Witajcie, kochani!
Wiem, że trochę namieszałam z datą publikacji, ale szczerze mówiąc nie potrafiłam skończyć tego rozdziału. Był bardzo trudny i niekiedy ciężko mi się go pisało. Ostatecznie jednak jest z niego bardzo zadowolona. Wydaje mi się, że jego długość nieco wynagrodzi Wam czas oczekiwania... Przedstawiam Wam najdłuższy rozdział w historii Wschodu słońca... Mający aż 25 stron! Nawet nie wiem, kiedy stał się takim tasiemcem...
Nie ukrywam, że liczę na Wasze komentarze. jedno słowo, emotkę, cokolwiek, żebym wiedziała, że to przeczytaliście. To bardzo wiele dla mnie znaczy. A po przeczytaniu tego rozdziału - wierzcie mi - będziecie mieć, co komentować...
Nie przedłużam już, dziękuję wszystkim, którzy tutaj są i czekam na Wasze opinie.
Całuję,
Charlotte
***
Utracona
młodość
Nie możesz odebrać mi młodości
Mój duch nigdy się nie złamie
Jeśli tylko dziś się obudzę
~ Shawn Mendes feat. Khalid – Youth
Draco nie wie
już, w co ma wierzyć… Nadzieja, która wydawać by się mogło, trzyma go przy
zdrowych zmysłach, po prostu znika. Draco zaczyna pogrążać się w mroku…
W Pokoju
Wspólnym panuje cisza. Na kanapach, krzesłach, a nawet dywanach przy kominku
śpią uczniowie, nikt nie ośmielił się wyjść z pomieszczenia i udać się do
swojego dormitorium. Ślizgonów charakteryzuje braterstwo, jeśli jeden tutaj
został, zostali wszyscy…
Najmocniej
boli Draco spoglądanie na pogrążone we śnie twarze pierwszo- i drugorocznych…
Przecież to tylko dzieci, nie wiedzą, czemu zostali tu zamknięci… Większości z
nich wojna nawet nie dotknęła, bo ich rodzice byli na tyle sprytni, by
powysyłać ich do zagranicznych krewnych… Tak bardzo żal mu na nich patrzeć… Są
tutaj tylko, dlatego że Tiara przydzieliła ich do złego domu…
Poprawia się
lekko, Pansy usnęła z głową na jego kolanach i choć jest mu niezwykle
niewygodnie, nie ma serca jej budzić. Przepłakała całą noc, niech prześpi się,
chociaż te kilka godzin… Wkrótce wybije siódma rano, może wówczas ktokolwiek
poinformuje ich o sytuacji. Na razie są odcięci od informacji, a na lochy
rzekomo nałożone zaklęcia, które utrudniają różdżkom Ślizgonów działanie… Jak zwykle to oni są tymi złymi… Jak zwykle
to oni zawinili…
Niespodziewanie
drzwi do Pokoju Wspólnego się otwierają, a przez nie wchodzi kilkoro uczniów.
Draco dostrzega wśród nich Teodora i momentalnie wzdycha z ulgą. Kiwa lekko
dłonią w kierunku chłopaka, a gdy przyjaciel go zauważa, od razu kieruje się w
jego stronę.
– Myśleliśmy… –
szepcze Draco, a jego głos się łamie. – Myśleliśmy, że nie żyjesz.
Teodor kreci
głową ze zmęczeniem i siada z cichym jękiem bólu na podłodze tuż przy Draco.
Przyjaciel dopiero zauważa, że Teo ma na sobie zakrwawioną koszulę, spod której
wystaje bandaż. Momentalnie zaciska szczękę, ktokolwiek zranił Teodora,
zostanie za to surowo ukarany. Już on postara się o ty, by ta osoba za to
zapłaciła.
– Nic mi nie
jest… – mówi Teodor, widząc wzrok Draco. – To tylko kilka nacięć, ale poza tym
wszystko w porządku…
Draco kiwa
głową, choć przecież nic nie jest w porządku… Siedzą tu jak więźniowie,
zamknięci w lochach i czekający na egzekucję. Nie tak to wszystko powinno
wyglądać. Cokolwiek dzieje się teraz na górze, oni powinni mieć w tym czynny
udział. Co z tego, że kiedyś wybrali źle, teraz są gotowi zawalczyć o swoją
przyszłość. Draco wie, że byłby w stanie walczyć przeciwko Śmierciożercom. Co z
tego, że jego ramię zdobi szpetny tatuaż, gotów jest właśnie za niego walczyć
po stronie dobra. Pragnie wymazać swe grzechy…
– Co tam się
dzieje, Teo? – pyta najciszej jak potrafi.
Twarz chłopaka
tężeje. W Pokoju Wspólnym jest tak cicho, tak spokojnie… Na zewnątrz zaś panuje
chaos. Nawet nie wie, kto go znalazł i doprowadził do Skrzydła Szpitalnego.
Czuje jednak, że miała w tym swój udział Hermiona, bo gdy tuż po zabiegu, wciąż
zamroczony lekami, obudził się: dostrzegł ją, rozmawiającą z panią Pomfrey.
Była brudna, ale cała i zdrowa. Niewiele pamięta z tego, co działo się potem,
bo znów lekarstwa zaczęły działać i usnął. Został obudzony zaledwie godzinę
temu i od razu po stwierdzeniu, że wszystko z nim dobrze, eskortowano go do
Pokoju Wspólnego…
Droga, jaką
pokonał ze Skrzydła była straszna…
– Zapytałem
się, jak wygląda sytuacja… Wioska została zniszczona całkowicie, większość
mieszkańców podobno zginęła w walce. Jeśli chodzi o uczniów to wielu jest
rannych, ale rzekomo nikt nie umarł. Nie mogłem rozejrzeć się po Skrzydle, bo
od razu mnie zabrali, ale jestem pewien, że widziałem tam Astorię. Leżała dwa
łóżka dalej i… Wyglądała koszmarnie. Jej ręka wyglądała jakby została
zmiażdżona!
Draco drgnął lekko
i kiwnął głową.
– Musiała
przygnieść ją ściana. Blaise stanął w jej obronie, Pansy i ja biegliśmy do
niech, ale wtedy zawalił się jeden z budynków…
Teodor
potwierdził, niezbyt zadowolony z odpowiedzi. Zrobiło mu się żal Astorii, nawet
jeśli medykom uda się uratować dłoń dziewczyny, to na zawsze pozostanie tam już
długa, szpecącą ciało Astorii blizna.
– A co z
Rogerem i Blaise’em? Są w skrzydle?
– Myślałem, że
są tutaj… – szepcze Teodor. – W Skrzydle Szpitalnym ich nie ma…
Draco blednie.
Gdziekolwiek jest teraz jego przyjaciel, Draco czuje, że dzieje się coś
niedobrego. Zna Blaise’a od dziecka, tak jak Teodora, wie, że przeczucia, które
miewa zawsze zwiastują coś złego… Merlinie, błaga w myślach Draco, chroń
Zabiniego….
– Blaise był
ranny… Daisy Selwyn rzuciła na niego naprawdę silną Sectumsemprę, a Astoria go
zostawiła samego, jeśli… Jeśli coś mu się stało, to ja nie wiem, ja… – Draco
miota się. Nie wie, co ma powiedzieć, wszystkie przyjazne uczucia, które
odczuwa wobec Astorii znikają wraz z myślą, że Blaise przez nią mógł stracić
życie.
Teodor kiwa głową.
On czuje podobnie… W oczach wzbierają mu łzy, ale mocno mruga, byle tylko się
ich pozbyć. Zaczyna żałować, że nie posłuchał siostry i nie udał się do
Francji… Chciałby tam być i mieć pewność, że Lilianie i dzieciom nic się nie
stanie. Wie, że w razie czego André ich obroni, ale czy to wystarczy?
– A co z
Hermioną? Czy ona…?
Głos Draco
wyrywa Teodora z zadumy. Przytakuje, widząc jak bardzo niecierpliwi się Draco,
nie dostając odpowiedzi.
– Mijałem ja
na korytarzu, gdy tutaj szedłem. Jest cała i zdrowa, podejrzewam nawet, że to
ona mnie uratowała…
– Dlaczego nie
przyjdzie tutaj i nas nie poinformuje o tym, co się dzieje?! – warczy wściekły
Draco, a Pansy lekko rusza się na jego kolanach. Chłopak momentalnie zaczyna
głaskać ją po głowie, niech odpoczywa.
– Hermiona
jest ostatnią bohaterką, za którą mogą podążać ludzie… Potter i Weasley
zawiedli, Hermiona nie może tego zrobić. Zapewne jest na samej górze
czarodziejów, którzy dowodzą Zakonem, pewnie szykują się na misję…
Te słowa wcale
nie uspokajają Draco. Warzyć się będą losy całego świata, a on siedzi w
zamknięciu… Jeśli Hermiona zginie w czasie jednej z bitew, to Draco nie wie, co
zrobi… Ona jest dla niego wszystkim. Zbyt długo musiał to sobie uświadamiać, a
teraz, gdy wie już jak mocno ją kocha, ona jest niemalże bliska śmierci… Kto
wie, czy wyjdzie cało z tej walki?
– Zakon
wiedział o tym ataku – kontynuuje Teodor. – Wiedział, że wioska jest celem,
dlatego zabroniono pierwszemu, drugiemu i trzeciemu rocznikowi wyjście… A mimo
to rzucili nas tam jak jakieś ścierwo na pożarcie śmierciożercom!
– Mieliśmy być
wabikiem – szepcze Draco. Całą noc analizował, dlaczego Zakon zgodził się na
coś takiego… To jasne, że nie oni wymyślili ten plan. Przystali tylko na to, co
zarządziło Ministerstwo.
– Mieliśmy –
przytakuje Teo, a potem dodaje z kpiną: – Przeliczyli się tylko, bo nie
wiedzieli, że śmierciożerców będzie tak wielu! Gdyby chcieli nas posłuchać,
gdyby pozwolili nam jakoś się zaangażować… Może gdyby wstawiła się za nami
Hermiona, Lovegood i Weasleyówna, to coś by to dało…
Draco śmieje
się niemalże histerycznie.
– Hermiona
nawet nie zaproponowała nam udziału w tym wszystkim…
Dociera do
niego, co powiedział i nagle zaczyna odczuwać nieprzyjemny ból w okolicach
serca. Tak bardzo zawiódł się na Hermionie.
***
Hermiona
opiera głowę o chłodną ścianę i na chwilę przymyka oczy. Jest zbyt zmęczona, by
działać, ale wie, że musi zebrać wszystkie siły, bo jej obowiązkiem jest
uczestniczenie w przesłuchaniu Daisy Selwyn, Madelaine Rookwod i Sebastiana
Jugsona. Dzieci wojny, o których zapomniano… Jakim prawem dopuszczono do tego,
by dzieci śmierciożerców zdobyły taką władzę? Dlaczego Ministerstwo pozwoliło
im wieść sielankowe życie i nie sprawdzało ich systematycznie? Może gdyby
odpowiednio ich monitorowano, nie byłoby teraz tak wielkiego problemu…
– Hermiono?
Gryfonka
słyszy wołanie dyrektor McGonagall. Odsuwa się i bierze głęboki oddech. Wręcz
wymusiła na Kingsleyu pozwolenie na uczestniczenie w przesłuchaniu. Minister
zgodził się na to, choć przeciwny był Robards… Dzięki Merlinowi, Shacklebolt
nie posłuchał szefa Biura Aurorów, chyba dotarło do niego, że Robards nie jest
czarodziejem, którego rad warto słuchać… Szkoda tylko, że Kingsley zrozumiał to
wtedy, gdy śmierć poniosło tylu czarodziejów.. I zapewne jeszcze poniesie…
Hermiona
spogląda na zegarek. Za pięć minut wybije dziesiąta. Równo o tej godzinie do
domów wszystkich podejrzanych o śmierciożerstwo rodzin wtargną aurorzy. Przeszukają
domy, przepytają mieszkańców, głównych podejrzanych zabiorą do Ministerstwa na
przesłuchanie przy użyciu eliksiru prawdy…
Hermiona czuje
łzy zbierające się pod jej powiekami… Znów nastały mroczne czasy, dlaczego
zapamięta swoje młodzieńcze lata w tak ciemnych barwach?
– Hermiono… –
ponagla dyrektorka i dziewczyna w końcu rusza za nią.
Wchodzą do
jednego z pomieszczeń, znajdującego się na niższej kondygnacji niż Pokoje
Wspólne Hufflepuffu czy Slytherinu. Na krześle pod ścianą, w odpowiedniej
odległości od drzwi, siedzi Sebastian Jugson… A więc to od niego zaczynamy,
myśli Hermiona i pozwala, aby auror zamknął za nimi drzwi. Na drżących nogach
Hermiona podchodzi do Kingsleya i stojących obok niego dwóch aurorów. Dziwi ją
fakt, że Robards nie uczestniczy w przesłuchaniu. Musiał się zdenerwować tym,
że powoli traci władzę nad Ministrem…
– Szlama… – syczy
Sebastian. – Przyprowadziliście tutaj… szlamę?!
Hermiona
przymyka oczy, słysząc przykre określenie. Chce coś powiedzieć, ale to jeden z
aurorów, nie pamięta jego imienia, zabiera głos.
– Powinieneś
się cieszyć, że sama Hermiona Granger zaszczyciła cię swoją obecnością, w tych
ostatnich chwilach…
Ostatnich
chwilach, zastanawia się Hermiona i po chwili zaczyna rozumieć… Wydobędą z
niego informacje i od razu skażą na śmierć. Zaciska wściekła dłonie… Bez
wyroku, bez orzeczenia sądu, bez świadków… Po prostu zostanie zabity, a po wszystkim
powiedzą, że zginął w Bitwie o Hogsmeade.
– Jak czujesz
się z tym, że twoi przyjaciele są w naszych rękach? – drwi z Hermiony
Sebastian. – A wiesz, że jego dziewczyna
to tak naprawdę śmierciożerczyni? Ciekawe czy już go zabiła, a może postanowiła
się z nim znów zabawić, Potter był w jej guście…
Hermiona nie
odzywa się ani słowem. Zagryza tylko wargę i próbuje nie myśleć o tym, co mogą
zrobić Harry’emu i Ronowi. Czy Zakonowi uda się zdążyć? Czy może odnajdą tylko
ich ciała? Chce jej się płakać, krzyczeć, ale nie pozwala sobie na to. Zamiast
tego stoi z dumnie uniesioną głową, a w jej oczach nie widać nic, przecież wie,
że Sebastian uważnie jej się przygląda.
– Podajcie mu
Veritaserum – zarządza Kingsley.
Jeden z
aurorów wyciąga lśniącą fiolkę z eliksirem, a drugi przytrzymuje Sebastiana.
Mężczyźni siłą wlewają mu do gardła eliksir, który za chwilę powinien zacząć
działaś. Śmierciożerca otrzymuje niezwykle silną dawkę, nic nie może pójść źle,
a jednak… Gdy Kingsley zadaje mu pierwsze, sprawdzające pytanie, ten milczy:
– Kim są twoi
rodzice i jak się nazywasz?
Głucha cisza
niemal dobija Hermionę, oczywiście. Tym razem śmierciożercy byli sprytniejsi…
Czuje jak wzbiera w niej gniew i wściekłość, nigdy nie uda im się wyciągnąć z niego
prawdy.
– Zażył
antidotum – stwierdza sucho Minerwa, gdy po kolejnych minutach Sebastian wciąż
milczy. – Któż wam uwarzył przeciwdziałający eliksir?!
Dyrektorka
jest zdumiona, a Sebastian zaczyna się szeroko uśmiechać.
– Lestrange
może nie dorównuje w warzeniu eliksirów Snape’owi, ale jest nich niezwykle
dobry.
Kingsley
odwraca się w stronę Minerwy i mówi jej do ucha parę słów, przez chwilę szepczą
między sobą zawzięcie, aż w końcu Minister odwraca się w kierunku Hermiony i
aurorów.
– Niech ktoś
przyprowadzi Slughorna, skorzystamy z legilimencji…
Hermiona
momentalnie ożywa.
– Stanowczo
się z tym nie zgadzam! Profesor musi zająć się warzeniem lekarstw, skończyły
nam się zapasy eliksirów, wielu uczniów nie może czekać na przybycie medyków, a
te eliksiry są im potrzebne do tego, by mogli przeżyć!
– Potrzebny
nam mistrz oklumencji, a Horacy jest jedyną osobą, która doskonale włada legilimencją,
jest tu niezbędny!
– Ja mogę to
zrobić – odpowiada cicho Hermiona. – Ja mogę wtargnąć do jego umysłu…
Mimo że po
plecach Hermiony przebiegają dreszcze, nie może się teraz wycofać. Jest przerażona, bo nie jest mistrzynią, dawno
nie korzystała z tej dziedziny magii… Boi się, że coś pójdzie nie tak i utknie
pośród wspomnień Sebastiana Jugsona, wie jednak, że musi to zrobić. Profesor
potrzebny jest tam, na górze, w Skrzydle Szpitalnym, gdzie wielu jej przyjaciół
walczy o normalne życie, bez blizn i ran, bez bólu…
– Ja to
zrobię. Uczyłam się legilimencji, dam radę…
– To nie jest
zabawa, Hermiono… – mówi cicho McGonagall.
– Wiem, do
cholery, ale nikt inny tego nie zrobi!
Wszyscy są
zaskoczeni jej nagłym wybuchem. Ona również jest zdziwiona tym, że pozwoliła,
by emocje nią zawładnęły. Zmęczenie, strach i smutek dały o sobie znać, jednak
wie, że nie może się teraz wycofać. Ma przed oczyma uśmiechnięte twarze
Harry’ego i Rona… Dla nich wytrwa wszystko. Teraz wie, że jej przyjaciele nie
odwrócili się od niej, że zawsze byli dla niej kochani, że to magia ich
zniewoliła… Ma też cichą nadzieję na to, ze Ron nie zdradziłby jej… Że za to
też odpowiedzialna jest czarna magia…
– Wyjdźcie,
proszę…
Nikt nie
protestuje, a gdy drzwi zamykają się za nimi z cichym trzaskiem, Hermiona
podchodzi do Sebastiana. Jugson uśmiecha się niezwykle ironicznie, a dziewczyna
z żalem stwierdza, że jest przystojny. Zaprzepaścił całą przyszłość. Jest
młody, może ma dwadzieścia, dwadzieścia parę lat… Przed nim powinna być cała
młodość, tymczasem… Tymczasem zostanie zapomniany…
– Nie uda ci
się wtargnąć do mojego umysłu, głupia szlamo, nikomu się nie udało…
Hermiona
potrząsa głową i uśmiecha się lekko.
– W takim
razie będę pierwsza…
Wycisza swój
umysł, bierze głęboki oddech i szepcze:
– Legilimens.
I pochłania ją
ciemność… Umysł Sebastiana jest niczym czysta karta, niezbadany, wolny od
wszystkiego, a jednak na tej karcie widać rysy. Drobne blizny, które zmąciły
myśli mężczyzny. Jest tylko człowiekiem, nie jest odporny na zranienia.
Hermiona bez cienia wstydu, przedziera się przez jedną z takich ran, po
pomieszczeniu roznosi się głośny wrzask śmierciożercy, gdy Hermiona
bezceremonialnie wdziera się do jego umysłu. Bariera za barierą, pokonuje
każdą. Przegląda najwstydliwsze wspomnienia; widzi jak Sebastian ze złością
spogląda na kobietę, która go porzuca, nazywa ją w myślach Victorią… Niestety, ta dziewczyna była dla niego przekleństwem…
Hermiona rozdrapuje każdą z ran; silny Cruciatus rzucony w ramach kary przez
jednego z nauczycieli w Durmstrangu... Pierwszy pocałunek… Pierwsze zabójstwo…
Koszmary nawiedzającego go nocami po dokonaniu kilku morderstw… Smutek i żal po
śmierci matki… Aż w końcu… Hermiona widzi jak do domu Sebastiana przychodzi
Rudolf Lestrange z propozycją zemsty, Hermiona patrzy oczyma Sebastiana na to,
co się dzieje.
– Kochałeś swą
matkę, Sebastianie… A oni ją tak po prostu zabili, mimo że zginęła honorowo w
czasie bitwy o Hogwart, to jednak zginęła… Była taka lojalna, taka mądra i
piękna, prawda, Sebastianie? Prawda, że taka była? Ona nie żyje, a szlamy wciąż
chodzą po tym świecie. Zdrajcy jak Malfoyowie… Oni wszyscy żyją, a twa matka nie…
Przyłącz się do mnie, Sebastianie, nieważna jest cena, ale niech zdrajcy za to
zapłacą. Niech świat zacznie wątpić w cudowną trójcę. Niech znów o nas usłyszą,
niech dokona się zemsta!
Hermiona
odzywa się, choć tak bardzo nie chce:
– Przyłączę
się do ciebie, Rudolfie, niech zapłacą za to, co mi odebrali…
A potem widzi
wszystkie okropne rzeczy, których dokonali śmierciożercy. Każde okropne
morderstwo, każdy okropny koszmar, nawiedzający Sebastiana nocą… Widzi też
Harry’ego i Rona… Jest środek czerwca, słońce chyli się ku zachodowi, a ona
dostrzega oczyma Sebastiana swoich przyjaciół, wchodzą do jednego z londyńskich
barów…
– Nie mogę
doczekać się złapania w swoje sidła Pottera – szepcze jedna ze stojących obok Sebastiana
kobiet. Victoria Rosier, ta Victoria,
która niegdyś złamała Jugsonowi Juniorowi serce…
Victoria jest
piękna i niezwykła. Hermiona rozumie, że Sebastian nigdy nie przestał jej
kochać. Gryfonka odczuwa wszystko tak jak on w tamtej chwili. Czuje jego
frustrację, gdy Victoria wypija eliksir wielosokowy i staje się tak dobrze
znaną Hermionie dziewczyną… Aurorą, tą, o której mówił cały czarodziejski
świat… Dla której Harry podobno rzucił Ginny… A więc to w ten sposób
śmierciożercom udało się dotrzeć do jej przyjaciół…
– Czy tobie,
Sophio, to też sprawia taką przyjemność?
Sophia Macnair
krzywi się lekko, już zażyła eliksir i teraz wygląda jak słodka i niewinna
złotowłosa kobietka.
– Weasley to
najgorsze, co mogło mi się trafić – syczy Sophia, ale uśmiecha się
diabolicznie. – Ale może być ciekawie…
Kobiety
wchodzą do baru jako pierwsze, Sebastian wchodzi za nimi dopiero po niecałej
godzinie. Od razu dostrzega, że w jednej z loży siedzą Sophia i Victoria wraz z
pijanymi wybawcami… Dziewczyny musiały naprawdę mocno upić tę
dwójkę, bo ci wyglądają na kompletnie nieorientujących się w tym, co dzieje się
wokół nich. Sebastian zauważa jak Victoria bezceremonialnie sunie dłonią po
torsie chłopaka, a potem schodzi dłonią coraz niżej i niżej… Bez cienia wstydu
wspina się na jego kolana i obsypuje go pocałunkami… To samo robi Sophia z
Ronem…
Hermiona tak
bardzo chciałaby odwrócić głowę, ale Sebastian wpatruje się uporczywie w swoją
przyjaciółkę i w dziewczynę, którą darzy uczuciem… Odczuwa wielki ból, a mimo
to nawet nie mruga, chłonie ten widok i stara się przekonać siebie, że dobrze,
że jego związek z Victorią się rozpadł…
W końcu
dziewczyny odsuwają się od mężczyzny. Zamroczeni alkoholem Harry i Ron
zaczynają rozumieć, że popełnili głupi błąd dopiero, gdy śmierciożerczynie
wyciągają różdżki. Jednocześnie wypowiadają zaklęcie:
– Imperio.
Znów Hermiona
zapada się w wspomnieniach… Otaczają ją ciemne i mroczne obrazy… Widzi kolejne
morderstwa, widzi konające w ramionach matek dzieci, które zabija Sebastian, bo
ich rodzicami są zdrajcy… Znów śni wraz z Sebastianem koszmary… I w końcu widzi
to jedno miejsce… Potężną twierdzę, mroczny i zapomniany zamek.
– Czasem
żałuję, że ta forteca została opuszczona… – mówi Victoria. – Rosierowie stali
się miękcy i chcieli dorównać przepychem i klasą Malfoyom… Szkoda, że się stąd
wynieśli...
Wystarczy…
Hermiona z trudem przerywa zaklęcie… Upada z łoskotem na ziemię i stara się
zaczerpnąć powietrza, tuż obok niej stoją McGonagall, Kingsley i aurorzy.
Hermiona siada i dostrzega, że głowa Sebastiana zwisa bezwładnie na krześle.
Stracił przytomność, zaklęcie Hermiony pozbawiło go wszystkich sił..
– Merlinie,
Hermiono, nie było cię z nami ponad godzinę! Myśleliśmy, że jego wspomnienia i
myśli cię porwały!
Hermiona kręci
głową, czuje, że jeśli szybko nie wyjdzie na świeże powietrze zwymiotuje i
straci przytomność. Musi odpocząć, musi stąd wyjść i odetchnąć, potrzebne jej
eliksiry, które pozwolą jej odzyskać energię…
– Dajcie mi
jakąś fiolkę, cokolwiek – szepcze, jej gardło pali ją niemiłosiernie.
Dyrektor
McGonagall wyciąga pióro i szybko transmutuje je w szklany flakonik. Hermiona
drżącą dłonią unosi różdżkę i wyciąga ze swego umysłu myśli. Wszystko, co
zobaczyła zamyka w buteleczce, którą podaje dyrektorce.
– Hermiono?
Dziewczyna
drży, a potem osuwa się na ziemię, tracąc przytomność.
***
W Świętym
Mungu jest sterylnie i biało… Nieskazitelnie biało… Tak biało, że aż zaczynają
ją boleć oczy… Nie bywa tutaj często, ostatni raz odwiedziła szpital wraz z
Neville’em, gdy ten przeszedł do rodziców. Państwo Longbottom nauczyli się już
rozpoznawać jego twarz, jednak jej nie znali… Gdy zobaczyli jak wchodzi za
Neville’em zaczęli panikować. Ich krzyki, a nawet głośny płacz, słychać było na
całym korytarzu. Luna była wtedy bliska łez, a zwłaszcza wtedy gdy Neville
uśmiechnął się do niej przepraszająco i poprosił:
– Zaczekaj na
mnie na zewnątrz.
Czekała na
niego dwie godziny, a potem już nigdy nie poszła z nim do rodziców. Mimo że
Neville nakłaniał ją do tego setki razy przysięgła, że już nigdy tam nie
pójdzie… Nie chciała, by jej obecność wpływała źle na rodziców chłopaka.
Dziś jednak
Luna znów tutaj jest, ale to nie państwo Longbottom chcą krzyczeć, a ona… Ma
wielką ochotę zacząć wrzeszczeć na całe gardło i błagać, by to, co ma przed
oczyma okazało się nieprawdą…
Przepłakała
już wiele godzin, jej oczy pieką, są czerwone i napuchnięte. A jednak wciąż
płacze, niestrudzenie, nieustannie. Łzy po prostu nie przestają płynąć.
Blaise leży na
łóżku cały zakrwawiony, z ranami na całym ciele, z rozciętym policzkiem, na
którym na pewno zostanie blizna… O ile chłopak się wybudzi…
Luna drży na
całym ciele, nie wie czy ze złości, czy z żalu i smutku. Stan Blaise’a wciąż
jest niestabilny, ale dzięki specjalnemu pozwoleniu Ministra mogła tutaj wejść.
To była rekompensata Kingsleya, w ten sposób chciał przeprosić ją za to, że
Blaise niemal zginął.
Oprócz Luny
taką zgodę dostała też Ginny, jednak ta nie zjawiła się tutaj nawet na chwilę…
Luna wciąż pamięta jej słowa:
– Blaise sobie
poradzi, i tak jest nieprzytomny, nie będzie wiedział, że przy nim jestem, a
tutaj przydam się bardziej.
– On ciebie
potrzebuje, gdy się wybudzi, będziesz pierwszą osobą, której będzie szukał…
– Ty powinnaś
tam być, to ty go kochasz. Zresztą… Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi…
Luna nie
panowała nad sobą w tamtej chwili. Mimo że widziała w oczach Ginny żal i
smutek, mimo że widziała, że dziewczyna cierpi, bo Blaise był jej bliski, to
jednak jej słowa… Tak ostre i straszne ugodziły Lunę. Bez zastanowienia
spoliczkowała swoją ongiś przyjaciółkę.
– Nie
zasłużyłaś na jego miłość – warknęła Luna. – Nie zasłużyłaś na moją przyjaźń…
To dla twojego szczęścia zrezygnowałam ze swojego! Dla ciebie zostawiłam
Blaise’a, chciałam by pomógł ci wyrwać się z tego twojego kokonu bólu, a ty tak
się mi odwdzięczasz? Tak odwdzięczasz się Blaise’owi za to, co dla ciebie
zrobił?!
Ginny
wyglądała na wstrząśniętą, chciała jakoś się usprawiedliwiać, jednak Luna
zostawiła ją samą. Nie było sensu by marnowała na nią czas… Dłoń paliła ją
niemiłosiernie, gdy rzucała proszkiem by przenieść się do szpitala. Tam w
sztucznym świetle dostrzegła, że jest cała czerwona i spuchnięta, musiała
uderzyć Ginny niezwykle mocno… Mimo to odczuwała dumę, Ginny zasłużyła na
cierpienie…
Teraz Luna
wciąż z trudem porusza palcami, a jednak jest z tego zadowolona. Niech Ginny
wie, co czuje Luna, niech czuje ból, jaki przez tyle miesięcy odczuwała ona…
– Kocham cię,
Blaise, proszę wróć do mnie – szepcze Luna i na nowo zanosi się płaczem.
Właśnie wtedy
serce Blaise’a staje, a po sali rozchodzi się głośno alarm, informujący
uzdrowicieli o tym, że ich pacjent umiera.
***
Noc z piątego
na szóstego kwietnia jest głośna. Wyjący wiatr zagrzewa wszystkich do walki, aż
trudno uwierzyć, że nie są to prawdziwe okrzyki wojenne. Hermiona z ręką na
sercu stoi przy oknie i wpatruje się w spływające po szybie krople deszczu. Za
piętnaście minut wyruszają by odbić Harry’ego i Rona i na zawsze rozprawić się
ze śmierciożercami. Hermiona otrzymała dowództwo, odpowiada za jeden cały
zespół… Czuje jak wielka odpowiedzialność na niej spoczywa. Jeśli zawiedzie,
mogą zginąć ci, którzy są w jej grupie. A jednak nie stoi teraz ze wszystkimi
na holu przed Wielką Salą, nie powtarza formułek i nie dodaje otuchy tym,
którzy zostają w zamku… Zamiast tego jest tutaj, w miejscu, w którym
uświadomiła sobie, że można kochać kogoś miłością czystą i prawdziwą.
Opuszczona
sala zaklęć wygląda zawsze tak samo… A jednak za każdym razem, gdy tutaj
przychodzi czuje coś innego… Raz żal, raz szczęście, raz smutek… Dziś odczuwa
to ostatnie… Nie może zejść do lochów i odwiedzić przyjaciół, nie może zobaczyć
się z Draco i powiedzieć mu, że naprawdę go kocha. Gdyby dziś zginęła, Draco
nigdy by się nie dowiedział… Może to i lepiej? Nie opłakiwałby jej…
Pozwala sobie
na chwilę smutku…. To, co przytrafiło się Harry’emu i Ronowi to wyłącznie jej
wina. Gdyby udała się wówczas z nimi, gdyby nie pozwoliła im jechać do Londynu,
gdyby się nimi zaopiekowała jak nakazał jej dwa lata wcześniej Dumbledore… To
wszystko nigdy by się nie zdarzyło…
Otrząsa się
względnie szybko i rusza w kierunku miejsca zbiórki. Gdy tylko staje na holu,
dopada do niej Ginny.
– Gdzieś ty
się podziewała – syczy wściekle. – Za chwilę wyruszamy.
Hermiona
wyswobadza się z objęć przyjaciółki i wzrusza ramionami.
– Musiałam
oczyścić umysł. Są już wszyscy?
Omiata wzrokiem
swoją grupę, dokładnie licząc każdą czuprynę. Idealnie dziesięć osób, włączając
w to ją. Prostuje się dumnie i odzywa donośnym głosem:
– To my mamy
wydostać Harry’ego i Rona z twierdzy. Śmierciożercy się nas nie spodziewają,
nie wiedzą, że sztuczka z antidotum na Veritaserum zawiodła, a oklumencja nie
zadziałała. Nie muszę chyba mówić, że jesteśmy w idealnej pozycji, a jednak..
Jednak musimy zachować wzmożoną ostrożność. Wszyscy braliście udział w wojnie i
chcę powiedzieć, że to… Że naprawdę cieszę się, że to z wami przyszło mi stanąć
do walki…
Hermiona
niemal płacze. W jej oczach wzbierają się łzy i ociera dłonią nos, z którego
cieknie. Czuje, że za jedną dłoń łapie ją Dean, a za drugą Ginny. Dodają jej
otuchy.
– Po prostu
nie dajcie się zabić – mówi cicho Hermiona.
– Nie przejmuj
się, rozgromimy tych śmierciojadów! – rzuca głośno Seamus, a wtórują mu głośne
oklaski i krzyki.
Kingsley daje
znak, a Hermiona momentalnie staje na czele grupy.
– Za mną!
Muszą wyjść
poza strefę Hogwartu. Teleportacja, ani nawet użycie świstoklika, nie są
możliwe na terenie szkoły. Dziś po raz pierwszy od czasu bitwy odwiedzą wioskę.
Już w czasie drogi, gdy dzielą ich jeszcze długie minuty od miejsca docelowego,
dostrzegają kłębiący się nad Hogsmeade dym. Ponoć jeden ze śmierciożerców użył
Szatańskiej Pożogi… Ogień trawił wszystko na swej drodze przez bardzo długi
czas.
Hermiona
zagryza wargi, gdy mija miejsce, gdzie dwa dni temu pocałowała Draco. Czuje
dziwną ochotę zatrzymania się i dotknięcia swych ust. Chciałaby wspomnieć tę chwilę
i zatracić się w tym… Ale nie ma takiego prawa. Teraz nie liczą się jej
uczucia, a misja odbicia jej przyjaciół.
– Użyjemy
świstoklika. Teleportacja byłaby zbyt niebezpieczna, nie wiemy jak dokładnie
wygląda to miejsce, ani gdzie się ono znajduje.
– A czy to
jest bezpieczne?
– pyta niepewnie Padma Patil.
Hermiona
spogląda na nią z ukosa. Tak dziwne jest po tak długim okresie znów stać blisko
swych starych znajomych.
– Osobiście
stworzyłam tego świstoklika, nie ma nic bezpieczniejszego – odpowiada lekkim
głosem Hermiona i wyciąga z kieszeni szaty książkę, którą powiększa.
Jej znajomi
śmieją się cicho, a Hermiona uśmiecha się pod nosem. Wiedziała, że to ich nieco
rozweseli, właśnie dlatego zrezygnowała z jakiegoś zwyczajnego przedmiotu, na
rzecz Historii Hogwartu.
– Złapcie się
mocno i za nic w świecie nie puszczajcie – szepcze Hermiona. – Na trzy… Raz…
Dwa… Trzy!
Momentalnie
czują nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Ziemia znika spod ich stóp, a oni
zaczynają wirować. Obrazy błądzą wokół nich niczym przewijane, a specyficzne
uczucie nie znika nawet na chwilę. Ten dziwny stan, w którym trwają po chwili zanika,
a oni spadają na ziemie. Hermiona i paru jej przyjaciół zachowują równowagę,
pozostali jednak upadają wprost w wielką kałużę. Obok nich, w mniejszych lub
większych odległościach, pojawiają się też inni członkowie Zakonu i aurorzy.
Hermiona unosi
głowę, spoglądając w niebo. Deszcz moczy jej twarz, lecz ona nie zwraca na to
uwagi. Pozwala by woda schłodziła jej ciało, a przy tym ostudziła jej emocje…
– Ruszajmy –
nakazuje.
Za nią rusza
dziewięć odzianych w czerń przyjaciół. Wszyscy gotowi zginąć za wolny świat, o
którym marzą. Hermiona boi się tego jak potoczą się losy bitwy… Kingsley wydał
rozporządzenie, w którym jasno określił, że można – a nawet wskazane
jest – używać zaklęć niewybaczalnych… Z jednej strony pozwoli to uratować wiele
istnień, śmierciożercy od dawna przecież walczą tak, by zabić, a nie zranić i
pojmać… A jednak… Hermiona boi się, że któreś z jej przyjaciół użyje zaklęcia
uśmiercającego, a potem do końca życia będzie zmagać się z tym ciężarem.
Widziała przecież umysł śmierciożercy… Skoro nawet Sebastian Jugson,
bezwzględny morderca, nocami zmagał się z demonami i wyrzutami sumienia, jak
poradzą sobie jej przyjaciele? Tak niewinni…? Tak młodzi…?
Potrząsa
głową, nie czas teraz na takie rozmyślenia. Dostrzega, że oddział aurorów i
grupa dyrektor McGonagall wtargnęła już do zamczyska od frontu. Oddział Hermiony
i jeszcze jedna formacją mają za zadanie wejście od strony lochów… Podejrzewają,
że to tam śmierciożercy trzymają Harry’ego i Rona, choć Hermiona nie jest do
końca pewna. Widziała w umyśle Sebastiana jak Victoria oczarowana była Harrym…
Możliwe, że… Że chłopak jest z nią, w jej pokoju…
Hermiona
zatrzymuje się przed wielkimi schodami, które prowadzą do lochów z zewnątrz.
Słyszy już odgłosy walki dobiegające z głównego dziedzińca i wnętrza zamku.
Mimo że za parę minut wybije druga w nocy, śmierciożercy nie dali się
zaskoczyć.
– Padma,
Parvati, jesteście dobre z obrony, osłaniajcie tyły. Dean i Ginny do mnie, wy
jesteście świetni w ataku, stańcie po obu moich stronach. Neville, Luna i
Seamus środek. Staracie się wspierać odpowiednio każdego z nas, uderzacie tam,
gdzie widzicie, że nie dają sobie rady. Terry i Michael, wy osłaniacie boki.
Zrozumiano? Jak tak to do ataku!
Hermiona
jednym zaklęciem rozbija drzwi, które roztrzaskują się na boki i wbiega do
środka. Nie spodziewa się, że będzie tutaj spora grupa gotowych do walki
śmierciożerców. Bez namysłu rzuca się w wir walki. Zaklęcie, uskok, cios, przeskok
i znów zaklęcie. Promienie skaczą po pomieszczeniu rozjaśniając je, zupełnie
jakby był dzień. I mimo że lochy wyglądają upiornie, Hermiona nie czuje
strachu, bo wie, że za jej plecami stoją przyjaciele gotowi oddać za nią życie.
To dodaje jej sił i sprawia, że bez chwili zastanowienia rzuca coraz to
wymyślniejsze klątwy.
Nagle
dostrzega Deana walczącego z Goyle’em Seniorem.
– Nie, Dean! –
krzyczy, ale jest za późno.
– To za mojego
ojca – warczy Dean i pozwala by szał nim zawładnął.
Goyle nie wygląda
zbyt dobrze. Jego oczy są puste, zupełnie jakby trawiła go choroba, a jednak
stara się odpierać ataki młodego i zdrowego Deana, jednak bezskutecznie. W
pewnej chwili chłopak wytrąca mu różdżkę z dłoni, a wówczas arystokrata staje
się bezsilny. Hermiona chyba dostrzega w jego oczach smutek, ale i ulgę.
– Avada
Kedavra – wypowiada zaklęcie Dean, a promień mknie z zawrotną prędkością w
kierunku Goyle’a Seniora, który upada bez życia na ziemię.
Hermiona
dopada do Deana, obie dłonie kładzie na jego policzkach.
– Coś ty
zrobił, Dean, już nigdy nie zapomnisz tego, co zrobiłeś… – szepcze z bólem. –
Coś ty zrobił, Dean…
– Musiałem –
odpowiada cicho chłopak, a Hermiona odsuwa się od niego szybko.
Dziewczyna
opuszcza dłonie wzdłuż ciała i rozgląda się wokół. Wszyscy śmierciożercy
zostali spetryfikowani i związani, a ich różdżki zabrane.
– Terry, Padma
i Ginny, wy zamknijcie ich w jakimś lochu i sprawdźcie uważnie każdy kąt. Nie
bez powodu siedzieli w lochach, musieli czegoś, albo kogoś pilnować... Reszta
za mną!
Ginny łapie
Hermionę za rękę.
– Nie mogę tu
zostać, muszę iść z tobą, tam jest Harry.
Hermiona bez
wahania wyrywa rękę z uścisku przyjaciółki i kreci głową. W oczach Ginny
dostrzega żal i wściekłość.
– Ja muszę tam
iść, ja go kocham, muszę mu pomóc!
– Zostajesz
tutaj, Ginny, to dla twojego dobra – odpowiada Hermiona i bez namysłu rusza
dalej.
Wie, że
właśnie bardzo zawodzi i rani Ginny, ale jeśli jej przyjaciółka zrozumie, co
takiego robił Harry… Nigdy tego nie zapomni, nigdy nie wyprze się tej
świadomości… Hermiona musi złapać Victorię Rosier nim zrobi to ktoś inny… Musi
ją złapać i zabić…
Wyższe
kondygnacje są względnie spokojne. Hermiona i jej przyjaciele bez namysłu
wbiegają po schodach coraz wyżej i wyżej. Nagle Hermiona dostrzega znajomy
korytarz. Widziała to miejsce w umyśle Sebastiana… To tutaj chłopak
wielokrotnie dobijał się do drzwi sypialni Victorii.
– Zachowajcie
czujność – szepcze Hermiona. – To tutaj…
Hermiona
stawia pierwszy krok na korytarzu i od razu zostaje zaatakowana. Przed nią
staje Harry, który bez wahania rzuca w nią zaklęciami…
Łzy zbierają
się w oczach dziewczyny, gdy dostrzega jak czarne są oczy chłopaka, takie
płytkie i bezdenne. Całkiem wyprane z emocji.
– Słodki
Merlinie, Harry… – Hermiona pozwala łzom płynąć, a wówczas Harry atakuje
jeszcze raz, a za nim ruszają do walki pozostali.
Na grupę
Hermiony uderza kilkunastu śmierciożerców. Wśród nich Hermiona dostrzega
Victorię i Sophię… Nie to jednak zajmuje myśli dziewczyny… Musi uratować
Harry’ego i… Czuje jakby w jej ciało wbijały się setki igieł, pada na kolana z
wrzaskiem i dostrzega, że to Ron rzuca zaklęcie. Jej Ron…
– Nie – warczy
wściekle i z trudem przetacza się po ziemi. Zaklęcie Rona przestaje działać,
ale teraz obaj zaczynają ją atakować.
Hermiona
podrywa się z ziemi i bez wahania ciska w swych przyjaciół zaklęciami. Od Rona
zawsze była lepsza w pojedynkach, a z Harrym jej umiejętności są porównywalne…
Jedyną cecha, która może pomóc Hermionie wygrać, jest jej szeroki zasób wiedzy.
Harry ma okrojony zasób klątw, podczas gdy Hermiona zna ich dziesiątki.
To już nie są
moi przyjaciele, myśli z żalem. Muszę z nimi walczyć jak ze śmierciożercami…
Wypiera z
głowy wszystkie dobre wspomnienia z chłopakami i oczyszcza swój umysł. Teraz
liczy się tylko to, by spetryfikować Harry’ego i Rona, odebrać im różdżki i
zamknąć w bezpiecznym miejscu.
– Przegrasz –
syczy Harry. – Przegrasz i nie możesz znieść tej myśli…
Hermiona
jednak kręci głową i raz za razem rzuca silne zaklęcia oszałamiające i
spowalniające ruchy jej przyjaciół. Wydaje im się, że ich atutem jest fakt, że
Hermiona nigdy by ich nie skrzywdziła… Nie wiedzą tylko, że są w ogromnym
błędzie.
– Everte
Statum! Ekspeliarmus! Brachiabindo! Drętwota!
Wystarcza
chwila nieuwagi, by Hermiona wykluczyła z pojedynku Rona. Najpierw jej zaklęcie
odrzuca chłopaka w górę tak, że ten uderza głową o ścianę, z jego nosa zaczyna
spływać strużka krwi, jednak Hermiona wie, że uderzenie nie powinno u niego
spowodować żadnych obrażeń, poza siniakami, dlatego bez wahania rzuca kolejne
zaklęcie. Wytrąca mu różdżkę, splata niewidzialnymi pętami, a następnie
unieruchamia tak, że chłopak traci przytomność. Bez zastanowienia Hermiona
wrzuca go do jednego z pomieszczeń, a następnie zamyka z głośnym trzaskiem
drzwi, tak by Ron się stamtąd nie wydostał, ani nikt oprócz niej tam nie
wszedł.
– Zostałeś
jeszcze ty, Harry… Nadal jesteś pewny swego zwycięstwa?
Harry bez
słowa zaczyna ją atakować. Nie rzuca już zwykłymi klątwami, a potężnymi
zaklęciami czarnomagicznymi, z którymi coraz trudniej jest Hermionie walczyć.
Dziewczyna wie, że to Victoria kontroluje umysł jej przyjaciela, dlatego tym mocniej
chce się jej pozbyć… Zanim jednak stanie do walki z Rosierówną, musi pokonać
Harry’ego.
– Przepraszam,
Harry – szepcze z bólem Hermiona i mocniej ściska różdżkę w dłoni.
Bierze głęboki
oddech, odbija rzucone przez przyjaciela zaklęcie i wypowiada swoje. Wie, że
czar ten mocno zrani jej przyjaciela jednak nie może inaczej:
– Sectumsempra.
– Wypowiadane słowo pali ją żywym ogniem…
Harry pada na
ziemię, a na jego ciele zaczynają pojawiać się liczne rany cięte. Koszula
przesiąkła już krwią, mimo że Hermiona niemal od razu przerwała zaklęcie.
Musiała włożyć w czar zbyt wiele mocny. Szybko przenosi Harry’ego do jednego
pomieszczenia i krzyczy do Neville’a, by zajął się ich przyjacielem. Wie, że
Longbottom poradzi sobie świetnie, jest dobry z zaklęć uzdrawiających.
Zatrzaskuje za nimi drzwi i te również pieczętuje. Nikt się tam nie dostanie.
– Jesteś
sprytniejsza niż sądziłam – syczy Victoria, niemal przy jej uchu. – Crucio…
Hermiona
zgrabnie uskakuje. Czar trafia Lunę, a Hermiona słyszy jak jej przyjaciółka
upada na ziemie otumaniona bólem, jej wrzaski jeszcze długo będą gościć w
koszmarach Gryfonki.
– Ty zaś
jesteś głupsza niż ja sądziłam – odpowiada Hermiona i bez namysłu zaczyna
atakować swą przeciwniczkę.
Nie ma żadnych
zahamowani. Widzi przed sobą kobietę, która zniszczyła jej przyjaciółkę, która
zniewoliła jej przyjaciela. Hermiona przypomina sobie wszystkie czarnomagiczne
klątwy, jakie zna i bez cienia strachu, bez zastanowienia nad konsekwencjami,
używa ich. Ta kobieta zasłużyła na cierpienie.
– Kto by
pomyślał – udaje się wydyszeć Victorii – że będziesz znała czarna magię…
– Znam ją
lepiej niż ci się wydaje… – szepcze Hermiona.
Jej serce bije
jak szalone, a w oczach wzbierają łzy. Nie sądziła, że kiedykolwiek dopuści się
takiego czynu. Nigdy nie chciała mieć na sumieniu drugiego człowieka, a jednak…
Uchroni swych przyjaciół, wcześniej jej się nie udało, to zrobi to teraz…
– Wiesz, udawanie
Aurory było zabawne… Nocą nie pijałam eliksiru wielosokowego, chciałam, by
Potter zawsze widział moją prawdziwą twarz, gdy dochodził we mnie… – mówi to z
tak lubieżnym uśmieszkiem, że Hermiona mocniej ściska różdżkę i już wypowiada
te dwa słowa. Zaklęcie, które wszystko zakończy…
Wtedy jednak Victoria
pada martwa na ziemię.
– Nie –
szepcze Hermiona. – Proszę, nie…
Dostrzega
zapłakaną Ginny, stojącą nad ciałem Victorii. Rudowłosa w dłoni dzierżyła
różdżkę, którą niemal od razu wypuszcza z rąk… Szał bitewny powoli opada.
Nieopodal nich Luna i Parvati pokonują ostatnich śmierciożerców, jednak nie to
jest teraz ważne dla Hermiony.
Ginny upada na
kolana, a Hermiona klęka tuż obok niej. Pozwala, by przyjaciółka swoimi łzami
moczyła jej szatę…
– Zabiłam ją…
Hermiono – powtarza niczym w amoku Ginny. – Zabiłam człowieka…
Hermiona
również zaczyna płakać. Właśnie tego chciała uniknąć. Teraz przytulają siebie
mocno i płaczą razem. Jedna ma wyrzuty sumienia, bo zabiła, druga, bo nie
uchroniła przyjaciółki przed tak wielkim ciężarem…
– Będzie
dobrze, Ginny. Damy sobie radę.
Hermiona nie
wierzy w swoje słowa…
***
6 kwietnia 1999
To już trzeci dzień… Naprawdę czujemy się
tutaj jak w więzieniu, nie możemy wyjść, panikujemy… Profesor Slughorn na
bieżąco stara się przychodzić i informować nas o wszystkim, a jednak to nie
wystarcza. Udało nam się wydobyć od niego informacje o tym, że Blaise jest w
szpitalu. Jego obrażenia są niezwykle poważne. Podczas gdy on walczy o życie,
my siedzimy tutaj zamknięci niczym szczury.
Pansy ciągle płacze, bo Roger został
zraniony w czasie bitwy w zamku Rosierów. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie… Pansy
może stracić dwie najważniejsze osoby…
Nie mogę znieść tego, że Hermiona nic nam
nie powiedziała, że zataiła przed nami prawdę, że nie poinformowała nas o
stanie Blaise’a…
Wszystko w co wierzyłem nagle zaczyna jawić
się dla mnie kłamstwem…
Draco
***
Szóstego
kwietnia następuje przełom. Kilka godzin po tym, jak Draco skończył pisać w
swoim dzienniku otwierają się drzwi, a przez nie wchodzą aurorzy. Kilku
mężczyzn ogłasza, że z polecenia Ministra wszyscy Ślizgoni zostaną przesłuchani
w sprawie ostatnich ataków śmierciożerców.
– Draco Malfoy
proszony jest jako pierwszy…
Pansy ściska
dłoń przyjaciela, w geście dodającym otuchy. W jej oczach Draco dostrzega łzy;
znów to Ślizgoni zostaną obarczeni odpowiedzialnością za całe zło świata…
– Tam na pewno
będzie Hermiona, ona nam pomoże – mówi cicho Teodor, a Draco bardzo chce w to
wierzyć…
Gdy wychodzi z
Pokoju Wspólnego odczuwa ulgę. Faktycznie, parę metrów dalej stoi Hermiona, ma
na sobie zwiewny, koralowy sweter, a włosy związała w kucyka. Draco zauważa na
jej obojczyku bandaż i czuje jak buzuje w nim wściekłość. Szybkim krokiem do
niej dopada;
– Co ci się
stało?
Hermiona
uśmiecha się do niego lekko i kręci głową.
– Po prostu
walczyłam… – Draco dostrzega smutek w jej oczach. – Ja go zaprowadzę, Lucas –
mówi do jednego z aurorów i razem ruszają w kierunku Wielkiej Sali.
Draco zauważa,
że auror bez słowa pozwolił Hermionie go eskortować. Dziewczyna musiała jeszcze
mocniej zasłużyć na szacunek ze strony pracowników Biura Aurorów. Nigdy nie
wątpił w jej umiejętności, teraz zaczął odczuwać jeszcze większą dumę. Kiedyś
się z tego naśmiewał, ale teraz, gdy wszystko się zmieniło, jest wdzięczny
Merlinowi za to, że Hermiona jest po jego stronie, że stoi u jego boku.
– Zostaniesz
przesłuchany. To tylko rutynowa kontrolna, na którą się nie zgodziłam, ale
Kingsley nie chciał tego słuchać… – Wzdycha lekko Hermiona. – Później odbędzie
się obiad i wszystko wróci do normy… Pojutrze znów zaczynają się zajęcia, a
jeszcze dziś będzie wam wolno wychodzić z Pokoju Wspólnego…
Draco łapie
Hermionę za rękę i zatrzymują się. Od Wielkiej Sali dzieli ich teraz zaledwie
parę schodków, ale Draco chce te ostatnie minuty spędzić z nią sam na sam. Nie
wie, kiedy znów będzie miał do tego okazję.
– Dlaczego mi
nie powiedziałaś? – szepcze, a w jego oczach lśni ból. – Dlaczego to zataiłaś?
Przygotowalibyśmy się…
Hermiona kręci
głową.
– Nie mogłam,
złożyłam przysięgę… Było podejrzenie, że…
Draco
momentalnie się odsuwa. Już rozumie, dlaczego Hermiona milczała, po co to całe
przesłuchanie… I choć wie, że Hermiona nie złożyła przysięgi dobrowolnie to
czuje, że zawiódł się na niej po raz kolejny…
–
Podejrzewałaś, że znów z nimi współpracuje? – pyta głucho, a Hermiona wciąga
głośno powietrze.
– Draco,
musiałam złożyć przysięgę…
– Podejrzewałaś
coś takiego? Miałaś przez chwilę wątpliwość? Odpowiedz!
Hermiona
zakrywa na chwilę twarz dłońmi. Nie płacze, bo łzy nie są w stanie popłynąć po
jej policzkach, chyba już po prostu wyczerpała cały ich zapas… Bierze głęboki
oddech i spogląda na Draco. Jest cały i zdrowy, a jednak w jego oczach widać
wielką wściekłość i rozgoryczenie. Zawiódł się na niej, Hermiona tak cholernie
żałuje, że mogła choć przez chwilę pomyśleć, że Draco się od niej odwróci.
– Widziałam
cię, gdy witałeś się z Madelaine Rookwod, mówiłeś takim głosem, jakbyś cieszył
się ze spotkania po latach…
Draco kręci
głową i odwraca się bez słowa.
– Draco, ale
ja potem zrozumiałam, że ty naprawdę walczysz z nami… – Hermiona chce go złapać za ramię, ale ten
się jej wyrywa. Z bólem szepcze do niego: – Draco, przepraszam…
– Daj spokój,
Granger…. Przecież jestem tylko śmierciożercą, nic dziwnego, że zwątpiłaś…
Draco rusza w
kierunku Wielkiej Sali z sercem na dłoni. Najchętniej poszedłby gdzieś, gdzie
mógłby bez cienia wstydu krzyczeć, wrzeszczeć, szlochać i skomleć… Liczył, że
Hermiona zaprzeczy, tymczasem ona… Ona po prostu wyparła z pamięci wszystko, co
razem przeszli, ich pocałunek, rozmowy, dotyk… Zapomniała o tym i uwierzyła, że
znów mógł dołączyć do śmierciożerców…
Zaciska mocno
dłonie, dużo czasu minie nim w końcu się z tym pogodzi.
Wielka Sala
wygląda inaczej, znów zamieniła się w główną bazę Zakonu Feniksa. Draco sądził,
że będzie odpowiadać przed całym Zakonem, tymczasem w pomieszczeniu przy jednym
ze stolików siedzą Minister Magii, profesor Slughorn, dyrektorka i zastępca
szefa Biura Aurorów. Draco zastanawia się, gdzie jest Robards.
– Robards
odszedł z pracy… Dziś rano wysłał rezygnację do Kingsleya. Chyba zrozumiał, że
jego decyzje były tragiczne i nie może poradzić sobie z wyrzutami sumienia…
Draco spogląda
na nią kątem oka.
– Zginęło
wielu aurorów i cywilów… Również wielu członków Zakonu, w tym syn Robardsa z
żoną…
Draco kiwa
głową. Wciąż nie zapytał o Blaise’a i Rogera, ale czeka na odpowiedni moment.
Wie, że gdyby działo się coś złego, Hermiona od razu by go poinformowała.
Nie wie
jednak, że i pod tym względem zawiedzie się na Hermionie…
– Panie Malfoy
– mówi McGonagall. – Proszę usiąść.
Draco zajmuje
miejsce naprzeciwko czwórki starszych czarodziejów. Ku jego zaskoczeniu,
Hermiona siada obok niego.
– Będziesz
moim adwokatem – szepcze Draco, w jego głosie wyczuwalna jest irytacja.
– Nie, będę
twoim wsparciem – odpowiada jak gdyby nigdy nic Hermiona.
Profesor
Slughorn wyciąga z kieszeni szaty fiolkę, błyszczący płyn nie ma żadnego koloru
i Draco rozumie, co to oznacza. Spogląda na eliksir prawdy ze smutkiem, czuje
jakby już teraz był winny. Mimo to odbiera flakonik od nauczyciela i na raz
wypija wszystko. Po jego ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, eliksir zaczyna działać.
– Jak się
nazywasz? – pada pierwsze pytanie, a Draco ma ochotę zaśmiać się drwiąco,
zamiast tego jednak udziela wyczerpującej odpowiedzi.
– Nazywam się
Malfoy Draco, moimi rodzicami są Narcyza Malfoy, z domu Black i Lucjusz Malfoy…
Jestem ostatnim dziedzicem rodu Malfoyów i Blacków.
Wszyscy kiwają
głowami, a Draco czuje, że zdał pierwszy test. Kolejne pytania nie będą już tak
przyjemne…
Hermiona
przygląda się z bólem serca temu, co dzieje się obok niej. Zadawane pytania są
trudne i rozdrapują stare rany… Czy to prawda, że miałeś zabić dyrektora Albusa
Dumbledore’a? Czy to prawda, że odpowiadasz za wpuszczenie do szkoły
śmierciożerców? I czy to prawda, że porzuciłeś śmierciożerstwo?
Hermiona
zagryza wargi, słysząc to ostatnie pytanie… Z bijącym sercem czeka na odpowiedź
chłopaka.
– Nigdy nie
chciałem być śmierciożercą. Zostałem nim, bo mi kazano, bo grożono mojej
rodzinie i przyjaciołom. Wykonywałem powierzone mi zadanie, bo obiecałem swemu
ojcu, że uratuję jego, matkę i dziedzictwo Malfoyów. Nie kontaktowałem się ze
śmierciożercami od czasu Bitwy o Hogwart, wtedy zerwałem z nimi wszystkie
więzy.
– Czy
wiedziałeś o zaginionych dzieciach śmierciożerców?
– Wiedziałem i
znałem ich. Z kilkorgiem przez długi czas się przyjaźniłem, ale zerwałem z nimi
wszelkie kontakty na kilka miesięcy przed Bitwą o Hogwart. A potem słuch o nich
zaginął. Nie wiedziałem, że zaczęli systematycznie przybywać do Anglii i łączyć
siły z innymi, by dokonać zemsty.
– Dlaczego nie
wspomniałeś o nich na przesłuchaniu po Bitwie o Hogwart?
– Nie wiedziałem,
że są oni istotni, większość z nim nawet nie znała swych prawdziwych rodziców,
miała tylko nazwisko rodowe… Kształcili się w Durmstrangu, nic ich nie łączyło
z bitwami czy całą wojną w Brytanii. Nie sądziłem, że okażą się tak istotną
bronią…
Tym wyznaniem
Draco właśnie siebie pogrążył. Hermiona zaciska dłonie, bo wie, że jeśli
Kingsley się uprze, będzie mógł postawić Draco przed sądem za nieumyślne
zatajenie informacji, które doprowadziły do kolejnej wojny czarodziejów.
Hermiona słyszy jak jej serce szybko bije, Draco właśnie odwraca głowę w jej
kierunku… Dotarło do niego, że znalazł się w naprawdę złej pozycji…
– Co robiłeś
trzeciego kwietnia w Hogsmeade?
– Byłem z
przyjaciółmi, spacerowaliśmy po wiosce, odwiedziliśmy Trzy Miotły, cukiernię, a
także kupiliśmy nowe pióra i pergaminy. Potem siedzieliśmy na murku pod
drzewami. Po moją przyjaciółkę przyszedł chłopak, a mój przyjaciel odszedł do
innych znajomych.
– I zostałeś
sam? – dopytuje auror. Szuka sposobu na udowodnienie, że to właśnie Malfoy
odpowiada za to, że śmierciożercy tak niepostrzeżenie przedarli się do wioski.
Nienawidzi całego rodu Malfoyów i jest w stanie zrobić wszystko, byle skazać
Draco.
– Nie. Byłem z
Hermioną Granger.
Auror
momentalnie się prostuje, a jego spojrzenie przeszywa Hermionę na wskroś. Nie
takiej odpowiedzi spodziewał się mężczyzna.
– I co
robiliście?
Draco bez
chwili wahania odpowiada:
– Siedzieliśmy
i rozmawialiśmy. Hermiona i ja jesteśmy sobie bliscy, więc dla nas była to
zupełnie normalna sytuacja. Mówiliśmy o tym, że przejmujemy się ostatnimi
wydarzeniami, starałem się jakoś pocieszyć Hermionę, by wyglądała na bardzo
zaniepokojoną i zasmuconą. Rozstaliśmy się dopiero, gdy śmierciożercy
zaatakowali wioskę. Hermiona jest świetną czarownicą, więc pobiegła od razu ratować
mieszkańców Hogsmeade, chciałem ruszyć za nią, ale wtedy drogę zagrodziła mi
Madelaine Rookwod, z którą zacząłem walczyć. Zginąłbym, gdyby nie wsparcie
dwójki moich przyjaciół: Dafne Greengrass i Terence’a Higginsa.
Auror kiwa
głową, a głos zabiera Minister Magii:
– Dziękujemy,
to wszystko…. Hermiono, ty zaczekaj chwilę.
Draco na
drżących nogach wychodzi z Wielkiej Sali i siada bez sił na schodach
prowadzących do lochów. Nie czekają na niego żadni aurorzy, więc to pewnie
obowiązek Hermiony doprowadzić go do Pokoju Wspólnego. Bierze raz za razem
głębokie wdechy. Czuje, jakby się dusił, to przesłuchanie pozbawiło go reszty
sił.
– Będzie
dobrze, Draco…
Niespodziewanie
Hermiona siada obok niego. Nawet nie usłyszał, kiedy wyszła z Wielkiej Sali i
podeszła do niego.
– Wypij, to
antidotum na Veritaserum – mówi cicho i podsuwa mu pod nos flakonik z
eliksirem.
Bez
zastanowienia wypija wszystko za jednym razem i od razu czuje się lepiej. Ta
niedobrowolna chwila szczerości pozbawiła go sił, wyssała z niego wręcz całą
energię.
– Będę miał
proces? – pyta Draco. – Czy skarzą mnie za to, że nie powiedziałem wtedy o
młodych śmierciożercach?
Hermiona kręci
głową.
– Ministerstwo
z chęcią by to zrobiło, żeby zatuszować fakt, że sami zapomnieli o młodym
Jugsonie, Victorii Rosier i innych. Ale ani ja, ani dyrektor McGongall, ani
profesor Slughorn nie pozwolimy na to… Na poprzednim przesłuchaniu, zaraz po
wojnie, też byłeś pod wpływem eliksiru prawdy, a skoro nie zapytali cię o
dzieci śmierciożerców, nie jesteś niczemu winien.
Draco przymyka
oczy. Chciałby teraz po prostu położyć głowę na kolanach Hermiony i usnąć.
Chciałby czuć jej ciepło i widzieć jej oczy zaraz po przebudzeniu. Jednak zaraz
potem karci się za to, bo pamięta o tym, że Hermiona w niego nie wierzyła… Że
Hermiona zataiła przed nim wiele faktów i że nie zaufała mu dostatecznie…
Wstaje i rusza
w kierunku lochów. Hermiona dogania go szybko i łapie za rękę, zatrzymując.
Odzywa się zbolałym głosem:
– Draco…
Musisz coś wiedzieć… Roger… On nie żyje…
Draco blednie.
Roger Davis nie żyje…
– Nie mogę
powiedzieć tego sama Pansy, bo muszę zająć się innymi osobami, które należy
przesłuchać… Roger zginął w Mungu od ran zadanych mu przez Rudolfa Lestrange’a…
Draco kiwa
głową i ledwie stoi na nogach. Opiera się o ścianę, bo widzi, że Hermiona
zbiera się w sobie, by powiedzieć mu o czymś jeszcze.
– Wiesz, że Blaise
został ranny… Obrażenia były tak poważne, że… Że…
Łzy napływają
do oczu Hermiony, ale przełyka je wraz całą goryczą, która wypełnia jej gardło.
Widząc złamanego Draco nie umie przekazać mu prawdy… Kręci głową, to takie
trudne.
– Mów,
Granger, mów, co z Blaise’em…
Palce Draco
wrzynają się w skórę Hermiony, a ona trzęście się cała. Tak trudno jest
powiedzieć to jedno zdanie:
– Uzdrowiciele
nie dają Blaise’owi szans… On umiera, Draco, i nic nie można na to poradzić…
***
Gdy siódmego
kwietnia wybija dziewiętnasta Hermiona wraz z dyrektor McGonagall przenosi się
do Ministerstwa… Czeka je ciężki wieczór… Za niecałe półgodziny ma rozpocząć
się przesłuchanie Rudolfa Lestrange’a…
Hermiona drży
na całym ciele. To, co może wydarzyć się tego wieczoru to dla niej zbyt wiele.
Jest przerażona i załamana. Jej życie wróciło już do normalności, a teraz znów wojna
przejęła nad nim kontrolę.
Wciąż ma przed
oczami otępiały wyraz twarzy Harry’ego, chłopak na razie pogrążony jest w
głębokim śnie, ale gdy tylko uzdrowicielom uda się oczyścić jego organizm z
toksycznego eliksiru, którym go podtruwano, od razu zaczną go wybudzać.
Sytuacja Rona jest prostsza, on działał jedynie pod wpływem Imperiusa… Z bólem
serca patrzyła dzisiejszego ranka na jego senną twarz. Wyglądał jak jej kochany
Ron, tak niewinny i spokojny, znów wyglądał jak chłopak, którego kochała..
Hermiona
popłakała się, siedząc przy jego łóżku, z dłonią zaciśniętą na jego dłoni. To
był jej Ron, chłopak, za którego była gotowa skoczyć w ogień… A jednak było w
nim coś, co ją od niego odpychało… Wiele czasu minęło, od kiedy byli sobie
bliscy. Ron zapewne będzie pamiętać ich wspólne chwile tak jakby miały miejsce
wczoraj, ale dla Hermiony upłynął niemalże rok… Pokochała ponownie, może nawet
mocniej niż wcześniej…
Nie wie tylko
czy uda jej się odsunąć od Rona, czy będzie w stanie go zranić.
– Pamiętaj,
Hermiono, jesteś tutaj tylko obserwatorem – odzywa się dyrektorka. – Nie wolno
ci przerywać ani zadawać pytań. Jeśli poczujesz, że ci słabo, wyjdź od razu.
– Proszę się
nie martwić, pani McGonagall, ja muszę tu być – stwierdza spokojnie Hermiona. –
To mój obowiązek, dla Harry’ego, Rona i wszystkich innych…
Dla Draco, Pansy, Teodora i Blaise’a również…
Dla Luny, Ginny, Neville’a i Deana…
Sala rozpraw
Wizengamotu wygląda tak jak Hermiona zapamiętała. Jest tu przeraźliwie zimno, a
gdy uniesie się głowie można dostrzec sunących nad barierą dementorów… Hermiona
w myślach przypomina sobie dokładnie swoje najszczęśliwsze wspomnienie i
powtarza kilkakrotnie formułkę zaklęcia Patronusa. Od razu czuje się lepiej.
Hermiona siada
blisko państwa Weasley, którzy również są obecni na sali, zaś dyrektor
McGonagall zajmuje miejsce w ławie sędziowskiej. Ona i jeszcze czterdziestu dziewięciu
innych sędziów będą orzekać w sprawie Rudolfa Lestrange’a.
– Jak się
czuje, Ginny? – pyta cicho Hermiona.
Pani Weasley
pochmurnieje, a głos zabiera Artur. Jest wyraźnie zmęczony, ale mimo to siedzi
prosto i słucha uważnie tego, co dzieje się w pomieszczeniu.
– Nie odzywa
się ani słowem… Nie chce jeść ani pić. Nie dziwię się jej; zabiła człowieka…
Nieważne, że Rosierówna była śmiericożerczynią, to jednak wciąż była żywa
istota…
Hermiona kiwa
głową. Ginny tuż po bitwie w zamku przeniosła się do Nory, do rodziny, nie
mogła sama wytrzymać w szkole, choć Hermiona bardzo prosiła ją o rozmowę..
Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że rodzice lepiej wesprą Ginny w tej trudnej
sprawie, dlatego nie naciskała na to, by przyjaciółka została w Hogwarcie.
Rozbrzmiewa
gong, a wszyscy podnoszą się z miejsc. Do sali wchodzi ubrany jak pozostali
sędziowie Minister Magii. Jego wiśniowa szata powiewa, gdy siada na krześle na
podeście. Daje znak ręką, a wówczas inni sędziowie i obserwatorzy obecni na
rozprawie również mogą usiąść.
– Wprowadźcie
więźnia – odzywa się Kingsley, a jego głos donośnie rozbrzmiewa w sali.
Czterech
aurorów wprowadza Rudolfa i umieszcza go na krześle w zaczarowanej klatce.
Hermiona z sykiem odwraca głowę, widząc jak wygląda czarodziej… Zaledwie dwa
dni temu był dumnie wyglądającym mężczyzną, o gęstej, równo przystrzyżonej
brodzie i kruczych włosach, teraz zaś wygląda jak jedno wielkie nieszczęście.
Jego twarz jest brudna, ubrania poplamione krwią i ziemią, a włosy poskręcane.
Cokolwiek przeszedł przez te kilka dni, musiało to być torturą…
Hermiona
zagryza wargi… Rudolf jest śmierciożercą, ale jest też człowiekiem, a nie można
w taki sposób traktować ludzi!
– Nazywasz się
Rudolf Lestrange. Twoją matką była Eglantina Lestrange, z domu Rosier, a ojcem Corvus
Lestrange. Różdżka dwanaście i pół cala. Średnio giętka, włókno ze smoczego
serca i czerwonego dębu… – kolejno wymienia Kingsley, a Hermiona uważnie się mu
przysłuchuje. Nie jest zaskoczona składem różdżki Rudolfa. Włókno ze smoczego
serca jest najodpowiedniejszym rdzeniem dla czarodziejów, którzy będą korzystać
z czarnej magii. A czerwony dąb słynie z tego, że charakteryzuje różdżki
idealne do pojedynków.
Rudolf unosi
głowę i spogląda wprost w oczy Shacklebolta, Hermiona dostrzega, że lśni w nich
determinacja, a jednocześnie dziwny smutek.
– Ja i tak
wygrałem – mówi Rudolf ochrypłym głosem.
– Podajcie mu
eliksir prawdy, antidotum już wywietrzało z jego organizmu.
Rudolf miota
się i rzuca, a jednak aurorom udaje się wlać do jego gardła cały flakonik
eliksiru. Mężczyzna krztusi się, lecz połyka cały wywar. Kingsley i sędziowie
odczekują parę minut, a następnie rozpoczyna się przesłuchanie.
– Cały skład
sędziowski wraz z Naczelnym Magiem Wizengamotu oskarża Rudolfa Lestrange’a,
urodzonego w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym o śmierciożerstwo,
umyślne spowodowanie śmierci kilkudziesięciu czarodziejów i masowe zbrodnie
dokonane na mugolach. Czy oskarżony zaprzecza jakoby nie popełnił postawionych
mu zarzutów?
Rudolf nie
zaprzecza. Hermiona zaś przygląda się wszystkiemu z irytacją. Doskonale wie,
jak powinna wyglądać rozprawa. Najpierw powinno odbyć się przesłuchanie, na
którym postawione zostaną zarzuty, oskarżony będzie mógł się bronić, nieużyty
zostaje eliksir prawdy, dopiero gdy dowody wciąż wskazują na to, że czyny
popełnił oskarżony dochodzi do przesłuchania z użyciem Veritaserum… Na dobrą
sprawę teraz zrezygnowano z większości kroków prawnych, które powinny zostać
zachowane. Hermiona jest wściekła, bo proces powinien zostać przeprowadzony
uczciwie i w sposób zgodny z prawem.
– Ludzie chcą
krwi, Hermiono – szepcze jej do ucha Artur. Zapewne zauważył wyraz jej twarzy.
– Gdyby proces przebiegał w pełni zgodnie z prawem, ciągnąłby się przez kolejne
miesiące, a wtedy Rudolf mógłby usprawiedliwiać swoje zachowanie
niepoczytalnością, zdążyłby przekupić odpowiednich sędziów i może nawet zamiast
dożywocia skazano by go na kilka, kilkanaście lat…
– Wiem – mówi
z bólem Hermiona. – Ja to wszystko wiem, ale… Sprawiedliwość powinna zostać
zachowana nawet wobec najgorszych czarowników…
Molly podnosi
na Hermionę swoje zaczerwienione oczy. Patrzy na nią z miłością, ale i żalem
odbijającym się na jej zasmuconej twarzy.
– Nie ma
sprawiedliwości, Hermionko. Ludzie rodzą się, umierają, matki tracą dzieci,
dzieci tracą rodziców… Kochankowie tracą swoje wielkie miłości… Nie ma
sprawiedliwości na tym świecie…
Hermiona ma
ochotę zapłakać nad utraconymi marzeniami o sprawiedliwym świecie… Zawsze
widziała, że to utopijna wizja, a jednak brnęła w to wyobrażenie… Teraz jednak
spada na ziemię, a lądowanie wcale nie jest miękkie i usłane kwiatami… Jest
ostre, bolesne.
– Powiedz nam,
Rudolfie, jaki był twój plan? – pyta Kingsley, a mężczyzna zaczyna mówić.
Wszystko
zaczęło się jeszcze za jego młodzieńczych lat. Był oczarowany Tomem Riddle’em,
zwanym Lordem Voldemortem. Wierzył, że dzięki temu czarodziejowi uda mu się
osiągnąć chwałę i biegłość w czarnej magii. Jego największym marzeniem było
zostanie potężnym czarnoksiężnikiem; takim, jakim był ongiś Gellert Grindelwald,
a nawet Salazar Slytherin. Szybko jednak porzucił te pragnienia i oddał się na
służbę Czarnemu Panu. Wierzył, że Voldemort zwycięży. Wraz ze swoją ukochaną
narzeczoną, a potem żoną, Bellą Black całkowicie podporządkował swe życie
Lordowi. To, z jaką pasją przemawiał do nich Czarny Pan, sprawiało, że bez
reszty się mu oddawał. Jego plany były wielkie, czyste rody zyskałyby wielką
potęgę, jeszcze większą niż mają teraz. Porzucił plany o zostaniu
czarnoksiężnikiem po to, by poświęcić swe życie Lordowi.
A potem
nadeszła pierwsza wojna czarodziejów. Wielu przyjaciół Rudolfa, między innymi
Rosierowie czy Yaxleyowie, zostało zmuszonych do drastycznego kroku. Musieli
odesłać swe niekiedy dopiero co narodzone dzieci do rodzin poza Wielką
Brytanią. Obawiali się, że Zakon Feniksa będzie chciał ukarać ich poprzez
zamordowanie ich pociech… Niektórzy już nigdy nie zobaczyli swych dzieci, bo
Lord Voldemort został pokonany… Dokonał tego roczny bękart i jego szlamowata
matka! Nikt nie umiał sobie z tym poradzić, stracili wiarę we wszystko…
Marzenia zostały zrujnowane… Rudolf został skazany na Azkaban wraz z innymi
swymi przyjaciółmi, jednak nie ze wszystkimi… Malfoyowie, Parkinsonowie czy
Greengrassowie, te najpotężniejsze rodziny z łatwością wydostały się z tarapatów.
Rudof, Bella czy Rebastian, brat Rudolfa, zostali zamknięci. Podczas gdy ci, na
których spoczywała również wielka odpowiedzialność, pozostali wolni. Wyparli
się swego mistrza, wymyślili bajeczkę o tym jakoby byli pod wpływem Imperiusa i
żyli spokojnie przez lata! Rudolf nigdy nie zapomniał o tych zdrajcach… Zawsze
w sercu miał ich twarze, w pamięci wyryte nazwiska… Każde, nawet
najdrobniejsze.
A potem Czarny
Pan się odrodził. I zamiast ukarać tych, którzy go porzucili, nagrodził ich
największymi zaszczytami. Rudolf nie mógł tego znieść… Jednak cierpliwie czekał
na moment, w którym będzie mógł pomścić poprzednie lata… W końcu on nadszedł…
Rudolf nie
sądził, że Harry Potter znów pokona Lorda, a jednak tak się stało… Stał tam do
końca, do ostatniego upadku Czarnego Pana. Uważnie rozglądał się, kto walczy
zaciekle do końca, a kto ucieka… Uciekli ci sami, co za pierwszym razem.
Dlatego Rudolf
postanowił się zemścić. Zaczął zbierać siły; najpierw odnalazł wszystkich tych,
którzy kryli się przed aurorami. Zebrał ich i złożył z nich potężny oddział. I
wówczas zaczął eliminować tych najniżej położonych w hierarchii zdrajców.
Morderstwa pozorował na zwykłe wypadki, ten czarodziej spadł z miotły i skręcił
kark, ta czarownica w czasie treningu pocięła się zaklęciem, które odbiło się od
lustra, ten czarodziej pomylił składniki eliksirów i się otruł… Pod koniec maja
pozbył się niemal wszystkich.
Wtedy zaczął
działać na większą skalę.
Odnalazł
rozproszone po świecie dzieci Rosierów, Jugsonów i innych rodów… Obudził w nich
ducha walki, sprawił, że uwierzyli, że są potęgą i dzięki wspólnej walce
pomszczą swych rodziców i stworzą nowy świat.
Stało się to,
o czym Rudolf marzył. Został przywódcą, liderem, nadawał Czarny Znak, a siebie
mianował następcą Czarnego Pana. Nowym śmierciożercom przede wszystkim zależało
na zemście. Nie chodziło już o przejęcie kontroli, liczyła się zemsta… Chciano
zabić wszystkich zdrajców, ale i tych, którzy doprowadzili do śmierci Czarnego
Pana.
Celem stali
się Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger. Celem było skłócenie Pottera
i Weasleya z Granger. Wszyscy wiedzieli, że to ona była mózgiem Złotego Trio,
jeśli ona by przestała walczyć, z łatwością pokonaliby ową dwójkę mężczyzn.
Pottera i Weasleya przechwycono bez żadnego trudu. Stali się marionetkami w
rękach śmierciożerców, jednak Granger się im wymknęła. Zniknęła. Po prostu
zniknęła i nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. Zmieniono wówczas plan.
Potter i Weasley stali się wtykami w Ministerstwie. Śmierciożercy chcieli
podburzać instytucję od wewnątrz, a dwaj bohaterowie byli doskonałym narzędziem
w ich rękach.
A potem
niespodziewanie wróciła Granger… Nie chciano po raz kolejny zmieniać planu,
dlatego trzeba było odsunąć dziewczynę od Pottera i Weasleya. Wymyślono związek
chłopaka z Victorią Rosier, która pijała eliksir wielosokowy i stawała się
niejaką Aurorą. Korespondentką Quidditcha w Proroku Codziennym… Prawdziwą Aurorę śmierciożercy
przetrzymywali, a zabili ją kilka dni temu…
Chciano
zemścić się na bohaterach. Potter zabił Czarnego Pana, miał za to zapłacić.
Wykorzystywali jego ręce do mordowania zdrajców, dzieci, mugoli… A potem
wykorzystano jego dłonie do wyciągnięcia więźniów z Azkabanu… Po wszystkim
śmierciożercy chcieli podrzucić gdzieś jego ciało, wolne już od Imperiusa i
eliksirów, by ten uświadomił sobie ilu morderstw dokonał, i by zwariował z tej
świadomości.
Rudolfowi
udało się już wykończyć niemal wszystkich. Nie sądził tylko, że Narcyza Malfoy
odzyskała siły… Nie przypuszczał, że szlamowata przyjaciółka Pottera będzie na
tyle sprytna by ją uzdrowić… Kobieta uciekła, a tym samym zdradziła plany
śmierciożerców… Teraz trzeba było działać szybko…
Ostatnimi
miejscami na liście Rudolfa były Hogwart i Ministerstwo Magii. W zamku
znajdowały się dzieci zdrajców, a w Ministerstwie owi zdrajcy pracowali …
Wszystko poszłoby zgodnie z planem, w razie gdyby ktokolwiek został pojmany,
nie wydałby planu, bo podano wszystkim antidotum na eliksir prawdy… A Rudolf
nie sądził, by komukolwiek udało się przebić przez bariery w umysłach jego
współpracowników…
Niestety,
aurorom udało się odkryć położenie głównej siedziby śmierciożerców… I mimo że
plan nie został do końca zrealizowany to Rudolf cieszy się, że udało mu się
wypełnić, choć jego część.
– I choć
pewnie zginę, cieszę się, bo wy już nigdy nie pozbieracie się po tej wojnie…
Potter oszaleje, Weasley oszaleje, Granger oszaleje… Wszyscy oszalejecie, a ja będzie
cieszyć się z tego, że dokonałem zemsty…!
Rudolf zaczyna
śmiać się głośno, szaleńczo. Po policzkach Hermiony płyną łzy, ale siedzi w miejscu
z dumnie uniesioną głową. Nie oszaleją: ani ona, ani jej przyjaciele. Choćby
miała całe życie poświęcić na to, by ich doprowadzić do porządku, by oczyścić
ich umysły… To zrobi to… Chociażby dlatego, by udowodnić Lestrange’owi, że ten
się myli.
– Kto uznaje
Rudolfa Lestrange’a winnym postawionym zarzutom?
Pięćdziesiąt
rąk unosi się w górę. Rudolf wykrzywia usta w złośliwym uśmieszku…
– Zawsze
znajdzie się ktoś, kto wyciągnie mnie z Azkabanu… Uciekłem z niego już tyle
razy… – Rudolf zanosi się śmiechem, lecz wtedy Kingsley uderza młoteczkiem o
blat, a następnie wypuszcza z różdżki kilka iskier.
– Rudolfie
Lestrange zostajesz uznany winnym popełnionym czynom i skazany na pocałunek Dementora.
Uśmiech znika
z twarzy śmierciożercy.
***
W
pomieszczeniu nie ma nikogo. Blaise otoczony jest jedynie przez cienie
zmarłych, ciągnące go w swoją stronę. Ciemność nie chce wypuścić go ze swoich
rąk.
Z żalem patrzę
na jego ciemne wilgotne od potu kosmyki… Blaise nigdy ich już nie przeczesze
tymi swoimi długimi palcami… Nigdy już nikt ich nie dotknie, ah smutno nawet o
tym myśleć…
Blaise Zabini,
tak młody – zbyt młody – a jednak…
Jego duch się złamał.
Nie chce się obudzić. Śmierć odbiera mu młodość…
Oddech
grzęźnie Blaise’owi w gardle.
Chłopak
odchodzi na zawsze.
Świetny rozdział, zresztą jak zwykle :) Przygnębiająca jest trochę sytuacja między Hermioną a Draco. Zaskoczyło mnie jej zachowanie, jak mogła zwątpić w Malfoya?! I jeszcze Ginny, jej przyjaciel leży w szpitalu a ona nawet na 5 minut tam nie poszła. Popieram postępowanie Luny w stosunku do niej. Mam tylko nadzieję że nie połączysz Hermiony i Rona bo tego bym nie przeżyła :/ czekam na kolejny rozdział :) ~ Rzenka
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci bardzo za komentarz! <3 Cieszę się, że rozdział się spodobał, ogólnie sprawy nieco się pokomplikowały, ale spokojnie... Kocham Dramione, nie mogłabym go odpuścić zanim jeszcze właściwie się rozkręciło! ;D
UsuńCóż, właśnie starałam się ukazać Ginny w nieco innym świetle. Zawsze wydawała mi się samolubną dziewczyną, szczerą, pełną współczucia, ale samolubną, dlatego też chciałam przedstawić ją w taki, a ni inny sposób!
Jeszcze raz dziękuję za miłe i szczerze słowa! :* Bardzo mi miło, że postanowiłaś skomentować, dziękuję <3!!!
Hejo hejooo 😀
OdpowiedzUsuńBoże jak strasznie, strasznie, strasznie mi głupio że nie komentowałam. I jeszcze bardziej jest mi głupio że wracam tutaj dopiero teraz, ty bardziej że akcja jak widzę już się zagęściła, a sam rozdział chyba jeszcze nigdy nie był tak długi. Wybacz mi zatem Moja Droga, bo biję się w piers i błagam o wybaczenie. Zniknęłam z blogosfery, ale nie z tego bloga, bo czytałam każdy rozdział, tyle że na szybcika i z językiem na brodzie, więc wybacz ze nie komentowałam. Obiecuje poprawę.
A co do samej notki, wyborna. Niestety miedzy naszymi gołąbkami nie dzieje sie tsk, jak powinno, ale mam nadzieje że to chwilowe problemy. Szkoda mi Blaise'a. Bardzo. Wszystko opisałaś w tsk piękny sposób, że łezka się w oku kreci.
Pozdrawiam, Iva Nerda
Nie przejmuj się, kochana, mi jest teraz głupio, że tyle czasu zwlekałam z odpowiedzią...
UsuńBardzo dziękuję Ci za przemiłe słowa, za wszystko, za to, że jesteś tutaj już tak długo.
Przyznam szczerze, że długo mnie tutaj nie było... Na tym blogu, na Twoim blogu i na wielu innych... Żałuję tego bardzo i muszę nadrobić jak najszybciej zaległości.
Dziękuję raz jeszcze i również pozdrawiam! <3
Hej, w sumie niedawno trafiłam na Twoje opowiadanie.. Jednak tak mnie wciągnęła, że 40 rozdziałów przeczytałam chyba w dwa dni, przez co zaniedbalam wszystko wokół. Cóż tu dużo mówić.. Jest genialne, niebanalne i chwytające za gardło. Wywołuje naprawdę dużo emocji. Jest bardzo dobrze napisane. Nie ukrywam, że Ginny wybitnie działa mi na nerwy.. Relacja Draco i Hermiony rozwija się naprawdę fajnie, bez pośpiechu i w sposób delikatny. Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej rozwinie, zwłaszcza po tym rozdziale. W ogóle jestem bardzo ciekawa co dalej, co z Harrym i Ronem.. I tak mi strasznie szkoda Blaise'a..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Dziękuję bardzo za miłe słowa, znaczą dla mnie wiele, zwłaszcza teraz, gdy w końcu wróciłam na bloggera.
UsuńBardzo cieszę się, że opowiadanie się podoba, mam nadzieje, że jeszcze tutaj zajrzysz, bo wkrótce to opowiadanie odżyje, dziś nastąpił już przełom.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*!
Wspaniały rozdział. Jak zwykle z resztą.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że podobnie jak Draco, trochę zawiodłam się na Hermionie. Nigdy, ale to nigdy nie powinna wątpić. Nie po tym wszystkim.
Tak strasznie było mi żal Ślizgonów zamkniętych w ich dormitorium... tak strasznie było mi żal Luny. Całkowicie rozumiałam jej złość w stosunku do Ginny... na niej rownież się zawiodłam... biedny Blaise. Jest mi tak okropnie przykro z jego powodu... chyba nie jestem w stanie dodać nic więcej. s.
Dziękuję bardzo za miłe słowa i twoje przemyślenia dotyczące rozdziału, wiele dla mnie znaczą <3
UsuńTo opowiadanie zdaje się być męczące i trudne, ale teraz w końcu będzie lepiej, najtrudniejsze chwile już minęły i w końcu nadejdzie wyczekiwany przez wszystkich wschód słońca.
Jeszcze raz dziękuję bardzo <3
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że przegapiłam publikację rozdziału. Bardzo za to przepraszam! Ostatnio mam taki nawał zajęć, że nie wyrabiam...
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że lubię takie długie rozdziały i mimo tego, co uważasz, wcale nie jest nudny. Wiele się w nim dzieje i wyjaśnia, a przede wszystkim mamy podgląd na sytuację z obu stron — Ślizgoni i reszta.
Bardzo współczuję Draco i nie dziwię się, że zawiódł się na Hermionie. Powinna w niego wierzyć, ufać mu... ale z drugiej strony wątpliwości to normalna sprawa. Ech, dlaczego między nimi nie może być tak fajnie i uroczo?
Zawsze wkręcam się w opisy bitew i wojen. Twoje są pełne dokładnych opisów przebiegu i emocji. Podobają mi się, naprawdę. Szkoda tylko, że dziewczyny musiały użyć tych dwóch okrutnych słów... Mam wielką nadzieję, że Ron i Harry wybaczą Hermionie. Oby tak było.
I na koniec Blaise. Ja rozumiem, że muszą być jakieś ofiary, ale... dlaczego on? Bardzo fajnie go wykreowałaś i teraz czuć taką pustkę... na dodatek Luna posprzeczała się z Ginny. Ech, nie na moje nerwy...
Oczywiście czekam na kolejny rozdział, życząc morza weny! Przy okazji zapraszam na Last Minute Love, gdzie jest trochę nowości do nadrobienia ;)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Dziękuję ci kochana za miłe słowa, każde sa teraz dla mnie na wagę słowa, bo ostatnimi czasy nie umiem i po prostu nie potrafię siąść do pisania. Mam wrażenie, że się wypaliłam i to jest najgorsze...
UsuńJednak postanowiłam, że zakończę tę historię, nim 2018 się skończy Wschód będzie ukończony i to moje postanowienie.
Cieszę się bardzo, e rozdział się podobał, że długość nie przeraziła i ze opisy bitwie też się podobały... Co do Blaise'a, planowałam wszystko od początku. Z chwilą, z którą zaczynałam wschód, wiedziałam, że to on przypłaci życiem w ostatecznej bitwie.
Dziękuję raz jeszcze i również pozdrawiam <3
Nie moę w to uwierzyć.
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie mogę.
Rety czy naprawdę to zrobiłaś?
Czemu ze wszystkich osób akurat Blaise? Jedna z moich ulubionych postaci.
Rety ja tak dawno nie czytałam tak cudownego rozdziału.
To wspaniałe ile emocji i wydarzęń się kryje za tym wszystkim.
Wciąż tylko nie rozumiem do końca Rona i Harry'ego i wielu innych sytuacji.
No i Hermiona... jak to wpłynie na uczucia jej i Draco.
Czuje że ta dwójka od początku ma u Ciebie pod górkę.
Aż drżę na samą myśl co z tego będzie dalej.
Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy w niepewności.
Jednej wielkiej niepewnoci!
Normalnie mam ochotę krzyczeć i już Ty wiesz dlaczego xp
pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną część :)
Cóż, kochana, od początki wiedziałam, że to własnie Blaise odejdzie... odda życie bardzo bohatersko... I tak się stało, uratował Astorię, lecz sam odniósł tak duże rany, że niestety, umarł.
UsuńCieszę się bardzo, że rozdział się podobał, tak miło mi czytać takie słowa, wiele dla mnie znaczą i wywołują uśmiech na mojej twarzy.
Dziękuję ci za czas poświęcony temu rozdziałowi i całemu opowiadaniu, naprawdę dziękuję <3!
No hej. Rozdział przeczytany, całość już przetrawiona i mogę stwierdzić, że o ile piszesz ciekawie i masz pomysł na fabułę, o tyle wykonanie wciąż pozostawia wiele do życzenia.
OdpowiedzUsuńPopracuj nad literówkami, zadbaj o dialogi, bo momentami bardzo trudno zorientować się, która kwestia do kogo należy (choćby rozmowa Draco i Teo), ogranicz pisanie wprost o uczuciach. Daj czytelnikowi do przeanalizowania jakiś opis zachowania, z którego będzie mógł wyciągnąć emocje bohatera, nie pisz wprost, że ta postać czuła w tej chwili to czy tamto. I skoro piszesz z jednej perspektywy, nie pisz o uczuciach innych postaci, jakby to była prawda objawiona i niepodważalna. Będąc takim Draco możesz się domyślać, co czuje Teo, Hermiona, Pansy, ktokolwiek, ale nie wiesz tego z całą pewnością.
Opowiadanie zaliczyłabym do tych dobrych, które wymagają nieco dobrej woli, pracy i uwagi. Trzymam więc kciuki, by i tego nie zabrakło w Twoim warsztacie. :)
Pozdrawiam serdecznie
Ayame
Katalogowo
Dziękuję bardzo za twój komentarz i drobne uwagi, na pewno postaram się do nich zastosować. Niestety, ciężko mi wyłapać wszelkie literówki, choć staram się jak mogę. Natomiast co do reszty, spróbuję jakoś wprowadzić w życie twoje rady. Jednocześnie bardzo za nie dziękuję.
UsuńRównież pozdrawiam :)
#MagiczneSmakołyki #Musy-Świstusy
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to opowiadanie już jakiś czas temu, wciągnęłam się, bardzo. Cały pomysł i rozbudowanie postaci jest naprawdę świetne. Urwałaś w bardzo dramatycznym momencie- czy Blaise naprawdę umarł?! Roger w gruncie rzeczy stał na drodze Pansy i Teodora, więc mogę się pogodzić, ale Blaise? :( Kłótnia między Ginny i Luną mnie martwi i fakt, że Ginny stała się egoistką jest straszny. Ale prawdopodobny. Jestem niezwykle ciekawa, jak potoczy się akcja po włączeniu Harry'ego i Rona. Przecież Harry robił tyle strasznych rzeczy, że może nigdy nie dojść do siebie. A Ron? Może nadal kochać Hermionę, która ma już przecież Draco. Martwię się też, jak dowodzenie przez Hermionę odsuwa ją od ślizgonów. Powinna im zaufać w tym trudnym czasie, a teraz może bezpowrotnie ich stracić, przede wszystkim jeśli Blaise umrze. Nawet nie dała im się pożegnać...
Jest we mnie dużo emocji związanych z tym opowiadaniem, bo naprawdę mi się spodobało, mimo chaotycznego prologu. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg, bo wykreowałaś tu bardzo interesujące universum. Wpisuję je także na swoją listę. Ha! Żeby nie było, że nie czytam dramione! Nie załamuj się brakiem weny, zamknij oczy i pomyśl o wydarzeniach, które chcesz, by tutaj zaistniały. Dopieszczaj każde słowo, ale w myślach. Rozkręcisz się tak, że będziesz musiała to zapisać. Nie wiem, czy podziała, ale to jedyna rada, którą mogę zaoferować. Rób, co robisz, bo to naprawdę dobre.
Pozdrawiam, BellatriX
PS I Astoria! Ich "prawie-związek" był tak uroczy, ale czuję, że jej zemsta będzie nie byle jaka. Tym bardziej, że wydarzenia w wiosce przekreśliły już jej więź z Draco.
PS2 I zakon! Szczerze... Chciałabym powiedzieć, że nie wierzę, żeby się tak zachowali. Ale niestety wierzę. Dziwię sie jedynie prof. McGonagall, bo Ministerstwo było wystarczająco skorumpowane. Zawiedli mnie troszkę, ale ponarzekam sobie na nich w następnym rozdziale c:
Na samym początku dziękuję ci bardzo za czas poświęcony opowiadaniu, a dalej dziękuję za przemiłe słowa. Cieszę się niesamowicie, że opowiadanie się spodobało, to dla mnie wiele znaczy zwłaszcza teraz, gdy jestem na etapie poszukiwania drogi powrotnej do pisania...
UsuńWkładałam wiele serca we wschód, ale mam wrażenie, że to wciąż zbyt mało, za szybko tracę chęci i motywację i to chyba najgorszej. Jednak postanowiłam, że skończę tę historię i zrobię to nie bacząc na inne rzeczy. Wschód w końcu zostanie zakończony.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko bardzo, bardzo mocno i również pozdrawiam! <3