Nieszczęśliwiec
Tak, wolałbym być kochankiem niż wojownikiem
Bo całe moje życie walczyłem
Nigdy nie czułem się komfortowo
Przez cały ten czas ukrywałem się
~ Marshmello ft. Khalid, Silence
2 kwietnia 1999
Jutro czeka nas ciężki dzień.
Będziemy sprawiać pozory, uśmiechać się,
udawać, że nie widzimy otaczającego nas zagrożenia. Hermiona mówi, że wszystko
będzie dobrze, ale nauczyłem się już rozpoznawać, kiedy jej uśmiech jest
fałszywy. Wydaje mi się, że coś wydarzyło się na ostatnim zebraniu Zakonu. Od
jakiegoś czasu uważnie obserwuję jego członków i wszyscy od kilku dni są bardzo
pochmurni i przygaszeni, ba! McGonagall wygląda jakby postarzała się o dobre
dziesięć lat! Jestem zawiedziony tym, że Hermiona nic mi nie mówi. Gdy zadaje
jej pytania o to jak przebiegło spotkanie, zgrabnie unika tematu, właściwie mam
wrażenie, że od kilku dni unika MNIE. Spędzamy ze sobą naprawdę mało czasu i
brakuje mi jej obecności.
Teo też chodzi strasznie zmartwiony. Jego
siostra jest już w ósmym miesiącu ciąży i minimalna dawka stresu może sprawić,
że Lilianie i maleństwu coś się stanie… Nie mogę uwierzyć, że znów znajdujemy
się w tak krytycznej sytuacji… Nie wiem, kto za to odpowiada; czy Minister, czy
Biuro Aurorów… Czy może to nasza wina? Zapomnieliśmy o tym, że skoro wojna się
skończyła, powinniśmy przestać szerzyć nienawiść. Zamiast zacząć budować świat
na nowo, z nowymi zasadami, wróciliśmy do starych podziałów. Pozwoliliśmy
śmierciożercom zacząć dominować.
Za chwilę wybije północ, a ja oczywiście wciąż
nie śpię. Wiele jest rzeczy, które spędzają mi sen z powiek… Wiele mam
zmartwień, wiele rzeczy muszę udźwignąć. Czasem zazdroszczę tym, co dopiero się
narodzą, jeśli wszystko pójdzie dobrze, oni będę znać wojnę tylko z kronik.
Draco
***
Trzeci kwietnia
przypomina mi jeden, pamiętny dzień… Słońce świeci tak samo mocno jak wtedy,
drzewa szumią w tym samym rytmie, wiatr wieje z taką samą delikatnością…
Trzeci
kwietnia będzie podobny do drugiego maja jeszcze pod wieloma względami…
Wtedy ziemia
spływała krwią, dziś… Dziś będzie jeszcze gorzej…
Z żalem patrzę
jak Luna dziarskim krokiem idzie w kierunku wioski, choć przecież wie, że może
czekać ją tam zguba… Na jej ustach jednak widnieje uśmiech, ma w sercu słowa
ojca; Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że
cię kocham… Cokolwiek się stanie, ona będzie silna.
– Mamy
początek kwietnia, a tu taka pogoda – mamrocze Michael. – Aż boję się, co
będzie później…
Luna śmieje
się cicho. Wszyscy wiedzą, że Michael jest miłośnikiem zimy, a lato jest dla
niego najgorszą porą. Najchętniej nie wychodziłby wtedy z domu!
– Nie będzie
tak źle, u nas nigdy nie ma prawdziwych upałów… Mam nadzieję, że wyjadę kiedyś
do Włoch albo Hiszpanii, chciałabym pospacerować brzegiem morza w…
–
Czterdziestostopniowym upale? Nie, dzięki, to nie dla mnie – rzuca Michael i
kopie leżący nieopodal kamyk. – Nie wiem jak oni mogą tam mieszkać, Anglia ma
zdecydowanie najlepszy klimat. Taki… uniwersalny.
Anthony kręci
głową z politowaniem, gdy zauważa że Luna już czerwienieje na twarzy i ma
zamiar udowodnić przyjacielowi, że ten się myli.
– Będziecie
się kłócić o pogodę? Nie macie ciekawszych tematów do rozmów?
– Zawsze
możemy gadać o szkole… – Luna marszczy brwi, bo liczyła, na ciekawą wymianę
zdań z Michaelem, ale oczywiście Anthony musiał wkroczyć do akcji.
Powoli
dostrzegają zarysy pierwszych budynków i humor od razu im się poprawia. Na samą
myśl o zjedzeniu smakołyków albo napiciu się Kremowego Piwa cieknie im ślinka.
– Może
najpierw chodźmy coś zjeść, nie wiem jak wy, ale ja nie jadłem śniadania…
Chciałem mieć pusty żołądek na te pyszności z cukierni.
Luna kręci
głową z politowaniem, słysząc słowa Anthony’ego. Chłopak od zawsze był
łasuchem, ale nie takim jak Ron Weasley! Anthony potrafi się zachować przy
stole… Luna czuje lekkie ukłucie w sercu. Właśnie, Harry i Ron… Ciekawe co z
nimi… Czy wszystko w porządku? Czy nie zostali zranieni? A może już nie żyją, w
końcu śmierciożercom udało się już doprowadzić do tego, że ludzie przestali
wierzyć w Ministerstwo i Wybrańca…
Luna milczy
przez kolejne kilkanaście minut, odzywa się dopiero, gdy z kieszeniami
wypchanymi słodyczami wchodzą do Dziurawego Kotła.
– Usiądźmy
gdzieś dalej – mamrocze cicho i rusza w stronę stojących przy ścianie stolików.
Anthony i
Michael rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Na środku pubu siedzą Zabini i
Ginny, Luna jak zwykle omija ich szerokim łukiem. Gdy w końcu chłopcy zajmują
miejsce obok przyjaciółki jeden z nich zadaje to niewłaściwe pytanie.
– Czemu się
nie odzywacie? Przecież Zabini i ty na początku roku byliście prawie
nierozłączni, a potem nagle przestaliśmy cię z nim widywać, a później jeszcze
przestałaś spotykać się z Hermioną i Ginny…
Luna bawi się
solniczką i całkiem przypadkowo ją otwiera.
– Cholera! –
Kryształki soli suną po blacie stołu i spadają na ziemię, gdyby tylko
dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że rozsypana sól przynosi pecha…
– Spokojnie.
Ja posprzątam. – Anthony kilkoma ruchami różdżki sprawia, że sól znika ze
stolika i podłogi.
– Przepraszam,
po prostu nie lubię o tym gadać… Sprawa jest dość delikatna i…
– Jasne –
przerywa jej Michael. – Wybacz, że pytałem…
Luna uśmiecha
się, ale jej uśmiech nie sięga oczu. Nagle cały dobry humor z niej wyparował.
Co jakiś czas spogląda to na Blaise’a, to na pustą solniczkę.
Luna żałuje
tego, że nie była egoistką.
***
Miło jest
patrzeć w jego oczy pełne miłości… W ten piękny nieskazitelnie głęboki błękit…
Draco Malfoy jest zachwycający. Nie tylko ja tak uważam, Hermiona też to
dostrzega. Moja kochana Hermiona o dobrym sercu i słodkim uśmiechu…
Hermiona i
Draco są idealni, dopełniają się, tworzą spójną całość... Żałuję, że czeka ich
niełatwa przyszłość…
To zabawny
widok dla przechodniów; znana wszystkim Hermiona Granger siedzi na ławce
otoczona przez węże… Niektórym trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że jeden z tych
węży siedzi niezwykle blisko… Draco styka się z dziewczyną kolanami, a ich
dłonie są niemal splecione, wystarczyłby jeden gest, aby ich palce zaczęły się
dotykać. Każde z nich chce przekroczyć tę barierę, ale coś ich powstrzymuje…
Ciężko im pogodzić się z rzeczywistością, trudno im zacząć budować głębszą
relację…
– Mówię wam,
że Clare się na mnie uwzięła – trajkocze Pansy, Hermiona i Draco włączają się
do rozmowy dopiero, gdy słyszą, że ich przyjaciółka wspomina o nauczycielce
obrony.
– Co znowu
zrobiłaś, Pan? – Wzdycha lekko Hermiona, a Teodor śmieje się cicho pod nosem.
Dziewczyna z
oburzeniem zrywa się z ławki. Zaczyna mocno wymachiwać rękoma, przecież to oczywiste,
że ona nie jest niczemu winna. To ta przebrzydła małpa nie chce się od niej
odczepić.
– Napisałam
piękny esej, cudowny, Teo to potwierdzi...! Nie krzyw się, Teodorze! W każdym
razie, według mnie był cudowny i wiecie co? Ona mi postawiła za niego zaledwie…
ZALEDWIE Powyżej Oczekiwań… Ja rozumiem, że to bardzo dobra ocena, ale co z
moimi Wybitnymi? Przecież ja muszę mieć idealne oceny, bo co jak sprawdzą moje
wyniki? Wiem, że liczą się egzaminy, ale oceny też są ważne! Powyżej Oczekiwań
będzie wyglądać strasznie, jestem pewna, że moja matka będzie zawiedziona…!
– A
powiedziała ci, czemu nie dostałaś Wybitnego?
Pansy milknie
nadąsana. Oczywiście, że profesor Clare jej powiedziała, ale Pansy wciąż nie
może uwierzyć, że nauczycielka doczepiła się do takiej błahostki.
– Uznała, że
przykładowe użycie zaklęcia jest kompletnie wyrwane z kontekstu i nijak pasuje
do mojej pracy i że jeśli miała być to forma żartu to wyciągnie z tego
konsekwencje! Jakby miała mnie za idiotkę, która celowo sabotuje własną pracę!
Teodor
marszczy brwi.
– Co ty tam
właściwe napisałaś?
– Że użyłabym
tego zaklęcia w obronie, gdybym miała do czynienia z jakimiś niekompetentnie
czarującymi osobami. Może i to była mała aluzja do władz Ministerstwa, ale bez
przesady, co ma profesor Clare do zarządu Ministerstwa.
Niespodziewanie
Hermiona wybucha śmiechem, Draco dokładnie rozumie, co ją tak śmieszy.
– Nie mówiłam
wam jeszcze, ale profesor Clare i profesor Fair to aurorzy… – Z niemałą
satysfakcją i rozbawieniem Hermiona obserwuje jak na twarzach przyjaciół
pojawia się szok, by chwilę później Pansy zaklęła siarczyście.
– Nie mogłaś
mi tego szybciej powiedzieć?! Marlinie, ja tam w dobitny sposób ochrzaniłam
Biuro Aurorów… To cud, że dostałam Powyżej Oczekiwań…
Teodor drapie
się po głowie i spogląda na Hermionę z zainteresowaniem.
– Dlaczego
uczą nas aurorzy? Skąd w ogóle oni są?
– Nie walczyli
w Bitwie o Hogwart, jeśli o to ci chodzi i na początku roku zostali tu wysłani,
aby dbać o bezpieczeństwo szkoły od wewnątrz… Nikt nie mówił tego wprost, ale
wydaje mi się, że mieli obserwować Ślizgonów, w końcu…
– W końcu
wielu z nas albo było śmierciożercom, albo jest dzieciakiem śmierciożercy –
kończy za Hermionę Pansy. – Oczywiście, czego innego moglibyśmy się spodziewać…
– Daj spokój,
Pan, nie ma co tego roztrząsać…
Nagle ciszę,
która następuję po słowach Hermiony przerywa Draco.
– Oho, idzie
nasz stęskniony narzeczony…
Pansy
momentalnie się obraca i wpada wprost w objęcia Rogera. Z jej ust wydobywa się
cichy pisk, gdy rzuca się mu na szyję i mocno całuje w usta. Hermiona lekko
zażenowana odwraca głowę, nie chce ich krępować. Rozgląda się i natrafia na wzrok
zgarbionego, dziwnie smutnego Teodora. Czuje uścisk w sercu, może Toe tęskni za
Mariettą, a może znów myśli o rodzinie? Przecież tak martwi się o Lilianę,
swojego szwagra i małego Teosia.
– Hermiono… –
zaczyna Pansy spoglądając na nią. – Na pewno pamiętasz Rogera.
– Jasne, że
pamiętam… Właściwie czuję się tak, jakbym cię doskonale znała. Pansy dużo o
tobie mówi… – Śmieje się cicho Hermiona, a Roger uśmiecha się lekko.
– Miło znów cię widzieć Hermiono… Chłopaki…
Jak się trzymacie? – pyta uprzejmie Roger, delikatnie tuli do siebie swoją
dziewczynę. Z Pansy u boku wygląda znacznie młodziej, jakby znów był uczniem...
– Jakoś leci –
rzuca niechętnie Draco i kieruje wzrok na przygnębionego Teodora. Pansy zagryza
wargę i zaczyna ciągnąć Rogera w stronę Dziurawego Kotła.
– My będziemy
już lecieć, widzimy się w szkole… Pa, chłopaki. Pa, Herm….
Hermiona
marszczy brwi. Ciekawi ją, o co chodzi, przecież Teodor bardzo lubił Rogera…
Czyżby coś się zmieniło? Czy ominęło ją coś istotnego? Stara się przypomnieć
sobie sytuacje, w której Teo mówiłby o chłopaku Pansy w negatywny sposób… Nie,
coś takiego nigdy nie miało miejsca… A może Hermiona jest jednak gorszą
obserwatorką niż jej się wydaje?
– Ja też już
będę leciał, poszukam Susan i Ernie’ego, a wy sobie pogadajcie w spokoju…
Zanim Hermiona
zdąży choćby zaprotestować, Teodor już znika za zakrętem.
– Co z nim nie
tak? – pyta, ma na myśli jego smutny wzrok, opuszczoną głowę i dłonie włożone
do kieszeni spodni… Postawa człowieka, który już się poddał.
Draco
przeczesuje włosy dłońmi.
– Teo jest
specyficzny, niby silny, zawsze pomocny, ale zamknięty w sobie… Tłumi w sobie
uczucia i to jest właśnie najgorsze.
– Chyba
wszyscy to robicie, mam na myśli Ślizgonów, jesteście tacy oschli i obojętni,
ale wydaje mi się, że często pod tym całym chłodem skrywacie zranione dusze…
Draco śmieje
się ponuro.
– Masz
całkowitą rację.
W końcu ujmuje
dłoń Hermiony i splata swoje palce z jej.
***
Blaise był
zakochany zaledwie dwa razy w całym swoim życiu… I obie dziewczęta, które
obdarzył uczuciem przysporzyły mu bólu… Jednak najwięcej cierpi z powodu Ginny.
Czasem zastanawia się, czemu jego życie musi być takie smutne i samotne…?
Zewsząd otaczają go ludzie szczęśliwi, podczas gdy on ciągle jest spętany
kajdanami nieszczęśliwej miłości… Blaise kocha Ginny miłością czystą i idealną,
a jednak nie znajduje w niej ukojenia. Często, gdy zamyka oczy widzi twarz
dziewczyny, jej słodkie piegi i urocze rumieńce, zachwyca się żarem w jej
oczach i ognistym blaskiem jej włosów. Śniąc, dotyka jej, całuje ją, otrzymuje
od niej miłość…
A potem Blaise
się budzi, a wtedy znów wszystko jest szare…
Żałuję, że nie
mogę sprawić, że te kolejne chwile będą dla Blaise szczęśliwe. Żałuję, że nie
mogę sprawić, że ostatnią jego myślą będzie wspomnienie słów kocham cię szeptanych przez Ginny.
Spoglądam na
Blaise’a i Ginny, siedzących na ławce pod dopiero co nabierającym barw drzewem.
Schowani przed wzrokiem ciekawskich mogliby bez umiaru szeptać sobie czułe
słówka, niestety, Ginny wciąż stawia przed Blaise’em barierę. Czasem mam ochotę
potrząsnąć tą dziewczyną, jak może być tak ślepa?
Blaise
przypatruje się Ginny bez cienia wstydu, a z zachwytem wymalowanym na twarzy.
Nie może uwierzyć, że tuż obok niego siedzi tak zachwycająca dziewczyna. Jej
rude włosy błyszczą w blasku słońca, a w brązowych oczach lśnią iskierki. Ginny
odwraca się w jego kierunku z szerokim uśmiechem.
– Czemu się
tak przypatrujesz? – mówi cicho słodkim głosem. Blaise czuje, że całkowicie
zatraca się w jej spojrzeniu. Nie zastanawia się długo i wyciąga dłoń by
delikatnie przejechać nią po jej policzku.
– Jesteś
piękna, Ginny…
Dziewczyna
drży zupełnie oszołomiona jego dotykiem. Tak dawno nie czuła tej bliskości, aż
czuje łzy wzbierające się w jej oczach. Tak bardzo chciałaby, aby zamiast
Blaise’a naprzeciwko niej siedział Harry… Jej kochany Harry, o słodkim
uśmiechu, rozmarzonym spojrzeniu i rozwichrzonych włosach…
Blaise
kciukiem ściera łzę, która sunie po jej policzku i bez chwili wahania pochyla
się i całuje ją delikatnie i czule. Początkowo sądzi, że dziewczyna go
odepchnie, ale gdy po chwili odwzajemnia pocałunek Blaise zaczyna odczuwać
wyjątkową lekkość. W końcu to, czego tak bardzo pragnął ma miejsce! Naprawdę
trzyma Ginny w ramionach i obsypuje ją pocałunkami! Powoli schodzi ustami w dół,
całuje żuchwę dziewczyny, a potem szyję, jest wręcz chory z tej pasji, której
się oddaje. Ginny Weasley, dziewczyna, którą od tak długiego czasu kocha w
końcu jest z nim, pozwala się dotykać, całować… Pozwala siebie kochać…
Blaise
przyciąga dziewczynę do siebie i opiera swoją brodę o jej głowę. Ginny może
poczuć jak szybko bije jego serce, to tylko sprawia, że w jej oczach zbierają
się łzy.
– Kocham cię,
Ginny… – szepcze Blaise, te słowa sprawiają, że Ginny zaczyna szlochać.
Blaise
momentalnie się prostuje, co się stało? Czy zrobił coś źle, ujmuje jej głowę w
obie dłonie i stara się spojrzeć jej w oczy.
– Ginny? –
Spanikowany potrząsa lekko jej ramionami. – Ginny, co się dzieje? Czy zrobiłem
coś źle?
Dziewczyna
kręci głową i odsuwa się od chłopaka.
– Nie, nie,
Blaise… – Jej głos drży, gdy przeciera oczy.
– Co się
stało? Czemu płaszcz? – Nie umie radzić sobie z płaczącymi kobietami, a
zwłaszcza z tymi, na których tak bardzo mu zależy. Ginny jest całym jego
światem, tak bardzo chce znów ją trzymać w ramionach i pocałować jeszcze raz.
Wciąż czuje na ustach słodki smak dziewczyny i czuje jej zapach spowijający
jego ciało.
Ginny bierze
głęboki uspokajający oddech.
– Przestraszyłem
cię, prawda? – Blaise krzywi się ze złości i bezradności. – Kocham cię, Ginny,
naprawdę. Chciałbym cię przytulać, całować, chciałbym być przy tobie, proszę,
pozwól mi…
Blaise klęka
przed dziewczyną i wpatruje się w nią z wyczekiwaniem. Ginny pozwala, aby ujął
jej dłonie w swoje, ale odsuwa się, gdy ten chce ją znów pocałować.
– Nie mogę,
Blaise… – szepcze cicho. – Ja kocham Harry’ego i tylko jego… Nie potrafię
inaczej…
Blaise zaciska
usta. Przecież miało być pięknie… Przecież… Przecież Potter… Czuje, że w jego
oczach też zbierają się łzy. Blaise Zabini nigdy nie płakał, a teraz… Teraz
rozsypało się całe jego życie, wszystko runęło jak domek z kart…
– Jak możesz
go kochać po tym wszystkim co ci zrobił?!
Ginny kręci
głową ze smutkiem.
– Jak możesz
kochać mnie, egoistkę, która cię wykorzystywała?
– Nie
wykorzystywałaś mnie, nigdy. Nie mów tak o sobie, nie pozwalam ci.
Dziewczyna
uśmiecha się smutno.
– Wodziłam cię
za nos, dawałam ci nadzieję na coś, co nigdy nie będzie miało miejsca… To
koniec, Blaise. Przepraszam…
Ginny pociąga
nosem, znów chce jej się płakać.
– Przepraszam,
że zmarnowałeś na mnie tyle czasu… Lepiej byłoby gdybyś zainteresował się Luną,
to ona cię szczerze kocha… Bylibyście bardzo szczęśliwi…
Blaise czuje,
że drży… Luna? Czy to możliwe? Gdyby wiedział wcześniej, czy to by coś
zmieniło? Ma wrażenie, że ziemia wokół niego zaczyna się kręcić, że wszystko
faluje, oślepia go blask słońca… To, co trzyma go na tym świecie to tylko dotyk
Ginny, ale i on po chwili znika.
– Przepraszam,
Blaise, ale to koniec…
Ginny puszcza
dłoń chłopaka i odchodzi… Wraz z nią odchodzi wszystko, co piękne w życiu
Blaise’a.
***
Patrzę z góry
ze smutkiem i żalem… Szkoda, tak wielka szkoda, że ta chwila nadeszła…
Ministerstwo
Magii jest zapełnione; pracownicy, delegaci z innych Ministerstw, medycy, każdy
ma jakąś sprawę do załatwienia. Dziś Ministerstwo jest centrum świata
czarodziejskiego, dziś będzie mogiłą wielu…
Następuje
wybuch. Potężne zaklęcie rozbija jedną ze ścian, gruz zasypuje ludzi, a dym ich
oślepia. Przez dziurę wkraczają śmierciożercy.
Rozpoczyna się
rzeź…
Odwracam się,
byle tylko nie patrzeć na to, co dzieje się tuż przede mną… Smucę się, bo inny
obraz przyciąga teraz moją uwagę.
Hogsmeade
wygląda spokojnie. Uczniowie spacerują uliczkami, gałęzie szumią ruszane delikatnym
wietrzykiem… Idealny dzień z idealną pogodą, a jednak…
Nagle wszystko
spowija czerń. Widzę jak Hermiona zrywa się z ławki, wciąż trzyma dłoń Draco.
– Zaczyna się –
szepcze. – Śmierciożercy atakują…
Draco blednie,
chce uspokoić dziewczynę, że może się myli, że to po prostu nadchodząca burza,
ale w tej chwili docierają do nich głośne wrzaski. Wioska staje w płomieniach,
a z gęstego czarnego dymu wyłaniają się śmierciożercy. Nie mają masek, ich usta
wykrzywione są w pełnych satysfakcji uśmiechach.
Nadeszła
bitwa, w której śmierciożercy ostatecznie pozbędą się zdrajców.
– Hermiono… –Draco
ściska jej dłoń, dziewczyna odwraca się do niego i bez słowa całuje go w usta.
– Nie daj się
zabić, Draco – ledwie mówi te słowa, a potem biegnie w kierunku wioski, wyciągając
różdżkę.
Draco bierze głęboki oddech i przeczesuje
dłonią włosy. Tak o to znów znalazł się w środku zaciętej walki… Ale teraz stoi
po stronie dobra, będzie walczył i wygra, nie zginie, musimy wrócić do Hermiony
i do przyjaciół. Zaciska dłoń na różdżce i rusza przed siebie. Nawet nie wie,
kiedy drogę zastępuje mu Madelaine Rookwod, córka Augustusa. Draco aż blednie
widząc jej znajomą twarz.
– Witam,
kochany, dawno się nie widzieliśmy, nie sądzisz? – Na ustach dziewczyny błąka
się słodki uśmiech, a Draco widząc go ściska mocnej różdżkę.
– Mad… –
szepcze. – Od kiedy brudzisz sobie rączki walką?
– Odkąd mój
tatuś wącha kwiatki od dołu zabity przez twoją zdradziecką matkę!
Draco uśmiecha
się oschle.
– Twój ojciec
był strasznie słaby w zaklęciach… Moja chora matka była zdolna go powalić, kto
by pomyślał…
Madelaine z
głośnym wrzaskiem rzuca pierwsze zaklęcie. Krwiście czerwony promień
Sectumsempry mknie w jego stronę. Draco ledwie się uchyla, ale nie pozostaje
dłużny kobiecie. Bez cienia wahania rzuca w jej kierunku potężne uroki. Na przemian
błyskają promienie czerwone, błękitne, a nawet zielone.
Tylko cud
sprawia, że Draco nie zostaje trafiony zaklęciem uśmiercającym. Przewraca się i
przetacza po ziemi. Nagle obok niego pojawia się wąż, gotowy w każdej chwili go
zaatakować. Draco podrywa się dokładnie
wtedy, gdy wąż przygotowuje się do skoku na niego…
– Użycie węża
na Ślizgonie… Jakie to mało praktyczne – syczy Draco i pełnym agresji ruchem
rozbija na drobne kawałeczki gada. Madelaine aż czerwienieje ze złości.
– Nienawidzę
ciebie i całej twojej rodziny, Malfoy… Avada Kedavra…
Draco jest
zbyt oszołomiony, by się schylić, ale wtedy coś ciągnie go za nogi i przewraca.
Promień przelatuje nad jego ciałem i uderza w drzewo.
– Wisisz mi
ognistą whisky za uratowanie dupska – mamrocze Terence Higgs.
– Dostaniesz
nawet dwie – szepcze Draco. Gdy podnosi się z ziemi, zauważa że Dafne walczy
zaciekle z Madelaine. Mimo że czuje piekący ból nadgarstka, dołącza do niej.
– I co, Mad, wciąż
jesteś taka pewna siebie?
Panna Rookwod uśmiecha
się, zadziornie odrzuca swoje czarne loki na bok i odzywa się pewnym głosem:
– Oczywiście,
że tak…
Obok niej
momentalnie pojawiają się odziane w czerń postaci. Starszy brat Madelaine,
Arcturus i syn Jugsona, Sebastian.
Draco drwi;
– Miłe
spotkanie po latach jak widzę…
Bez chwili
wahania trója Ślizgonów zaczyna walczyć. Ruch nadgarstkiem, krzyknięcie
zaklęcia, uchylenie się od pędzącego w ich stronę śmiercionośnego czaru. Draco
całkowicie zatraca się w walce. Sectumsempra. Avada Kedavra. Cruciatus. Nie ma
miejsca na delikatny zaklęcia pojedynkowe. Draco chce się pozbyć
śmierciożerców. Chce, żeby zginęli i żeby w końcu świat był wolny.
– Tatuś byłby
z ciebie dumny, tak dobrze wychodzą ci zaklęcia niewybaczalne…. – Śmieje się
szaleńczo Sebastian, a po chwili milknie. Jego oczy zdają się być puste, pada
na ziemię martwy.
Z ust
Madelaine wydobywa się wrzask, odwraca się za siebie i dostrzega Pansy. Włosy
dziewczyny są rozwiane, a spojrzenie pełne determinacji. Nie ma dla niej
znaczenia, że zabiła człowieka. Zrobiła to, co należało. Dzięki temu świat
będzie lepszy.
– Ty jesteś
następna, Rookwod.
Draco rzuca
Drętwotę w stronę Mad, a Dafne w kierunku jej brata. Oboje padają oszołomieni
na ziemię, a wówczas Pansy związuje ich pętami i przełamuje ich różdżki…
– Pansy… –
szepcze Terence. – Nie powinnaś go zabijać… Ministerstwo może wyciągnąć
konsekwencje, użyłaś zaklęcia niewybaczalnego…
– Zrobiłam to, co należało… – szepcze Pansy. –
To on zabił… Zabił Gregory’ego…
– Co? Skąd wiesz?
– Dafnie jest blada niczym ściana, Terence musi ją przytrzymać, aby się nie
przewróciła.
– Zanim został
wezwany przez Mad, ja i Teodor walczyliśmy z nim i kilkoma innymi
śmierciożercami. Musiałam go zabić… Za
Goyle’a, za naszego przyjaciela, Draco…
Draco kiwa
głową.
– Za Grega…
Bitwa w wiosce
trwa już od dłuższego czasu, Ślizgoni postanawiają się rozdzielić i Pansy
biegnie wraz z Draco w stronę wschodniej części wioski. Na ziemi leżą ciała
zabitych lub sparaliżowanych… Pansy niemal szlocha widząc, że wśród martwych
jest wielu mieszkańców wioski… Dziękuje jednak Merlinowi za to, że póki co nie
dostrzegła żadnego ucznia.
– Gdzie jest
Hermiona?
Draco kręci
głową.
– Nie mam
pojęcia, zostawiła mnie, gdy tylko zaczęła się walka… Wydaje mi się, że Zakon
wiedział o ataku, dlatego Hermiona tak dziwnie się zachowywała przez ostatnie
dni…
– Jeśli to
przeżyjemy wszystko z niej wyciągniemy, a teraz… Musimy znaleźć Blaise’a i Teo…
Salazarze, mam nadzieję, że nic im nie jest…
Draco przez
dym dostrzega postać. Bez cienia wątpliwości stwierdza, że to Blaise. Wszędzie
rozpoznałby ten charakterystyczny sposób trzymania różdżki i poruszania się w
czasie walki.
– Tam –
wrzeszczy, udaje mu się przekrzyczeć odgłosy bitwy. – Tam jest Blaise.
Chłopak stanął
w obronie Astorii, dziewczyna jest zbyt zszokowana, by samodzielnie stawić
czoła śmierciożercy. Rosier zdaje się być przekonany, że już za chwilę dorwie
słodką panienkę Greengrass, nie uważa Blaise’a za dostatecznie silnego. Gdy
jednak szanse chłopaka zwiększają się coraz bardziej, Marcus Rosier wzywa
pomocników. Obok niego stają Daisy Selwyn i Maura Rowle. Kobiety zaczynają
atakować Blaise’a, a Astoria zmuszona jest walczyć z Rosierem.
Draco i Pansy
biegną jak najszybciej w ich kierunku. Nagle jednak dwa budynki się zawalają.
Nim gruzy oddzielą Ślizgonów od przyjaciół, Pansy i Draco dostrzegają, że cegły
przywalają Marcusa i Maurę, Daisy powala Blaise’a potężną Sectumsemprą, a
Astoria…
Astoria ucieka…
***
3 kwietnia 1999, noc
Wygraliśmy w wiosce, wygraliśmy w
Ministerstwie… Ale my, Ślizgoni, tak naprawdę przegraliśmy… Gdy popioły opadły,
dym się rozwiał, a pożary zostały ugaszone, zostaliśmy siłą zaciągnięci do Hogwartu,
do naszego Pokoju Wspólnego. Zakazali nam wychodzić… Powiedzieli, że mamy się
nie martwić o naszych kolegów, bo są pod dobrą opieką… Jeśli nie chcemy
problemów, mamy siedzieć tutaj…
Pansy płacze, bo nie wie, co się dzieje z
Blaise’em, Rogerem ani Teodorem… Nie wiemy, gdzie są, czy są martwi, a może ranni…
Nikt nie chce nam udzielić żadnych
informacji, odcięli nas całkowicie… Mam nadzieję, że uda mi się w jakiś sposób
skontaktować z Hermioną, ona na pewno powiedzie mi, co się dzieje…
Draco
***
Słońce zaczyna
wschodzić i wpada przed odsunięte zasłony w gabinecie dyrektor McGonagall. Mimo
że członkom Zakonu Feniksa cała noc minęła na rozmowach i planowaniu, nie
wyglądają na zmęczonych… Wręcz przeciwnie, są zdeterminowani i gotowi do walki.
– Musimy
działać już, zaraz…! Zanim śmierciożercy znów zbiorą siły – Molly Weasley
przekrzykuje ludzi. Jej głos ledwie przebija się przez cały harmider.
– Najpierw musimy
przesłuchać śmierciożerców i Ślizgonów… Wielu z nich walczyło ze swoimi byłymi pobratymcami,
musimy wiedzieć, ile w ich zachowaniu prawdy, a ile obłudy – stwierdza szef
Biura Aurorów.
– Oh, na
litość Merlina, skończ już, Robards, Ślizgoni walczyli dzielnie broniąc wioski,
szkoły i młodszych uczniów! – Minerwa McGonagall zdaje się być wściekła.
Hermiona dawno nie widziała jej w takim stanie.
– Minerwa ma
rację – zgadza się Kinsgley. – Uczniowie mogą zostać przesłuchani na samym
końcu. Priorytetem są złapani śmierciożercy. Musimy wyciągnąć z nich informacji
na temat tego, gdzie są Harry, Ron i reszta śmierciożerców…
– Powinniśmy
zacząć działać od razu… – wtrąca się Hermiona. – Najlepiej jak jeszcze dzisiejszej
nocy uderzymy. Potrzeba nam jak największej liczby ludzi i…
– Ale gdzie my
ich zamkniemy? – Z ust Ginny wyrywają się słowa zwątpienia. – Azkaban nie jest
gotowy, wciąż nie zostały naprawione uszkodzenia…
– W celach
Ministerstwa Magii – odpowiada spokojnie Kingsley. – Są zapomniane i
nieużywane, ale prowadzi do nich tylko jedno wejście, a chronią go stare
zaklęcia. Nie uciekną z tego miejsca…
Po sali
przechodzi pomruk zadowolenia… Pozostała jeszcze jednak ważna kwestia do omówienia.
Ku zaskoczeniu wszystkich głos zabiera milcząca do tej pory Luna.
– Ilu zginęło
i kto jest ranny?
Profesorowie
spoglądają po sobie ze smutkiem. To pani dyrektor postanawia się odezwać.
– Jeśli chodzi
o uczniów to na razie nikt nie zginął. Kilkunastu uczniów ma lekkie złamania,
albo ogólnie zostali lekko zranieni. Ich życiu nic nie zagraża… Niestety… –
Profesor nie wie jak ubrać w słowa to, co musi przekazać. – Bardzo mi przykro z
tego powodu, ale jeden z uczniów jest w bardzo ciężkim stanie. Istnieją
niewielkie szanse na to, że przeżyje…
Ginny
momentalnie blednie… Ma złe przeczucia.
– Kto to? – pyta
drżącym głosem.
– Blaise
Zabini – odpowiada smutno dyrektorka.
Luna Lovegood
osuwa się w ramiona stojącego obok niej Neville’a.
Jestem pierwsza, jak dawno to miało miejsce!
OdpowiedzUsuńRozdział od początku do końca emocjonujący i jestem pod wielkim wrażeniem, ale po kolei.
Wiesz, że kocham Twoją Pansy. Jest po prostu idealnie wykreowana i taka prawdziwa. Wielkie brawa za to.
Dobrze, że Ginny powiedziała Blaise'owi prawdę. Nie było sensu go zwodzić.... za to Luna chyba zaczyna sobie uświadamiać jaka była głupia rezygnując z niego. Ciekawe...
Walka od początku do końca emocjonująca i tak bardzo się cieszę, że nikt nie zginął. Mam nadzieję, że tak pozostanie, nie możesz uśmiercić Blaise'a... to by było okropne dla wszystkich :(
Czekam na nowy rozdział i bardzo dziękuję za komentarze u mnie :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Ja również bardzo dziękuję za komentarze! <3
UsuńCieszę się, że rozdział, opowiadanie, bohaterowie się podobają. Wkładam wiele serce w Wschód i cieszy mnie fakt, że czytanie moich tworów sprawia komuś przyjemność
Sprawa z Blaise'em... Hmm, zobaczymy jak to będzie haha :D
Jeszcze raz dziękuję <3
Również pozdrawiam
Whaaat!? Tylko nie Blaise, ale czuje, że on umrze. Czy to wstrząśnie Ginny i ją zmieni, a może wkoncu pogodzi się z Luną! Co dalej z Harrym i Tonem!? Pisz jak najszybciej, nie mogę się doczekać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń~Madzik
Cóż, będzie bardzo, ale to bardzo ciekawie... Już w kolejnym rozdziale, właściwie, to już nie mogę doczekać się reakcji Was, czytelników, na to, co wkrótce opublikuję :D
UsuńOczywiście dziękuję serdecznie za miłe słowa i komentarz! <3
Błagam tylkko nie Blaise... dopiero się odważył wyznał miłość Ginny..
OdpowiedzUsuńHah swoją drogą głupia kobieta. No cóż miłość jest trochę głupia. Mimo wszystko wciąż kocha Harryego. trochę to dziwne dla mnie, ale staram się ją zrozumieć.
Trochę się boję, że ta cała sytuacja nieco pokrzyżuje drogi Draco i Hermiony, ale zobaczymy.
W Twoim opowiadaniu jest tyle zaskakujących rzeczy, że nie wiem co mam myśleć.
Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
Jeszcze dziś pojawi się kolejny rozdział, więc długo nie będziesz musiała czekać na rozwiązanie kilku tajemnic :D
UsuńTrochę boję się reakcji, bo rozdział 44 jest bardzo emocjonalny...
Dziękuję bardzo za komentarz, kochana <3 Zgadzam się z Tobą w stu procentach, miłość jest ślepa i własnie taką miłością Ginny darzy Harry'ego
Jeszcze raz dziękuję <3
Tylko nie Blaise :(
OdpowiedzUsuń