niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 42


Władza absolutna
Skup się.
Za chwilę umrzesz.
Życie pośmiertne, o ile nam wiadomo,
może być wiecznym bólem i obłędem.
~ Vladimir Nabokov

Wokół nich unoszą się tumany kurzu. Dym zaczyna wdzierać się do nosów i oczu… Palący ból gardła i ucisk na skroniach powoduje, że ciężko myśleć racjonalnie. Tego właśnie chcieli śmierciożercy… Chaosu, który ogarnie wszystkich pracowników Ministerstwa.
Kingsley stara się coś dojrzeć, jeszcze kilka sekund temu stał przed nim Harry, a teraz Minister nie jest już pewien, gdzie zniknął młodzieniec. Na nowo wszystko spowiły ciemności… Jasny promień płynący z różdżki nie jest w stanie przeciwstawić się temu mrokowi.
– Harry? – krzyczy Kingsley. – Harry, to nie jesteś ty!
Minister zaczyna kasłać, gdy do jego ust dostaje się pył, który unosi się w powietrzu. Czuje dziwny zapach… Żrący i nieprzyjemny; czy coś się pali? Na oślep zaczyna rzucać różne zaklęcia, jednak nic nie pomaga, jakby czarna magia rozniosła się po Ministerstwie i swoimi mackami otoczyła całe miejsce. Stara się jakoś rozwiać dym, ugasić ogień, ale nic się nie dzieje. A co z jego współpracownikami? Gdzie oni się podziali?
– Robards?! Penelopo?! – nawołuje kolejno swoich podwładnych, jednak odpowiada mu cisza. Może błąkając się po omacku zbytnio oddalił się od głównego holu? Jak na zawołanie dym zaczyna znikać, a przed Ministrem staje Rudolf Lestrange.
– Witam, panie Ministrze… – Mężczyzna kłania się nisko, kurtuazyjnie, w jego dłoni lśni wypolerowana na błysk różdżka. Czarna szata śmierciożercy powiewa przy tym prześmiewczym geście.
Shacklebolt cofa się zaskoczony, ale szybko przyjmuje postawę bojową. Mimo że jest zupełnie wytrącony z równowagi, wie, że musi w każdej chwili być gotowym do walki.
– Jak to możliwe? Przecież ty…
– Nie żyjesz? – Rudolf śmieje się cicho. – Jak widać jednak żyję, co więcej mam się wyśmienicie…!
Rudolf stawia jeden krok do przodu i rzuca zaklęcie o błyszczącym, czerwonym promieniu. Minister szybko wznosi przed sobą liliowobłękitną tarczę. Zaklęcie obronne, mimo że jest jednym z najsilniejszych, z trudem ochrania Kingsleya przed czarem Rudolfa.
– Co zrobiłeś Harry’emu i Ronowi? – pyta, w tym samym momencie rusza zgrabnie różdżką posyłając w stronę śmierciożercy Drętwotę. Rudolf odbija ją zaledwie jednym gestem.
– Wszyscy walczyliście dla Pottera, uznaliśmy, że zabawnie będzie, gdy ten zmieni strony… Za kim teraz pójdziecie? – Rudolf śmieje się jeszcze raz, by po chwili zamilknąć i przyjąć bojową postawę.
Z różdżki śmierciożercy wystrzeliwują kolejno promienie błękitne i czerwone. Raz za razem porusza nadgarstkiem, nawet nie wypowiadając słów. Kingsley zmuszony jest do tego by się wycofywać. Nie ma nawet możliwości, by spróbować kontrataku. Nagle Rudolf rzuca zaklęcie śmiercionośne, Minister z trudem się odchyla, a promień uderza w stojącą nieopodal donicę z kwiatami.
– Czyżby słaba kondycja, Ministrze?
Promienie mkną z szybkością światła, teraz atakują naprzemiennie. Cały korytarz wypełniają odgłosy walki i błyski świateł, Kingsley stara się zepchnąć swojego przeciwnika, ale ten jest niezwykle wprawiony w walce. Pojedynek zdaje się być wyrównany, ale nagle Rudolf wyczarowuje ogromną kobrę, która rzuca się na Ministra. Wąż z sykiem przygotowuje się do ataku, a Shacklebolt stara się opanować sytuację. Kobra zaczyna krążyć wokół Kingsleya, czeka na jego najmniejszy ruch. Dopiero, gdy zaczyna otwierać swoją paszczę, a śliski język jest niemal na wyciągnięcie ręki, Minister rzuca odpowiednie zaklęcie. Wąż rozbija się na drobne kawałki, które po chwili znikają z głośnym trzaskiem i blaskiem światła.
Wówczas do Kingsleya zaczynają docierać odgłosy walki. Bez chwili wahania rusza biegiem w kierunku głównego holu. Tak jak przypuszczał, Rudolf korzystając z jego braku orientacji, zaciągnął go do jednego z korytarzy.
Wszędzie panuje chaos, z Fontanny Magicznego Braterstwa pozostały teraz ruiny, jeden z wybuchów sprawił, że cała się zawaliła. Kingsley dostrzega szefa Biura Aurorów walczącego z jakąś młodą kobietą, już chce pobiec z pomocą, gdy zostaje trafiony w plecy zaklęciem. Po jego ciele rozchodzi się niewyobrażalny ból, ale jest w stanie podnieść się z kolan i stanąć do walki.
– Kim jesteś? – charczy i przeciera rękawem usta, z których zaczyna cieknąć strużka krwi.
– Victoria Rosier, córka Evana, do usług… Jestem na pewno lepiej znana, jako Auror, dziewczyna Harry’ego Pottera…
Na ustach tej piękności zaczyna błąkać się delikatny uśmiech, który tylko się poszerza, gdy zaczyna walczyć z Kingsleyem. Raz za razem ciskają w siebie zaklęciami, Victoria się nie patyczkuje, korzystając z szoku, którym wciąż jest ogarnięty Kingsley rzuca jedne z najsilniejszych klątw czarnomagicznych. Na szczęście Minister wraca do formy i szybko zaczyna się jej odwdzięczać równie mocnymi zaklęciami obronnymi. Śle w jej stronę Drętwotę, Expelliarmus i nawet zaklęcie uśmiercające. Już dawno skończył się czas pokojowej walki i przestrzegania zasad pojedynków. Celem Ministra jest wyeliminowanie śmierciożercy. Victoria jednak zgrabnie uskakuje, jej szata łomoce dziko, ale nie przeszkadza jej to ani nie krępuje jej ruchów.
W głowie Ministra kłębią się tysiące pytań, jak to możliwe, że walczy właśnie z córką Evana Rosiera…? A co jeśli nie tylko ona przetrwała ostatnią wojnę? A co jeśli takich dzieci jest więcej? Jakim cudem Ministerstwo mogło o tym nie wiedzieć?
Victoria zaskakuje Kingsleya i rzuca w jego kierunku serię niezwykle silnych zaklęć. Z trudem udaje mu się uskakiwać, aż nagle jeden z promieni powala go na ziemię. Upada na jeden z ostrych kamieni, czuje, że ten rozcina mu szatę i skórę na plecach. Rozgląda się dookoła otumaniony bólem. Widzi jak w jego stronę zmierza Victoria, w jej oczach lśni błysk szaleństwa. Nagle jednak kobieta staje, jakby ktoś krzyknął jej imię i odwraca się w lewo. Kingsley słyszy jej śmiech, więc podąża za jej wzrokiem.
Momentalnie zapomina o całym bólu, a z jego ust wyrywa się przeraźliwy wrzask.
– Harry, nie! – Jednak jest za późno.
Harry Potter rzuca Avadę Kadavrę w kierunku Marcusa Jorkinsa, najbliższego współpracownika Kingslya, a ten pada martwy na posadzę.
Harry Potter właśnie z bohatera przeistacza się w mordercę.

***

Gdy w poniedziałek dyrektor McGonagall pojawia się na śniadaniu jest blada niczym duch. Nie przespała nawet jednej sekundy w ciągu ostatniej nocy, gdyż dotarły do niej informacji o tym, co stało się w Ministerstwie… Na razie atak jest czymś, o czym nie można pod żadnym pozorem mówić głośno, Kingsley chce jakoś zatuszować sprawę… Zwłaszcza że w czasie napaści zginęło pięć osób… Pięciu wykwalifikowanych pracowników Ministerstwa, bliskich przyjaciół Minerwy… A najgorsze w tym wszystkim jest to, że dwoje z nich zabił sam Harry Potter…
Minerwa wpatruje się w swój talerz ze łzami wzbierającymi się w oczach. Biedny chłopiec, co śmierciożercy mu zrobili… Jakim zaklęciem go omamili, pod wpływem jakiego eliksiru się znajduje… Kobieta stara się opanować drżenie rąk, gdy myśli o tych wszystkich okropnościach… Jak ona opowie o wszystkim członkom Zakonu? Jak przekaże tę wieść Hermionie i Ginny…? Kingsley jest teraz w swoim domu pod czujnym okiem zaufanego medyka, ale jeszcze przed śniadaniem McGonagall dostała od niego list, w którym nakazuje jej postępować zgodnie z instrukcjami przyjętymi na poprzednim zebraniu. Życie ma toczyć się tak, jakby nie było zagrożenia wojną.
Dyrektor wstaje i na drżących nogach rusza w kierunku mównicy. W myślach błaga Merlina, aby do trzeciego kwietnia udało się rozprawić ze śmierciożercami.
– Drodzy uczniowie, pragnę ogłosić, że z okazji zbliżającego się święta dowcipów, odbędzie się wyjście do wioski…

***

23 marca 1999
Coś się wydarzyło… Coś bardzo złego, ale nikt nic o tym nie mówi.
Nie tylko ja odczuwam dziwny lęk i dezorientację, wielu moich kolegów z domu również czuje, że dzieje się bądź też działo się coś straszliwego. Po tym jak Hermiono powiedziała mi o tym, że Profesor Clare i Fair są aurorami zacząłem się im uważniej przypatrywać. Zarówno wczoraj jak i dziś na zajęciach byli dziwnie spięci… Przyglądałem się też dyrektor McGonagall, wyglądała na przestraszoną i zmartwioną… Nie wiem, co się stało, ale takie zachowanie nie wróży dobrych wieści.
Hermiona starała się dziś wyciągnąć jakieś informacje od McGonagall, ale ta milczała jak zaklęta. A gdy pytała innych nauczycieli, ci byli tak samo zdezorientowani, co my. Jestem pewien, że stało się coś, co bezpośrednio dotknęło dyrektorki, aurorów i Ministra… W przeciwnym razie udałoby się Hermionie wyciągnąć, choć strzępek informacji o tym, co się dzieje.. Skąd ta dziwna aura zła, tocząca się po hogwarckich korytarzach.
Znów czuję tę dziwną ciszę, która każe mi oczekiwać na nadejście najgorszego. Ponownie czuję się jakbym ja nie miał władzy nad swoim życiem, a inni mieli nad nim władzę absolutną.
Draco

***

W bibliotece panuje cisza bardziej zatrważająca niż zazwyczaj. Unosi się niczym gęsta mgła wokół uczniów i skłania ich do refleksji i jedynie słabych szeptów… Każdy podświadomie czuje, że coś jest nie tak…
– Będziesz miała jakieś spotkanie Zakonu? – pyta cicho Draco, pochyla się tak blisko Hermiony, że swoimi ustami dotyka jej ucha.
Dziewczyna wzrusza delikatnie ramionami.
– McGonagall na razie milczy, ale jeśli dalej będzie tak dziwnie się zachowywać, błąkać się niczym duch to będę na nie nalegać. Wszyscy w Gryffindorze są zaniepokojeni. Musiało się coś stać, inaczej McGonagall nie straciłaby z dnia na dzień swojej siły i pewności!
Draco marszczy brwi. Dyrektorka faktycznie zaczęła zachowywać się jakoś dziwnie. Błąka się niczym duch, w najmniej oczekiwanych momentach przerywa lekcje transmutacji czy obrony i prosi na stronę nauczycieli… Wszystko to jest podejrzane i naprawdę martwi uczniów… A może właśnie ważą się losy świata czarodziejów, a nikt ich o tym nie poinformował…
– A czy dostajecie listy…
– Nie ma w nich nawet wzmianki o jakieś informacji. Rodzice Ginny są tak samo zaniepokojeni, co my. Nie ma w ogóle kontaktu z kilkoma pracownikami Ministerstwa jak i z Ministrem, sieci fiuu są zablokowane i nikt nie może dostać się do McGonagall ani do Kingsleya. Oni coś ukrywają, ale nie mam pojęcia co…
W głosie Hermiony brzmi takie napięcie i szaleństwo, że Draco stara się ją jakoś uspokoić. Delikatnie gładzi palcami wierzch jej dłoni, ale nie pomaga to nawet w minimalnym stopniu. Hermiona wyrywa się z uścisku i stara dopisać kilka zdań do swojego eseju. W końcu się poddaje.
W jej myślach panuje chaos. Ma ochotę rwać włosy z głowy i naprawdę powoli popada w obłęd. Coś się musiało stać! Ale co? Czy był jakiś atak? To jest najmniej prawdopodobne, w końcu Prorok już by o tym pisał, a może… może ktoś umarł? A co jeśli śmierciożercy zabili Harry’ego bądź Rona? Momentalnie Hermionie zaczyna brakować powietrza i osuwa się na krzesło niczym szmaciana lalka.
– A jak oni zabili chłopaków? – szepcze z trwogą, a Draco przełyka głośno ślinę.
Hermiona niemal zaczyna szlochać, gdy Draco cały czas odpowiada jej milczeniem… Czy to jest możliwe? Czy oni naprawdę mogą… nie żyć?
– Draco? – mamrocze Hermiona z bólem w głosie. – Powiedz, że to nieprawda… – Jej sowa dobijają się echem od pogrążonych w ciszy zakamarków biblioteki.
– Nie… Nie sądzę, żeby ich zabili… Są zbyt ważni, oni zostali zaczarowani z jakiegoś innego powodu, nie po to by po prostu ich zabić…
Usta Hermiony wciąż drżą, wstaje i zaczyna wrzucać wszystko na oślep do torby. Nawet nie stara się uważać, wie, że większość prac i tak musi napisać od nowa.
– Chodźmy już na kolację, proszę… – Ociera rękawem twarz, chcą zetrzeć z siebie ciężar całego dnia. – Dłużej już tutaj nie wytrzymam.
Draco kiwa głową i tak za chwilę musieliby się zbierać, do kolacji zostało niecałe piętnaście minut. Idzie blisko Hermiony, by w razie czego móc ją złapać, jeśli tylko zrobi jej się słabo. Ciężko mu patrzeć na jej przygaszone spojrzenie, szarą ze zmęczenia twarz i drżące od z trudem powstrzymywanego krzyku usta. Jeśli dalej nic nie zostanie wyjaśnione to sam pójdzie do dyrektorki i siła wyciągnie z niej informacji. Nie zniesie dłuższego patrzenia na szalejącą z niepewności Hermionę.
– Widzimy się po kolacji, prawda? – pyta Draco. – Pansy i Teo też przyjdą…
Hermiona tylko kiwa głową i rusza w kierunku swojego stołu. Siada niezgrabnie obok Ginny i Neville’a.
– Oszaleję – mamrocze. – Jeszcze trochę i ja naprawdę oszaleję…
Neville spogląda na nią zaczerwienionymi oczami.
– Ta niewiedza jest najgorsza… Babcia pisze, że mam czekać na jakieś informacje, ale ja dłużej nie wytrzymam. Coś musiało się stać, skoro wczoraj podczas obiadu McGonagall niemal zemdlała!
Hermiona przypomina sobie tę sytuację… Dyrektorka siedziała jak zwykle na swoim miejscu, gdy nagle podbiegła do niej profesor Clare, szepnęła jej coś do ucha, a wówczas Minerwa prawie zsunęła się z krzesła na podłogę blada niczym ściana. To wzbudziło jeszcze większe poruszenie wśród uczniów… I jeszcze większy niepokój…
– Patrzcie! – mówi Ginny. – Nadlatują sowy…
Wielką Salę wypełniają setki czarnych sów, kręcą się nad głowami uczniów i nauczycieli i zrzucają wieczorne, specjalnie wydanie Proroka.
Hermiona przełyka ślinę i spogląda z trwogą na swój egzemplarz.
– Myślicie, że dowiemy się o co chodzi?
Neville wychyla się lekko i wskakuje dłonią na dyrektor McGonagall.
– Patrzcie jak zbladła… – mamrocze. Dyrektorka faktycznie stała się biała niczym ściana, szybko złapała swój egzemplarz Proroka i ruszyła w kierunku wyjścia.
Nie czekając na nic, Hermiona zaczęła czytać… Bardzo szybko tego pożałowała:

Wydanie Specjalnie: Prorok Wieczorny!
Ministerstwo zaatakowane, Minister tuszuje sprawę!
W nocy z dnia 21 marca na 22 marca Ministerstwo Magii zostało zaatakowane, był to atak ze skutkiem śmiertelnym. Minister Magii Kingsley Shacklebolt zakazał nam publikacji artykułu z wyjaśnieniami, ale my – jako szanująca się gazeta, która zawsze głosi prawdę postanowiliśmy przedstawić światu prawdę! Społeczeństwo nie może żyć w niewiedzy!  Naszym obowiązkiem jest informowanie, co się dzieje w czarodziejskim świecie, a dzieje się bardzo źle.
Grupa śmierciożerców zaatakowała Ministerstwo, napastnicy musieli wiedzieć, że właśnie odbywa się spotkanie najważniejszych osób, w tym obecni są najbliżsi współpracownicy Ministra. Śmierciożercy wywołali chaos i siali zniszczenie. Szkody jeszcze tej samej nocy zostały naprawione przez Biuro Aurorów, aby uniknąć niepotrzebnych pytań i jak najlepiej zatuszować sprawę. Wśród śmierciożerców byli obecni Harry Potter i Ron Weasley. Ponoć od dłuższego czasu szef Biura Aurorów Gawain Robards nie miał z nimi kontaktu, czyżby przeszli oni na stronę Voldemorta? O czym jeszcze nie informuje nas Ministerstwo? Co jeszcze stara się przed nami ukryć?
Z naszych pewnych źródeł zdobyliśmy też informację o tym, że w ataku zgięło pięć osób. Ponoć rodziny ofiar zostały o tym poinformowane, ale nakazano im złożyć przysięgę milczenia. Czy tak powinno postępować Ministerstwo? Nie udało nam się dotrzeć, do nazwisk, z tego miejsca jednak chcemy złożyć szczere kondolencje rodzinom poległych.
W ataku poszkodowany został Minister Magii, nie chcąc wzbudzać podejrzeń nie jest leczony w szpitalu Świętego Munga, a swoje prywatnej rezydencji. Jest otoczony opieką medyczną przez lekarza, który ponoć również został zmuszony do złożenia przysięgi milczenia. W imieniu Ministra Magii władzę i kontrolę nad Ministerstwem sprawuje obecnie Penelopa Bolton. Nie wiemy jak zły jest stan Ministra Kingsleya Shacklebolta ani czemu zakazał rozpowszechnienia informacji o tak ważnym wydarzeniu. Wiemy jednak, że nie zgadzamy się z tym zakazem i będziemy cały czas informować o sytuacji w świecie czarodziejskim.
Dla nas najważniejsza jest prawda.
Redakcja Proroka Codziennego

W jednej chwili z swoich miejsc zrywa się kilkanaście osób i zwartym krokiem rusza w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Na samym przodzie idzie Hermiona, a w jej oczach płoną ognie wściekłości.
Wszystko dzieje się wyjątkowo szybko. Za Hermioną ruszyło wiele osób, jej przyjaciół, którzy tak jak ona są w Zakonie Feniksa. Nawet nie wiedzą, jakim cudem tak szybko udaje im się dotrzeć pod posąg broniący wejścia do gabinetu dyrektorki.  To na Hermionę spada odpowiedzialność przekonania gargulca do tego, aby otworzył wejście do gabinetu McGonagall. Zrzędzący posąg nie chce jednak się przesunąć, zapalczywie twierdzi, że dyrektorka nie życzy sobie teraz obecności uczniów.
– Musimy z nią dziś porozmawiać – warczy wściekle Ginny, a to skłania Hermionę do podjęcia jeszcze jednej próby.
Wyciąga różdżkę i szepcząc słowa zaklęcia wyczarowuje przed sobą patronusa. Złocista łania przenika przez ścianę i mknie wprost do profesor z wiadomością. Już po chwili gargulec się odsuwa, ukazując schody.
Gdy wchodzą do gabinetu są zaskoczeniu, minęło zaledwie kilkanaście minut od dostarczenia wydania Proroka, a cały pokój już zdążył wypełnić się poszczególnymi członkami Zakonu i ciągle przez kominek wchodząc nowi. Ginny rusza w kierunku swoich rodziców, a Hermiona podąża jej śladem.
– Państwo Weasley – wita się cicho Hermiona, od razu zostaje ucałowana przez Molly i wyściskana przez Artura.
– Drogie dziecko… – mówi Molly z trwogą w głosie. – Nasz biedny Harry… – Milknie, nie jest zdolna do wypowiedzenia dalszych słów.
Po kilku minutach, gdy w gabinecie są obecni już wszyscy członkowie Zakonu odzywa się Minerwa.
– To, co pisze Prorok to najszczersza prawda… Kingsley jest w ciężkim stanie, ale wyjdzie z tego, nie mamy powodów do zmartwień…
– Czemu dowiadujemy się o wszystkim z gazety?! Cóż to w ogóle ma znaczyć, Minerwo! – unosi się Molly. Jej wybuchowy temperament znów daje o sobie znać.
– Nie chcieliśmy wzbudzać takiej paniki, jaka będzie miała miejsce po publikacji tego artykułu. Za dwa dni planowaliśmy zwołać zebranie wszystkich członków i na nim dokładnie wyjaśnić wszystkie sprawy.
– Ale dlaczego zatajono informacje?! – pyta ktoś z tłumu, Hermiona nie jest nawet w stanie rozpoznać głosu, jest tak zaślepiona złością i bezradnością.
– Były to zalecenia Ministra, ja nie miałam na to wpływu. Otrzymałam informację wraz z listem od Kingsleya, w którym wyraźnie zakazał mi rozpowszechniania informacji o wydarzeniach z Ministerstwa. Zwłaszcza że… Miało tam miejsce coś, co zaszkodzi całemu światu magicznego, Ministerstwu, Biuru Aurorów, a także Zakonowi…
Panuje milczenie, które przerywa Hermiona. Występuje o krok do przodu, z sercem na dłoni i łzami w oczach.
– Zginęło pięć osób, w ataku uczestniczyli Harry i Ron, a Kingsley postanowił zataić sprawę… Czy któryś z nich… Czy oni… Czy oni kogoś zabili?
Usta Minerwy drżą, gdy odpowiada, że Harry zabił dwie osoby…

***

24/25 marca 1999
Czekałem z Pansy i Teodorem po kolacji ponad godzinę w bibliotece, ale Hermiona się nie pojawiła. Później czekałem sam kolejną godzinę w naszej starej pracowni…
W końcu przyszła.
W jej oczach błyszczały łzy, a gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, osunęła się na podłogę z płaczem. Nie wiem, ile czasu trzymałem ją w ramionach, gdy tak szlochała, ale w końcu się uspokoiła. Powiedziała, że Potter już nie żyje… Niedosłownie, ale że umarł wraz z czynem, którego się dopuścił… Nie musiałem pytać, wiem, że zapewne kogoś zabił… Przez łzy niczym mantrę powtarzała, że nienawidzi wszystkich śmierciożerców, ściskała mnie wtedy mocno za lewe przedramię i jeszcze zacieklej krzyczała, że nienawidzi ich najmocniej na świecie…
Koło dwunastej w końcu wyszliśmy. Ostatni raz mnie przytuliła i szepcząc ciche dziękuję ruszyła bezszelestnie w stronę wieży Gryffindoru. Byłam tak zaskoczony, że niemal wpadłem na patrolującego korytarz Filcha. 
Zaraz wybije pierwsza, a ja wciąż nie śpię. Nie wiem, jak mógłbym pomóc Hermionie, nie wiem jak mógłbym pomóc komukolwiek… Czyn, do którego teraz posunęli się śmierciożercy… Nigdy nie sądziłem, że zrobią coś takiego… Jeśli Potter odzyska kiedyś kontrolę nad swoim ciałem będzie załamany, popadnie w obłęd i kto wie czy nie oszaleje z poczucia winy… Blask bohatera właśnie zgasł, kiedyś by mnie to ucieszyło, ale teraz…
Teraz tylko błagam Merlina o to, by pozwolił mi przeżyć kolejną wojnę…
Draco

***

Paryż, 24 marca 1999
Przed chwilą otrzymaliśmy informacji o wydarzeniach, które miały miejsce w brytyjskim Ministerstwie. Jesteśmy, a w szczególności ja jestem, zaniepokojeni. Proszę Cię, Teo, nie angażuj się w żadne działania. Dopiero co odzyskałam brata, nie chcę go tracić ponownie.
Nazywasz się Nott, niezależnie od tego jak czyste są twoje działania i niewinne intencje zawsze znajdzie się ktoś, kto znajdzie na Ciebie jakiegoś haka. Jeśli będzie trzeba odkopią przeszłość i w końcu zamkną Cię w Azkabanie…! Błagam Cię, uciekaj póki jeszcze możesz, zostaw Hogwart i zostaw przyjaciół, jestem w stanie zorganizować Ci odpowiednie kursy, a jeśli będzie trzeba poślę Cię do szkoły tutaj i tu, w Paryżu, zdasz egzaminy. Błagam Cię, Teo, nie zostawaj w Brytanii. Tam czeka Cię jedynie zguba, proszę Cię, przyjedź do nas. Ukryjemy się i przeczekamy tę wojnę.
Myśli o przyszłości, braciszku, przyjedź do Paryża i zacznij od nowa, proszę cię. To nie jest twoja wojna…
Liliana

Teodor drze list od siostry na drobne kawałeczki. Liliana jest w błędzie, ta wojna jest jego wojną. Jest wojną, za którą odpowiedzialność ponosi cała społeczność czarodziejów…
Wrzuca kawałki papieru w ogień. Właśnie podjął decyzję o stanięciu do walki.

***

W piątkowy wieczór w gabinecie dyrektor McGonagall panuje gwar, a przekrzykiwaniom nie ma końca. Przy ogromnym stole zebrali się wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, dziś przybył także Minister Magii, choć jego stan zdrowia wciąż jest niezbyt dobry.
– Musimy dokładnie przedyskutować pewne kwestie – odzywa się dotąd milcząca Sonia Hooper, matka jednego z uczniów Gryffindoru z młodszych roczników. – Nie może być tak, że jesteśmy zupełnie odcięci od informacji, Kingsley.
Kilka osób gorliwie przytakuje, w tym Hermiona i wszyscy Weasleyowie. Minister przeciera dłonią twarz i wzdycha dość głośno.
– Niezależnie od tego jak oceniane są teraz moje działania, gdybym miał możliwość cofnięcia czasu, postąpiłbym podobnie. Fakt, że to Harry Potter zamordował dwóje z pracowników Ministerstwa jest doskonałym powodem do zatajenia całego ataku.
– Ucierpiał twój autorytet, doskonale o tym wiesz – mówi Minerwa, od samego początku nie zgadza się z działaniami Kingsleya, ten jednak nie słucha jej rad i ślepo podąża za Gawainem Robardsem, szefem Biura Aurorów.
Hermiona przysłuchuje się rozmowom, nie włączając się w nie. McGonagall ma rację. Autorytet Ministra Magii strasznie ucierpiał i mimo że wczoraj z samego rana rozesłał stosowne oświadczenie, w którym dokładnie opisał przebieg ataku na Ministerstwo, jego skutki jak i wyjaśnił nieco sprawę Harry’ego i Rona to nie zmieniło napiętej sytuacji. Ludzie boją się teraz zaufać Ministrowi, bo nie wiedzą już czy ten nie ma przed nimi jeszcze jakiś tajemnic.
– Skąd ci w ogóle przyszło do głowy słuchać pomysłów Robardsa, Shacklebolt! – burzy się Molly. – A ty, Robards, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że zatuszowanie sprawy może być dobrym rozwiązaniem!
Hermiona spogląda jak Robards wzrusza ramionami, przecież to nie on ostatecznie wydał taką decyzję. Dziewczyna zaciska mocno dłonie, Robards przysłużył się Ministerstwu w poprzedniej wojnie i dlatego Kingsley tak ślepo słucha się jego rad!
– Zajmie ci dużo czasu naprawienie tego wszystkiego – odzywa się pierwszy raz od początku spotkania Hermiona. – Powinieneś jednak rozważyć zmianę… doradcy… – Wiele osób jej przytakuje, nie tylko Hermiona uważa, że Robards jest nieco uciążliwy.
– Nie to powinno być teraz naszym problemem… – Robards poprawia się w fotelu. Jest tak pewny swojej pozycji, że nie martwi się tą jawną krytyką. – Musimy coś zrobić z panami Potterem i Weasleyem… Harry zamordował dwie osoby, musimy rozważyć, co z nim zrobimy, jestem zdania, że powinien stanąć przed Wizengamotem.
Ginny prycha głośno.
– Najpierw może spróbujmy zamknąć śmierciożerców w Azkabanie, a dopiero potem zajmiemy się Harrym.
Gawain niechętnie milknie, jest stary i zrzędliwy, a dodatkowo bardzo mściwy. Młodzieniec kiedyś nadepnął mu na odcisk i chętnie już by się go pozbył… Cicho liczy, że sąd nie będzie łaskawy dla Pottera.
– Potrzebujemy konfrontacji, jaki jest sens istnienia Zakonu skoro nie możemy działać! – mówi Neville, a po sali przebiega cichy pomruk: wszyscy zgadzają się z jego słowami.
– Nic nie jesteśmy w stanie zrobić dopóki nie uda nam się namierzyć miejsca, w którym stacjonują śmierciożercy. Ich siedziba może być dosłownie wszędzie, a każdy nasz trop po pewnym czasie się urywa. Błądzimy w kółko.
Jedna z aurorek obecna na zebraniu stara się jakoś usprawiedliwić bierność Ministerstwa. Pan Weasley prycha na to głośno i wymienia kilka słów z Sonią, po chwili to ona zabiera głos.
– Pozwólcie w takim razie zacząć działać nam. W poprzedniej wojnie więcej zdziałał Zakon aniżeli Biuro Aurorów.
– Jesteście obywatelami w większości…
– W większości lepiej wyszkolonymi niż pana aurorzy, panie Robards – mówi Hermiona cichym głosem. – Ilu z pana aurorów walczyło w Bitwie o Hogwart? Nie kojarzę żadnych twarzy, jak może więc mówić pan o tym, że są najlepszymi osobami do tej roboty? Moim zdaniem powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce.
Robards mamrocze coś niezrozumiale, by potem dodać.
– Kieruje panią chęć zemsty za to, co śmierciożercy zrobili pani przyjaciołom. Nie pozwolę, aby obywatele walczyli zamiast moich kompetentnych pracowników.
– Szczerze wątpię w to, że w Biurze Aurorów po śmierci Moody’ego i Tonks są jacyś kompetentni pracownicy – mówi dziarsko Ginny, a jej spojrzenie niemal przebija na wskroś Gawaina.
Słowa panny Weasley przelewają szalę goryczy i wówczas w gabinecie zaczyna panować istny rozgardiasz. Każdy chce wyrazić swoją opinię: uczniowie i niektórzy starsi członkowie, w tym dyrektor McGonagall, ostro krytykują działania Gawaina i jego aurorów, a pracownicy Biura bronią się na wszelkie możliwe sposoby. W końcu to Minister przerywa tę kłótnię, nim podzieli ona wszystkich członków zebrania.
– Ministerstwo będzie bardzo wdzięczne, gdy Zakon udzieli nam pomocy. Jeśli jest taka możliwość prosiłbym, aby przynajmniej kilkoro członków zaangażowało się w działania Biura Aurorów. Gawain wtajemniczy wszystkie osoby w akta sprawy.
Hermiona uśmiecha się z zadowoleniem i dostrzega, że profesor McGonagall również wygląda na usatysfakcjonowaną. To chyba pierwsza od czasów ostatniej wojny decyzja Ministra, która nie została skorygowana przez szefa Biura Aurorów. 

***

Niedzielne południe jest niezwykle słoneczne. Słońce ociepla błonie Hogwartu i nagrzewa kamienny murek, na którym siedzą Hermiona i Ginny. Dziewczyny stykają się ramionami i pogrążone są w ciszy. Dawno nie miały możliwości spotkać się na chwilę i po prostu ze sobą pobyć: jak przyjaciółki. Nagle Ginny trąca Hermionę ramieniem, na co ta jej odpowiada. Przez pewien czas przepychają się żartobliwie, czemu towarzyszą delikatne śmiechy. W końcu Hermiona unosi ręce w geście kapitulacji.
– Dobra, dość już! 
Ginny słysząc to reaguje głośnym śmiechem, ale odsuwa się, wyciąga twarz ku słońcu i jak zaczarowana wpatruje się w niemal bezchmurne niebo. Nagle zaczyna mówić bardzo poważnym tonem.
– Boję się o Harry’ego – szepcze tak cicho, że Hermiona niemal nie rozumie jej słów. – O rodziców, o Hogwart, o naszą przyszłość… Za chwilę rocznica Bitwy o Hogwart, a my stoimy w obliczu kolejnej wojny…
– Będzie dobrze, Ginny… Kingsley się otrząśnie, jestem pewna, a jeśli nie on to McGonagall pokieruje Zakonem odpowiednio i wtedy sobie poradzimy.
Hermiona chciałaby wierzyć w swoje słowa. Nie wie, co dzieje się w Ministerstwie, sytuacja stała się tam tak dziwna i napięta. Hermiona wie, że Kingsley po prostu obawia się zacząć działać po swojemu… Robards był kiedyś doradcą Knota i dlatego Shacklebolt tak bezgranicznie mu ufa. Jednak decyzje Robardsa są wręcz koszmarne. Nie ma w nich za grosz delikatności i ostrożności, które są potrzebne w prowadzeniu polityki, a dodatkowo Robards nie ma smykałki do rządzenia… Jeśli Minister dalej będzie słuchał się rad i sugestii szefa Biura Aurorów Ministerstwo naprawdę upadnie.
Chwilę siedzą w ciszy, gdy Ginny zaczyna kolejny temat.
– W ogóle nie rozmawiamy o tym, co dzieje się między tobą… a Malfoyem. – Widać, że te słowa ledwie przechodzą Ginny przez gardło.
Hermiona momentalnie się prostuje, gdyż czuje, że rozmowa zaczyna podążać w niewłaściwym kierunku.
– Cały wolny czas spędzasz albo z nim, albo z Parkinson i Nottem… Przecież to jest dziwne, tak nie powinno być! Oni są Ślizgonami, Herm!
– Nie bądź hipokrytką, Ginny, ty dużo czasu spędzasz z Blaise’em, a on też jest Ślizgonem…
Ginny kręci lekko głową.
– To co innego…
Hermiona spogląda na przyjaciółkę z irytacją.
– Łączy cię z Blaise’em przyjaźń, inaczej nie marnowałabyś na niego czasu. Dobrze się z nim czujesz i miło wam się rozmawia. W moim przypadku jest podobnie. Naprawdę polubiłam Pansy, Teo i Draco.
– Draco… – Ginny smakuje to imię na ustach. Brzmi tak dziwnie i niewłaściwie. – To widać, Hermiono, ciebie i Malfoya łączy coś więcej, coś… głębszego. Co dokładnie do niego czujesz?
Hermiona zaczyna bawić się rąbkiem swojej bluzki. Głupio jej mówić o takich rzeczach, ale Ginny to jej przyjaciółka… Powinna wiedzieć, że Hermiona uwielbia być blisko Draco, że w jego obecności jej serce bije w szaleńczym tempie, a w brzuchu wirują motylki… Hermiona powinna jej powiedzieć, że jest zakochana w Draco… I na pewno w końcu to jej wyzna, ale jeszcze nie teraz…
– Jest moim przyjacielem, Ginny – mówi Hermiona lekkim głosem. – Jest mi bardzo bliski i tyle... A co z Blaise’em? On za tobą szaleje, widać to na każdym kroku!
Ginny wzrusza ramionami.
– Nie kocham go i raczej nigdy nie pokocham – mówi spokojnie. – To nie tak, że ja nie chciałabym spróbować kiedyś na nowo związku, ale teraz nie jestem na to gotowa. A Blaise z tą całą swoją delikatnością, gotowością zaczekania na mnie… po prostu mnie przytłacza… Jest świetnym przyjacielem, ale nikim więcej…
– On liczy na to, że w końcu go pokochasz… – mówi Hermiona, a w jej oczach widać szczery żal. Przykro jej, że Blaise nie dostrzega tego, że po prostu marnuje na Ginny czas.
Ginny prycha lekko.
– Skoro oczekiwał miłości mógł zostać z Luną…
Hermiona unosi zaskoczona głowę i spogląda na przyjaciółkę z dezorientacją malującą się na twarzy. Dawno nie słyszała, żeby Ginny mówiła o czymś w tak egoistyczny i zadufany sposób.  W ciągu ostatniego roku Ginny bardzo się zmieniła, czasem Hermiona niemal jej nie poznaje. Stała się oschła, bezwzględna i niezwykle samolubna…
– Nie mów tak, Ginny…
– Mówię, co myślę. Luna nie wiedziała, co robić i sama z niego zrezygnowała, więc niech nie ma pretensji do mnie o to, że ja się z nim przyjaźnię, a ona nie ma z nim kontaktu…
Hermiona wzdycha lekko.
– To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
Swoimi słowami Hermiona ucina tę niewygodną rozmowę… Spogląda w górę, na niebo i wzdycha po raz kolejny. Życie naprawdę jest skomplikowane…

***

Azkaban miał być twierdzą nie do zdobycia. Miejscem, które będzie wzbudzało strach wśród wszystkich więźniów. Azkaban miał być ucieleśnieniem koszmarów sennych.
Niezliczone ilości krętych schodów, korytarzy i tajemnych przejść potrafi zadziałać na wyobraźnię. Wystarczy tylko chwila, by zgubić się w tej gęstwinie tunelów i pomieszczeń. Teraz, gdy więzienie wolne jest od Dementorów to właśnie na aurorach spoczywa obowiązek zajmowania się więźniami i patrolowania miejsca. W głównej kwaterze trwa właśnie zmiana wart, kilku aurorów zaraz uda się do domu, by w końcu zaznać należytego odpoczynku. Jeden z dowódców, Farrow, spogląda na wiszący w rogu kwatery zegar i przerywa ciszę panującą w pomieszczeniu.
– Zaraz pojawią się członkowie Zakonu, żeby nas wesprzeć, do tego czasu nikomu nie wolno jeszcze opuścić posterunku.
Po sali przechodzi szmer niezadowolenia, ale niesforni aurorzy szybko zostają przywróceni do porządku przez swego dowódcę. Jak na zawołanie kilku strażników zaczyna odczuwać dziwne drgania, jakby coś działo się z barierami ochronnymi broniącymi Azkabanu.
– Co się dzieje? – szepczą kolejno aurorzy. – Czy to Zakon…
Nagle słychać donośny wybuch. Strażnicy padają na ziemię, a wokół nich zaczynają pojawiać się kłęby dumy i tumany kurzu.
– Szybko, przygotować się do akcji! – krzyczy Farrow. – Chyba zostaliśmy zaatakowani!
Aurorzy błyskawicznie zrywają się do biegu i każdy mknie jak najszybciej na swój posterunek. Już na schodach docierają do nich odgłosy walki. Na niższych kondygnacjach obecni tam aurorzy już zaczęli walczyć z napastnikami. Następuje kolejny wybuch, tak potężny, że aż cały budynek się trzęsie. Znikąd nagle zaczynają się wyłaniać śmierciożercy, którzy zapalczywie atakują strażników.
Gdy do Azkabanu docierają w końcu członkowie Zakonu bitwa jest w krytycznym momencie. Śmierciożercy zaczynają zdobywać przewagę, co więcej udaje im się dostać do najbardziej wewnętrznych pomieszczeń, gdzie w większości skupieni są najgroźniejsi mordercy. Bill Weasley, który dziś miał mieć wartę, stara się dogonić śmierciożerców i jakoś zagrodzić im dalszą drogę. Promienie w barwach zieleni i czerwieni mkną z zawrotną szybkością, walcząca nieopodal Billa Sonia Hooper obrywa niezwykle potężną Sectumsemprą i pada w agonii na ziemię. Nie zastanawiając się nawet chwilę nad tym, co robi, Bill rzuca klątwę uśmiercającą w kierunku przeciwnika Soni, niestety ten uskakuje i ze śmiechem mknie w górę po schodach.
– Cii, Soniu, spokojnie – szepcze niczym mantrę Bill. Stara się jak najszybciej zaleczyć rany kobiety, ale żadne zaklęcie nie pomaga, wokół Soni zaczyna powstawać wielka kałuża krwi.
– Idź zanim zdołają uwolnić więźniów – mamrocze Sonia. – Idź!
Bill ostatni raz spogląda na kobietę, by po chwili złapać różdżkę i ruszyć na górę. Gdy wpada na główny korytarz niemal mdleje na widok ilości krwi… Wszędzie leżą poranione i zakrwawione ciała strażników, którzy albo mieli tutaj wartę, albo przybyli walczyć ze śmierciożercami.
Mężczyzna osuwa się na ziemię, gdy dostrzega, że cele zostały otwarte, a w ścianach są wielkie wyrwy. Więźniowie uciekli…
– Co z nami będzie… – słowa pełne przerażenia wyrywają się z ust Billa.

***

31 marca 1999
Azkaban upadł.
Z więzienia uwolnionych zostało pięciu więźniów. Tym razem Minister od razu wydał oświadczenie, nie czekał nawet na reakcję Proroka Codziennego. Uciekli młody Sebastian Jugson, Bella Dołohow, daleka kuzynka Antonina Dołohowa, Carbon Yaxley II, Felicja Rookwod i Wilkes… Wszyscy są bezwzględnymi mordercami, szaleńcami gotowymi oddać życie, byle tylko pamięć o Voldemorcie przetrwała, a ich idealna wizja społeczeństwa złożonego z czarodziejów czystej krwi w końcu się ziściła.  
Boję się, co teraz może się wydarzyć. Musimy wszyscy stanąć do walki, niezależnie czy jesteśmy czystej krwi, czy też mugolskiej, musimy się zjednoczyć.
W przeciwnym razie wszystkich nas czeka zguba.
Draco

***

– Nie wyrażam na to zgody, Robards! – unosi się dyrektor McGonagall, a Hermiona niemal się wzdryga, dawno już nie słyszała ani nie widziała tak wściekłej profesor.
– Twój sprzeciw nic nie da, Minerwo. Już podjęto decyzję. Śmierciożercy pragną zemsty na zdrajcach, a Hogwart to miejsce, w którym jest ich pełno!
Hermiona zrywa się z miejsca tak jak kilku innych członków Zakonu.
– Nie możesz się na to godzić, Kingsley! Co na to twoja rada? Pozwolicie, aby wioska była pułapką?! Przynętą i wabikiem na śmierciożerców?
Kingsley przechadza się po pomieszczeniu, jego krok jest niepewny, mężczyzna wygląda jakby za chwilę miał się przewrócić.
– Rada uważa, że to najlepsza opcja. Hogsmeade będzie zewsząd otoczone aurorami, nic złego nie powinno się stać.
– To jest moja szkoła i moi uczniowie! – warczy wściekła Minerwa. – Mieliście opanować sytuację, dlatego zarządziłam wypad do wioski, ale w obliczu ostatnich wydarzeń odwołam wszystko! A wy nie macie na to żadnego wpływu!   
– Zawsze możemy odwołać ciebie, Minerwo – mówi szef Departamentu Przestrzegania Prawa, który wyjątkowo obecny jest na zebraniu Zakonu Feniksa.
Minerwa unosi hardo głowę.
– Jeśli macie odwagę to proszę bardzo, zróbcie to. Ale ja nie pozwolę, aby moi uczniowie szli do wioski, gdzie może spotkać ich śmierć! Jak sam powiedziałeś, Gawainie, śmierciożercy chcę zemścić się na większości moich uczniów… Niemal wszyscy to albo dzieciaki zdrajców, albo członków Zakonu!
Przedstawiciele Ministerstwa obecni na zebraniu zaczynają nawzajem przekrzykiwać się z członkami Zakonu. Minerwa broni zapalczywie swojego zdania, tak samo z resztą jak i uczniowie i ich rodzice.
– Dosyć tego, decyzja zapadła! – odzywa się Minister. – Wioska będzie obstawiona ze wszystkich stron aurorami i członkami Zakonu. Uczniowie z roczników pierwszego, drugiego i trzeciego pozostaną w Hogwarcie natomiast pozostali mają prawo wyjść do Hogsmeade. Będziemy sprawiać pozory. Śmierciożercy na pewno wówczas zaatakują.
Ginny nie powstrzymuje się i wykrzykuje pierwsze słowa, które cisną się jej na usta:
– Jeśli ktokolwiek zginie, ty będziesz za to odpowiedzialny, Kingsley.

6 komentarzy:

  1. Ha jestem pierwsza, jak widzę.
    Na początek korzystając z lanego poniedziałku życzę wszystkiego najlepszego, zdrówka i mokrego dyngusa,chociaż o to zadbała pogoda. A wracając już do tematu opowiadania.
    Rety zawsze chciałam pokazać zlego Harrego i obecnie nad tym pracuje w nieco inny sposób ale u Ciebie to wyszło wręcz cudownie. czyta się wspaniale. Sam rozdział pełen pasji i mnóstwa innych wydarzeń. I te słowa wykrzyczane na końcu przez Ginny.
    Nie sądziłam, że to opowiadanie będzie takie mroczne.
    Całkowicie zaskakujesz.
    i w tym wszystkim Hermiona i Draco.
    Szykuje się nowa wojna. Najgorsze iż będą walczyć ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. To będzie podwójnie trudne i aż nie wiem jak sobie poradzisz pociągnąć to dalej.
    będę czekać na ciąg dalszy z wypiekami na twarzy.
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia 💗
      Już mam wszystko dokładnie rozplanowane i nie ukrywam ze będzie interesująco ale też rozpaczliwie. Wydaje mi się ze będzie dużo łez ...

      Usuń
  2. Rozdział jest genialny, cudo ^^
    Czytałam go z zapartym tchem i już nie mogę doczekać się kolejnego.
    Słowa Ginny na końcu to idealne podsumowanie całego Ministerstwa i tego jak zachowuje się sam minister.
    Podrawiam
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Kolejne rozdziały wyjaśnią wszystko i sprawią ze Kingsley przejrzy na oczy. A doprowadzi do tego zwłaszcza jedno wydarzenie
      Dziękuję serdecznie za komentarz 💓

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że momentami nie potrafiłam zrozumieć zagrywek Ministerstwa, ale teraz już wszystko wydaje się jasne i coraz bardziej nie podoba mi się ten pomysł.
    Bardzo szkoda mi Hermiony, Harry'ego, Draco... ich wszystkich, bo tak naprawdę to oni najbardziej tutaj cierpią...
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim odpowiem muszę wspomnieć, ze idealnie się dobrałyśmy, hahah. Odpowiadam praktycznie zaraz po dodaniu przez Ciebie komentarza. Jeśli się w takim razie nie mylę, w tej chwili zapewne czytasz rozdział 43... Jestem naprawdę ciekawa Twojej reakcji na końcówkę.

      Jeśli zaś chodzi o ten rozdział, cóż, starałam się własnie ukazać do czego Ministerstwo właściwie dąży, jaki jest jego cel... Chcą, aby śmierciożercy zaatakowali. Są nawet gotowi poświęcić ludzi, ba! uczniów, byle tylko złapać i już na zawsze rozprawić się ze śmierciożercami...
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń

* Przeczytałeś/aś? Skomentuj, to nic nie kosztuje, a wywołuje uśmiech i daje motywację :)
* Nie obrażaj autorki, komentatorów i odwiedzających bloga!
* Nie przeklinaj!
* NIE SPAMUJ!!!