Władza absolutna
Skup się.
Za chwilę umrzesz.
Życie pośmiertne, o ile nam wiadomo,
może być wiecznym bólem i obłędem.
~ Vladimir Nabokov
Wokół nich
unoszą się tumany kurzu. Dym zaczyna wdzierać się do nosów i oczu… Palący ból
gardła i ucisk na skroniach powoduje, że ciężko myśleć racjonalnie. Tego
właśnie chcieli śmierciożercy… Chaosu, który ogarnie wszystkich pracowników
Ministerstwa.
Kingsley stara
się coś dojrzeć, jeszcze kilka sekund temu stał przed nim Harry, a teraz
Minister nie jest już pewien, gdzie zniknął młodzieniec. Na nowo wszystko
spowiły ciemności… Jasny promień płynący z różdżki nie jest w stanie
przeciwstawić się temu mrokowi.
– Harry? –
krzyczy Kingsley. – Harry, to nie jesteś ty!
Minister
zaczyna kasłać, gdy do jego ust dostaje się pył, który unosi się w powietrzu.
Czuje dziwny zapach… Żrący i nieprzyjemny; czy coś się pali? Na oślep zaczyna
rzucać różne zaklęcia, jednak nic nie pomaga, jakby czarna magia rozniosła się
po Ministerstwie i swoimi mackami otoczyła całe miejsce. Stara się jakoś
rozwiać dym, ugasić ogień, ale nic się nie dzieje. A co z jego
współpracownikami? Gdzie oni się podziali?
– Robards?!
Penelopo?! – nawołuje kolejno swoich podwładnych, jednak odpowiada mu cisza.
Może błąkając się po omacku zbytnio oddalił się od głównego holu? Jak na
zawołanie dym zaczyna znikać, a przed Ministrem staje Rudolf Lestrange.
– Witam, panie
Ministrze… – Mężczyzna kłania się nisko, kurtuazyjnie, w jego dłoni lśni
wypolerowana na błysk różdżka. Czarna szata śmierciożercy powiewa przy tym
prześmiewczym geście.
Shacklebolt
cofa się zaskoczony, ale szybko przyjmuje postawę bojową. Mimo że jest zupełnie
wytrącony z równowagi, wie, że musi w każdej chwili być gotowym do walki.
– Jak to
możliwe? Przecież ty…
– Nie żyjesz?
– Rudolf śmieje się cicho. – Jak widać jednak żyję, co więcej mam się
wyśmienicie…!
Rudolf stawia
jeden krok do przodu i rzuca zaklęcie o błyszczącym, czerwonym promieniu.
Minister szybko wznosi przed sobą liliowobłękitną tarczę. Zaklęcie obronne, mimo
że jest jednym z najsilniejszych, z trudem ochrania Kingsleya przed czarem
Rudolfa.
– Co zrobiłeś
Harry’emu i Ronowi? – pyta, w tym samym momencie rusza zgrabnie różdżką
posyłając w stronę śmierciożercy Drętwotę. Rudolf odbija ją zaledwie jednym
gestem.
– Wszyscy
walczyliście dla Pottera, uznaliśmy, że zabawnie będzie, gdy ten zmieni strony…
Za kim teraz pójdziecie? – Rudolf śmieje się jeszcze raz, by po chwili
zamilknąć i przyjąć bojową postawę.
Z różdżki
śmierciożercy wystrzeliwują kolejno promienie błękitne i czerwone. Raz za razem
porusza nadgarstkiem, nawet nie wypowiadając słów. Kingsley zmuszony jest do
tego by się wycofywać. Nie ma nawet możliwości, by spróbować kontrataku. Nagle
Rudolf rzuca zaklęcie śmiercionośne, Minister z trudem się odchyla, a promień
uderza w stojącą nieopodal donicę z kwiatami.
– Czyżby słaba
kondycja, Ministrze?
Promienie mkną
z szybkością światła, teraz atakują naprzemiennie. Cały korytarz wypełniają
odgłosy walki i błyski świateł, Kingsley stara się zepchnąć swojego
przeciwnika, ale ten jest niezwykle wprawiony w walce. Pojedynek zdaje się być
wyrównany, ale nagle Rudolf wyczarowuje ogromną kobrę, która rzuca się na
Ministra. Wąż z sykiem przygotowuje się do ataku, a Shacklebolt stara się
opanować sytuację. Kobra zaczyna krążyć wokół Kingsleya, czeka na jego najmniejszy
ruch. Dopiero, gdy zaczyna otwierać swoją paszczę, a śliski język jest niemal
na wyciągnięcie ręki, Minister rzuca odpowiednie zaklęcie. Wąż rozbija się na
drobne kawałki, które po chwili znikają z głośnym trzaskiem i blaskiem światła.
Wówczas do
Kingsleya zaczynają docierać odgłosy walki. Bez chwili wahania rusza biegiem w
kierunku głównego holu. Tak jak przypuszczał, Rudolf korzystając z jego braku
orientacji, zaciągnął go do jednego z korytarzy.
Wszędzie
panuje chaos, z Fontanny Magicznego Braterstwa pozostały teraz ruiny, jeden z
wybuchów sprawił, że cała się zawaliła. Kingsley dostrzega szefa Biura Aurorów
walczącego z jakąś młodą kobietą, już chce pobiec z pomocą, gdy zostaje
trafiony w plecy zaklęciem. Po jego ciele rozchodzi się niewyobrażalny ból, ale
jest w stanie podnieść się z kolan i stanąć do walki.
– Kim jesteś?
– charczy i przeciera rękawem usta, z których zaczyna cieknąć strużka krwi.
– Victoria
Rosier, córka Evana, do usług… Jestem na pewno lepiej znana, jako Auror,
dziewczyna Harry’ego Pottera…
Na ustach tej
piękności zaczyna błąkać się delikatny uśmiech, który tylko się poszerza, gdy
zaczyna walczyć z Kingsleyem. Raz za razem ciskają w siebie zaklęciami,
Victoria się nie patyczkuje, korzystając z szoku, którym wciąż jest ogarnięty
Kingsley rzuca jedne z najsilniejszych klątw czarnomagicznych. Na szczęście
Minister wraca do formy i szybko zaczyna się jej odwdzięczać równie mocnymi
zaklęciami obronnymi. Śle w jej stronę Drętwotę, Expelliarmus i nawet zaklęcie
uśmiercające. Już dawno skończył się czas pokojowej walki i przestrzegania
zasad pojedynków. Celem Ministra jest wyeliminowanie śmierciożercy. Victoria
jednak zgrabnie uskakuje, jej szata łomoce dziko, ale nie przeszkadza jej to ani
nie krępuje jej ruchów.
W głowie
Ministra kłębią się tysiące pytań, jak to możliwe, że walczy właśnie z córką
Evana Rosiera…? A co jeśli nie tylko ona przetrwała ostatnią wojnę? A co jeśli
takich dzieci jest więcej? Jakim cudem Ministerstwo mogło o tym nie wiedzieć?
Victoria zaskakuje
Kingsleya i rzuca w jego kierunku serię niezwykle silnych zaklęć. Z trudem
udaje mu się uskakiwać, aż nagle jeden z promieni powala go na ziemię. Upada na
jeden z ostrych kamieni, czuje, że ten rozcina mu szatę i skórę na plecach.
Rozgląda się dookoła otumaniony bólem. Widzi jak w jego stronę zmierza
Victoria, w jej oczach lśni błysk szaleństwa. Nagle jednak kobieta staje, jakby
ktoś krzyknął jej imię i odwraca się w lewo. Kingsley słyszy jej śmiech, więc podąża
za jej wzrokiem.
Momentalnie
zapomina o całym bólu, a z jego ust wyrywa się przeraźliwy wrzask.
– Harry, nie!
– Jednak jest za późno.
Harry Potter
rzuca Avadę Kadavrę w kierunku Marcusa Jorkinsa, najbliższego współpracownika
Kingslya, a ten pada martwy na posadzę.
Harry Potter
właśnie z bohatera przeistacza się w mordercę.
***
Gdy w
poniedziałek dyrektor McGonagall pojawia się na śniadaniu jest blada niczym
duch. Nie przespała nawet jednej sekundy w ciągu ostatniej nocy, gdyż dotarły
do niej informacji o tym, co stało się w Ministerstwie… Na razie atak jest
czymś, o czym nie można pod żadnym pozorem mówić głośno, Kingsley chce jakoś
zatuszować sprawę… Zwłaszcza że w czasie napaści zginęło pięć osób… Pięciu
wykwalifikowanych pracowników Ministerstwa, bliskich przyjaciół Minerwy… A
najgorsze w tym wszystkim jest to, że dwoje z nich zabił sam Harry Potter…
Minerwa
wpatruje się w swój talerz ze łzami wzbierającymi się w oczach. Biedny
chłopiec, co śmierciożercy mu zrobili… Jakim zaklęciem go omamili, pod wpływem
jakiego eliksiru się znajduje… Kobieta stara się opanować drżenie rąk, gdy
myśli o tych wszystkich okropnościach… Jak ona opowie o wszystkim członkom
Zakonu? Jak przekaże tę wieść Hermionie i Ginny…? Kingsley jest teraz w swoim
domu pod czujnym okiem zaufanego medyka, ale jeszcze przed śniadaniem
McGonagall dostała od niego list, w którym nakazuje jej postępować zgodnie z
instrukcjami przyjętymi na poprzednim zebraniu. Życie ma toczyć się tak, jakby
nie było zagrożenia wojną.
Dyrektor
wstaje i na drżących nogach rusza w kierunku mównicy. W myślach błaga Merlina,
aby do trzeciego kwietnia udało się rozprawić ze śmierciożercami.
– Drodzy
uczniowie, pragnę ogłosić, że z okazji zbliżającego się święta dowcipów,
odbędzie się wyjście do wioski…
***
23 marca 1999
Coś się wydarzyło… Coś bardzo złego, ale
nikt nic o tym nie mówi.
Nie tylko ja odczuwam dziwny lęk i
dezorientację, wielu moich kolegów z domu również czuje, że dzieje się bądź też
działo się coś straszliwego. Po tym jak Hermiono powiedziała mi o tym, że
Profesor Clare i Fair są aurorami zacząłem się im uważniej przypatrywać.
Zarówno wczoraj jak i dziś na zajęciach byli dziwnie spięci… Przyglądałem się
też dyrektor McGonagall, wyglądała na przestraszoną i zmartwioną… Nie wiem, co
się stało, ale takie zachowanie nie wróży dobrych wieści.
Hermiona starała się dziś wyciągnąć jakieś
informacje od McGonagall, ale ta milczała jak zaklęta. A gdy pytała innych
nauczycieli, ci byli tak samo zdezorientowani, co my. Jestem pewien, że stało
się coś, co bezpośrednio dotknęło dyrektorki, aurorów i Ministra… W przeciwnym
razie udałoby się Hermionie wyciągnąć, choć strzępek informacji o tym, co się
dzieje.. Skąd ta dziwna aura zła, tocząca się po hogwarckich korytarzach.
Znów czuję tę dziwną ciszę, która każe mi
oczekiwać na nadejście najgorszego. Ponownie czuję się jakbym ja nie miał
władzy nad swoim życiem, a inni mieli nad nim władzę absolutną.
Draco
***
W bibliotece
panuje cisza bardziej zatrważająca niż zazwyczaj. Unosi się niczym gęsta mgła
wokół uczniów i skłania ich do refleksji i jedynie słabych szeptów… Każdy
podświadomie czuje, że coś jest nie tak…
– Będziesz
miała jakieś spotkanie Zakonu? – pyta cicho Draco, pochyla się tak blisko
Hermiony, że swoimi ustami dotyka jej ucha.
Dziewczyna
wzrusza delikatnie ramionami.
– McGonagall
na razie milczy, ale jeśli dalej będzie tak dziwnie się zachowywać, błąkać się
niczym duch to będę na nie nalegać. Wszyscy w Gryffindorze są zaniepokojeni.
Musiało się coś stać, inaczej McGonagall nie straciłaby z dnia na dzień swojej
siły i pewności!
Draco marszczy
brwi. Dyrektorka faktycznie zaczęła zachowywać się jakoś dziwnie. Błąka się
niczym duch, w najmniej oczekiwanych momentach przerywa lekcje transmutacji czy
obrony i prosi na stronę nauczycieli… Wszystko to jest podejrzane i naprawdę
martwi uczniów… A może właśnie ważą się losy świata czarodziejów, a nikt ich o
tym nie poinformował…
– A czy
dostajecie listy…
– Nie ma w
nich nawet wzmianki o jakieś informacji. Rodzice Ginny są tak samo
zaniepokojeni, co my. Nie ma w ogóle kontaktu z kilkoma pracownikami Ministerstwa
jak i z Ministrem, sieci fiuu są zablokowane i nikt nie może dostać się do
McGonagall ani do Kingsleya. Oni coś ukrywają, ale nie mam pojęcia co…
W głosie
Hermiony brzmi takie napięcie i szaleństwo, że Draco stara się ją jakoś
uspokoić. Delikatnie gładzi palcami wierzch jej dłoni, ale nie pomaga to nawet
w minimalnym stopniu. Hermiona wyrywa się z uścisku i stara dopisać kilka zdań
do swojego eseju. W końcu się poddaje.
W jej myślach
panuje chaos. Ma ochotę rwać włosy z głowy i naprawdę powoli popada w obłęd.
Coś się musiało stać! Ale co? Czy był jakiś atak? To jest najmniej
prawdopodobne, w końcu Prorok już by o tym pisał, a może… może ktoś umarł? A co
jeśli śmierciożercy zabili Harry’ego bądź Rona? Momentalnie Hermionie zaczyna
brakować powietrza i osuwa się na krzesło niczym szmaciana lalka.
– A jak oni
zabili chłopaków? – szepcze z trwogą, a Draco przełyka głośno ślinę.
Hermiona
niemal zaczyna szlochać, gdy Draco cały czas odpowiada jej milczeniem… Czy to
jest możliwe? Czy oni naprawdę mogą… nie żyć?
– Draco? –
mamrocze Hermiona z bólem w głosie. – Powiedz, że to nieprawda… – Jej sowa
dobijają się echem od pogrążonych w ciszy zakamarków biblioteki.
– Nie… Nie
sądzę, żeby ich zabili… Są zbyt ważni, oni zostali zaczarowani z jakiegoś
innego powodu, nie po to by po prostu ich zabić…
Usta Hermiony
wciąż drżą, wstaje i zaczyna wrzucać wszystko na oślep do torby. Nawet nie
stara się uważać, wie, że większość prac i tak musi napisać od nowa.
– Chodźmy już
na kolację, proszę… – Ociera rękawem twarz, chcą zetrzeć z siebie ciężar całego
dnia. – Dłużej już tutaj nie wytrzymam.
Draco kiwa
głową i tak za chwilę musieliby się zbierać, do kolacji zostało niecałe
piętnaście minut. Idzie blisko Hermiony, by w razie czego móc ją złapać, jeśli
tylko zrobi jej się słabo. Ciężko mu patrzeć na jej przygaszone spojrzenie,
szarą ze zmęczenia twarz i drżące od z trudem powstrzymywanego krzyku usta.
Jeśli dalej nic nie zostanie wyjaśnione to sam pójdzie do dyrektorki i siła
wyciągnie z niej informacji. Nie zniesie dłuższego patrzenia na szalejącą z
niepewności Hermionę.
– Widzimy się
po kolacji, prawda? – pyta Draco. – Pansy i Teo też przyjdą…
Hermiona tylko
kiwa głową i rusza w kierunku swojego stołu. Siada niezgrabnie obok Ginny i
Neville’a.
– Oszaleję –
mamrocze. – Jeszcze trochę i ja naprawdę oszaleję…
Neville
spogląda na nią zaczerwienionymi oczami.
– Ta niewiedza
jest najgorsza… Babcia pisze, że mam czekać na jakieś informacje, ale ja dłużej
nie wytrzymam. Coś musiało się stać, skoro wczoraj podczas obiadu McGonagall
niemal zemdlała!
Hermiona
przypomina sobie tę sytuację… Dyrektorka siedziała jak zwykle na swoim miejscu,
gdy nagle podbiegła do niej profesor Clare, szepnęła jej coś do ucha, a wówczas
Minerwa prawie zsunęła się z krzesła na podłogę blada niczym ściana. To
wzbudziło jeszcze większe poruszenie wśród uczniów… I jeszcze większy niepokój…
– Patrzcie! –
mówi Ginny. – Nadlatują sowy…
Wielką Salę
wypełniają setki czarnych sów, kręcą się nad głowami uczniów i nauczycieli i
zrzucają wieczorne, specjalnie wydanie Proroka.
Hermiona
przełyka ślinę i spogląda z trwogą na swój egzemplarz.
– Myślicie, że
dowiemy się o co chodzi?
Neville
wychyla się lekko i wskakuje dłonią na dyrektor McGonagall.
– Patrzcie jak
zbladła… – mamrocze. Dyrektorka faktycznie stała się biała niczym ściana,
szybko złapała swój egzemplarz Proroka i ruszyła w kierunku wyjścia.
Nie czekając
na nic, Hermiona zaczęła czytać… Bardzo szybko tego pożałowała:
Wydanie
Specjalnie: Prorok Wieczorny!
Ministerstwo zaatakowane, Minister tuszuje sprawę!
W nocy z dnia 21 marca na 22 marca
Ministerstwo Magii zostało zaatakowane, był to atak ze skutkiem śmiertelnym.
Minister Magii Kingsley Shacklebolt zakazał nam publikacji artykułu z wyjaśnieniami,
ale my – jako szanująca się gazeta, która zawsze głosi prawdę postanowiliśmy przedstawić
światu prawdę! Społeczeństwo nie może żyć w niewiedzy! Naszym obowiązkiem jest informowanie, co się
dzieje w czarodziejskim świecie, a dzieje się bardzo źle.
Grupa śmierciożerców zaatakowała
Ministerstwo, napastnicy musieli wiedzieć, że właśnie odbywa się spotkanie
najważniejszych osób, w tym obecni są najbliżsi współpracownicy Ministra.
Śmierciożercy wywołali chaos i siali zniszczenie. Szkody jeszcze tej samej nocy
zostały naprawione przez Biuro Aurorów, aby uniknąć niepotrzebnych pytań i jak
najlepiej zatuszować sprawę. Wśród śmierciożerców byli obecni Harry Potter i
Ron Weasley. Ponoć od dłuższego czasu szef Biura Aurorów Gawain Robards nie
miał z nimi kontaktu, czyżby przeszli oni na stronę Voldemorta? O czym jeszcze
nie informuje nas Ministerstwo? Co jeszcze stara się przed nami ukryć?
Z naszych pewnych źródeł zdobyliśmy też
informację o tym, że w ataku zgięło pięć osób. Ponoć rodziny ofiar zostały o
tym poinformowane, ale nakazano im złożyć przysięgę milczenia. Czy tak powinno
postępować Ministerstwo? Nie udało nam się dotrzeć, do nazwisk, z tego miejsca
jednak chcemy złożyć szczere kondolencje rodzinom poległych.
W ataku poszkodowany został Minister Magii,
nie chcąc wzbudzać podejrzeń nie jest leczony w szpitalu Świętego Munga, a
swoje prywatnej rezydencji. Jest otoczony opieką medyczną przez lekarza, który
ponoć również został zmuszony do złożenia przysięgi milczenia. W imieniu
Ministra Magii władzę i kontrolę nad Ministerstwem sprawuje obecnie Penelopa
Bolton. Nie wiemy jak zły jest stan Ministra Kingsleya Shacklebolta ani czemu
zakazał rozpowszechnienia informacji o tak ważnym wydarzeniu. Wiemy jednak, że
nie zgadzamy się z tym zakazem i będziemy cały czas informować o sytuacji w
świecie czarodziejskim.
Dla nas najważniejsza jest prawda.
Redakcja Proroka Codziennego
W jednej
chwili z swoich miejsc zrywa się kilkanaście osób i zwartym krokiem rusza w
kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Na samym przodzie idzie Hermiona, a w jej
oczach płoną ognie wściekłości.
Wszystko
dzieje się wyjątkowo szybko. Za Hermioną ruszyło wiele osób, jej przyjaciół,
którzy tak jak ona są w Zakonie Feniksa. Nawet nie wiedzą, jakim cudem tak
szybko udaje im się dotrzeć pod posąg broniący wejścia do gabinetu dyrektorki. To na Hermionę spada odpowiedzialność
przekonania gargulca do tego, aby otworzył wejście do gabinetu McGonagall.
Zrzędzący posąg nie chce jednak się przesunąć, zapalczywie twierdzi, że dyrektorka
nie życzy sobie teraz obecności uczniów.
– Musimy z nią
dziś porozmawiać – warczy wściekle Ginny, a to skłania Hermionę do podjęcia
jeszcze jednej próby.
Wyciąga
różdżkę i szepcząc słowa zaklęcia wyczarowuje przed sobą patronusa. Złocista
łania przenika przez ścianę i mknie wprost do profesor z wiadomością. Już po
chwili gargulec się odsuwa, ukazując schody.
Gdy wchodzą do
gabinetu są zaskoczeniu, minęło zaledwie kilkanaście minut od dostarczenia
wydania Proroka, a cały pokój już zdążył wypełnić się poszczególnymi członkami
Zakonu i ciągle przez kominek wchodząc nowi. Ginny rusza w kierunku swoich
rodziców, a Hermiona podąża jej śladem.
– Państwo
Weasley – wita się cicho Hermiona, od razu zostaje ucałowana przez Molly i
wyściskana przez Artura.
– Drogie
dziecko… – mówi Molly z trwogą w głosie. – Nasz biedny Harry… – Milknie, nie jest
zdolna do wypowiedzenia dalszych słów.
Po kilku
minutach, gdy w gabinecie są obecni już wszyscy członkowie Zakonu odzywa się
Minerwa.
– To, co pisze
Prorok to najszczersza prawda… Kingsley jest w ciężkim stanie, ale wyjdzie z
tego, nie mamy powodów do zmartwień…
– Czemu
dowiadujemy się o wszystkim z gazety?! Cóż to w ogóle ma znaczyć, Minerwo! –
unosi się Molly. Jej wybuchowy temperament znów daje o sobie znać.
– Nie
chcieliśmy wzbudzać takiej paniki, jaka będzie miała miejsce po publikacji tego
artykułu. Za dwa dni planowaliśmy zwołać zebranie wszystkich członków i na nim
dokładnie wyjaśnić wszystkie sprawy.
– Ale dlaczego
zatajono informacje?! – pyta ktoś z tłumu, Hermiona nie jest nawet w stanie
rozpoznać głosu, jest tak zaślepiona złością i bezradnością.
– Były to
zalecenia Ministra, ja nie miałam na to wpływu. Otrzymałam informację wraz z
listem od Kingsleya, w którym wyraźnie zakazał mi rozpowszechniania informacji
o wydarzeniach z Ministerstwa. Zwłaszcza że… Miało tam miejsce coś, co
zaszkodzi całemu światu magicznego, Ministerstwu, Biuru Aurorów, a także
Zakonowi…
Panuje
milczenie, które przerywa Hermiona. Występuje o krok do przodu, z sercem na
dłoni i łzami w oczach.
– Zginęło pięć
osób, w ataku uczestniczyli Harry i Ron, a Kingsley postanowił zataić sprawę…
Czy któryś z nich… Czy oni… Czy oni kogoś zabili?
Usta Minerwy
drżą, gdy odpowiada, że Harry zabił dwie osoby…
***
24/25 marca 1999
Czekałem z Pansy i Teodorem po kolacji ponad
godzinę w bibliotece, ale Hermiona się nie pojawiła. Później czekałem sam
kolejną godzinę w naszej starej pracowni…
W końcu przyszła.
W jej oczach błyszczały łzy, a gdy tylko
zamknęła za sobą drzwi, osunęła się na podłogę z płaczem. Nie wiem, ile czasu
trzymałem ją w ramionach, gdy tak szlochała, ale w końcu się uspokoiła.
Powiedziała, że Potter już nie żyje… Niedosłownie, ale że umarł wraz z czynem,
którego się dopuścił… Nie musiałem pytać, wiem, że zapewne kogoś zabił… Przez
łzy niczym mantrę powtarzała, że nienawidzi wszystkich śmierciożerców, ściskała
mnie wtedy mocno za lewe przedramię i jeszcze zacieklej krzyczała, że
nienawidzi ich najmocniej na świecie…
Koło dwunastej w końcu wyszliśmy. Ostatni
raz mnie przytuliła i szepcząc ciche dziękuję ruszyła bezszelestnie w stronę
wieży Gryffindoru. Byłam tak zaskoczony, że niemal wpadłem na patrolującego
korytarz Filcha.
Zaraz wybije pierwsza, a ja wciąż nie śpię.
Nie wiem, jak mógłbym pomóc Hermionie, nie wiem jak mógłbym pomóc komukolwiek…
Czyn, do którego teraz posunęli się śmierciożercy… Nigdy nie sądziłem, że
zrobią coś takiego… Jeśli Potter odzyska kiedyś kontrolę nad swoim ciałem
będzie załamany, popadnie w obłęd i kto wie czy nie oszaleje z poczucia winy…
Blask bohatera właśnie zgasł, kiedyś by mnie to ucieszyło, ale teraz…
Teraz tylko błagam Merlina o to, by pozwolił
mi przeżyć kolejną wojnę…
Draco
***
Paryż, 24 marca 1999
Przed chwilą otrzymaliśmy informacji o
wydarzeniach, które miały miejsce w brytyjskim Ministerstwie. Jesteśmy, a w
szczególności ja jestem, zaniepokojeni. Proszę Cię, Teo, nie angażuj się w
żadne działania. Dopiero co odzyskałam brata, nie chcę go tracić ponownie.
Nazywasz się Nott, niezależnie od tego jak
czyste są twoje działania i niewinne intencje zawsze znajdzie się ktoś, kto
znajdzie na Ciebie jakiegoś haka. Jeśli będzie trzeba odkopią przeszłość i w
końcu zamkną Cię w Azkabanie…! Błagam Cię, uciekaj póki jeszcze możesz, zostaw
Hogwart i zostaw przyjaciół, jestem w stanie zorganizować Ci odpowiednie kursy,
a jeśli będzie trzeba poślę Cię do szkoły tutaj i tu, w Paryżu, zdasz egzaminy.
Błagam Cię, Teo, nie zostawaj w Brytanii. Tam czeka Cię jedynie zguba, proszę
Cię, przyjedź do nas. Ukryjemy się i przeczekamy tę wojnę.
Myśli o przyszłości, braciszku, przyjedź do
Paryża i zacznij od nowa, proszę cię. To nie jest twoja wojna…
Liliana
Teodor drze
list od siostry na drobne kawałeczki. Liliana jest w błędzie, ta wojna jest
jego wojną. Jest wojną, za którą odpowiedzialność ponosi cała społeczność czarodziejów…
Wrzuca kawałki
papieru w ogień. Właśnie podjął decyzję o stanięciu do walki.
***
W piątkowy
wieczór w gabinecie dyrektor McGonagall panuje gwar, a przekrzykiwaniom nie ma
końca. Przy ogromnym stole zebrali się wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, dziś
przybył także Minister Magii, choć jego stan zdrowia wciąż jest niezbyt dobry.
– Musimy
dokładnie przedyskutować pewne kwestie – odzywa się dotąd milcząca Sonia
Hooper, matka jednego z uczniów Gryffindoru z młodszych roczników. – Nie może
być tak, że jesteśmy zupełnie odcięci od informacji, Kingsley.
Kilka osób
gorliwie przytakuje, w tym Hermiona i wszyscy Weasleyowie. Minister przeciera
dłonią twarz i wzdycha dość głośno.
– Niezależnie
od tego jak oceniane są teraz moje działania, gdybym miał możliwość cofnięcia
czasu, postąpiłbym podobnie. Fakt, że to Harry Potter zamordował dwóje z
pracowników Ministerstwa jest doskonałym powodem do zatajenia całego ataku.
– Ucierpiał
twój autorytet, doskonale o tym wiesz – mówi Minerwa, od samego początku nie zgadza
się z działaniami Kingsleya, ten jednak nie słucha jej rad i ślepo podąża za
Gawainem Robardsem, szefem Biura Aurorów.
Hermiona
przysłuchuje się rozmowom, nie włączając się w nie. McGonagall ma rację.
Autorytet Ministra Magii strasznie ucierpiał i mimo że wczoraj z samego rana
rozesłał stosowne oświadczenie, w którym dokładnie opisał przebieg ataku na
Ministerstwo, jego skutki jak i wyjaśnił nieco sprawę Harry’ego i Rona to nie
zmieniło napiętej sytuacji. Ludzie boją się teraz zaufać Ministrowi, bo nie
wiedzą już czy ten nie ma przed nimi jeszcze jakiś tajemnic.
– Skąd ci w
ogóle przyszło do głowy słuchać pomysłów Robardsa, Shacklebolt! – burzy się
Molly. – A ty, Robards, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że zatuszowanie sprawy
może być dobrym rozwiązaniem!
Hermiona
spogląda jak Robards wzrusza ramionami, przecież to nie on ostatecznie wydał
taką decyzję. Dziewczyna zaciska mocno dłonie, Robards przysłużył się
Ministerstwu w poprzedniej wojnie i dlatego Kingsley tak ślepo słucha się jego
rad!
– Zajmie ci
dużo czasu naprawienie tego wszystkiego – odzywa się pierwszy raz od początku
spotkania Hermiona. – Powinieneś jednak rozważyć zmianę… doradcy… – Wiele osób
jej przytakuje, nie tylko Hermiona uważa, że Robards jest nieco uciążliwy.
– Nie to
powinno być teraz naszym problemem… – Robards poprawia się w fotelu. Jest tak
pewny swojej pozycji, że nie martwi się tą jawną krytyką. – Musimy coś zrobić z
panami Potterem i Weasleyem… Harry zamordował dwie osoby, musimy rozważyć, co z
nim zrobimy, jestem zdania, że powinien stanąć przed Wizengamotem.
Ginny prycha
głośno.
– Najpierw
może spróbujmy zamknąć śmierciożerców w Azkabanie, a dopiero potem zajmiemy się
Harrym.
Gawain
niechętnie milknie, jest stary i zrzędliwy, a dodatkowo bardzo mściwy.
Młodzieniec kiedyś nadepnął mu na odcisk i chętnie już by się go pozbył… Cicho
liczy, że sąd nie będzie łaskawy dla Pottera.
– Potrzebujemy
konfrontacji, jaki jest sens istnienia Zakonu skoro nie możemy działać! – mówi
Neville, a po sali przebiega cichy pomruk: wszyscy zgadzają się z jego słowami.
– Nic nie
jesteśmy w stanie zrobić dopóki nie uda nam się namierzyć miejsca, w którym
stacjonują śmierciożercy. Ich siedziba może być dosłownie wszędzie, a każdy
nasz trop po pewnym czasie się urywa. Błądzimy w kółko.
Jedna z
aurorek obecna na zebraniu stara się jakoś usprawiedliwić bierność
Ministerstwa. Pan Weasley prycha na to głośno i wymienia kilka słów z Sonią, po
chwili to ona zabiera głos.
– Pozwólcie w
takim razie zacząć działać nam. W poprzedniej wojnie więcej zdziałał Zakon
aniżeli Biuro Aurorów.
– Jesteście
obywatelami w większości…
– W większości
lepiej wyszkolonymi niż pana aurorzy, panie Robards – mówi Hermiona cichym
głosem. – Ilu z pana aurorów walczyło w Bitwie o Hogwart? Nie kojarzę żadnych
twarzy, jak może więc mówić pan o tym, że są najlepszymi osobami do tej roboty?
Moim zdaniem powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce.
Robards
mamrocze coś niezrozumiale, by potem dodać.
– Kieruje
panią chęć zemsty za to, co śmierciożercy zrobili pani przyjaciołom. Nie
pozwolę, aby obywatele walczyli zamiast moich kompetentnych pracowników.
– Szczerze
wątpię w to, że w Biurze Aurorów po śmierci Moody’ego i Tonks są jacyś
kompetentni pracownicy – mówi dziarsko Ginny, a jej spojrzenie niemal przebija
na wskroś Gawaina.
Słowa panny
Weasley przelewają szalę goryczy i wówczas w gabinecie zaczyna panować istny
rozgardiasz. Każdy chce wyrazić swoją opinię: uczniowie i niektórzy starsi członkowie,
w tym dyrektor McGonagall, ostro krytykują działania Gawaina i jego aurorów, a
pracownicy Biura bronią się na wszelkie możliwe sposoby. W końcu to Minister
przerywa tę kłótnię, nim podzieli ona wszystkich członków zebrania.
– Ministerstwo
będzie bardzo wdzięczne, gdy Zakon udzieli nam pomocy. Jeśli jest taka
możliwość prosiłbym, aby przynajmniej kilkoro członków zaangażowało się w
działania Biura Aurorów. Gawain wtajemniczy wszystkie osoby w akta sprawy.
Hermiona
uśmiecha się z zadowoleniem i dostrzega, że profesor McGonagall również wygląda
na usatysfakcjonowaną. To chyba pierwsza od czasów ostatniej wojny decyzja
Ministra, która nie została skorygowana przez szefa Biura Aurorów.
***
Niedzielne
południe jest niezwykle słoneczne. Słońce ociepla błonie Hogwartu i nagrzewa
kamienny murek, na którym siedzą Hermiona i Ginny. Dziewczyny stykają się
ramionami i pogrążone są w ciszy. Dawno nie miały możliwości spotkać się na
chwilę i po prostu ze sobą pobyć: jak przyjaciółki. Nagle Ginny trąca Hermionę
ramieniem, na co ta jej odpowiada. Przez pewien czas przepychają się
żartobliwie, czemu towarzyszą delikatne śmiechy. W końcu Hermiona unosi ręce w
geście kapitulacji.
– Dobra, dość
już!
Ginny słysząc
to reaguje głośnym śmiechem, ale odsuwa się, wyciąga twarz ku słońcu i jak
zaczarowana wpatruje się w niemal bezchmurne niebo. Nagle zaczyna mówić bardzo poważnym
tonem.
– Boję się o
Harry’ego – szepcze tak cicho, że Hermiona niemal nie rozumie jej słów. – O
rodziców, o Hogwart, o naszą przyszłość… Za chwilę rocznica Bitwy o Hogwart, a
my stoimy w obliczu kolejnej wojny…
– Będzie
dobrze, Ginny… Kingsley się otrząśnie, jestem pewna, a jeśli nie on to McGonagall
pokieruje Zakonem odpowiednio i wtedy sobie poradzimy.
Hermiona
chciałaby wierzyć w swoje słowa. Nie wie, co dzieje się w Ministerstwie,
sytuacja stała się tam tak dziwna i napięta. Hermiona wie, że Kingsley po
prostu obawia się zacząć działać po swojemu… Robards był kiedyś doradcą Knota i
dlatego Shacklebolt tak bezgranicznie mu ufa. Jednak decyzje Robardsa są wręcz
koszmarne. Nie ma w nich za grosz delikatności i ostrożności, które są
potrzebne w prowadzeniu polityki, a dodatkowo Robards nie ma smykałki do
rządzenia… Jeśli Minister dalej będzie słuchał się rad i sugestii szefa Biura
Aurorów Ministerstwo naprawdę upadnie.
Chwilę siedzą
w ciszy, gdy Ginny zaczyna kolejny temat.
– W ogóle nie
rozmawiamy o tym, co dzieje się między tobą… a Malfoyem. – Widać, że te słowa
ledwie przechodzą Ginny przez gardło.
Hermiona
momentalnie się prostuje, gdyż czuje, że rozmowa zaczyna podążać w niewłaściwym
kierunku.
– Cały wolny
czas spędzasz albo z nim, albo z Parkinson i Nottem… Przecież to jest dziwne,
tak nie powinno być! Oni są Ślizgonami, Herm!
– Nie bądź
hipokrytką, Ginny, ty dużo czasu spędzasz z Blaise’em, a on też jest Ślizgonem…
Ginny kręci
lekko głową.
– To co
innego…
Hermiona
spogląda na przyjaciółkę z irytacją.
– Łączy cię z
Blaise’em przyjaźń, inaczej nie marnowałabyś na niego czasu. Dobrze się z nim
czujesz i miło wam się rozmawia. W moim przypadku jest podobnie. Naprawdę
polubiłam Pansy, Teo i Draco.
– Draco… –
Ginny smakuje to imię na ustach. Brzmi tak dziwnie i niewłaściwie. – To widać,
Hermiono, ciebie i Malfoya łączy coś więcej, coś… głębszego. Co dokładnie do
niego czujesz?
Hermiona
zaczyna bawić się rąbkiem swojej bluzki. Głupio jej mówić o takich rzeczach,
ale Ginny to jej przyjaciółka… Powinna wiedzieć, że Hermiona uwielbia być
blisko Draco, że w jego obecności jej serce bije w szaleńczym tempie, a w
brzuchu wirują motylki… Hermiona powinna jej powiedzieć, że jest zakochana w
Draco… I na pewno w końcu to jej wyzna, ale jeszcze nie teraz…
– Jest moim
przyjacielem, Ginny – mówi Hermiona lekkim głosem. – Jest mi bardzo bliski i
tyle... A co z Blaise’em? On za tobą szaleje, widać to na każdym kroku!
Ginny wzrusza
ramionami.
– Nie kocham
go i raczej nigdy nie pokocham – mówi spokojnie. – To nie tak, że ja nie
chciałabym spróbować kiedyś na nowo związku, ale teraz nie jestem na to gotowa.
A Blaise z tą całą swoją delikatnością, gotowością zaczekania na mnie… po
prostu mnie przytłacza… Jest świetnym przyjacielem, ale nikim więcej…
– On liczy na
to, że w końcu go pokochasz… – mówi Hermiona, a w jej oczach widać szczery żal.
Przykro jej, że Blaise nie dostrzega tego, że po prostu marnuje na Ginny czas.
Ginny prycha
lekko.
– Skoro
oczekiwał miłości mógł zostać z Luną…
Hermiona unosi
zaskoczona głowę i spogląda na przyjaciółkę z dezorientacją malującą się na
twarzy. Dawno nie słyszała, żeby Ginny mówiła o czymś w tak egoistyczny i
zadufany sposób. W ciągu ostatniego roku
Ginny bardzo się zmieniła, czasem Hermiona niemal jej nie poznaje. Stała się
oschła, bezwzględna i niezwykle samolubna…
– Nie mów tak,
Ginny…
– Mówię, co
myślę. Luna nie wiedziała, co robić i sama z niego zrezygnowała, więc niech nie
ma pretensji do mnie o to, że ja się z nim przyjaźnię, a ona nie ma z nim
kontaktu…
Hermiona
wzdycha lekko.
– To bardziej
skomplikowane niż ci się wydaje.
Swoimi słowami
Hermiona ucina tę niewygodną rozmowę… Spogląda w górę, na niebo i wzdycha po
raz kolejny. Życie naprawdę jest
skomplikowane…
***
Azkaban miał
być twierdzą nie do zdobycia. Miejscem, które będzie wzbudzało strach wśród
wszystkich więźniów. Azkaban miał być ucieleśnieniem koszmarów sennych.
Niezliczone
ilości krętych schodów, korytarzy i tajemnych przejść potrafi zadziałać na
wyobraźnię. Wystarczy tylko chwila, by zgubić się w tej gęstwinie tunelów i
pomieszczeń. Teraz, gdy więzienie wolne jest od Dementorów to właśnie na
aurorach spoczywa obowiązek zajmowania się więźniami i patrolowania miejsca. W
głównej kwaterze trwa właśnie zmiana wart, kilku aurorów zaraz uda się do domu,
by w końcu zaznać należytego odpoczynku. Jeden z dowódców, Farrow, spogląda na
wiszący w rogu kwatery zegar i przerywa ciszę panującą w pomieszczeniu.
– Zaraz
pojawią się członkowie Zakonu, żeby nas wesprzeć, do tego czasu nikomu nie
wolno jeszcze opuścić posterunku.
Po sali
przechodzi szmer niezadowolenia, ale niesforni aurorzy szybko zostają przywróceni
do porządku przez swego dowódcę. Jak na zawołanie kilku strażników zaczyna
odczuwać dziwne drgania, jakby coś działo się z barierami ochronnymi broniącymi
Azkabanu.
– Co się
dzieje? – szepczą kolejno aurorzy. – Czy to Zakon…
Nagle słychać
donośny wybuch. Strażnicy padają na ziemię, a wokół nich zaczynają pojawiać się
kłęby dumy i tumany kurzu.
– Szybko,
przygotować się do akcji! – krzyczy Farrow. – Chyba zostaliśmy zaatakowani!
Aurorzy
błyskawicznie zrywają się do biegu i każdy mknie jak najszybciej na swój
posterunek. Już na schodach docierają do nich odgłosy walki. Na niższych
kondygnacjach obecni tam aurorzy już zaczęli walczyć z napastnikami. Następuje
kolejny wybuch, tak potężny, że aż cały budynek się trzęsie. Znikąd nagle
zaczynają się wyłaniać śmierciożercy, którzy zapalczywie atakują strażników.
Gdy do
Azkabanu docierają w końcu członkowie Zakonu bitwa jest w krytycznym momencie.
Śmierciożercy zaczynają zdobywać przewagę, co więcej udaje im się dostać do najbardziej
wewnętrznych pomieszczeń, gdzie w większości skupieni są najgroźniejsi
mordercy. Bill Weasley, który dziś miał mieć wartę, stara się dogonić
śmierciożerców i jakoś zagrodzić im dalszą drogę. Promienie w barwach zieleni i
czerwieni mkną z zawrotną szybkością, walcząca nieopodal Billa Sonia Hooper
obrywa niezwykle potężną Sectumsemprą i pada w agonii na ziemię. Nie
zastanawiając się nawet chwilę nad tym, co robi, Bill rzuca klątwę uśmiercającą
w kierunku przeciwnika Soni, niestety ten uskakuje i ze śmiechem mknie w górę
po schodach.
– Cii, Soniu,
spokojnie – szepcze niczym mantrę Bill. Stara się jak najszybciej zaleczyć rany
kobiety, ale żadne zaklęcie nie pomaga, wokół Soni zaczyna powstawać wielka
kałuża krwi.
– Idź zanim
zdołają uwolnić więźniów – mamrocze Sonia. – Idź!
Bill ostatni
raz spogląda na kobietę, by po chwili złapać różdżkę i ruszyć na górę. Gdy
wpada na główny korytarz niemal mdleje na widok ilości krwi… Wszędzie leżą
poranione i zakrwawione ciała strażników, którzy albo mieli tutaj wartę, albo
przybyli walczyć ze śmierciożercami.
Mężczyzna
osuwa się na ziemię, gdy dostrzega, że cele zostały otwarte, a w ścianach są
wielkie wyrwy. Więźniowie uciekli…
– Co z nami
będzie… – słowa pełne przerażenia wyrywają się z ust Billa.
***
31 marca 1999
Azkaban upadł.
Z więzienia uwolnionych zostało pięciu
więźniów. Tym razem Minister od razu wydał oświadczenie, nie czekał nawet na
reakcję Proroka Codziennego. Uciekli młody Sebastian Jugson, Bella Dołohow,
daleka kuzynka Antonina Dołohowa, Carbon Yaxley II, Felicja Rookwod i Wilkes… Wszyscy
są bezwzględnymi mordercami, szaleńcami gotowymi oddać życie, byle tylko pamięć
o Voldemorcie przetrwała, a ich idealna wizja społeczeństwa złożonego z
czarodziejów czystej krwi w końcu się ziściła.
Boję się, co teraz może się wydarzyć. Musimy
wszyscy stanąć do walki, niezależnie czy jesteśmy czystej krwi, czy też
mugolskiej, musimy się zjednoczyć.
W przeciwnym razie wszystkich nas czeka
zguba.
Draco
***
– Nie wyrażam
na to zgody, Robards! – unosi się dyrektor McGonagall, a Hermiona niemal się
wzdryga, dawno już nie słyszała ani nie widziała tak wściekłej profesor.
– Twój
sprzeciw nic nie da, Minerwo. Już podjęto decyzję. Śmierciożercy pragną zemsty
na zdrajcach, a Hogwart to miejsce, w którym jest ich pełno!
Hermiona zrywa
się z miejsca tak jak kilku innych członków Zakonu.
– Nie możesz
się na to godzić, Kingsley! Co na to twoja rada? Pozwolicie, aby wioska była
pułapką?! Przynętą i wabikiem na śmierciożerców?
Kingsley
przechadza się po pomieszczeniu, jego krok jest niepewny, mężczyzna wygląda
jakby za chwilę miał się przewrócić.
– Rada uważa,
że to najlepsza opcja. Hogsmeade będzie zewsząd otoczone aurorami, nic złego
nie powinno się stać.
– To jest moja
szkoła i moi uczniowie! – warczy wściekła Minerwa. – Mieliście opanować sytuację,
dlatego zarządziłam wypad do wioski, ale w obliczu ostatnich wydarzeń odwołam
wszystko! A wy nie macie na to żadnego wpływu!
– Zawsze
możemy odwołać ciebie, Minerwo – mówi szef Departamentu Przestrzegania Prawa,
który wyjątkowo obecny jest na zebraniu Zakonu Feniksa.
Minerwa unosi
hardo głowę.
– Jeśli macie
odwagę to proszę bardzo, zróbcie to. Ale ja nie pozwolę, aby moi uczniowie szli
do wioski, gdzie może spotkać ich śmierć! Jak sam powiedziałeś, Gawainie, śmierciożercy
chcę zemścić się na większości moich uczniów… Niemal wszyscy to albo dzieciaki zdrajców,
albo członków Zakonu!
Przedstawiciele
Ministerstwa obecni na zebraniu zaczynają nawzajem przekrzykiwać się z
członkami Zakonu. Minerwa broni zapalczywie swojego zdania, tak samo z resztą
jak i uczniowie i ich rodzice.
– Dosyć tego, decyzja
zapadła! – odzywa się Minister. – Wioska będzie obstawiona ze wszystkich stron aurorami
i członkami Zakonu. Uczniowie z roczników pierwszego, drugiego i trzeciego
pozostaną w Hogwarcie natomiast pozostali mają prawo wyjść do Hogsmeade. Będziemy
sprawiać pozory. Śmierciożercy na pewno wówczas zaatakują.
Ginny nie
powstrzymuje się i wykrzykuje pierwsze słowa, które cisną się jej na usta:
– Jeśli ktokolwiek
zginie, ty będziesz za to odpowiedzialny, Kingsley.
Ha jestem pierwsza, jak widzę.
OdpowiedzUsuńNa początek korzystając z lanego poniedziałku życzę wszystkiego najlepszego, zdrówka i mokrego dyngusa,chociaż o to zadbała pogoda. A wracając już do tematu opowiadania.
Rety zawsze chciałam pokazać zlego Harrego i obecnie nad tym pracuje w nieco inny sposób ale u Ciebie to wyszło wręcz cudownie. czyta się wspaniale. Sam rozdział pełen pasji i mnóstwa innych wydarzeń. I te słowa wykrzyczane na końcu przez Ginny.
Nie sądziłam, że to opowiadanie będzie takie mroczne.
Całkowicie zaskakujesz.
i w tym wszystkim Hermiona i Draco.
Szykuje się nowa wojna. Najgorsze iż będą walczyć ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. To będzie podwójnie trudne i aż nie wiem jak sobie poradzisz pociągnąć to dalej.
będę czekać na ciąg dalszy z wypiekami na twarzy.
pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję bardzo za życzenia 💗
UsuńJuż mam wszystko dokładnie rozplanowane i nie ukrywam ze będzie interesująco ale też rozpaczliwie. Wydaje mi się ze będzie dużo łez ...
Rozdział jest genialny, cudo ^^
OdpowiedzUsuńCzytałam go z zapartym tchem i już nie mogę doczekać się kolejnego.
Słowa Ginny na końcu to idealne podsumowanie całego Ministerstwa i tego jak zachowuje się sam minister.
Podrawiam
~gwiazdeczka
Dziękuję bardzo. Kolejne rozdziały wyjaśnią wszystko i sprawią ze Kingsley przejrzy na oczy. A doprowadzi do tego zwłaszcza jedno wydarzenie
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz 💓
Muszę przyznać, że momentami nie potrafiłam zrozumieć zagrywek Ministerstwa, ale teraz już wszystko wydaje się jasne i coraz bardziej nie podoba mi się ten pomysł.
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda mi Hermiony, Harry'ego, Draco... ich wszystkich, bo tak naprawdę to oni najbardziej tutaj cierpią...
Lecę czytać dalej!
Zanim odpowiem muszę wspomnieć, ze idealnie się dobrałyśmy, hahah. Odpowiadam praktycznie zaraz po dodaniu przez Ciebie komentarza. Jeśli się w takim razie nie mylę, w tej chwili zapewne czytasz rozdział 43... Jestem naprawdę ciekawa Twojej reakcji na końcówkę.
UsuńJeśli zaś chodzi o ten rozdział, cóż, starałam się własnie ukazać do czego Ministerstwo właściwie dąży, jaki jest jego cel... Chcą, aby śmierciożercy zaatakowali. Są nawet gotowi poświęcić ludzi, ba! uczniów, byle tylko złapać i już na zawsze rozprawić się ze śmierciożercami...
Dziękuję za komentarz <3