Jedna
krew
Więzy krwi nie gwarantują miłości bliźniego.
~ Stieg Larsson
Pansy
Parkinson staje się świetnym obserwatorem…
Cały tydzień
Pansy z uwagą obserwuje zarówno Draco, jak i Granger, w końcu dziś – w sobotę –
z zadowoleniem może stwierdzić, że dobrze robiła. Jednego jest pewna – Draco i
Hermiona są do siebie niezwykle podobni.
– Oboje się
tym zadręczają – szepcze Pansy wprost do ucha Teodora. W między czasie miesza
łyżeczką w filiżance, tak aby cukier się rozpuścił.
Chłopak
wzrusza ramionami i odsuwa się od przyjaciółki – jej oddech za bardzo łaskocze
go w ucho.
– Mówi, że to tylko szlama – kontynuuje Pansy, jej spojrzenie jest zamglone,
jakby coś intensywnie analizowała.
– Naprawdę,
Pan, nie powinnaś tak drążyć. – Teodor spogląda jej głęboko w oczy. – To nie
skończy się dobrze…
– Nie mogę siedzieć
i patrzeć jak niknie z dnia na dzień… Wydaje mi się, Teo, że ona dobrze na
niego wpływa. Z tych całych spotkań
wracał zawsze w lepszym nastroju. Może Granger jest szlamą, ale ma na niego
dobry wpływ… – stwierdza w końcu, a każde wypowiedziane słowo przychodzi jej z
trudem.
Jest bardzo
rzetelna w swoich obserwacjach i zauważa każde, nawet najkrótsze spojrzenie,
które Draco posyła w stronę Granger. Zawsze jest przepełnione mieszaniną
złości, goryczy, a także ledwie zauważalnej tęsknoty. To właśnie myśl o niej
sprawia, że Pansy podejmuje taką, a nie inną decyzję:
– Porozmawiam
z Granger.
Teodor śmieje
się cicho. Widząc jednak skupienie na twarzy Pansy milknie i wpatruje się w nią
zaskoczony.
– Zwariowałaś
– rzuca, kręcąc głową. – Do reszty już postradałaś zmysły, Parkinson…
Dziewczyna
wzrusza ramionami i owija jeden kosmyk wokół palca. Teodor z zaskoczeniem
zauważa, że wygląda teraz całkiem słodko. Wzdryga się na to stwierdzenie; nie
może tak myśleć… Nie o niej…
– Lepiej, że
porozmawiam z nią, aniżeli z Draco i dobrze o tym wiesz…
– A Astoria
nie może z nim pogadać?
Pansy marszczy
śmiesznie brwi.
– To nie to
samo – mówi w końcu. – To musi być Granger, ona go postawi na nogi. Jestem tego
pewna.
Na jej ustach pojawia
się nonszalancki uśmieszek, a Teodor mimowolnie śmieje się. Pansy nigdy nie
odpuszcza i zawsze znajduje rozwiązania, których nikt inny nie miałby odwagi
zastosować. Ma jednak nadzieje, że dziewczyna nie myli się i że gdy Draco znów
zacznie rozmawiać z Granger, stanie się trochę mniej… rozdrażniony?
– Co tam u Rogera?
– pyta w końcu Teodor, chcąc zmienić temat, a jednocześnie zaspokoić swoją
ciekawość.
Pansy wzrusza
ramionami.
– Wyrzucam
listy od niego.
– Co robisz? –
Unosi brwi, wyraźnie zdziwiony.
– Nie mam
zamiaru czytać głupstw, którymi chce mnie karmić. Zachował się jak dupek,
odwołując wspólne święta, więc ja zachowam się jak suka, nie odzywając się do
niego.
– Nie sądzisz,
że trochę przesadzasz? Niedługo miną trzy tygodnie, a ty wciąż się do niego nie
odzywasz.
Pansy prycha
głośno i krzyżuje ręce na piersiach.
– A może mam
dobry powód, co?
– On też miał
dobry powód, żeby nie przyjechać – zauważa chłopak. – Nie mógł tak po postu
powiedzieć szefowi, że nie pojedzie na misję, bo obiecał spędzić święta z
dziewczyną.
Pansy w końcu
daje za wygraną. Opuszcza ramiona i garbi się lekko, jakby to, co chce powiedzieć
już od dawna jej ciążyło.
– Tu nawet nie
chodzi o te święta, po prostu… Mam wrażenie, że się duszę… Kochem Rogera, ale
ostatnio ten związek zaczął mnie przytłaczać. Roger zaczął wspominać coś o
wspólnej przyszłości, mówił nawet o tym, że dobrze by się nam razem mieszkało…
Ja, na Merlina!, ja mam tylko dziewiętnaście lat!
Teodor
wpatruje się w nią uważnie. Zdaje się być całkowicie skupiony na jej czarnych,
przenikliwych oczach. Czy ona zawsze
miała takie śliczne oczy?, myśli. Otrząsa się dopiero wtedy, gdy Pansy
kopie go w kostkę.
– Moi rodzice
mieli tyle lat, gdy się pobrali – stwierdza w końcu Teodor, a Pansy ponownie go
kopie, tym razem w łydkę.
– Liczyłam, że
powiesz coś mądrzejszego, a nie zaczniesz odnosić się do tradycji – warczy
wściekła.
– Dobrze
wiesz, że tradycja cię nieco ogranicza – mówi ostrożnie. – Zwłaszcza, że twoi
rodzice…
Pansy prycha i
kończy za niego zdanie:
– Żyją. To
chciałeś powiedzieć, prawda?
Teodor odwraca
wzrok nieco zawstydzony.
– Matka nigdy
nie kazałaby mi wyjść za mąż, jeśli sama tego nie zechcę, a zdanie ojca się nie
liczy… – niemal syczy te słowa, są przepełnione złośliwością. – Nie wyjdzie
przed moimi dwudziestymi czwartymi urodzinami. A do tego czasu zdążę już
spełnić swoje marzenia.
– A jakie są
twoje największe marzenia?
Pansy mruga do
niego niemal zalotnie i uśmiecha się nonszalancko.
– Dowiesz się,
gdy już je spełnię…
Rozmawiają
jeszcze przez pewien czas. Pansy jednak zdaje się być nieobecna; nieustannie odchyla
się na ławce i spogląda na kogoś, kto znajduje się przy sąsiednim stole. Nie
powiedziała Teodorowi całej prawdy… Chce jeszcze o czymś innym porozmawiać z
Granger, nie tylko o Draco…
W końcu z
okrzykiem triumfu Pansy wstaje ze swojego miejsca. Teodor, zupełnie zaskoczony
jej zachowaniem, wylewa na swój czarny sweter sok dyniowy.
– Pansy! –
warczy złowrogo.
Dziewczyna
wzrusza ramionami i posyła w jego kierunku buziaka. Teodor niemal jest w stanie
wyobrazić sobie jak jej usta dotykają jego policzek.
– Gdzie
biegniesz?
– Ratować
sytuacje – odpowiada Pansy tajemniczym głosem.
Dziewczyna
lekkim krokiem idzie w kierunku biblioteki. Z boku wydaje się, że jej
zachowanie jest jak najbardziej zwyczajne, ja jednak wiem, że jej serce bije
też naprawdę szybko, a dłonie zaczynają się pocić.
– Co ja robię,
do cholery… – mamrocze cicho pod nosem.
W końcu
przekracza próg biblioteki, kiwa lekko głowa w stronę pani Prince, by zaraz
zniknąć między regałami. Tam opiera się o półki i bierze jeden głęboki wdech, a
zaraz potem kolejny. I tak trzykrotnie. Gdy w końcu jest pewna, że pozbyła się
całego stresu, uśmiecha się lekko, całkiem zwyczajnie, i wychodzi zza regałów z
rękoma swobodnie opuszczonymi wzdłuż ciała.
– Granger –
rzuca krótko i nim Hermiona zdąży zareagować, Pansy dosiada się do jej stolika.
– Jak leci?
Hermiona
prawie wypuszcza pióro z dłoni. Marszczy brwi i wygina usta w skupieniu
analizując sytuacje.
– Słucham? –
mówi w końcu.
Pansy uśmiecha
się złośliwie.
– Pytałam jak
leci…?
– Och,
oczywiście, że wiem, o co się pytałaś. Bardziej interesuje mnie: dlaczego
zadajesz takie pytanie mnie?
– Uznajmy, że
to ciekawość… – odpowiada Pansy, a jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększa.
– Ostatnio nie wyglądasz zbyt dobrze… Bezsenność, nie mylę się?
Hermiona
odkłada pióro i najpierw opiera łokcie na stoliku, a następnie na dłoniach
opiera swój podbródek.
– Ostatnio…
– mówi przeciągając sylaby. – A więc kiedy?
– W ostatnim
czasie…
Dziewczęta
spoglądają sobie w oczy, ostatecznie to jednak Hermiona pierwsza odwraca głowę.
Pansy uśmiecha się na to z satysfakcją.
– Czego ty
chcesz, Parkinson?
Pansy wzrusza
ramionami i opiera się wygodnie o oparcie krzesła. Jej oczy błyszczą, bo czuje,
że wszystko pójdzie w dobrą stronę.
– Jak ci
minęły święta, Granger? Miałaś sporo pracy w Wigilię, nieprawdaż?
Hermiona
zamiera. Oczywiście, myśli. Parkinson o wszystkim wie… Zagryza
wargę, a następnie kręci głowa, jakby chcąc pozbyć się wszystkich natrętnych
myśli. Nie ma sensu udawać, Hermiona zdaje sobie sprawę z tego, że im szybciej
przestanie bawić się z Ślizgonką w podchody, tym szybciej dowie się, czego ta
od niej chce.
– Robiłam to,
co mi najlepiej wychodzi – odpowiada w końcu Hermiona.
Pansy unosi
zdziwiona brwi.
– Doprawdy?
– Och,
oczywiście. Warzyłam eliksir.
– Warzenie
eliksirów to twoja specjalność? – Śmieje się Pansy. – A sądziłam, że ratowanie
świata przed wielkim, złymi śmierciożercami…
Mierzą się
spojrzeniami. Ku zaskoczeniu Hermiony Pansy uśmiecha się w końcu z wyraźnym
zadowoleniem i pochyla w jej kierunku.
– Jak się
czujesz z tym, że Malfoyowie są twoimi dłużnikami? Miłe uczucie, co?
– Nie są mi
nic winni, bo…
– Tak, tak –
przerywa jej Pansy. – Bo zrobiłam to, co musiałam, bla, bla, bla... Mam dobre
serce i w ogóle… Och, daj spokój, to irytujące.
Hermiona
zaciska mocno usta i wpatruje się w czarne oczy Pansy z złością. W końcu jednak
odpuszcza, wie, że wściekłość tutaj nie pomoże.
– Czego ty
chcesz? – Uświadamia sobie, że głos jej lekko drży.
– Właściwie,
to podziękować – mówi Pansy, ku zaskoczeniu Hermiony.
– Podziękować?
– szepcze Granger. – Ty chcesz mi podziękować…
Pansy opiera
się o krzesło i odwraca głowę. Spogląda gdzieś przed siebie zupełnie nieobecnym
wzrokiem.
– Draco –
zaczyna powoli, nawet nie patrząc na Hermionę – jest trudny. Ty lepiej niż
ktokolwiek inny o tym wiesz… Nienawidziłaś go i być może teraz też go
nienawidzisz, a mimo to pomogłaś mu, w chwili gdy ani ja, ani Blaise, czy
Teodor nie potrafiliśmy.
Pansy spogląda
na Hermionę z rozgoryczeniem.
– Jesteś
szlamą, na Merlina!, ale to właśnie ty uratowałaś Narcyzę… Może się myliliśmy,
może naprawdę popełniliśmy wiele błędów…
W oczach Pansy
zaczynają lśnić łzy, na ich widok Hermiona zabiera dłonie ze stołu i kładzie je
na swoich kolanach. Nie może uwierzyć w prawdziwość tej rozmowy.
– Okazałaś się
dużo lepsza niż ktokolwiek z nas, czystokrwistych, Granger – szepcze Pansy.
– Parkinson…
– Nie
przerywaj mi – syczy ostro Pansy.
Przez chwilę
nic nie mówi, błądząc wzrokiem po regałach wypełnionych książkami. Zaczęła tę
rozmowę i teraz musi ją skończyć. Dla Draco, dla Ślizgonów, dla siebie… Chce
móc ruszyć na przód i nie oglądać się za siebie. Najpierw jednak musi naprawić to,
co zostało zepsute.
– Ta wojna był
głupia… Mój ojciec mówił, że walczymy o lepszy świat… Ale jaki on jest? Pełen
bólu i cierpienia? Czy ran, których nikt nie jest w stanie wyleczyć?
Pansy znów
zamiera, spogląda na swoje dłonie; trzęsące się i zaczerwienione. Ne
wewnętrznych stronach pojawiają się ślady po paznokciach, nawet nie wie, kiedy
zaczęła wbijać je w swoją skórę.
– Patrząc na
ciebie, Granger, rozumiem, że wszyscy żyliśmy w jednym wielkim kłamstwie.
Szlamy wcale nie są od nas gorsze… – Pansy śmieje się ponuro. – Mam wrażenie,
że są od nas lepsze… Odważniejsze i może nawet mądrzejsze, a my, czystokrwiści,
baliśmy się was… Może to dlatego wybuchła wojna? Może Voldemort tylko podsycił
strach w naszych sercach? Strach przed utratą złota, stanowisk, władzy?
Pansy unosi
głowę i spogląda w oczy Hermiony.
– Przepraszam,
Granger. Za te wszystkie lata, gdy traktowałam cię z góry, choć nie miałam do
tego żadnego powodu. Twoja krew jest tak samo czerwona i pełna magii jak moja. Przykro
mi, że zrozumiałam to tak późno…
Słyszę bicie
serca Pansy. Słyszę bicie serca Hermiony. Nawet nie zdają sobie sprawy, że biją
w tym samym rytmie.
Mówi się, że
ludzie nigdy się nie zmieniają, to prawda. Nie zmieniają się, ukazują jedynie
swoją prawdziwą twarz. A prawdziwa twarz Pansy Parkinson jest piękna i urocza.
Prawdziwa Pansy Parkinson to cudowna dziewczyna i cieszę się, że kolejna osoba
może ją poznać.
Hermiona
milczy, cały czas wpatrując się w Pansy siedzącą naprzeciwko. Nie wie, co
mogłaby powiedzieć, ma wrażenie, że wszystkie słowa, które zdołałyby przejść
przez jej usta, są zbyt małe i zbyt nieodpowiednie na ten moment.
– Chciałabym –
Pansy bierze głęboki wdech, a następnie wypuszcza powietrze z świstem
–podziękować... Bo to, co zrobiłaś dla Draco… Dziękuję, Granger. Nie wiem, co
miedzy wami zaszło w te święta, ale to go męczy. Obserwowałam cię, Granger,
stąd wiem, że ty czujesz to samo, tę…
– Nie kończ –
przerywa cicho Hermiona. – Nie mów nic dalej, proszę.
Pansy kiwa
głową.
– Masz rację,
już i tak zbyt wiele powiedziałam.
Wstaje i rusza
w kierunku wyjścia. Hermiona jeszcze kilka minut spogląda na puste krzesło
przed sobą, aż w końcu również wstaje i niemal biegnie w kierunku drzwi.
– Parkinson! –
krzyczy na korytarzu. – Parkinson, stój!
Przebiega
krótki odcinek dzielący ją od Ślizgonki i spogląda na nią pewnie z lekkim
uśmiechem.
– Każdy
zasługuje na drugą szansę – mówi i wyciąga w jej kierunku rękę. – Hermiona
Granger, miło mi.
Dziewczyna
patrzy na nią z niedowierzaniem, ale w końcu również się uśmiecha. Ściska jej
dłoń i lekko nią potrząsa.
– Pansy
Parkinson, mi również miło cię poznać, Hermiono.
***
11 stycznia 1999
Ostatnio Pansy zachowuje się dość dziwnie?
Przed sobotą chodziła cała spięta i była
zupełnie nieobecna. Nawet nie gadała tyle, co zawsze! W pierwszej chwili
odczuwałem ulgę, bo czasami trajkotanie Pansy jest nieznośne, ale później
zacząłem się tym martwić. Zapytałem nawet Teodora, czy wie coś na ten temat,
ale on – co jest jeszcze bardziej dziwne!
– uśmiechnął się, jakby co najmniej wygrał tysiąc galeonów i powiedział, że
Pansy to Pansy i że czasami trudno zrozumieć jej zachowanie…
Przełom natomiast nastąpił w sobotę…
Pansy zniknęła jeszcze w trakcie śniadania.
Minąłem ją w drzwiach Wielkiej Sali, a on była kimś tak niezwykle
zainteresowana, że nawet nie zareagowała na moje „Cześć”. Później szukałem jej
przez prawie godzinę! Potrzebowałem jej pomocy – ma książkę, z której chciałem
skorzystać, by lekko uwiarygodnić argumenty w moim wypracowaniu z obrony. W
końcu jednak się poddałem i poszedłem do biblioteki, a tam – jestem niemalże
pewien – Pansy siedziała przy jednym stoliku z Hermioną Granger! I rozmawiała z
nią!!!!
Nie wiem, co Pansy próbuje osiągnąć, ani po
co, jednak wiem, że nic dobrego nie może z tego wyniknąć…
Draco
Draco upuszcza
pióro, a na zapisanej kartce pojawia się kleks. Z ulgą zauważa, że ostatni
akapit jest niemal całkowicie zamazany. Jak najszybciej kreśli resztę, tak by
nie musieć patrzeć na tę chwilę słabości.
Opiera głowę o
wezgłowie sofy i przymyka oczy.
– Salazarze –
szepcze. Naprawdę mi jej brakuje…,
dodaje w myślach.
***
Hermiona
zawzięcie pisze coś na pergaminie. Jej włosy zakrywają całą twarz i mimo że
niezwykle ją irytują nie ma czasu choćby na moment oderwać się od notowania. W
głowie dudnią jej tylko formułki zaklęć, a także jedno słowo: Egzaminy!
Mam ochotę się
zaśmiać. Przez cały ten czas, gdy obserwuję, rzadko kiedy mam sposobność
zobaczenia takiego skupienia, takiego oddania i poświęcenia! Kto by pomyślał,
że ta zaledwie dziewiętnastoletnia dziewczyna tak bardzo zaangażuje się w
powtarzanie do egzaminów… Patrząc na swobodę innych osób z jej rocznika, trudno
mi przestać ją podziwiać. Najwspanialsze w tym jednak jest to, że udało jej się
przekonać jeszcze kilka innych osób do tego, by wspólnie zacząć się uczyć. Przy
jednym ze stolików z bibliotece siedzi całkiem spora grupa osób. Prócz Hermiony
jest tutaj kilku Krukonów: Luna, Michael Corner, Terry Boot, Anthony Goldstein,
Lisa Turpin, a nawet i kilku Puchonów: Hannah Abbott, Susan Bones, a także Justyn
Finch–Fletchley. Wszyscy spotkali się dzisiejszego wtorkowego wieczoru, żeby w
spokoju powtórzyć materiał, który udało im się omówić w weekend.
– Tutaj mam
pytania! – mówi Hermiona i z zadowoleniem unosi pergamin nad głowę i macha nim
delikatnie.
– I jak to
będzie wyglądać? – pyta Hannah.
Odpowiedzi
udziela jej Luna, uśmiechając się delikatnie, a jednocześnie pewnie.
– Za chwilę
Hermiona powycina pytania, a my kolejno będziemy je losować i na nie
odpowiadać. Jeśli nie będziemy znali odpowiedzi, pytanie przejdzie na osobę
siedzącą po naszej lewej stronie.
Hannah kiwa
głową i odwraca wzrok. Nie wie, jak rozmawiać z Luną, zwłaszcza, że czuje
wyrzuty sumienia. Jest niemal pewna, że to właśnie ona była jednym z wielu
powodów, które doprowadziły do rozpadu związku Neville’a i Luny.
– Kto zaczyna?
– pyta Hermiona, gdy rozkłada pocięte i zwinięte w ruloniki pytania na środku
stołu.
– Może ty,
Miona? – sugeruje Terry, uśmiechając się do dziewczyny szeroko. Hermiona ze
zdziwieniem zauważa, że jego niebieckie oczy błyszczą, gdy na nią spogląda.
– Jasne –
mamrocze, opuszczając głowę. Nie chce, by Terry zauważył, że na jej policzkach
pojawiają się rumieńce.
Hermiona w
skupieniu spogląda na ruloniki, by w końcu wybrać sobie ten leżący nieopodal
Susan. Rozwija go i niemal uśmiecha się na widom pytania. Po cichu liczyła, że
uda się jej wylosować właśnie to.
– Wymiń Prawa
Gampa, a następnie podaj wyjątki od tych praw.
Hermiona
widząc zakłopotanie na twarzach Luny i pozostałych daje im chwilę na
znalezienie odpowiedzi w podręczniku, a następnie zaczyna recytować formułkę z
charakterystyczną dla siebie dumą wyczuwalną w głosie.
– Prawo
pierwsze: Przetransmutować można każde ciało stałe, ciecz, plazmę i gaz oraz
materię i niematerię. Prawo drugie: Każdy obiekt można dowolnie poddawać
działaniu transmutacji. Wyjątkiem od tych prawa są: różdżka, próżnia, uczucia,
pieniądze i metale szlachetne, duchy i osoby, a także jedzenie i picie, którego
nie można stworzyć, a które można zmienić w coś innego.
Wszyscy
siedzący przy stoliku spoglądają na Hermionę wyraźnie zmieszani, a w oczach
niektórych widać wyraźnie skrzące się iskierki złości, zupełnie jakby fakt, że
Hermiona odpowiedziała poprawnie bardzo ich zdenerwował.
Jako pierwszy
odzywa się Justin. Krzywi się lekko i wpatruje się w nią niemal agresywnie.
– Nie mogłaś
przygotować prostszych pytań, Hermiono? Czy zrobiłaś to specjalnie, żeby
udowodnić nam, jaka to dobra we wszystkim jesteś?
Hermiona
zamiera, a uśmiech znika z jej ust. Rumieni się, ale nie z zakłopotania, a ze
złości.
– Nie wiesz,
jakie pytanie przygotuje komisja, Justinie. Równie dobrze mogą być one tak
trudne, że z łatwością je oblejesz! – unosi się, a Justin jedynie prycha z
rozgoryczeniem.
– Tego pytania
na pewno nam nie dadzą. – Wzrusza ramionami Lisa i uśmiecha się złośliwie. –
Więc niepotrzebnie uczyłaś się tego na pamięć.
Hermiona już
chce coś odpowiedzieć, ale ubiega ją Terry. Patrzy na Lisę z góry i sprawia, że
jej pewność siebie znika równie szybko, co się pojawiła.
– Przypomnij
mi, Liso, czy nie chciałaś przypadkiem studiować transmutacji? Nie sądzę, aby
to było dobre miejsce dla ciebie skoro nawet nie znasz Praw Gampa.
– Nie każdy
musi je znać! – broni się Lisa.
– Uwierz mi,
Liso, każdy student musi je znać! – mówi Luna z krzywym uśmieszkiem i trąca
Hermionę łokciem. Uśmiechają się do siebie porozumiewawczo.
– Moim zdaniem
to tylko marnowanie czasu. – Justin wzrusza ramionami i spogląda na Hermionę
złośliwie. – A ty, Hermiono, pewnie chciałaś znów przypomnieć nam, jaka to
jesteś mądra.
Hermiona unosi
wysoko głowę i spogląda na Justina i Lisę z uśmiechem, w którym nie ma nawet
grama życzliwości.
– Nie muszę o
tym przypominać, ani wam, ani tym bardziej sobie.
– Oczywiście.
– Lisa prycha głośno.
– Dajcie już
spokój! – odzywa się zirytowana Susan. –
Lisa, może teraz ty?
Lisa unosi
wysoko głowę i chwyta pierwszą lepszą karteczkę. Rozwija ją i zaczyna czytać, a
z każdym kolejnym słowem jej mina rzednie.
– Opisz, co
jest powodem komplikacji w przemianie w iguanę…
Lisa zaciska
dłonie na papierze i drze go na drobne kawałeczki, cały czas patrząc prosto w
oczy Hermionie.
– Chcesz mnie
upokorzyć!
– Chcę,
żebyśmy byli dobrze przygotowani do egzaminów – odpowiada spokojnie Hermiona. –
Teraz będziesz wiedzieć, nad czym powinnaś popracować.
–
Przygotowałaś te pytanie tak, żebyś tylko ty znała na nie odpowiedź!
Zdenerwowana
wstaje i spogląda na wszystkich z wyższością. Za jej śladem podążą Justin,
który zrywa się z miejsca równie szybko, co ona.
– Nie
sądziłam, że jesteś taka złośliwa! – mówi Lisa i odwraca się, by dumnym krokiem
ruszyć w stronę z wyjścia z biblioteki.
Wszyscy
siedzący przy stoliku patrzą kolejno po sobie, a potem jako pierwsza odzywa się
Susan:
– Cóż, nie wiem
jak wy, ale akurat na to pytanie znam odpowiedź.
Michael śmieje
się cicho i kiwa potwierdzająco.
– Ja też.
– I ja w sumie
też – przytakuje Hannah, w tym samym momencie, co Anthony.
Terry uśmiecha
się szeroko i mruga porozumiewawczo do pozostałych.
– Coś mi się
zdaje, że Justin i Lisa będą doskonałymi pracownikami.
Jako pierwsza
śmiechem wybucha Hermiona.
Siedzą jeszcze
przez pewien czas powtarzając i notując odpowiedzi na pytania, które sprawiają
im trudności. Gdy zbliża się dziesiąta pani Prince osobiście przychodzi do ich
stolika, by poinformować ich, że pora już się zbierać. Luna ściska Hermionę i
zgrabnie wymija bibliotekarkę, by po chwili zniknąć w drzwiach, to samą robią
Puchoni i Michael, tak że z Hermioną zostaje jedynie Terry.
– Odprowadzić
cię do wieży? – pyta z uśmiechem.
Hermiona
spogląda na niego zaskoczona.
– Nie trzeba,
naprawdę.
– No, chodź,
nie mogę pozwolić, by zaatakować cię jakiś zły duch… Zwłaszcza, że nie mogłabyś
go w nic przetransmutować… – mówi zadziornie, a Hermiona wybucha głośnym
śmiechem.
– Nie
wiedziałam, że Lisa zareaguje tak ostro – przyznaje po chwili Hermiona. – Nie
chciałam jej zdenerwować.
Terry wzrusza
ramionami.
– Lisa
ostatnio wszystkich irytuje. Uważa się za niezwykle ważną, bo jej ojciec dostał
awans i teraz tylko jedno stanowisko dzieli go od bycia szefem całego
Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof.
– I sądzi, że
ją zatrudni?
– Nie wiem, co
chodzi jej po tej ciemnej główce i naprawdę nie chcę wiedzieć…
Hermiona
uśmiecha się szeroko, choć w jej oczach widać ślady smutku. Mimo że zdążyła już
przyzwyczaić się do tego, że sporo osób zwraca się do niej z zazdrością, to
wciąż odczuwa żal, gdy zauważa tę niechęć.
– Hej… – Terry
trąca ją łokciem i spogląda na nią z góry. Jest niemal o głowę wyższy od
Hermiony. – Przecież Hermiona Granger nie daje się złamać, a już na pewno nie
brunetce z przeciętną inteligencją.
– Nie mów tak!
– Śmieje się znów Hermiona. – To nie jest przeciętna inteligencja.
– Powiedziałem
to tylko z grzeczności, właściwie to uważam, że jest poniżej średniej.
Terry uśmiecha
się rozbrajająco, na co Hermiona kręci głową z niedowierzaniem. Boot ma
niesamowite poczucie humoru!
– No i
jesteśmy – mówi chłopak, zatrzymując się w odpowiedniej odległości o portretu
Grubej Damy.
Hermiona unosi
brew, widząc jak ten spogląda sceptycznie na portret.
– Ona mnie
trochę przeraża – wyznaje konspiracyjnym szeptem, lekko pochylając się w jej
stronę. – Ostatnim razem, gdy tu byłem chyba mnie podrywała.
Hermiona
zakrywa usta dłonią, chcąc zdusić chichot. Kiwa głową z powagą i spogląda
Terry’emu w oczy.
– I pewnie
teraz boisz się zbliżyć do jakiejkolwiek dziewczyny?
Terry uśmiecha
się zadziornie i przekrzywia głowę.
– Boję się
tylko tych z portretów, w przeciwnym razie nie stałbym tutaj z tobą, prawda?
Dziewczyna
odwraca wzrok zaskoczona. Kiwa głową i rusza w kierunku wejścia do Pokoju
Wspólnego Gryffindoru. Terry łapię ja za ramię i delikatnie je ściska.
– Hermiono,
chciałabyś jutro pouczyć się ze mną? – pyta niepewnie. Puszcza jej rękę i przeczesuje
dłonią swoje falowane, czarne włosy.
Hermiona zdaje
się być zaskoczona i nieco zawstydzona. W końcu jednak kreci głową, pozbywając
się z niej niepotrzebnych myśli i uśmiecha się szeroko do chłopaka.
– Z
przyjemnością, Terry.
***
Blaise opiera
się o jedną z kolumn na szkolnym dziedzińcu. Mimo że pada śnieg i jest
niesamowicie zimno ubrany jest tylko w koszulę i sweter. Obok niego na jednej z
ławek siedzi Teodor: jest całkowicie skupiony na książce, którą czyta.
– Teo… –
Blaise klepie przyjaciela w plecy.
– Zamknij się
– warczy Teodor odsuwając się na drugi koniec ławki.
Blaise wzrusza
ramionami i znów wpatruje się w sypiący śnieg. Jest rozdrażniony, a powoli
sunące ku ziemi płatki śniegu, uspokajają go. Od czasu ostatniej rozmowy z
Ginny minęło już kilka dni, a dziewczyna najwyraźniej uznaje, że unikanie go
sprawia jej niesamowitą frajdę! Blaise wie, że zrobił z siebie głupka, nie
powinien był wtedy zachowywać się tak nieodpowiednio, zwłaszcza że Ginny wciąż
jeszcze kocha tego idiotę Pottera. Ale jest mu coraz trudniej ukrywać swoje
uczucia! Ile by dał za możliwość całowania jej, przytulania, a przede wszystkim
nazywania swoją dziewczyną! Zakochał się i nic na to nie poradzi. Nie może
spać, nie może jeść, bo gdy siedzi w Wielkiej Sali chce tylko spoglądać w
kierunku Ginny, a gdy zamyka oczy, choć na jeden krótki moment, widzi jej
roześmianą twarz…
– Cholera! –
klnie pod nosem, a Teodor słysząc to wzdycha.
– Wiesz, co to
znaczy: zamknij się? – pyta zirytowany. Zatrzaskuje głośno książkę i spogląda
na niego ze złością.
– Mam ci
przypomnieć, Nott, że zaciągnąłem cię tu nie po to, żebyś czytał, tylko żebyś
mi pomógł?
Teodor
spogląda na niego poważnie, ale już po chwili śmieje się, kręcą głową.
– Jak ja mam
ci pomóc, kiedy Weasleyówna ma cię w nosie?
– Teo… – mówi
Blaise, a jego głos brzmi groźnie.
– Merlinie,
nie jestem ekspertem od związków! – warczy Teodor. – A właściwie, to na jakiś
czas staram się sobie od nich odpocząć, nie zauważyłeś? Nie możesz iść do
Pansy, albo Dafne?
Blaise prycha.
– Jasne, pójdę
do Pansy lub Dafne, zapomniałeś tylko, że one obie przyjaźnią się z Tracey!
Moją byłą! – rzuca poirytowany.
– Naprawdę,
Blaise, twoje życie miłosne jest niezwykle interesujące, powinieneś napisać
powieść, może byłbyś popularniejszy niż Gilderoy Lockhart…
Draco opada na
ławkę obok Teodor i spogląda na Blaise rozbawionym wzrokiem. Teodor zaś z
trudem powstrzymuje śmiech.
– Jesteście
kretynami!
– Stary –
zaczyna Teodor – Draco dobrze mówi. Popatrz tylko: zdjęcia, wywiady w Proroku,
może jakaś trasa po wszystkich czarodziejskich wioskach w Wielkiej Brytanii, a
na dodatek tłumy skandujące twoje imię: Bla-ise! Bla-ise!
– Bla-ise! Bla-ise!
– przyłącza się Draco i teraz razem krzyczą imię przyjaciela.
– Czasami
zastanawiam się, czemu nie zaprzyjaźniłem się z portretem Krwawego Barona…
Teodor wzrusza
ramionami i spogląda na Blaise. Nagle jego wzrok pada na zbliżającą się do nich
postać. Teodor klnie pod nosem i kiwa w stronę Draco.
– My już
będziemy szli – mamrocze Draco, wstając i kierując się w przeciwnym kierunku,
niż ten, z którego nadchodzi Ginny Weasley.
Blaise patrzy
na nich zaskoczony, a zaraz potem odwraca się. Gdy dostrzega Ginny uśmiecha się
szeroko.
– Cześć.
– Cześć –
odpowiada Ginny nieco mniej entuzjastycznie. Blaise od razu wyczuwa, że coś z
jej zachowanie jest nie w porządku.
– Może chodźmy
do szkoły – proponuje chłopak. – Jest zimno, nie chcę żebyś się przeziębiła.
Ginny kreci
przeczącą głową, choć obejmuje się ciasno ramionami. Spogląda na Blaise’a
smutnym wzrokiem.
– Przepraszam
za to, że ostatnio tak dziwnie się
zachowywałam – mówi cicho. – Mam straszne wyrzuty sumienia…
– Daj spokój.
– Śmieje się nieco wymuszenie. – Przecież to nic wielkiego.
Ginny spogląda
w jego oczy, a on znów mimowolnie zatraca się w jej spojrzeniu. Jego serce
zaczyna bić szybciej, a on skupia się całkowicie na niej. Nie ma znaczeni, że
są tylko przyjaciółmi, nie ma w tej chwili znaczenia, że może ją stracić przez
jeden nieodpowiedni krok. Niemal wyciąga w jej kierunku dłonie, by w końcu
dotknąć jej policzka, podbródka, a dalej ust. Ginny jednak kręci głową i
wzdycha. Nie zauważa, że zachowanie Blaise’a się zmienia.
– Chodzi mi o
to, że uwielbiam czas, który spędzamy razem. Naprawdę cię lubię, Blaise, i mimo
że nie znamy się jakoś bardzo długo, uważam cię za przyjaciela – niemal szepcze
Ginny.
Blaise
uśmiecha się szeroko, na te słowa.
– Ja też cię
lubię, Ginny.
Dziewczyna
jedynie kreci głową, słysząc to.
– Chcę mieć w
tobie przyjaciela, Blaise.
Przymyka oczy
i dodaje:
– Tylko
przyjaciela…
Blaise zaciska
usta i kiwa głową. Nagle zaczyna odczuwać chłód panujący na zewnątrz. W jednej
chwili jego serce rozrywa się na milion drobnych, powykrzywianych kawałeczków,
z których żaden już nie stworzy całości.
– Oczywiście,
Ginny. Jesteśmy i będziemy przyjaciółmi… – mówi te słowa pustym głosem.
Ginny uśmiecha
się lekko do niego i przytula go mocno, ale z dozą ostrożności i dystansu.
Blaise pozwala sobie na wciągnięcie zapachu jej włosów i obiecuje sobie jedną,
ważną rzecz:
Nie poddam się, myśli. Nie zrezygnuję z niej.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Taki słodki.. masz kolejną wierną czytelniczkę. :)
Pozdrawiam ciepło :D
Dziękuję bardzo! <3 Cieszę się, że rozdział się podoba i że postanowiłaś zostać na dłużej! :D
UsuńLubię Twoją Pansy :) zazwyczaj przedstawiana jest jako postać negatywna a u Ciebie zachowując swoje ślizgońskie cechy to naprawdę świetna dziewczyna... podobała mi się bardzo jej rozmowa z Teo na początku rozdziału :) to mała cwana bestia :D co do rozdziału to jak zwykle genialny. Lubię bardzo sposobów w jaki piszesz. Wspaniale dialogi. Bardzo przyjemnie się to czyta. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam i weny :) s.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc: kocham wszystkich Ślizgonów i z bólem serca czytam o tym jak kreowani są na brutali, debilów, idiotów, dziwki, suki... No błagam, czy ktoś w to wierzy?! Jasne, mogli być wredni, ale nie rzucali niewybaczalnych pod nosem MacGonagall, jeśli chcieli się na kimś zemścić to też w inny sposób. Dalej, nie zmieniajmy Hogwartu w burdel. Cholera, jak czytam os takiego to moja pierwszą reakcją jest wyjście z tej strony... A potem otworzenie scyzoryka i znalezienie tego aŁtora :/ Czy nie zapominamy, że akcja ma miejsce w latach 90-tych XX wieku? Wtedy młodzież była inna, inaczej myślała, troszkę inaczej się zachowywała...
UsuńW tym opowiadaniu staram się naprawić nieco to jak dotąd przedstawiani są Ślizgoni, itp. I cieszę się, że na razie mi to wychodzi. Bo zdaje się, że udaje mi się to całkiem nieźle skoro tylu osobom, nielubiącym Pansy, w moim opowiadaniu im się podoba :D
Dziękuję bardzo za miłe słowa, cieszę się, że rozdział się podoba, a na kolejny zapraszam już w niedzielę :D!
Pokazałaś nam dziś dojrzałą Pansy i normalnie Cię za to UWIELBIAM. :D Nie zmieniłaś jej charakteru, nadal uważa Hermionę i innych za szlamy, ale jednak pokazała, że się zmieniła dość fundamentalnie i potrafi przeprosić. W ogóle Twoich Ślizgonów da się lubić i to tak bardzo bardzo.
OdpowiedzUsuńWprowadziłaś też kolejną postać, która wydaje mi się totalnie w punkt. Od razu z miejsca uznałam, że Terry jest świetny, i jestem ciekawa, jak to tam z nim i Hermioną będzie.
W ogóle Lisa i Justin podczas nauki - zawsze mnie czymś pozytywnie zaskoczysz. :) To takie... realne, że mogli się tak zachować. Takie wstawki dodają całej tej historii przyziemności.
Ze spraw technicznych - trochę pogubiłaś przecinki (np. przy imiesłowach) i wkradły się drobne literówki. Ale to na tyle niewielkie sprawy, że nie przeszkadzają w czytaniu. To ja mam zbyt wrażliwy na szczegóły wzrok. :p Aaa, i jeszcze eliksiry się warzy, a nie waży. Tzn. ważyć też można, ale to inne znaczenie. ;)
Generalnie rozdział połknęłam od razu i chyba nawet szybciej niż poprzedni. I teraz cierpliwie czekam na ciąg dalszy. :)
Pozdrawiam ciepło!
O, agatte, dziękuję <3! Uwielbiam czytać Twoje komentarze, są niesamowicie motywujące :*!
UsuńJak już mówiłam chyba tysiąckrotnie kocham Ślizgonów, sama jestem rasową Ślizgonką i nie potrafię przedstawiać ich w takiej okrutnej wersji, w jakiej zazwyczaj występują w ff.
Dziękuję! Też lubię Terry'ego, ale nie mogę zdradzić, co to tam między nim, a Hermioną będzie, i czy w ogóle będzie, o tym w kolejnych rozdziałach :D
Tak, tak, zapomniałam wspomnieć na początku, że rozdział jest niezbetowany. Dopiero po opublikowaniu wysłałam go Cassie i nie zdążyła jeszcze sprawdzić, ale spokojnie, niedługo wszystko będzie poprawione :D
Dziękuję bardzo za cieplutkie słowa! Bardzo mi miło! <3 :*
Witaj, Charlotte!
OdpowiedzUsuńNo w końcu ktoś pokazał Pansy, jako wartościową, młodą osobę, która większość złych decyzji podjęła, z racji na fakt życia wśród zwolenników Voldemorta. Bardzo, bardzo mi się to podoba.
"Zostańmy przyjaciółmi". Nie wiem, dlaczego, ale zawsze irytuje mnie taka sytuacja, ale coś czuję, że Blaise wywalczy serce Ginewry, w końcu jest jedną z moich ulubionych postaci ze świata Ślizgonów.
Przemyślenia Pansy odnośnie jej chłopaka, popieram jej zdanie. Skoro pokazałaś ją, jako silną i niezależną kobietę, to zdecydowanie - nie może dać się obezwładnić mężczyźnie.
Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny!
Witam, witam! :D
UsuńCieszę się, że tak wielu osobom podoba się moja Pansy, a jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, ze masz o niej podobne zdanie, co ja! ;)
Ojejku, czasami zapominam jak wielu jest tutaj fanów Blaise'a... :O Zobaczymy jak się potoczy historia, kto wie? Może będzie szczęśliwe zakończenie dla Blinny? ;)
Dziękuję bardzo za miłe słowa, są niesamowicie motywujące :D!
Bardzo podoba mi się Twoja Pansy :) Zresztą, całe opowiadanie jest świetne, a każdy rozdział sprawia, że na się ochotę na więcej. Życzę duużo weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział 😍
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nawet trudno mi wyrazić w słowach to jak bardzo cieszę się, że opowiadanie się podoba! Wkładam w nie kawałek swojego serca i to niesamowite, że mogę czytać tak przychylne opinie. Dziękuję, dziękuje! <3
UsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać na swoje usprawiedliwienie. Komentuje dopiero teraz bo po prawdzie dopiero teraz znalazłam na to chwilkę czasu. Co oczywiście nie przekłada się na przeczytanie rozdziału, bo pochłonęłam go tuż po publikacji.
Wstaję i biję brawa dla Pansy, która w tym rozdziale urosła w moich oczach. I to bardzo. A wiec uwaga: Klap, klap, klap.
Kolejne brawa kieruje do tego naszego uparciucha, którego blond czupryna stale powoduje u mnie palpitacje serca. Fakt, że przyznał się choćby sam przed sobą, że brakuje mu Granger, kaze mi sądzić, że to zaledwie pierwszy stopień do tego, by się z nią pogodzić. Na co czekam z utęsknieniem (jak na prawdziwą fankę Dramione przystało).
Ehhh pozachwycałabym się jeszcze troszkę, ale zostawię to sobie na moment faktycznego zejścia się naszej dwójki.
Pozdrawiam i śle mnóstwo weny!
Iva Nerda
Nie musisz się usprawiedliwiać, Iva, raczej ja powinnam... Tak dawno mnie u Ciebie nie było, że już nawet nie pamiętam na czym skończyłam :( Ale jakoś nie mogę się zabrać za czytanie. Mam w zakładce tyle opowiadań do nadrobienia, tyle nowych do przeczytania, a nie potrafię zabrać się do pracy, nagle wszystko spada mi na głowię i znów nie mam czasu :( Ale obiecuję, że postaram się jeszcze w tym tygodniu u Ciebie pojawić!
UsuńDziękuję! W tym przypadku za oklaski dla Pansy, jest jej na pewno bardzo miło ;) A tym samym miło jest mnie. Cieszę się, że i Tobie moja Pansy się podoba! :D
Spokojnie, spokojnie, dramione będzie! Hej, nie zapominajmy, że w adresie przecież jest wschod-slonca-DRAMIONE :D! Ale wszystko w sowim czasie, chcę jak najbardziej urealnić ich historię. Przecież nie mogą z rozdziału na rozdział zacząć cię całować i wielbić nad życie... Zacznijmy od przyjaźni. W końcu jej ziarenko już się pojawiło, teraz trzeba tylko pociągnąć to dalej ;D. Podlewać, podlewać, aż wyrośnie piękna łodyga, a tam pojawią się listki i pąki. Pąki miłości, prawda? (Ale mi się na metafory zebrało :D! )
A moment zejścia naszej dwójki, zapewne ku Twojej uciesze, już niedługo. Szybciej niż myślisz ;)
Dziękuję, kochana, za takie cieplutkie słowa! <3
Być może to już nudne, że powtarza to kolejna czytelniczka, ale kocham taką Pansy! Jest idealna w każdym calu. Nie zmieniła diametralnie poglądów, ale mimo to postanowiła coś zadziałać. Świetnie ją przedstawiłaś. Mogę tylko gratulować!
OdpowiedzUsuńRozśmieszyła mnie reakcja Draco na to, że Pansy rozmawia z Hermioną. To było takie urocze, a potem kolejne przekreślone zdanie i plątająca się w głowie myśl, że mu jej brakuje. Och, Merlinie moje serce <3
Hermiona i nauka to coś, co uwielbiam. Sposób w jaki zamierzała uczyć się ze znajomymi, bardzo kreatywny. Szkoda tylko, że dwoje nie zrozumiało idei. No cóż, życie :D Terry wydaje się całkiem w porządku ;)
Końcówka i Blaise, ech coraz bardziej mi go szkoda, ale trzymam kciuki żeby się nie poddał <3
Czekam na kolejny rozdział, życząc weny i czasu!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
PS. Zapraszam na nowe krótkie opowiadanie u mnie pt. "Zakazani"
Wcale nie nudne! Cieszę się niezwykle, że Pansy zrobiła taką furorę i że została doceniona! Uwielbiam jej postać, lubię o niej pisać i ją kreować. To jedna z moich najukochańszych osób w całym Wschodzie :D!
UsuńTak, powoli, powoli, zbliżamy się do momentu zejścia się naszej kochanej dwójki: Draco i Hermiony. Jeszcze tylko chwila, zaledwie krótka. Jak pisałam już Ivie: nastąpi to szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać ;)
Dziękuję raz jeszcze i obiecuję, że wpadnę do Ciebie najpóźniej pod koniec tygodnia ;)!
Dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie. Czytałam wiele opowiadań o tej tematyce, ale Twoje zdecydowanie wygrywa w każdym calu. Postacie są tak genialnie wykreowani, że czuję się jakbym czytała Rowling. Ogromne gratulacje!!
OdpowiedzUsuńA wiec witam serdecznie i zapraszam do zostania na dłużej! :D Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało! Naprawdę niezwykle miło mi czytać takie słowa, a dodatkowo porównanie do Rowling sprawia że rumienię się i kręcę głową z niedowierzaniem. To niesamowite i dziękuję za takie pochwały! <3 :*
Usuń