, że Zakon wiedział o ataku, dlatego Hermiona tak dziwnie się zachowywała przez ostatnie dni…
– Jeśli to przeżyjemy wszystko z niej wyciągniemy, a teraz… Musimy znaleźć Blaise’a i Teo… Salazarze, mam nadzieję, że nic im nie jest…
Draco przez dym dostrzega postać. Bez cienia wątpliwości stwierdza, że to Blaise. Wszędzie rozpoznałby ten charakterystyczny sposób trzymania różdżki i poruszania się w czasie walki.
– Tam – wrzeszczy, udaje mu się przekrzyczeć odgłosy bitwy. – Tam jest Blaise.
Chłopak stanął w obronie Astorii, dziewczyna jest zbyt zszokowana, by samodzielnie stawić czoła śmierciożercy. Rosier zdaje się być przekonany, że już za chwilę dorwie słodką panienkę Greengrass, nie uważa Blaise’a za dostatecznie silnego. Gdy jednak szanse chłopaka zwiększają się coraz bardziej, Marcus Rosier wzywa pomocników. Obok niego stają Daisy Selwyn i Maura Rowle. Kobiety zaczynają atakować Blaise’a, a Astoria zmuszona jest walczyć z Rosierem.
Draco i Pansy biegną jak najszybciej w ich kierunku. Nagle jednak dwa budynki się zawalają. Nim gruzy oddzielą Ślizgonów od przyjaciół, Pansy i Draco dostrzegają, że cegły przywalają Marcusa i Maurę, Daisy powala Blaise’a potężną Sectumsemprą, a Astoria…
Astoria ucieka…

***

3 kwietnia 1999, noc
Wygraliśmy w wiosce, wygraliśmy w Ministerstwie… Ale my, Ślizgoni, tak naprawdę przegraliśmy… Gdy popioły opadły, dym się rozwiał, a pożary zostały ugaszone, zostaliśmy siłą zaciągnięci do Hogwartu, do naszego Pokoju Wspólnego. Zakazali nam wychodzić… Powiedzieli, że mamy się nie martwić o naszych kolegów, bo są pod dobrą opieką… Jeśli nie chcemy problemów, mamy siedzieć tutaj…
Pansy płacze, bo nie wie, co się dzieje z Blaise’em, Rogerem ani Teodorem… Nie wiemy, gdzie są, czy są martwi, a może ranni…
Nikt nie chce nam udzielić żadnych informacji, odcięli nas całkowicie… Mam nadzieję, że uda mi się w jakiś sposób skontaktować z Hermioną, ona na pewno powiedzie mi, co się dzieje…
Draco

***

Słońce zaczyna wschodzić i wpada przed odsunięte zasłony w gabinecie dyrektor McGonagall. Mimo że członkom Zakonu Feniksa cała noc minęła na rozmowach i planowaniu, nie wyglądają na zmęczonych… Wręcz przeciwnie, są zdeterminowani i gotowi do walki.
– Musimy działać już, zaraz…! Zanim śmierciożercy znów zbiorą siły – Molly Weasley przekrzykuje ludzi. Jej głos ledwie przebija się przez cały harmider.
– Najpierw musimy przesłuchać śmierciożerców i Ślizgonów… Wielu z nich walczyło ze swoimi byłymi pobratymcami, musimy wiedzieć, ile w ich zachowaniu prawdy, a ile obłudy – stwierdza szef Biura Aurorów.
– Oh, na litość Merlina, skończ już, Robards, Ślizgoni walczyli dzielnie broniąc wioski, szkoły i młodszych uczniów! – Minerwa McGonagall zdaje się być wściekła. Hermiona dawno nie widziała jej w takim stanie.
– Minerwa ma rację – zgadza się Kinsgley. – Uczniowie mogą zostać przesłuchani na samym końcu. Priorytetem są złapani śmierciożercy. Musimy wyciągnąć z nich informacji na temat tego, gdzie są Harry, Ron i reszta śmierciożerców…
– Powinniśmy zacząć działać od razu… – wtrąca się Hermiona. – Najlepiej jak jeszcze dzisiejszej nocy uderzymy. Potrzeba nam jak największej liczby ludzi i…
– Ale gdzie my ich zamkniemy? – Z ust Ginny wyrywają się słowa zwątpienia. – Azkaban nie jest gotowy, wciąż nie zostały naprawione uszkodzenia…
– W celach Ministerstwa Magii – odpowiada spokojnie Kingsley. – Są zapomniane i nieużywane, ale prowadzi do nich tylko jedno wejście, a chronią go stare zaklęcia. Nie uciekną z tego miejsca…
Po sali przechodzi pomruk zadowolenia… Pozostała jeszcze jednak ważna kwestia do omówienia. Ku zaskoczeniu wszystkich głos zabiera milcząca do tej pory Luna.
– Ilu zginęło i kto jest ranny?
Profesorowie spoglądają po sobie ze smutkiem. To pani dyrektor postanawia się odezwać.
– Jeśli chodzi o uczniów to na razie nikt nie zginął. Kilkunastu uczniów ma lekkie złamania, albo ogólnie zostali lekko zranieni. Ich życiu nic nie zagraża… Niestety… – Profesor nie wie jak ubrać w słowa to, co musi przekazać. – Bardzo mi przykro z tego powodu, ale jeden z uczniów jest w bardzo ciężkim stanie. Istnieją niewielkie szanse na to, że przeżyje…
Ginny momentalnie blednie… Ma złe przeczucia.
– Kto to? – pyta drżącym głosem.
– Blaise Zabini – odpowiada smutno dyrektorka.
Luna Lovegood osuwa się w ramiona stojącego obok niej Neville’a.

7 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza, jak dawno to miało miejsce!
    Rozdział od początku do końca emocjonujący i jestem pod wielkim wrażeniem, ale po kolei.
    Wiesz, że kocham Twoją Pansy. Jest po prostu idealnie wykreowana i taka prawdziwa. Wielkie brawa za to.
    Dobrze, że Ginny powiedziała Blaise'owi prawdę. Nie było sensu go zwodzić.... za to Luna chyba zaczyna sobie uświadamiać jaka była głupia rezygnując z niego. Ciekawe...
    Walka od początku do końca emocjonująca i tak bardzo się cieszę, że nikt nie zginął. Mam nadzieję, że tak pozostanie, nie możesz uśmiercić Blaise'a... to by było okropne dla wszystkich :(
    Czekam na nowy rozdział i bardzo dziękuję za komentarze u mnie :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również bardzo dziękuję za komentarze! <3
      Cieszę się, że rozdział, opowiadanie, bohaterowie się podobają. Wkładam wiele serce w Wschód i cieszy mnie fakt, że czytanie moich tworów sprawia komuś przyjemność
      Sprawa z Blaise'em... Hmm, zobaczymy jak to będzie haha :D
      Jeszcze raz dziękuję <3
      Również pozdrawiam

      Usuń
  2. Whaaat!? Tylko nie Blaise, ale czuje, że on umrze. Czy to wstrząśnie Ginny i ją zmieni, a może wkoncu pogodzi się z Luną! Co dalej z Harrym i Tonem!? Pisz jak najszybciej, nie mogę się doczekać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Pozdrawiam serdecznie
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, będzie bardzo, ale to bardzo ciekawie... Już w kolejnym rozdziale, właściwie, to już nie mogę doczekać się reakcji Was, czytelników, na to, co wkrótce opublikuję :D
      Oczywiście dziękuję serdecznie za miłe słowa i komentarz! <3

      Usuń
  3. Błagam tylkko nie Blaise... dopiero się odważył wyznał miłość Ginny..
    Hah swoją drogą głupia kobieta. No cóż miłość jest trochę głupia. Mimo wszystko wciąż kocha Harryego. trochę to dziwne dla mnie, ale staram się ją zrozumieć.
    Trochę się boję, że ta cała sytuacja nieco pokrzyżuje drogi Draco i Hermiony, ale zobaczymy.
    W Twoim opowiadaniu jest tyle zaskakujących rzeczy, że nie wiem co mam myśleć.
    Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dziś pojawi się kolejny rozdział, więc długo nie będziesz musiała czekać na rozwiązanie kilku tajemnic :D
      Trochę boję się reakcji, bo rozdział 44 jest bardzo emocjonalny...
      Dziękuję bardzo za komentarz, kochana <3 Zgadzam się z Tobą w stu procentach, miłość jest ślepa i własnie taką miłością Ginny darzy Harry'ego
      Jeszcze raz dziękuję <3

      Usuń

* Przeczytałeś/aś? Skomentuj, to nic nie kosztuje, a wywołuje uśmiech i daje motywację :)
* Nie obrażaj autorki, komentatorów i odwiedzających bloga!
* Nie przeklinaj!
* NIE SPAMUJ!!!