Cześć, kochani ;)
Przepraszam za dzień zwłoki, ale w sobotę byłam na weselu, a wczoraj na poprawinach i nie miałam możliwości wrzucić rozdziału. Ale dziś już jestem ;) Rozdział 31 jest trochę inny niż wcześniejsze, zwłaszcza końcówka może Was mocno zaskoczyć i zadziwić, bo coś czuję, że takiego klimatu nie spodziewaliście się akurat w tym opowiadaniu. Ogólnie cały ten rozdział może naprawdę wprowadzić Was w spore zdziwienie :D!
Rozdział jeszcze niezbetowany, dopiero wysyłam go do Cassie, dlatego przepraszam za błędy ;)
A tak przy okazji, jak mijają Wam wakacje? Jakieś plany na ostatnie tygodnie?
Buziaki,
Charlotte
***
Mrok
Gdy wokół jest ciemno,
pozostaje tylko spokojne czekanie,
aż oczy przywykną do mroku.
~ Haruki Murakami
Piątek
zapowiada się zwyczajnie… Do czasu, gdy sowy przynoszą nowe wydanie Proroka
Codziennego.
Ginny, jak
gdyby nigdy nic, podbiera winogrono z talerza Hermiony. Przyjaciółka jest tak
zaczytana, że zdaje się tego nie zauważać, co tylko zachęca Ginny do tego, by
jeszcze raz wyciągnąć dłoń w kierunku talerzyka Hermiony. Zostaje jednak przez
nią uszczypnięta.
– Ał! – syczy
głośno. – To bolało!
– I miało!
Zjadłaś wszystko, co miałam na talerzu! – mówi głośno Hermiona, przyciąga tym
samym uwagę kilku osób, które wychylają się zza gazet i piorunują je wzrokiem.
– Co się
stało? Czemu panuje tu taka grobowa cisza? – zastanawia się głośno Ginny i bawi
ostatnim winogronem, które udało jej się zabrać z talerzyka przyjaciółki.
Hermiona kręci
głową.
– Nie masz
swojego egzemplarza Proroka?
– Zapomniałam
odnowić zamówienie.
– No to patrz…
Hermiona
rozkłada przez Ginny gazetę. Na pierwszej stronie widnieje wielki, napisany czarnymi
zamczystymi literami nagłówek: Departament
Tajemnic okradziony! Ginny szybko czyta cały artykuł i z każdym słowem
blednie coraz bardzie i bardziej. Jej odważne gryfońskie serce teraz wypełnia
strach. Pozwala sobie na to, bo wie, że na nic zdałaby się teraz jej odwaga.
Nigdy nie wygrałaby z taką potęgą.
Spogląda na
Hermionę jakby to, co przeczytała było tylko żartem i odzywa się drżącym
głosem.
– Skradziono
plany Azkabanu?
Gdy Hermiona kiwa
głową z powagą, jedyne co Ginny jest w stanie powiedzieć to przepełnione
rozpaczą pytanie:
– Merlinie, co
teraz będzie?
***
16 stycznia 1999
Od wczoraj wszyscy chodzą albo przybici,
albo przerażeni, a co poniektórzy rozdrażnieni. A wszystko za sprawą głośnego
artykułu w Proroku Codziennym. Mam przy sobie ten egzemplarz i jedyne co jestem
w stanie stwierdzić to to, że jeżeli Prorok chciał wywołać zbiorową panikę, to
mu się to całkowicie udało. Jeśli to, co piszą jest prawdą, to wszyscy
niezależnie od wieku, płci, krwi jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nie wiadomo, kto
ukradł dokumenty z Departamentu Tajemnic i czy naprawdę są to dane dotyczące
dokładnej lokalizacji Azkabanu, zabezpieczających go zaklęć, rozkładu
pomieszczeń, korytarzy i pułapek…
Na wolności jest wielu śmierciożerców,
którzy z przyjemnością wyciągnęliby z więzienia swoich przyjaciół. A później
razem podpalili świat…
Pytanie tylko czy Chłopiec, który przeżył
dałby radę ich powtrzymać? Potter wypełnił już swoje przeznaczenie: Zabił
Czarnego Pana… Więc kto stawi czoła pozbawionym dowódcy i kontroli śmierciożercom?
Jeśli udałoby im się odbić więźniów, staliby się niesamowicie silni i być może
niezwyciężeni. W czasie Drugiej Wojny Czarodziejów zginęła większość potężnych
i doświadczonych członków Zakonu Feniksa. Co stałoby się z nami teraz? Czy tak
ma to wyglądać?
Czy mrok nas pochłonie?
Draco
***
Wtorkowa
lekcja zaklęć niemiłosiernie dłuży się Pansy… A wszystko przez to, że
wczorajszej nocy Pansy cierpiała na bezsenność i postanowiła, że umili sobie
noc, czytając kolejny dział w podręczniku. Kto by pomyślał, że zafascynuje ją
to tak bardzo, że zamiast zanudzić się na śmierć, rozbudzi ją do tego stopnia,
że zacznie nawet zapamiętywać formułki zaklęć?
Teraz Pansy
pluje sobie w twarz, przeklinając tę ciekawość, która kazała jej do końca
przeczytać podręcznik. Mimo że siedziała do piątej rano, czuje się niezwykle
rozbudzona, a co najważniejsze, przepełniona wiedzą.
Gdy wskazówka
zegara ponownie mozolnie się przesuwa, Pansy z rozpaczą stwierdza, że jest
jedenasta pięćdziesiąt. Mija dopiero dziesiąta minuta jej lekcji!
– Nie
wytrzymam dłużej! – szepcze Pansy i kładzie głowę na ramieniu Teodora.
Chłopak zerka
na nią kątem oka, ale nie przestaje notować. On, w przeciwieństwie do
przyjaciółki, ma zamiar słuchać profesora.
– Przeczytałam
wczoraj w nocy ten dział, więc jak chcesz mogę ci go streścić… – szepcze mu do
ucha Pansy, łaskocze go w szyję swoimi włosami i Teodor z trudem opanowuje się
przed rzuceniem w Pansy jakimś zaklęciem. Nie chce wywoływać zamieszania,
dlatego jedynie potrząsa ramionami, chcąc odsunąć się od dziewczyny. Jej włosy
strasznie go irytują.
– Znam ten
dział na pamięć – warczy Teodor i jeszcze raz próbuje odsunąć od siebie
przyjaciółkę, ta jednak, chcąc mu zrobić na złość, opiera się bardziej na jego
ramieniu. Teodor w duchu dziękuje Marlinowi za to, że siedzą w jednej z
ostatnich ławek.
– I dopiero
teraz mi to mówisz? Teodorze Nott jesteś strasznym przyjacielem, gdybym
wiedziała, że już umiesz te tematy wyciągnęłabym cię na wagary!
– Pansy! –
rzuca ostrzegawczo Teodor. – Możesz się zamknąć?
Draco i Blaise
siedzący przed nimi odwracają się i zerkają na nich niepewnie. Pansy szczerzy
zęby w uśmiechu, a Teodor tylko kręci głową.
– Na kolejnej
lekcji ty się z nią męczysz, Draco!
Draco kręci
głową i szepcze coś do Blaise’a, obaj śmieją się cicho i żaden już nie odwraca
się w stronę stolika Teodora.
– Widzisz, Teo
– szczebiocze Pansy – jesteś skazany na mnie!
Przez kolejne
dziesięć minut buzia Pansy się nie zamyka. Dziewczyna cały czas coś mówi,
niekiedy zbyt głośno, przez co profesor Flitwick już dwukrotnie zwraca jej
uwagę. Mimo to Pansy zdaje się nie być nawet w minimalnym stopniu zawstydzona i
nie wykazuje żadnej skruchy. Teodor ma ochotę zepchnąć przyjaciółkę z krzesła,
a najlepiej to wyrzucić ją na korytarz i zapomnieć o jej istnieniu!
– Mówię ci,
Teo, moglibyśmy teraz siedzieć w Pokoju Wspólnym i spokojnie popijać gorącą
czekoladę!
– Pansy! –
warczy Teodor. – Bądź. Już. Cicho! –
cedzi te słowa, a najmocniej akcentuje ostatnie.
Pansy wzrusza
ramionami i opera dłonie na stoliku, a na nich opiera swoją brodę. Zdaje cię
być zamyślona, a Teodor wzdycha z ulgą. Niestety, za szybko odpuszcza, Pansy
już otwiera usta, w ostatniej chwili Teodor przyciska do nich swoją dłoń.
– Jeśli masz
już zamiar coś mówić, to może porozmawiamy o czymś istotnym, co? Temat lekcji,
albo skradzione z Departamentu Tajemnic akta?
Pansy kręci
głową, a Teodor z wahaniem odsuwa dłoń od jej twarzy.
– Na pewno nie
będziemy rozmawiać o aktach. Wszyscy już o tym mówią, nauczyciele, duchy… nawet
Dafne i Tracey. Merlinie, ostatnio nawet w liście do mnie Roger o tym
wspomniał… Swoją drogą, skorzystałam z twojej rady i przestałam wyrzucać listy
od niego, ba! nawet dwa razy już odpisałam… Wiesz, uznałam, że nie mogę
zachowywać się tak chamsko.
Teodor kładzie
głowę na ławce i delikatnie uderza czołem o blat.
– Piłaś
dzisiaj kawę, Pansy? – pyta mimowolnie.
Dziewczyna
kiwa ochoczo głową.
– Całą noc nie
spałam, bo tak mnie wciągnął podręcznik od zaklęć! Pozwolił mi chociaż na
chwilę zapomnieć o tym bałaganie w Ministerstwie… Ale rano byłam taka śpiąca… Kawa mi pomogła. Chociaż musiałam wypić aż
dwie filiżanki, żeby do końca się rozbudzić!
– Dwie
filiżanki?
Teodor
spogląda na nią z przerażeniem.
– Wypiłaś za
jednym razem dwie filiżanki kawy? Przecież ty nie wypijasz nawet jednej
dziennie? Och, Merlinie…
Pansy wzrusza
ramionami i szeroko się do niego uśmiecha. Trąca go łokciem i mruga do niego
dziarsko.
– Nie mówmy
teraz o mnie, Teo! Ani nie mówmy o aktach! Pomówmy o tobie! Zauważyłeś jak Susan
Bones na ciebie patrzy? Jak Merlina kocham, ona co chwilę na ciebie zerka.
Lubicie się, nie? Mogłoby wyjść z tego coś całkiem ciekawego, chociaż jesteś
Ślizgonem, a ona, pożal się Merlinie, Puchonką… Naprawdę, moim zdaniem oni są
przeraźliwie nudni, a dodatkowo nie ma nawet na kim oka zawiesić… Chociaż nie,
Ernie MacMillan i Zach Smith są całkiem nieźli, nie sądzisz? Ostatnio nawet
jakoś tak wyszło, że gadałam o nich z Astorią, obie mamy podobne zdanie, co do
nich…
Teodor nie
wytrzymuje dłużej.
– Pansy! Zamknij
się w końcu! – mówi, a właściwie wykrzykuje te słowa Teodor. Momentalnie w
klasie zaczyna panować cisza i trwa ona dopóki śmiechem nie wybuchają Blaise i
Draco. Profesor Flitwick nie skupia się jednak na nich, a na Teodorze i na
Pansy.
– Zwracałem
wam już uwagę kilkanaście razy! – unosi się profesor. – A wy mimo to nie
przestaliście przeszkadzać mi w lekcji! Skoro cały czas rozmawialiście, musicie
już wszystko umieć, a więc wasza obecność jest tutaj zbędna!
Teodor
blednie, a Blaise i Draco nieomal nie spadają z krzeseł tak przeraźliwie głośno
i mocno rechoczą.
– Ale, ale… –
Teodor jąka się. – Profesorze, ja bardzo proszę…
– Niech pan
się nie odzywa, panie Nott. Slytherin otrzymuje minus czterdzieści punktów, a
pana proszę o wyjście z klasy i zabranie panny Parkinson ze sobą!
Pansy, jak
gdyby nigdy nic, wrzuca wszystko do torby i niemal biegnie w stronę drzwi, z
trudem udaje jej się powstrzymać uśmiech cisnący się na usta. Teodor powolnie
zbiera książki i jeszcze powolniej kieruje się w stronę wyjścia.
– Panie
profesorze… – jeszcze raz zaczyna Teodor, ale Flitwick powstrzymuje go ruchem
dłoni.
– Po kolacji
proszę stawić się w moim gabinecie w celu odbycia szlabanu, a teraz żegnam!
Pansy niczym
burza wypada z klasy, a Teodor z opuszczoną ze wstydu głową wychodzi za nią.
Zamyka za sobą drzwi i rozgląda się z furią w oczach po korytarzu. Przyjaciółka
opiera się o ścianę z figlarnym uśmiechem.
– To jak, masz
ochotę na gorącą czekoladę?
Jej pytanie
powoduje, ze Teodor wybucha. Powolnie cedzi słowa.
– Jeśli chcesz
jeszcze pożyć, Parkinson, uciekaj!
Pansy spogląda
na niego zaskoczona, ale widząc wściekłość malującą się na jego twarzy, piszczy
głośno i rzuca się biegiem w stronę lochów. Nie trzeba czekać długo, by Teodor
ruszył w ślad za nią.
***
21 stycznia 1999, czwartek
Jest już sporo po kolacji, ale jakoś nie
umiem wstać, wyjść, zamknąć za sobą drzwi… Czuję się tutaj sobą…? To głupie,
ale w ciągu ostatnich dni ta pusta klasa, w której jeszcze jakiś czasu temu
dzieliłem swój czas z Granger, jest miejscem, gdzie mogę odsapnąć. Zwłaszcza po
wczorajszym artykule w Proroku Codziennym. W nocy z wtorku na środę zamordowano
w Londynie Martina, to jeden ze szmalcowników. Uciekł jeszcze zanim doszło do
ostatecznego starcia między Czarnym Panem, a Potterem. To Śmierciożercy i nie stwierdzam tego tylko
dlatego że użyto Mrocznego Znaku… Prorok opisał wszystko dokładnie na podstawie
zdobytych, niezbyt legalnie, informacji… Sposób działania jest
charakterystyczny dla Śmierciożerców… Najpierw zmasakrowanie ciała, zadanie
tortur, a potem zabicie przy użyciu zaklęcia niewybaczalnego, o ile wcześniej
ofiara nie umrze z wycieczenia, szaleństwa, albo bólu…
Boję się tego, co może nadejść. Mroku, który
nadciąga nad cały nasz magiczny świat. Mam wrażenie, że to światło było tylko
złudzeniem…
Zrozumiałem to wczoraj, te zabójstwa nie są
przypadkowe… Śmierciożercy eliminują wszystkich, którzy zdradzili…
Rodzina Ornano, uniknęli odpowiedzialności
za swoje czyny, zdradzili Czarnego Pana, sir Klaus i jego rodzina, uniknęli
odpowiedzialności za swoje czyny, zdradzili Czarnego Pana, Martin, uciekł,
uniknął odpowiedzialności, zdradził…
Zastanawiam się, kto będzie następny…
I kiedy przyjdą po mnie.
Draco
Mija minuta,
pięć minut, dziesięć. A Draco wciąż siedzi w tej samej pozycji; z przymkniętymi
oczami, piórem w dłoni, opierając się o chłodną szybę… Jest odrętwiały z
przerażenia, złości i bezradności.
Wczoraj, gdy
tylko przeczytał artykuł pobiegł do swojej sypialni i napisał list do matki. Litery
były nierówne, zamczyste, a pergamin zapełnił się kleksami, gdy szybko kreślił
słowa. Nakazał matce wzmocnić zabezpieczenia dworu, użyć do tego wszystkich
znanych jej zaklęć, nawet tych, które niekoniecznie są legalne. Przestrzegł ją
przed przyjmowaniem gości i zaznaczył, że ma zachować szczególną ostrożność, bo
Malfoyowie mogą być kolejnym celem…
Teraz Draco
bierze głęboki wdech i przeciera dłońmi twarz. Ostatnio tak zagubiony czuł się,
gdy szukał lekarstwa dla matki… Ale wtedy zjawiła się Granger ze swoją ogromna
wiedzą i wszystko stało się jaśniejsze i łatwiejsze… Teraz jednak jest to
niemożliwe… Nie rozmawiają ze sobą, unikają siebie nawzajem i starają się nawet
nie przebywać w bliskiej odległości…
Draco znów jest
ze wszystkim sam…
Ale czy na
pewno?
Słyszę
dobiegający z korytarza odgłos szurania butów, a następnie widzę cień przez
szparę w drzwiach. Ktoś stoi przed nimi i waha się dłuższą chwilę czy wejść do
pustej klasy, czy też odpuścić sobie na dziś. Zapewne dla nikogo nie będzie
zaskoczeniem fakt, że to Hermiona. Dziewczyna długo bije się z myślami, ale w
końcu chwyta za klamkę i z delikatnym skrzypieniem otwiera drzwi. W
pomieszczeniu pali się kilka świec i Hermiona zamiera. Te kilka minut bezruchu
sprawiają, że Draco ją zauważa i teraz Hermiona nie jest już w stanie
niespostrzeżenie się wymknąć.
Wpatrują się w
siebie z nieskrywaną ciekawością w oczach. Jedno ocenia drugie… Hermiona
dostrzega, że krawat Draco jest rozwiązany, koszula pomięta, a dodatkowo – co
nigdy się nie zdarza – ma podwinięte rękawy, tak że całe jego lewe przedramię
jest odsłonięte. Mimowolnie Hermiona wpatruje się w czarny, wyblakły już znak
na jego niemal białej skórze…
– Granger…
Draco kiwa
lekko głową. Jest świadom tego, że Hermiona spogląda na jego rękę, dziewczyna
nawet nie stara się sprawiać pozorów… On jednak nie jest jej dłużny. Z niemałą
satysfakcją, zauważa że ona również wygląda na zmęczoną i przybitą. Ma
podpuchnięte oczy, sińce w blasku świec wydają się chyba większe niż są w
rzeczywistości, jej włosy sterczą we wszystkie strony, zupełnie jakby Hermiona
nawet nie próbowała ich okiełznać… Ma na sobie spódniczkę od mundurku, ale
zamiast tradycyjnej góry, włożyła gruby, wełniany sweter z wielkim, złotym „H”
wyszytym na środku.
Draco wygina
usta w złośliwym uśmiechu.
– Nie
prezentujesz się zbyt dobrze, kiepski dzień?
Hermiona jakby
dopiero otrząsa się z początkowego szoku i odrywa wzrok od mrocznego znaku, by
spojrzeć Draco w oczy.
– W szóstej
klasie Harry przysięgał na wszystko, że masz mroczny znak i jesteś
śmierciożercą. Był tego pewien w tak wielkim stopniu, że gotów był wskoczyć w
ogień, jeśli w ten sposób udowodniłby nam, że ma rację…
Draco krzywi
się znacznie i mruży oczy. Wygodniej opiera się plecami o szybę i zaczyna
intensywniej wpatrywać w Hermionę. Ciekaw jest jak potoczy się ta rozmowa.
– Nie
wierzyliśmy mu, oczywiście – mówi Hermiona i uśmiecha się gorzko. – To wydawało
się mało prawdopodobne… Voldemort miałby nadać znak tobie? Strachliwemu
szesnastolatkowi o wielkim ego, wciąż chowającemu się za peleryną ojca?
Hermiona kreci
głową, śmiejąc się przy tym pod nosem. Draco, mimo że czuje jak wściekłość
zaczyna buzować w jego żyłach, z zaskakującym opanowaniem spogląda na
poczynania dziewczyny. Najpierw Hermiona powoli zamyka za sobą drzwi, a
następnie siada na ławce naprzeciwko Draco. Chłopak teraz jeszcze lepiej może
się jej przyjrzeć. Wygląda jakby nie przespała ostatniej nocy, a dodatkowo ma
strasznie poranioną dolną wargę. Musiało ją coś mocno zdenerwować, skoro
zagryzła ją aż do krwi.
– Jak się
później okazało, Harry miał rację… Ale mi wciąż coś nie pasowało… Ty
nie pasowałeś mi wśród nich… – Hermiona zastanawia się na
głos, a Draco lekko przechyla głowę w jej stronę, wyraźnie zaintrygowany.
– Zabawne –
mówi w końcu Draco – wydawało mi się, że miano śmierciożercy wszyscy
przypisywali mi jeszcze za nim faktycznie się nim stałem… Gratuluję, Granger,
udało ci się mnie zaskoczyć, choć byłem pewien, że jest już to niemożliwe.
Hermiona
spogląda na niego z wyraźną niechęcią. Długo wpatrują się w siebie nawzajem nim
w końcu Hermiona postanowi odpuścić i odwrócić wzrok.
– Jak się
czuje twoja mama?
Draco wzrusza
ramionami, ale powoli zaczyna się rozluźniać.
– Przez
pierwsze kilka dni była jeszcze nieco słaba, ale wystarczyło, że wypijała
dziennie flakonik eliksiru wzmacniającego, by wszystko wróciło do normy. Zdaje
się, że moja matka nigdy nie czuła się lepiej niż teraz. Wygląda zdrowo, czuje
się zdrowo i, co najważniejsze, jest zdrowa.
Hermiona uśmiecha
się delikatnie i kiwa lekko głową.
– To dobrze.
Cieszę się, że wszystko z nią w porządku…
Draco przez
chwilę nic nie mówi… Bezmyślnie wpatruje się w przeciwległą ścianę i zaciska
dłonie w pięści. Chwilę zajmuje mu zastanowienie się nad słowami, które planuje
wypowiedzieć…
– Nie miałem
jeszcze okazji ci podziękować, Granger – zaczyna cicho Draco.
Hermiona
wyraźnie garbi się, czując na sobie jego wzrok i słysząc pełen powagi głos. Najchętniej
uciekłaby stąd jak najdalej i już nigdy więcej nie spoglądała w kierunku tej
klasy, tego chłopaka… W kierunku przeszłości, w której mu pomogła…
– Nie musisz –
odpowiada niemal szeptem Hermiona.
Draco jednak
ignoruje jej słowa.
– Jeśli jest
coś co mógłbym zrobić, bądź jeśli jest jakiś sposób, żeby ci się odwdzięczyć,
Granger, to chciałbym go poznać…
– Nic od
ciebie nie chcę, Malfoy – mówi Hermiona, nieco ostrzej niż zamierza.
Słysząc ton,
jakim dziewczyna wypowiada jego nazwisko, Draco momentalnie się prostuje, a
następnie z arystokratyczną gracją wstaje, poprawia rękawy koszuli i chwyta
swoją torbę. Jego twarz nie wyraża żadnych uczuć, jest pusta i pozbawiona
wyrazu. Choć w oczach widać cały ból, jaki sprawiają mu jej słowa.
– Oczywiście,
w końcu czemu miałabyś chcieć cokolwiek ode mnie…
Hermiona
krzywi się i z trudem odzywa.
– To nie tak… –
Głos jej drży. – Nie chciałam cię obrażać, Malfoy, ja po prostu… Przepraszam,
nie chodziło mi o to, że…
Dziewczyna
jąka się i pierwszy raz od dłuższego czasu nie wie, jak dobrać słowa. Nie to
miała na myśli! Merlinie, Merlinie, nie chciała go zdenerwować, ani obrazić!
Gdy Draco
rusza w kierunku wyjścia, Hermiona zrywa się z miejsca i podąża w ślad za nim,
by w końcu złapać go za ramię i zatrzymać. Gdy Draco niechętnie odwraca się w
jej stronę, Hermiona puszcza go, zupełnie jakby jego skóra parzyła jej dłoń.
– Nie chodzi o
ciebie, Malfoy, chodzi o mnie i o to, że nie pomagałam ci w przyrządzeniu
eliksiru z powodu potencjalnych korzyści. Zrobiłam to, dlatego że czułam, że
tak należy… Że tak powinnam postąpić...
– Oczywiście –
mówi z drwiną Draco. – Zapomniałem, że jesteś szlachetną Gryfonką, zawsze
walcząca o dobro innych…
Hermiona
spogląda na niego z wściekłością.
– Zapomniałam
już jak wiele nienawiści w sobie masz, Malfoy, i jak trudno uwierzyć ci w to,
że ktoś może z natury chcieć pomagać innym!
Draco wzrusza
ramionami i nawet nie spoglądając na Hermionę, wychodzi z klasy, zostawiając ją
samą.
Ta pierwsza od
dłuższego czasu rozmowa między Draco a Hermioną, nie przebiega zbyt dobrze.
Mimo to wszystko wskazuje na to, jakoby ich relacja zaczęła wracać do stanu
sprzed przerwy świątecznej. W piątek w czasie transmutacji, gdy profesor Fair
każe uczniom dobrać się w pary, Hermiona i Draco stają przy jednej ławce.
***
Wojna się
jeszcze nie skończyła.
Noc z
dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego stycznia jest mroczna. Cienie
przemykają po ścianach domostw wioski Newcastle w hrabstwie Shropshire, a
nieliczne latarnie tylko ułatwiają im wędrówkę. Miejscowość jest mała, zupełnie
bezbronna… Doskonałe miejsce na perfekcyjną zbrodnię.
Od końca sierpnia
tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku mieszkańcy Newcastle żyją w
niepewności. To właśnie wtedy na progu domu Mirandy Hunter, matki
dziewięcioletniego Jima, zjawia się podejrzany mężczyzna. Jego szaty są czarne,
mimo to nawet w nikłym blasku latarni widać, że są całe skąpane w szkarłatnej
krwi. Ci odważniejsi i ciekawsi sąsiedzi Mirandy wychylają się przez barierki
swoich balkonów i dostrzegają, że twarz mężczyzny jest brudna, cała zakrwawiona
od szerokiej wciąż niezasklepionej rany ciągnącej się od grzbietu nosa, przez
policzek, aż po szyję.
Niektórzy mają
tyle szczęścia, że słyszą nawet rozmowę Mirandy z tajemniczym mężczyzną.
–
Przegraliśmy… – mówi zachrypniętym głosem przybysz. – Voldemort upadł, a ja
uciekłem… Oni będą mnie ścigać… Pozostali będą chcieli mnie dopaść za to, że
nie zostałem z nimi, że uciekłem jak szczur… Jak zwykły, nędzny szczur…
Gdy przybysz
zaczyna się jąkać i kulić nie wiadomo czy z bólu, czy z rozpaczy Miranda
rozgląda się uważnie, świadoma bycia obserwowaną i szybko wciąga mężczyznę do
domu. Żaden z mieszkańców Newcastle nie ma odwagi zakraść się do któregoś z
okien jej domostwa i podsłuchać. Ja jednak jestem tam, w środku, widzę jak
Miranda pomaga mężczyźnie się rozebrać, a następnie umyć, później sadza go na
krześle przed kominkiem i zaczyna przemywać jego ranę. Kobieta w duchu dziękuje
wszystkim znanym sobie czarodziejom i mugolskim bóstwom za to, że akurat tej
nocy mały Jim poszedł nocować z kolegami pod namiot w pobliskim lesie.
– Nie
zasłużyłeś na moją pomoc – mówi Miranda, a w jej oczach widać nienawiść. –
Robię to tylko dla tego, że w naszych żyłach płynie jedna krew, że mamy jedną
matkę i jednego ojca, bracie…
– Obiecali mi
bogactwo, obiecali sławę… Wszyscy w niego wierzyliśmy… – szepcze. – Czarny Pan
był przekonujący, nie sądziłem, że Harry Potter go pokona… Od maja uciekam.
Zgubiłem różdżkę, a bez niej jestem słaby i bezbronny, i…
– Nie możesz
tu zostać – przerywa mu. – W twoje rany najpewniej wdało się zakażenie, a ja
nie mam eliksirów, więc będę musiała leczyć się mugolskim sposobem… Dam ci
czas, żebyś wyzdrowiał, ale najpóźniej za kilka miesięcy ma cię tu nie być.
Newcastle jest małe i przesądne, jego mieszkańcy nie mogą wiedzieć, że mieszka
tu wiedźma…
– A twój syn?
Miranda
zamiera i odsuwa się od brata.
– Jestem
spostrzegawczy, Mirando. Widziałem zabawki, które tak bardzo starałaś się
przede mną ukryć przy użyciu magii.
– Jim jest
charłakiem, nie boję się o niego.
Mężczyzna
krzywi się i spluwa na podłogę.
– Charłak!
Gdyby ojciec żył już dawno rozprawiłby się z tobą i tym bękartem, suko.
Miranda łapie
mężczyznę za podbródek i wbija w niego swoje długie paznokcie.
– Tylko dzięki
mnie możesz przeżyć, nigdy o tym nie zapomnij! – warczy złowrogo, a następnie, jak
gdyby nigdy nic, wraca do przemywania jego ran.
Aż do dziś
mieszkańcy Newcastle nerwowo zerkają na Mirandę. To ona w większym bądź też
mniejszym stopniu odpowiedzialna jest za niepokój panujący w mieście… Bowiem
żaden z mieszkańców nie widział, by tajemniczy mężczyzna w czarnych szatach
opuszczał ich wioskę… Czy to za dnia, czy to pod osłoną nocy…
A to znaczy,
że wciąż kryje się on w domku Mirandy, stojącym nieopodal głównego placu
wioski.
Dzisiejsza noc
oprócz tego, że jest mroczna, jest też znacznie chłodniejsza niż wcześniejsze.
Nad wioską zbierają się chmury, które w zaledwie kilka sekund sprawiają, że
nikłe światło latarni jeszcze bardziej blednie, a po chwili znika. Teraz
Newcastle całe pogrążone jest w mroku. A mrok ma to do siebie, że lgnie do
niego zło.
Sześć
odzianych w czerń postaci zjawia się na głównym placu. Trzy kobiety i trzech
mężczyzn niosących śmierć. Wszyscy oni trzymają w dłoniach różdżki. Na znak
stojącego na przedzie mężczyzny wszyscy szepczą zaklęcie:
– Lumos.
A następnie
ruszają w kierunku domu Mirandy Hunter. Czworo z nich okrąża dom, a dwoje z
łatwością pokonuje blokadę nałożoną na drzwi i wchodzi do środka. Najpierw
udają się do sypialni Mirandy. Kobieta śpi, a w jej ciało wtulony jest jej syn
Jim.
– Plugawa
zdrajczyni – mówi nienawistnym, kobiecym głosem jedna z postaci. – Zasłużyła na
tortury…
– Nie teraz,
Victorio, jeszcze nie teraz. – Głos drugiej postaci jest szorstki. Zdecydowanie
należy do mężczyzny w średnim wieku.
W tym samym
momencie obie zakapturzone postaci rzucają zaklęcie. Mrok rozjaśniają dwa
zielone promienie, które trafiają Mirandę i jej synka. Gdy mężczyzna i kobieta
wychodzą z pokoju, Miranda i Jim wyglądają jakby byli pogrążeni we śnie, na ich
twarzach cały czas widać delikatne uśmiechy.
W domu słychać
skrzypienie schodów. Brat Mirandy powoli pokonuje ostatnie kilka stopni, jest
zupełnie nieświadomy niebezpieczeństwa, jakie na niego czyha. Wchodzi do salonu
i przeklina, gdy orientuje się, że światło nie działa. Silny wiatr zapewne
pozbawił wioskę dostępu do prądu. Nieoczekiwanie salon rozjaśniają dwa jasne
promienie. Padają one dokładnie na piękne, srebrne maski dwóch postaci.
– Witaj,
Hunter – mówi zakapturzony mężczyzna.
Hunter z
trudem wykrzykuje imię siostry, a wówczas w salonie rozbrzmiewa piękny, acz
przepełniony drwiną kobiecy śmiech.
– Już po niej,
ale śmiało, krzycz imię swej siostry, ona twojego nie zdążyła…
Hunter odwraca
się i jak najszybciej stara się dobiec do schodów, jednak silne zaklęcie mu to
uniemożliwia. Kobieta dzięki zaledwie paru ruchom różdżki, powala go na ziemię,
a następnie przytwierdza do niej.
– Rudolfie…
Rudolfie, błagam… – szepcze Hunter. – Błagam cię, ja nie chciałem uciekać…
Mężczyzna w
czarnej szacie zdejmuje swoją maskę, ukazującym tym samym podłużną
czterdziestokilkuletnią twarz, naznaczoną bliznami i szramami.
Rudolf
Lestrange zaczyna śmiać się głośno, by po chwili zamilknąć i zacząć zbliżać do
Huntera. Każdy jego krok oznacza jedno podłużne przeciągniecie różdżką w powietrzu
i jedną krwawiącą ranę na ciele Huntera.
Nim Rudolf
kuca przy Hunterze, ciało mężczyzny pocięte jest w dziesięciu miejscach, a z
każdej rany sączy się szkarłatna krew.
– Właśnie tak
kończą zdrajcy… Victorio… – Rudolf daje
dłonią znak, a kobieta podchodzi do niego i zaczyna powoli rzucać
czarnomagiczne klątwy.
Nie mija wiele
czasu nim Hunter umiera, ale ostatnie chwile jego życia są przepełnione agonią,
Victoria jest bezlitosna.
Gdy Rudolf i
Victoria wychodzą, pozostali gromadzą się wokół nich. Rudolf najpierw podpala
dom Mirandy, a następnie pozwala, by pożar zaczął pożerać inne domy. Zewsząd
zaczynają docierać wrzaski bólu i cierpienia.
Newcastle
płonie.
Rudolf
uśmiecha się szeroko, a następnie wkłada maskę i kieruje różdżkę ku niebu.
– Morsmordre!
Jeszcze długo
po zniknięciu Rudolfa i jego towarzyszy wioska płonie, a zimny wiatr wyje, nie
pozwalając płomieniom zgasnąć. Gdy w końcu jednak udaje się ugasić pożar po
zgliszczach Newcastle, po pobliskich miasteczkach, wioskach, lasach wiatr
roznosi wiadomość. Słowa Rudolfa Lestrange’a docierają do uszu czarodziejów,
mugoli, dzieci, charłaków, a każdy kto je usłyszy kuli się z bólu i strachu.
Nadchodzimy….
Wojna się
jeszcze nie skończyła.
Trochę mnie tu nie było, ale wszystkie rozdziały nadgoniłam ^^
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiej końcówki,ale bardzo dobrze pasuje i wyjaśnia choć w części zamiary i idee śmierciożerców.
Świetne jest to, że Hermiona i Pansy zaczęły się kolegować, a Draco z Mioną przestali się unikać.
Żal mi Blaisa i momentami mam ochotę przywalić Ginny. Mam nadzieję, że będą razem ^^
Czekam na kolejny i weny :*
~Gwiazdeczka
Cieszę się, że rozdział się podobał 😊
UsuńCóż, Blaise nie ma u mnie lekko, ale spokojnie... Z czasem wszystko może ulec zmianie, prawda? Wystarczy tylko poczekać 😉
Dziękuję za komentarz ❤
No moja droga, całą gamę emocji wywołałaś u mnie tym rozdziałem :)
OdpowiedzUsuńRozmyślania Dracona na temat artykułu w Proroku wypadły ciekawie i aż sama zaczynam martwić się o przyszłość jego i Narcyzy. Bardzo też podobały mi sie jego rozmyślania na temat relacji z Granger w pustej klasie. W ogóle bardzo mi się podoba, jak prowadzisz rozwój relacji łączącej Draco i Hermione. W tym rozdziale szczególnie fajne było podziękowanie Dracona i jego reakcja na zachowanie Hermiony. mam wrażenie, że Hermiona w tym momencie zauważyła, że to naprawdę dużo znaczyło dla Malfoya, że mu pomogła; że jego chęć odwdzięczenia sie to nie tylko kwestia „spłacenia długu”.
Scena z Pansy i Teo jest oczywiście miłym akcentem do tła (a raczej Pansy jest miłym akcentem, chociaż Teo zaczynam lubić równie mocno; bardzo ich u Ciebie lubię, o czym zresztą wspominałam już w poprzednim komentarzu :)).
W ogóle to każdy dialog jest dobrze napisany, są w tych rozmowach aktywni, kąśliwi, zabawni a kiedy trzeba to poważni, a takie dialogi zawsze dobrze się czyta. Kiedy mamy się śmiać, śmiejemy się, kiedy mamy być zmartwieni, martwimy. Wspaniale :)
No i finał aktualizacji. Od jakiegoś czasu było zbyt spokojnie, więc ożywienie akcji było potrzebne. Świetnie, że wprowadzasz do akcji Śmierciożerców chcących zemścić sie na "zdrajcach". bardzo mnie to intryguje. Po pierwsze, ciesze się, że wprowadzasz nowy wątek i to zapowiadający sie naprawdę ciekawie. Po drugie, mam wrażenie, że cała ta sytuacja wprowadzi bardzo dużo zamieszania i trudnych dla naszych bohaterow przeżyć.
Jeżeli chodzi o błędy, to było pare literówek ale na szczęście nie wpłynęły znacząco na jakość czytania, więc nie masz się czym przejmować :)
Także podobał mi się rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny. Weny! s.
Bardzo mnie cieszy fakt, że rozdział wywołał wiele emocji 😊
UsuńNaprawdę dziękuję za komentarz i twoje przemyślenia co do rozdziału 😉
Przyznam, że gdy pisałam scenę Pansy i Teo byłam do niej dość sceptycznie nastawiona. Bałam się, że nie wyjdzie, ale najbardziej bałam się Waszej, czytelników, reakcji. Obawiałam się że zostanie zrozumiana opacznie i nie będzie traktowana, jako scena przełamująca nieco powagę tego rozdziału 😉 Jednak po Twoich miłych słowach czuję sikomentarz.
Dziękuję bardzo za komentarz ❤
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńNo i nareszcie coś, na co czekałam od tak dawna! Pozwól mi zatem pominąć całą resztę (łącznie z samym tytułem, który choć zwięzły totalnie mnie rozłożył... na łopatki oczywiście) i skupić się na scenie Dramione, bo to na nią czekalam od tak dawna.
A więc: uwielbiam! Mimo, że było w tym spotkaniu więcej wzajemnych pretensji, czułam, jak oboje przełamują własną niechęć i w obliczu zagrożenia, a może pomimo niego, są w stanie ze sobą rozmawiać. Nie spodziewałam się wiele po tej rozmowie, wszak dobrze przeczuwałam, że powstałych wcześniej przykrości nie wyjaśnią sobie ot tak, tymczasem ostatnie zdanie z tej sceny sprawiło, że na dobre 3 minuty na mojej pooranej wakacyjnym słońcem twarzy pojawił się uśmiech, który utrzymuje się nawet teraz, gdy o tym piszę.
No i tak, jak myślałam, ich spotkanie miało miejsce w tej sali... ehh i chociaż brakowało mi frico romantico (no nie ukrywajmy, to jeszcze za wcześnie na takie ekscesy) jestem całkowicie usatysfakcjonowana :D No i biję Ci brawa za opanowanie i wstrzemięźliwość w kreowaniu ich relacji, by wygladała na jak najbardziej naturalną. A więc uwaga: Klap, Klap, Klap ;D
Pozdrawiam i czekam na next!
Iva Nerda
U mnie rownież ostatnie zdanie a zwłaszcza "(...) Hermiona i Draco stają przy jednej ławce." wywołało niesamowitą radość a uśmiech pojawia sie za każdym razem gdy tylko sobie o nim przypomnę :D s.
UsuńPs. Na Twoją notkę, moja droga, też czekam z niecierpliwością ;)
Cieszę się, że ta scena tak bardzo się spodobała ;)!
UsuńOczywiście wiem, że nie jest ona aż tak bardzo satysfakcjonująca, ale jak wielokrotnie już mówiłam: chcę aby ta relacja wyglądała jak najbardziej naturalnie. Niech wszystko rozwija się powoli, naturalnie, bez niepotrzebnego pośpiechu... :D
Tak, to zdanie miało być taką wisienką na torcie i naprawdę jestem mega zadowolona, że Wam również to podsumowanie się podoba! :D
Dziękuję za miłe słowa! <3
O Merlinie, co za rozdział... ale po kolei.
OdpowiedzUsuńPoczątek mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że można cokolwiek wykraść z Ministerstwa Magii. W sensie, zdawałoby się, że to niemożliwe, a jednak... Wpis Draco miał w sobie coś intrygującego. Jakby strach?
Potem chwila radości i paplająca Pansy, która, mówiąc krótko, rozwaliła system. Kto by pomyślał, że dwie kawy potrafią tak otworzyć człowieka :D A dodatkowo bonusik w postaci szlabanu Teodora. Czyżby to był jego pierwszy?
Ech, trochę szkoda, że nasze dramionki nie umieją trzymać języka między zębami i nadal się nawzajem obrażają. Ale w sumie byłoby za słodko, gdyby ciągle między nimi była sielanka... Może się doczekamy ;)
Końcówka zapadająca w pamięć. Świetnie ukazałaś całą akcję i emocje. Miałam wrażenie, że jestem tam i obserwuję to z bliska. Szkoda mi tej kobiety i dziecka, ale jak widać śmierciożercy nie lubią zdrajców...
Cóż, moje wakacje praktycznie nie istnieją. Właśnie rozpoczynamy drugą edycję Magicznych Smakołyków i znowu muszę je ogarnąć ;) Oczywiście zachęcamy do udziału! A poza tym tłumaczenia i tłumaczenia, czyli pełen relaks :D
Oczywiście czekam na kolejny rozdział, życząc weny i czasu na pisanie.
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Cieszę się, że scena Pansy i Teo się spodobała :D Szczerze mówiąc kawa może dać niezłego kopa :D! Ja, jako osoba niepijąca kawy, nieraz po jednej filiżance(!) zachowywałam się podobnie jak Pansy ;)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz <3! Bardzo mi miło czytać Twoje ciepłe słowa! :)
Jak również naprawdę cieszy mnie fakt, że końcowa scena się spodobała :D Starałam się opisać to wszystko w taki sposób, aby każdy poczuł dreszczyk grozy i strachu... ;)
Jeśli chodzi o Magiczne Smakołyki to jak najbardziej się zgłoszę( zwłaszcza, że nazwa edycji Pieprzne Diabełki brzmi niezwykle obiecująco ;) ) ale poczekam jeszcze chwilę, nie lubię być pierwsza :P ;)
Łooo, to nam teraz zaserwowałaś! Aż nie wiem, co napisać, szczerze mówiąc. ANGSSST <3 Uwielbiam to, jak powoli wciągasz nas w ten tytułowy mrok, jak pokazujesz kolejne morderstwa, niepokój wśród czarodziejów w związku z wykradzeniem planów Azkabanu (będzie BUM ;D). Odkrywasz przed nami co raz to nowe, drobne części tej układanki, jak np. imiona śmierciożerców. A jednak pośród tego angstu znalazłaś idealny moment na chwilę zabawy, bo czytanie pobudzonej kawą Pansy było właśnie dla mnie niesamowitą rozrywką. :) A jakby tego wszystkiego było za mało, to jeszcze w tym rozdziale pojawiła się nasza główna para i nie było to cukierkowate, ale realne, gorzkie, pogubione.
OdpowiedzUsuńTotalnie mi się ten rozdział podobał. *-*
A co do wakacji... Przypomniałaś mi, że niektórym się już niedługo kończą. :o Jeśli Tobie również, to posyłam duuuużo siły. Ja dopiero w poniedziałek kończę praktyki i nie mam zielonego pojęcia co zrobić z następnym wolnym miesiącem. ;)
Pozdrawiam ciepło! :*
Cieszę się, że rozdział nie zawiódł :D
UsuńUwielbiam angst, naprawdę kocham, i naprawdę muszę kiedyś spróbować swoich sił w tych klimatach. Na razie jednak staram się przekraść trochę tego do Wschodu. Nawet nie wiesz, agatte, jak długo czekałam na moment w którym w końcu będą mogła zacząć pisanie tej części. Od początku wiedziałam, że właśnie śmierciożerców będzie się tyczyć ta część 3 i jestem niesamowicie szczęśliwa, że w końcu mogą ją pisać! Mam wszystko dokładnie rozplanowane, każdy nawet najmniejszy szczególik, ale jedyne co mogę zdradzić to to że naprawdę będzie dużo się działo i wydaje mi się, że zaskoczę nie jedną osobę ;)
Tak, tą sceną chciałam choć w minimalnym stopniu przełamać ciężkość tego rozdziału i cieszę się, że mi się to udało, choć do ostatniego momentu nie byłam do końca pewna...
Niestety, moje wakacje się kończą, ale cieszę się, że Twoje się rozpoczynają! Życzę Ci żebyś odpoczęła i zebrała siły na pisanie, bo jakoś godzinę temu skończyłam czytać Kbg i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! :D ;)
Również pozdrawiam! <3
O rety jaki długi i niesamowity rozdział!
OdpowiedzUsuńJuż dawno nic takiego nie czytałam.
Pełen emocji i czyta się naprawdę świetnie.
Trochę brakuje mi Draco i Hermiony razem. Uwielbiam o nich czytać.
Po za tym akcja zagęszcza się coraz bardziej.
No i ten Azkaban.
Konsekwencje. To czuje, że będą konsekwencje.
Coraz bardziej mnie pociągasz tymi rozdziałami.
Co będzie dalej?
Jestem u Ciebie juz tak długo i chcę coraz więcej!
Jest mało takich historii i chcę jeszcze więcej!
Czekam na kolejny rozdział i kocham :*
Dziękuję bardzo za przemiłe słowa, kochana! <3 Cieszę się, że rozdział się spodobał! :D
UsuńSpokojnie, Draco i Herm już wracają, nie masz czym się martwić, ale nie mogę zdradzić jak to będzie wyglądało... Wydaje mi się jednak, że pod koniec każdy będzie zadowolony ;)
Kwestia skradzionych planów również niedługo się wyjaśni. Troszkę cierpliwości, a wszystkie tajemnice zostaną rozwiane ;)
Dziękuję raz jeszcze za ciepłe słowa i przesyłam dużo buziaków! <3 :*
Gdzieś niechcący odkryłam Twoje opowiadanie i przeczytałam całość w ciągu dwóch dni! Niezmiernie mnie ucieszyła wiadomość w którymś z rozdziałów, że nie zamierzać porzucać bloga, a wręcz przeciwnie, masz plan na kolejne miesiące! Sporo opowiadań, które czytałam i zapowiadały się naprawdę dobrze, kończyły się w połowie poprzez zaniedbanie autor. Mam nadzieje, że dotrzymasz słowa i będę już teraz czytać każdy rozdział na bieżąco!
OdpowiedzUsuńściskam Cię i życzę duuużo weny :)
Bardzo mi miło powitać kolejnego czytelnika! :D <3
UsuńCieszę się, że opowiadanie podoba Ci się i że masz zamiar kontynuować czytanie :D!
Broń Boże!, nie mam zamiaru porzucić tego opowiadania: ani teraz, ani nigdy! Choćby się waliło i paliło mam zamiar je skończyć ;)! Ponieważ nie wyobrażam sobie, żebyście nie poznali tajemnic, które kryją się w rozdziałach ;)
Dziękuję bardzo za miłe słowa! <3 I również ściskam mocno i przesyłam buziaki! :*
Witaj kochana! :)
OdpowiedzUsuńWiem, że długo mnie tutaj nie było, ale wreszcie wzięłam się w garść i nadrobiłam zaległe rozdziały. Cudo!
Dużym zaskoczeniem jest dla mnie postać Pansy. Już wcześniej pokazywałaś ją z innej strony niż w książce, ale ostatnie rozdziały sprawiły, że bardzo ją polubiłam. Ma dziewczyna humor i charakterek.
Draco i Hermiona cały czas krążą wokół siebie. Widać, że narodziła się między nimi więź, której nie sposób zniszczyć.
Biedny Blaise... Kibicuję mu z Ginny, chłopak naprawdę się zakochał... Jestem ciekawa, czy to uczucie ma szansę.
Końcowa scena to MIAZGA. Faktycznie, nie spodziewałam się jej, ale ona tylko dowodzi, jak wielki masz talent. Klimatyczny i brutalny moment. Do końca wierzyłam, że ktoś z tej trójki przeżyje. Ty tymczasem pokazałaś, że z wojną nie ma żartów. Ludzie umierają za pomocą jednego machnięcia różdżki. A fakt, że Voldemorta już nie ma, nie znaczy, że złe czasy się skończyły.
Pozdrawiam i czekam na więcej :*
Uwielbiam Postać Pansy i musiałam własnie w taki, a nie inny sposób ją przedstawić, z resztą, staram się pokazać ogólnie Slyterin, jako całkiem dobry dom, wbrew wszystkim opiniom o tym, że jest straszny, itp., itd. Nie rozumiem dlaczego większość autorów chce za wszelką cenę zrównać Slytherin z ziemią, czy już zapomniano, że to własnie ten dom cechowało braterstwo? Ślizgoni może i byli okrutni dla innych, ale swoich zawsze bronili i swoich zawsze się trzymali. I to własnie chcę pokazać, że ten dom naprawdę jest wspaniały.
UsuńCieszy mnie, że końcówka się spodobała, teraz - muszę ostrzec - będzie nieco więcej takich scen, wkraczamy na naprawdę grząski grunt ;)!
Dziękuje raz jeszcze za wszystkie miłe słowa, kochana!
Buziaki! :*
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńW tej chwili jedynym słowem cisnącym się na język jest: wow! Jestem porażona superowością tego opowiadania, serio. Całkowicie wkręciłam się w fabułę i czuję, że już się mnie nie pozbędziesz, droga Autorko. Z góry współczuję. :)
Wracając jednak do sedna.
Nie pamiętam już dokładnie, co się działo w poszczególnych rozdziałach... Ale.
Rozmowa Ginny z Zabinim, szczególnie ta pierwsza, podczas której dziewczyna po raz pierwszy poznała prawdziwe uczucia Blaise’a, wywołała lekkie (coby nie powiedzieć ogromne) rozgoryczenie. Wreszcie powoli zaczęłam przekonywać się do ich relacji, a tutaj takie coś? Widzę dwie opcje rozwiązania problemu. Pierwsza, Ginny jakimś cudem również zakochuje się w Zabinim, i druga (lepsza): Harry’emu wraca rozum, znów staje się normalny, związuje się z Ginny, a Zabini... Tak, dobrze myślisz, wypłakuje się na ramieniu Luny, co owocuje piękną miłością. :PP Swoją drogą, coś ostatnio brakuje mi Pomyluny. Niby się gdzieś kręci w tle, ale to zdecydowanie za mało.
Pansy i Teo są śmieszni. Wnioskuję to po ich ostatniej rozmowie na zaklęciach, a raczej ciągłych próbach uciszania Parkinson. Takie beztroskie, humorystyczne momenty to jak promień słońca w pochmurny dzień – na sam widok buzia sama się cieszy. Poza tym przeczuwam, że niebawem związek Pansy z Rogerem dobiegnie końca. Ogólnie wydawali się miłą parą (a przynajmniej tak ich opisywał Draco w dzienniku), ale i tak o stokroć wolę Teodora.
Wiedziałam, że po uleczeniu Narcyzy nie będzie kolorowo i Śmierciożercy dadzą o sobie znać. Odnoszę też wrażenie, że Ron, Harry i Aurora powoli zaczną żyć w fabule, a nie tylko egzystować we wspomnieniach czy gazetach. W ogóle ciekawa jestem, czy mają oni jakiekolwiek powiązania z tymi atakami – obym się myliła! Moja główka zradza jednak wiele teorii, które wolałabym jednak zamknąć gdzieś w tyle.
Draco i Hermiona – trochę odwlekałam pisanie o głównych bohaterach, bo w sumie nie wiem do końca, co napisać. Ładnie prowadzisz ich relację. Zdenerwowała mnie ucieczka Hermiony z Malfoy Manor, ale całkowicie zrozumiałam kierujące nią pobudki. Szkoda że Draco opacznie zrozumiał jej zachowanie. To ich unikanie się w szkole wyglądało jak zagrywki małych dzieci w przedszkolu, dlatego ogromnie uradował mnie plan Pansy. W ogóle jej rozmowa z Hermioną w bibliotece – szacunek, serio. Nie spodziewałam się, że sprawy przyjmą taki obrót, że zaczną od początku. Jestem też pewna, że wyłącznie dzięki Parkinson Hermiona postanowiła wejść do opuszczonej klasy w momencie, gdy przebywał tam Draco. Kurczę, w ogóle sposób, w jaki opisujesz ich emocje względem siebie, jest prześwietny! Obydwoje nie chcą przyjąć do świadomości, że się naprawdę lubią, że powoli zaczynają darzyć się zaufaniem. Za każdym razem gdy Draco przekreśla w dzienniku zdania bezpośrednio dotyczące Granger, z moich ust wydobywa się takie przeciągłe: awww, jak słodko! Naprawdę, nie żartuję. :P
Dobra, komentarz wyszedł trochę długi, ale od poprzedniego przeczytałam sporo rozdziałów, więc wydaje się to zrozumiałe. Lecę czytać dalej. Następnej pogadanki spodziewaj się jednak jutro (o ile w ogóle czytasz moje monologi ;P), bo z pewnością nie sklecę dzisiaj porządnego słowa – patrz: późna pora nocna. ;D
Do następnego!
Ginny jest niestety zbyt ślepa, a nawet zbyt pogrążona w tej miłości, którą uważa za jedyną i prawdziwą. Po prostu nie umie, a właściwie nie chce nikogo innego. Nawet nie próbuje zapomnieć o Harry, także nie wiem, czy pierwsza opcja się sprawdzi ;)) Druga, nie powiem, jest ciekawa, ale kto wie ;)))
UsuńTak, Harry, Ron, Aurora i również śmierciożercy bedą teraz czymś, w okół czego skupi się cała fabuła. Tak naprawdę to przede wszystkim tego tyczy się to opowiadanie. Tutaj, w tej części będą mieć miejsce wszystkie najważniejsze sytuacje, które tak pokierują opowiadaniem, że w końcu nastąpi ten jeden, ostateczny koniec historii. To co zdarzy się tu będzie miało ogromne znaczenie ;D
Staram się, aby relacja Draco i Hermiony była delikatna, subtelna i jak najbardziej naturalna, cieszę sie, że własnie t Ci się bardzo podoba. Naprawdę miło mi czytać takie słowa! <3