Wolność
Być wolnym... to nic, ale odzyskać wolność –
to niebo.
~ Johann Gottlieb Fichte
W klasie, w
której zazwyczaj odbywają się lekcje numerologii, panuje cisza przerywana
jedynie dźwiękami piór sunących po pergaminach.
Jeszcze tylko
pięć minut. Pięć minut, by w końcu lekcje dobiegły końca.
Hermiona
zaciska palce na książce i wpatruje się w zegar wiszący nad biurkiem profesor
Vector. Każdy ruch wskazówek przyjmuje z ulgą. Czuje, że nie wytrzyma dłużej
siedząc w klasie. Od rana – a dokładnie od pierwszej lekcji, a więc eliksirów –
jest strasznie rozdrażniona. Całą swoją uwagę skupia na nieobecności jednej
osoby – Draco Malfoya. Chłopak nie pojawił się ani na śniadaniu, ani na
eliksirach. Zajęcia z transmutacji również ominął. Hermiona, choć nienawidzi
siebie za to, że tak reaguje, martwi się o niego. Przez ten czas, kiedy zdawali
się być naprawdę blisko, Hermiona zdążyła zauważyć, że Draco naprawdę pilnie
podchodzi do nauki. Bez konkretnego powodu nie ominąłby lekcji, z których
podchodzi do owutemów!
Zaczyna
dzwonić dzwonek.
Hermiona
podrywa się z miejsca i jak najszybciej wrzuca swoją książkę i zapisane
pergaminy do torby, a następnie przewiesza ją sobie przez ramię. Szybkim
krokiem idzie w kierunku drzwi i wychodzi, jako pierwsza. To właśnie na
korytarzu zatrzymuje się całkiem zagubiona. Dokąd ma zamiar iść? Przecież nie
podejdzie do któregoś ze Ślizgonów i nie zapyta się, co się dzieje z Malfoyem.
Uświadamia sobie, że jej zachowanie jest bezsensowne, w końcu, co ją obchodzi
Draco? Nie są przyjaciółmi, ba, nie są nawet dobrymi znajomymi. Łączył ich
jeden cel, ale on został osiągnięty, więc nie mają wobec siebie żadnych
zobowiązań…
Hermiona
uświadamia sobie, że nie ma żadnego dobrego powodu, dla którego powinna teraz
zacząć szukać chłopaka.
Zaciska mocno
usta i krzywi się nieznacznie. Naprawdę brakuje jej obecności Draco. Ostatnie
miesiące były ciężkie; pełne niepewności, napięcia, ale w jakiś sposób… szczęśliwe?
Odwraca się na
pięcie i jak najszybciej kieruje się w stronę opuszczonej klasy, w której
ostatnimi czasy tak często bywała. Już po kilka minutach staje przed drzwiami i
po chwili zastanowienia wchodzi do środka. Teraz sala zdaje się być opuszczona
i osamotniona, brakuje jej blasku, który dawały świece. Ale oczyma wyobraźni
Hermiona wciąż widzi rozstawione na środku palenisko, a nad nim kociołek z
warzącym się eliksirem. Stawia swoją torbę na ziemi i rozgląda się uważnie…
Czy to
możliwe, że przywiązała się do tej starej, zapomnianej klasy? I czy to dziwne,
jeśli przywiązała się do… do niego…
Na usta
Hermiony zakrada się uśmiech pełen goryczy, gdy wspina się na parapet i podkula
nogi. Do reszty już zwariowała, bo chyba zaczęła tolerować, a może nawet lubić,
towarzystwo Draco Malfoya. I, na Merlina, naprawdę jej go brakuje…
Nagle jej
uwagę przykuwa zwinięty i lekko poszarpany pergamin. Hermiona marszczy brwi, a
następnie zeskakuje z parapetu, poprawia spódnicę i pochyla się, by podnieść
kartkę. Jest pewna, że posprzątała salę dokładnie i nie ma możliwości, by
przeoczyła cokolwiek. Więc, czyje to? Jej nieposkromiona ciekawość doprowadza
do tego, że Hermiona rozwija pergamin i powoli zaczyna czyta.
Bardzo szybko
żałuje, że to zrobiła.
To list
wzywający na przesłuchanie do ministerstwa. Adresowany do Draco Lucjusza
Malfoya.
Hermiona
przymyka oczy i opiera czoło o ścianę, pozwala by list wysunął się z jej rąk i
upadł na ziemię. Uświadamia sobie, że przynajmniej poznała powód dzisiejszej
nieobecności chłopaka.
Zaciska
dłonie. Wolałaby jednak żyć w błogiej nieświadomości.
***
Draco Lucjusz Malfoy…
Chłopak
zaciska dłonie na prześcieradle i z trudem łapie oddech. Wszystkie mięśnie bolą
go niemiłosiernie jakby został poddany torturom. Każdy skrawek jego ciała
przeszywa ból.
Śmierciożerca…
Spod
przymkniętych oczu zaczynają spływać łzy. Suną po jego policzku, po szyi, wciąż
wędrują dalej, aż w końcu opadają na poduszkę. Draco obraca się na bok i kuli
na łóżku. W mroku jego ciało zdaje się być tylko cieniem.
Winny…
Otwiera
gwałtownie oczy. Jego ciałem wstrząsają dreszcze. Siada na łóżku i zaczyna się
rozglądać. Miękki materac ugina się pod jego ciężarem.
Rozgląda się
uważnie wciąż z trudem łapiąc oddech. Jego serce bije jak oszalałe.
To jego pokój w
Hogwarcie. To jego łóżko, stojące obok łóżek Blaise’a i Teodora. Jego
przyjaciele są blisko.
Wzdycha.
Już koniec –
to nie Azkaban.
Zakrywa dłońmi
twarz. Ostatnio nie miewał już tego koszmaru, ale po wczorajszym przesłuchaniu
wciąż nie może się pozbierać. Przypomniano mu, jak bardzo bezbronny jest wobec
swojej przeszłości. Nieważne, co zrobi przeszłość będzie rzucać cień na
wszystkie jego działania. Uśmiecha się gorzko. Nigdy nie dadzą mu spokoju.
Musiałby chyba oddać życie, za któregoś z tych przeklętych bohaterów wojennych, żeby
jego grzechy zostały zapomniane.
Powoli kładzie
głowę na poduszce, wciąż mokrej od łez. Zaciska mocno oczy, stara się wytrzymać,
choć ból rozsadza każdy cząsteczkę jego umysłu.
Dzisiejszej
nocy już nie zaśnie.
***
6 styczeń 1999
Powiedzieli, że będą mnie obserwować. Nie uznali mnie winnym, ale nie
uznali też, że jestem niewinny.
Pieprzone Ministerstwo Magii.
Chcą zniszczyć ostatnią cząstkę nadziei w
moim życiu.
Czuję się jak zaszczute zwierzę, uwiązane na
łańcuchu i czekające na łaskę. Myślałem, że już jestem wolny, bo wszystko
zdawało się układać. Pozbierałem się, moja matka wyzdrowiała. Byłem gotów
zacząć od nowa.
Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, ze
ja naprawdę wierzyłem, wierzyłem, że to moje popaprane życie ma jeszcze sens!
Ale prawda jest taka, że oni zrobią wszystko, żeby mnie zniszczyć. Cegiełka po
cegiełce będą rozbierać mur – który odcina
mnie od tego, co było kiedyś – aż w
końcu on runie, a oni mnie dopadną. Raz już wypuścili mnie ze swoich szponów,
drugi raz tego nie zrobią. Nie pozwolą mi normalnie żyć.
Jest różnica pomiędzy istnieniem, a życiem.
Ja nie chcę istnieć.
Pragnę móc żyć. Chcę w końcu odnaleźć swojej
pieprzone szczęście!, bo mi się należy. Jeśli wszyscy inny mogą je mieć, ja też
tego chcę! Chcę nie mieć problemów, chcę nie musieć przejmować się tym, co
pomyślą inny, chcę nie mieć na głowie nieustannie Ministerstwa, chcę, chcę,
chcę….! Jest tyle rzeczy, których chcę!
Jednak najbardziej chcę móc w końcu poznać
smak wolności.
To jedyne, czego teraz pragnę.
Draco
***
Pansy
Parkinson nie jest taką osobą, za jaką wszyscy ją uważają. Nauczyciele i uczniowie
z domów innych niż Slytherin widzą w niej zdrajczynię. Dostrzegają tylko jej
puste słowa wykrzyknięte na chwilę przed Bitwą o Hogwart: Wydajmy Pottera! Nawet nie próbują dopuścić do siebie myśli, że w
ten sposób chciała ochronić przyjaciół przed krwawym starciem. Nikt nie wierzy
w to, że chciała uratować dwunastoletnią Melody – córkę swojej przyszywanej
ciotki.
Wszyscy widzą
w Pansy tylko to, co chcą widzieć. Nikt nie patrzy głębiej.
Tak naprawdę
Pansy jest czuła. I delikatna… Przez całe swoje życie płaci za to, że tak
bardzo przywiązuje się do innych. Niejednokrotnie już zadano jej ból; nieważne
czy to psychiczny, czy fizyczny. Wiele wycierpiała.
Czasami wciąż
budzi się ze strachem kulącym się w sercu, a w uszach wciąż dudnią jej słowa
ojca: Jesteś czystej krwi – nie możesz
być krucha! Jesteś Parkinson, a my jesteśmy ze stali. Nigdy nie okazuj uczuć,
słyszysz? Nigdy!
W takich
chwilach zawsze dotyka swojego policzka, jakby sądziła, że wciąż znajdują się
na nim ślady palców ojca. Jednak jej skór jest gładka i delikatna… Po przerwie
świątecznej w pierwszej klasie stała się silna. Stała się wyniosła. Stała się
okrutna. Stała się taką wersją siebie, jakiej pragnął jej ojciec.
Od przerwy
świątecznej w pierwszej klasie już nigdy jej nie uderzył. Nie miał ku temu
żadnych powodów.
Nienawiść
przyszła jej łatwo. Zaślepiła jej serce i zatruła umysł. Po co miałaby kochać,
skoro jej ojciec uważał, że to bezsensowne i bezwartościowe uczucie? Zepchnęła
więc wszystko, co dobre w najgłębsze czeluści swego serca. Nigdy jednak nie
zapomniała, jak to jest okazywać ciepłe – pozytywne – emocje.
Lubi
świadomość, że może o kogoś dbać. Że jej obecność sprawia komuś przyjemność.
Najbardziej
jednak cieszy się z tego, że w końcu może ze swobodą uśmiechać się do innych.
Nawet nie ma słów wyrażających to, jak uwielbia się uśmiechać. Jej czarne oczy
zaczynają wtedy błyszczeć, a w lewym policzku pojawia się mały, uroczy
dołeczek. Jej wcześniej ponura i niemiła twarz staje się ciepłą i przyjazną.
Wolność sprawia, że Pansy może odzyskać
utraconą część siebie…
Nie ważne
jest, że wszyscy na nią spoglądają. Nie ważne jest to, że wciąż w sercach
niektórych gości nienawiść wobec Pansy. Ona idzie środkiem korytarza, a na jej
ustach błąka się uśmiech. Tylko on jest teraz ważny.
– Jak widzę
humor dopisuje, panno Parkinson? – Profesor Slughorn uśmiecha się do niej
serdecznie, otwierając drzwi do klasy.
Pansy wzrusza
ramionami.
– Wydaje mi
się, że dzisiaj jest mój dobry dzień – odpowiada zadziornie i wskazuje zwinięty
w rulonik esej. – Jestem pewna, że moja praca jest wybitnie dobra!
Profesor śmieje się i klepie Pansy po
ramieniu.
– To się
jeszcze okaże, panno Parkinson, ale trzymam panią za słowo.
Dziewczyna
ponownie uśmiecha się i rusza w kierunku swojej ławki. Zamiera, widząc
siedzącego w niej Draco. Znów, myśli,
kręcąc głową. To nie powinno tak
wyglądać.
– Unikasz
Granger, co? – pyta spokojnie, powoli wyjmując książki z torby. – Przecież
widzę, że to cię męczy.
Draco wzrusza
ramionami, nawet nie patrząc na przyjaciółkę.
– Po prostu
nie mam już ochoty z nią siedzieć.
– A może ja
nie mam ochoty siedzieć z tobą, Draco? – Przeciąga zgrabnie sylaby w jego
imieniu. To sprawia, że chłopak w końcu spogląda na nią. Zgryźliwość, z którą
mówiła Pansy z miejsca ustępuje trosce, gdy widzi cienie pod oczyma chłopak.
– Znów nie
spałeś… – mówi bardziej do siebie niż do niego. – I nie było cię na śniadaniu…
– Nie byłem głodny.
Pansy pochyla
się w jego kierunku i ścisza głoś:
– Czy znów
śnił ci się Azkaban…?
Draco ponownie
wzrusza ramionami.
– A czy to
ważne?
Dziewczyna
zagryza wargę, ale nie odpowiada. Później z nim porozmawia. Klasa pełna uczniów
nie jest do tego najlepszym miejsce. Pansy naprawdę nienawidzi Ministerstwa za
to, co robią Draco. Gdyby nie ich bezpodstawne oskarżenia wobec niego, nie
musiałby znów męczyć się z koszmarami. Pansy zdaje sobie jednak sprawę z tego,
że chłopak zadręcza się jeszcze czymś – kimś – innym. Nie jest głupia, ani
ślepa, więc wie, że od rozpoczęcia nowego semestru Draco unika Granger najumiejętniej
jak potrafi. Nie siedzi już z nią na żadnej z lekcji, na których w poprzednim
semestrze to robił. Do klasy wchodzi, jako pierwszy, a wychodzi z niej, jako
ostatni. Unika spoglądania na stół Gryffindoru i nawet na korytarzach chyli
głowę, jakby bał się, że wpadnie na Granger i – nie daj, Merlinie! – spojrzy
jej w oczy!
Pansy kątem
oka spogląda na chłopaka. Notuje coś zaciekle, choć eliksir, który omawia teraz
profesor Slughorn jest jednym z tych, który Draco umiał warzyć już w piątej
klasie!
Powoli
rozgląda się po klasie, a następnie odwraca głowę i spogląda wprost w oczy
Hermiony Granger. Gryfonka uważnie przypatruje się Pansy, by w końcu, jak gdyby
nigdy nic, powrócić do notowania czegoś na pergaminie.
Ciekawe czy jej też brakuje Draco?, zastanawia
się, stukając paznokciami o blat. Czy to
możliwe, że między nimi coś jest…?
Pansy próbuje
przypomnieć sobie wszystko, co udało jej się wyciągnąć od Draco na temat jego
współpracy z Granger. W czasie świąt Draco w końcu otworzył się przed nią i z trudem
przyznał się do tego, że toleruje (Pansy uważa, że to za słabe słowo, lepiej
pasowałoby – lubi) obecność Gryfonki.
Pansy nie
zapomina, że Granger to szlama. Nie mniej jednak, gdy ona, Blaise i Teodor byli
bezsilni, to właśnie Granger pomagała Draco i to jej Narcyza zawdzięcza życie…
Dziewczyna
wzdycha głośno i jakby od niechcenia bawi się piórem. W jej myślach panuje
jednak niezwykły bałagan. A ponad wszystkie pytania, które zajmują jej umysł,
wybija się jedno: Jak pomóc Draco?
***
Sobotnie
wydanie Proroka Codziennego psuje Ginny humor na cały dzień, a nawet nadchodzący
tydzień. Irytacja, wściekłość i bezsilność to tylko niektóre uczucia, które da
się wyczytać z twarzy dziewczyny, gdy ta powoli czyta artykuł Rity Skeeter.
Jej umysł
niemal rozsadza jedno, nieustannie dudniące w jej podświadomości zdanie: Harry Potter i Aurora Reiser to para
idealna!
Idealna.
Idealna!
Ginny zagryza
wargę i bez słowa oddaje egzemplarz Proroka Hermionie.
– Trzymasz się
jakoś? – pyta Hermiona, głosem, w którym z łatwością da się wyczuć zmartwienie.
– A mam jakiś
inny wybór? Mogłabym podrzeć tę cholerną gazetę, a następnie zacząć płakać, ale
wiem, że nie przeczytałaś jeszcze wszystkich artykułów i pewnie byłabyś na mnie
wściekła, więc nawet nie miałby, kto mnie pocieszać…
Hermiona
śmieje się głośno, ale na ustach Ginny błąka się tylko ledwie dostrzegalny
uśmiech. Musiała rozładować tę napiętą atmosferę, bo inaczej udusiłaby się od
jej naporu. Czuła jak chłodne dłonie rozpaczy wspinają się po jej ciele i
zaciskają na sercu. Wciąż nie umie przestać kochać Harry’ego. Nie umie wyleczyć
się z tej toksycznej miłości.
Czasami, w
takich chwilach jak ta, żałuje, że pokochała tego słodkiego okularnika… Żałuje,
że oddała mu całe swoje serce i kawałek duszy. Ta miłość zbyt wiele ją
kosztuje, ale nie umie się jej pozbyć.
Co więcej, ona
nie
chce przestać go kochać… Nie chce wyrzucać go ze swojego serca, bo
wtedy czułaby się pusta niczym szklana bańka. Woli cierpienie, aniżeli chłodną
obojętność.
Kręci głową,
pozbywając się natrętnych myśli ze swojego umysłu.
– Co dzisiaj
robimy?
Hermiona
uśmiecha się lekko.
– Powtarzamy!
Razem z Luną i paroma innymi Krukonami postanowiliśmy, że w styczniu omówimy
materiał z transmutacji i połowę z eliksirów.
Ginny jęczy
załamana. Przechyla się na siedzeniu i z ulgą zauważa ciemne oczy Blaise’a.
Chłopak wpatruje się w nią intensywnie, a następnie kiwa lekko głową na drzwi.
Ginny uśmiecha się zadziornie i przytakuje.
– Co mówiłaś?
– Ginny zwraca się do Hermiony, która spogląda na nią z irytacją.
– Znowu
Zabini? – pyta, choć doskonale zna odpowiedź. – Nie sądzisz, że są ważniejsze
sprawy niż jakiś podrzędny Ślizgon?
Ginny mruga
zaskoczona.
– Słucham?
– Niedługo
owutemy, a ty nie masz najmniejszego zamiaru zacząć się uczyć. To nie są byle
testy, Ginewro, to egzaminy, które zadecydują o tym, do jakiej pracy cię
przyjmą.
– Walczyłam w
cholernej wojnie, więc sądzę, że dostanę się tam, gdzie tego chcę! – warczy
Ginny.
Hermiona
zaciska zęby ze złości.
– Jesteś taka
sama jak Ron i Harry. Nie obchodzi was wasza przyszłość.
Ginny niemal
zrywa się z miejsca, słysząc, do kogo porównuje ją Hermiona. Postanawia jednak
uspokoić oddech, a następnie cedzi powolnie.
– Owutemy są
za pięć miesięcy, Hermiono. Pięć cholernie długich miesięcy!
Przyjaciółka
spogląda na nią z wyższością i powoli wstaje z miejsca.
– Zobaczymy,
co powiesz, gdy obudzisz się miesiąc przed i powiesz: Hermiono, pomóż mi się przygotować!
Odwraca się i
nawet nie patrząc na Ginny rusza w kierunku wyjścia. Ginny zagryza wargę niemal
do krwi.
Jak zawsze, Hermiono, myśli. Jak zawsze…
Od przyjazdu
do Hogwartu w niedzielę Hermiona chodzi zła niczym osa; jest rozdrażniona i
sprawia wrażenie osoby, która tylko czeka, aż będzie mogła na kogoś
nawrzeszczeć! Oczywiście Ginny, ani Luna nie widzą, co jest powodem takiego
nastroju, a Hermiona ani myśli im to zdradzić. W końcu, Ginny prycha ze złością, Hermiona musi bronić swoich sekretów! Tylko ja zawsze muszę wiernie o
wszystkim jej mówić!
– Wszystko w
porządku? – Neville pochyla się w jej stronę, a Ginny mierzy go wściekłym
spojrzeniem. Chłopak unosi ręce w geście poddania się.
– Ja tylko
chciałem pomóc! – mówi szybko, a Ginny prycha.
– Jakbym
potrzebowała pomocy, to bym powiedziała!
Ginny szybko
jednak uświadamia sobie, że zareagowała za ostro. Najpierw pociera swoje
skronie, a następnie powolnie, wymuszenie, uśmiecha się i odwraca w stronę
Neville’a.
– Przepraszam
– mówi ze skruchą. Naprawdę jest zła, że to na Neville’u wyładowała swoje
negatywne emocje. – Po prostu ostatnio Hermiona gra mi na nerwach.
Chłopak śmieje
się głośno i dźga ją lekko łokciem w żebra.
– Nie tylko
tobie nie daje spokoju. Mi, Deanowi i Seamusowi już siedmiokrotnie przypominała
o tym, że za chwilę będą owutemy i że powinniśmy zacząć się uczyć.
Ginny uśmiecha
się delikatnie.
– Jak tak
dalej pójdzie, to za te ciągłe przypominajki spalą ją na stosie zanim zdąży
napisać te egzaminy! – dodaje cicho Neville, a Ginny słysząc to wybucha szczerym
śmiechem.
– Dzięki, Nev,
wiesz jak poprawić humor – mówi Ginny i puszcza do niego oczko.
Neville
wzrusza ramionami.
– Uczyłem się
od mistrzyni…
Ginny
chichocze cicho i wstaje. Zdecydowanie Neville sprawił, że jej ponuro
zapowiadający się dzień staje się odrobinę barwniejszy. Mimo to wciąż czuje
uścisk w sercu, zupełnie jakby miało zaraz złamać się i rozsypać na drobne
kawałki. Ginny garbi się lekko; obce osoby nie zauważają, że jej postawa się zmienia,
a w kącikach ust pojawiają się zmarszczki świadczące o nieszczerości jej
uśmiechu.
Przed Wielką
Salą czeka już na nią Blaise. Opiera się o ścianę, a na jego ustach błąka się
szelmowski uśmiech. Ginny kręci głową, ale czuje się zdecydowanie lepiej, widząc,
że chłopak gotów jest stanąć na głowie, żeby jej dzisiejszy dzień był pogodny.
– I co,
rudzielcu, Granger nie daje wytchnienia?
Ginny wzrusza
ramionami.
– Hermiona
lubi wszystko i wszystkich kontrolować, zwłaszcza gdy wie, że zbliżają się
egzaminy.
Blaise kręci
głowa i prycha niczym kot. Ginny uśmiecha się lekko na porównanie, które
przyszło jej do głowy. Blaise – koteczek,
kto by pomyślał!
– Merlin musi
cię lubić, skoro dał ci siłę wytrzymywania z nią!
– Hermiona po
prostu się martwi o moją przyszłość…
– Martwi się? –
Blaise unosi brwi. – A czy twoja przyszłość nie powinna być tylko twoją
sprawą? – pyta, spoglądając na nią z powątpieniem.
Ginny jedynie
kręci głową i ponownie wzrusza ramionami. Z jednej strony nienawidzi tego, że
Hermiona traktuje ją jak dziecko. Zachowuje się jakby była jej matką, a Ginny
nie potrafi znieść takiej świadomości. Z drugiej jednak strony Ginny czuje się
kochana, bo wie, że jej przyjaciółka w każdej chwili gotowa jest pomóc jej we
wszystkim. Jest dla niej oparciem w wielu trudnych chwilach. Mimo że czasami naprawdę
potrafią się pokłócić, tak że nie odzywają się do siebie przez kolejny tydzień,
to zawsze do siebie wracają. Są rodziną, nieważne że nie łączą ich więzy krwi.
Zawsze będą siostrami.
– Daj już
spokój, Blaise – rzuca Ginny. – Jestem pewna, że ty zachowujesz się tak samo względem
Parkinson, Malfoya czy Notta.
– Możliwe –
odpuszcza w końcu i śmieje się cicho. – Jeszcze mi się nie skarżyli.
Idą w kierunku
wieży Gryffindoru, skąd Ginny bierze swój ciepły, beżowy płaszczyk i szal w barwach
domu. Blaise w tym czasie rozmawia z portretem Grubej Damy. Kobieta uśmiecha się
kokieteryjnie do Ślizgona i szczebiocze, o tym jak to do twarzy mu w zielonym
swetrze.
– Wydaje mi
się, że wpadłeś jej w oko – szepcze Ginny, gdy schodzą po schodach i kierują
się w stronę wyjścia ze szkoły.
Blaise
uśmiecha się i nonszalancko poprawia swoje krótkie włosy.
– Zdziwiłbym
się, gdyby było inaczej…
Ginny wybucha
śmiechem i trąca go łokciem w żebra. Chłopak krzywi się z udawanego bólu, a
następnie mruga do Ginny i sugestywnie porusza brwiami. Ona jednak tylko kręci
głową i chichocze pod nosem.
W końcu
wychodzą na dwór. Blaise powolnie wyjmuje rękawiczki z kieszeni swojej kurtki i
zakłada ja na dłonie, cały czas obserwując Ginny. Jej policzki szybko stają się
różowe, Blaise z zaskoczeniem zauważa że zdają się mienić kolorem słodkiej,
soczystej brzoskwini. Na jej rude włosy powoli opadają płatki śniegu i tworzą
tam rozmaite wariacje, nim w końcu się rozpuszczają. Jest taka piękna, myśli Blaise i uśmiecha się lekko. Taka piękna i delikatna…
– Nie patrz
się tak na mnie – mamrocze Ginny, nawet nie spoglądając na chłopaka. Otula się
mocniej płaszczem, tak by nawet lekki wiatr nie musnął jej ciała.
– Tak, czyli
jak? – pyta Blaise, a na jego ustach pojawia się głupkowaty uśmieszek.
– Tak inaczej…
Chłopak śmieje
się głośno i staje naprzeciwko Ginny. Jego oczy błyszczą, gdy spogląda na jej
zarumienioną twarz.
– O czym
dokładnie mówisz?
Blaise wie, że
stąpa po grząskim gruncie, ale ostatnimi czasy nie potrafi się na niczym
skupić. W jego umyśle jest tylko jedna osoba i to właśnie wokół niej wszystko
się kręci. Ginny stała się centrum jego świata i Blaise po prostu nie potrafi się
od niej odsunąć. Stoją na tyle blisko, że Blaise niemal czuje drżenie Ginny. Pochyla
się w jej kierunku tak, że ich twarze dzielą teraz zaledwie centymetry.
– Inaczej,
czyli jak dokładnie?
Ginny kręci
głową i odsuwa się od niego na kilka kroków. Blaise z trudem powstrzymuje się
od tego, aby znów się do niej zbliżyć. Wielokrotnie już wyobrażał sobie jak
powoli wsuwa dłonie w jej bujne, rude włosy, a następnie sunie dłonią po jej
szyi, podbródku, aż w końcu opuszkami palców dotyka jej ust. Wtedy spogląda w
jej na wpółprzymknięte oczy i przesuwa się, by móc w końcu dotknąć swoimi
ustami jej. Wyobraża sobie, że usta Ginny są miękkie i słodkie… Wyobraża sobie,
jak magiczny jest ten moment.
Ginny wzdryga
się widząc napięcie na twarzy Blaise. Chłopak zagryza wargę, bo zdaje sobie sprawę
z tego, że Ginny odczytała z jego twarzy wszystkie jego pragnienia.
– Jesteśmy
przyjaciółmi, prawda, Blaise? – pyta Ginny, a jej głos niknie w oceanie
zagubienia, które pochłania Blaise’a.
– Jesteśmy – z
trudem wykrztusza te słowa.
– To dobrze. Cieszę
się, że łączy nas przyjaźń – mówi z naciskiem i rusza w dalej, w stronę zmarzniętego
jeziora Hogwartu.
Blaise chwilę
stoi w miejscu z dłońmi zaciśniętymi w pięści i nieregularnym oddechem. Uświadamia
sobie, że powolnie oddalająca się dziewczyna, zawsze będzie poza jego
zasięgiem.
jak zwykle wzbudziłas moje emocje:) a tu trzeba czekać... ale poczekam na kolejny rozdział!:))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział przypadł do gustu ;) i że wzbudził emocje :D. Dziękuję za komentarz <3
UsuńBaaaardzo fajny rozdział :) lubię sposób w jaki opisujesz wewnętrzne rozterki bohaterów... bardzo dobrze się to czyta. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie :D Bardzo mi miło, że sposób, w jaki przedstawiam emocje bohaterów podoba Ci się ;)
UsuńPrzyjaźń, delikatna erotyka (mylę się, czy nie?). Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie. :)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że taka leciutka erotyka jest, ale prawdę mówiąc nigdy nie zastanawiałam się nad tym ;)
UsuńDziękuję za komentarz i postaram się do Ciebie zajrzeć ;D
Trochę mi brakuje relacji Draco i Hermiony,ale Ginny i Blaise mi wynagradzają.
OdpowiedzUsuńCieszę się że akcja rozwija się tak powoli.
Dzięki temu wdrążam się w życie innych bohaterów. uwielbiam te opowiadanie i z przyjemnością zaglądam na nie czytając.
Jestem ciekawa co będzie dalej. Może Ginny w końcu otworzy oczy? I Hermiona również?
Cóż pozostaje mi czekać na ciąg dalszy i pozdrowić!
Spokojnie, jeszcze trochę, a znów wrócimy do relacji Hermiony i Draco. Już wkrótce ;)
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz i cieszę się, że rozdział się podoba :D
Biedny Blaise! Wpadł w friendzone! :( Powiem Ci, że dawno nie czytałam tego typu relacji, nieodwzajemnionego uczucia przy przyjaźni, i jeszcze tak zgrabnie pokazanej. Wciągnęłaś mnie totalnie. :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej w tym rozdziale ujął mnie mnie wpis do dziennika Dracona, bo w połączeniu z cytatem na początku i jego historią, z ministerstwem staje się naprawdę mocny. Mocny w sensie, że aż mnie niemalże bolało to, przez co on musi przechodzić.
Jestem ciekawa, czy Pansy będzie teraz prowodyrem i spiknie razem Draco i Hermionę. Coś czuję, że pobawi się w swatkę (chociaż pewnie nikt z nich tak nie będzie chciał tego postrzegać :D), bo widzi, że Draco taki no... niemrawy. :d A Hermiona przypominająca każdemu (kto nie chce) o egzaminach - idealne! :D
Pozdrawiam ciepło, życząc weny, czasu i dobrej, wakacyjnej pogody. :)
Cieszy mnie fakt, że historia się podoba! <3
UsuńTroszkę się bałam tej relacji Blaise'a i Ginny, bo właśnie obawiałam się, ze mogę nieco przedobrzyć... Ale naprawdę miło mi czytać, że jednak jest w porządku i że nie zawiodłam :D
Gdy znalazłam ten cytat to, nie żartuję, aż klasnęłam z zadowolenia! On tak dobitnie ukazuje sytuację Draco, nie tylko w tym opowiadaniu. Moim zdaniem, gdyby Rowling opisywała losy po bitwie, a przed epilogiem, on też zmagałby się z podobną traumą itp.
Nie, raczej Pansy nie będzie bawić się w swatkę, to będzie coś znacznie poważniejszego, już w kolejnym rozdziale jest opisane spotkanie Hermiony i Pansy, powiem tak - mam nadzieję, że czytelnicy będą wstrząśnięci tym jak będzie wyglądało to spotkanie :D
Dziękuję serdecznie <3 A pogoda na pewno się przyda, po pierwszych dwóch gorących tygodniach nadeszły kolejne dwa burzowe :/ I to jest właśnie lato w Polsce :(
Hej! Gdy znalazłam Twojego bloga ucieszyłam się że jest aktualny,ale jakoś nie potrafiłam się za niego zabrać.Dziś z braku innego zajęcia postanowiłam zacząć czytać i powiem Ci że piszesz NIESAMOWICIE , nie, to za mało, nie wiem jak to nazwać, naprawdę. Pierwszy raz spotkałam się z takim opowiadaniem, chodzi mi tu o styl pisania - wyjątkowy!. Relacja przedstawiona między Draco, a Hermioną jest według mnie taka realistyczna. Bo naprawdę nie wierze że chłopak taki z pozoru chłodny i obojętny, któremu przez całe życie wpajano poglądy o czystości krwi w pierwszym czy drugim rozdziale zakocha się w "szlamie", będą się całować i tak dalej,jak to bywa w innych blogach. Ty pokazałaś to wszystko bardzo rzeczywiście,a zarazem dość poważnie, ale co się dziwić, w końcu jest to czas po wojnie , charakteryzujący się problemami, a przede wszystkim stratą. Wiem, że nie mogę Cię o to prosić, ale mimo wszystko błagam dokończ ta historie szczęśliwym zakończeniem. Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale bardzo mnie zaintrygowałaś, co tu dużo mówić masz wielki talent.Życzę weny!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło:)
Aga
Jejku, dziękuję za te pochwały <3! Naprawdę cieszy mnie fakt, że opowiadanie aż tak Ci się spodobało! :D Szczerze to nie wiem co powiedzieć, zawsze jest mi niezmiernie miło, gdy ktoś docenia moją pracę, pomysł i trud jaki wkładam w pisanie; bardzo, bardzo dziękuję! :*
UsuńNiestety, nie mogę zdradzić jak będzie wyglądać zakończenie, ale będzie ono zaskakujące ;)!
Jeszcze raz dziękuję! <3
O nieee Blaise, łączę się z Tobą w bólu! Ta, którą kocha (mogę tak powiedzieć?), uważa go za swojego przyjaciela. Ech, biedny. :(
OdpowiedzUsuńW ciekawy sposób ukazujesz relację Draco Hermiona. Tym razem cichym obserwatorem była Pansy. No, no, tego się nie spodziewałam. Zazwyczaj jej nie lubię, bo jest kreowana na tą złą, ale u Ciebie czyta się o niej bardzo dobrze. Urzekły mnie te sceny, gdy zastanawiała się, co łączy jej przyjaciela z Gryfonką.
Szkoda mi Draco. Ech, to Ministerstwo Magii ewidentnie coś do niego ma. Szczerze mówiąc, już się nie mogę doczekać zakończenia.
Lecę nadrabiać!
Jasne, teraz możemy już z całą pewnością przyznać: Blaise nieszczęśliwie zakochał się w Ginny Weasley... :D Pytanie tylko: jak potoczy się historia tej miłości, prawda? Cóż, będzie zaskakująco, tyle mogę zdradzić, a wszystko już za parę rozdziałów ;)!
UsuńTak, postawiłam w tym opowiadaniu na nieco inny zabieg niż w Aurorze, tutaj relację naszych bohaterów poznajemy poprzez różne niedopowiedzenia, obserwacje narratora, ale i innych bohaterów. Ale spokojnie, już niedługo znów wrócimy do tego co było wcześniej, ale nie zdradzę jeszcze w jakiej formie ;)!
Dziękuję serdecznie za wszystko :*!
Kurcze, narobiło mi się sporo zaległości, ale już zabrałam się za czytanie. Zapomniałam jaką świetną rozrywką jest czytanie Twojego opowiadania i zżywania się z bohaterami.
OdpowiedzUsuńSen Dracona... taki realistyczny i mroczny. Żal mi go strasznie.
Plus za wytłumaczenie motywów Pansy. Teraz inaczej patrzę na jej zachowanie.
Scena z Ginny i Blaisem tak boleśnie piękna! Ale niestety, dziewczyna nie jest jeszcze gotowa. Mimo wszystko im kibicuję.
Dobra, koniec nieskładnego komentarza, lecę dalej ^^
Dziękuję serdecznie! :* Cieszę się, że rozdział się podobał ;)
UsuńRelacja Ginny i Blaise'a jest naprawdę specyficzna, na razie opisuję wszystko z właśnie perspektywy Zabiniego, ale wkrótce pojawią się również obszerniejsze przemyślenia Ginny, to mogę obiecać. Wówczas sytuacja między nimi może stanie się jeszcze jaśniejsza ;)
Zdaję sobie sprawę z tego, że większość osób własnie kibicuje temu związkowi, ale nie mogę nic zdradzić, postaram się jednak szybciej pisać, żeby wszystko szybciej się wyjaśniło :D!
Jeszcze raz dziękuję, kochana! <3