Witajcie, kochani.
Sporo mnie tutaj nie było, z moich wyliczeń wynika, że ponad cztery tygodnie... Na początku chciałabym oczywiście przeprosić, niestety opowiadanie w ostatnim czasie nie było czymś, o czym nieustannie bym myślała. Miałam sporo innych, znacznie ważniejszych rzeczy na głowie, stąd właśnie moja długa nieobecność.
Chciałabym też na wstępie podziękować wszystkim, którzy cierpliwie czekali i nie zasypywali mnie pytaniami o to, kiedy w końcu będzie rozdział(!). Wszystkim tym osobom ogromnie dziękuję za taką postawę, była znacznie bardziej motywująca niż ponaglające komentarze, które tylko sprawiały, że czułam się jakbym co najmniej popełniła przestępstwo nie dodając nowego rozdziału...
Nie będę pisać tutaj o powodzie mojej nieobecności, chcę jedynie zaznaczyć, że nie porzuciłabym nigdy tego bloga. To opowiadanie zostanie skończone (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za rok zostanie ukończony I tom), a ta miesięczna przerwa to tylko mały wypadek przy pracy ;D. Więc, spokojnie, już jestem, a kolejny rozdział już niebawem ;)!
Charlotte
PS - Rozdział niezbetowany.
PS - Rozdział niezbetowany.
***
Początek
Słowa, które mówimy, tworzą cienie tego, co
ma nadejść
i wypowiadając je, pomagamy im się spełnić.
~ Marion Zimmer Bradley
Trzeci
stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku ma zacząć się
nieciekawie. Cała Wielka Brytania pogrążona jest w śniegu, a wszystko przez
nieustającą zamieć, która rozpoczyna się krótko po przywitaniu przez
Brytyjczyków Nowego Roku. Londyn, Manchester, Liverpool, Cardiff, Glasgow,
Belfast. Wszystkie te miasta są zasypane i nic nie wskazuje na to, aby miała
nastąpić poprawa pogody.
Melancholia,
która ogarnia wyspy jest przytłaczająca i zdaje się, że wyraźnie odbija się na
mieszkańcach Brytanii. Zwłaszcza na mieszkańcach części magicznej.
Zauważam jedną
zależność; zła pogoda sprawia, że ludzie zaczynają zachowywać się źle…
I to jest
przerażające!
Za chwilę
wybije pierwsza trzydzieści siedem. Świat pogrążony jest w mroku, a latarnie
dają jedynie nikłe światło. Obserwuję jedną z ulic Liverpoolu. W ciszy, ukryty
przed mugolskim wzrokiem, stoi dom. Jego mieszkańcy to bogata niemiecka – czarodziejska – rodzina, która dopiero niedawno się
wprowadziła. Pan i pani domu pogrążeni są w głębokim śnie, jedynie ich
dziewiętnastoletni syn krąży niczym cień po swoim pokoju. Czeka aż eliksir,
którego ważeniem się zajmuje, zacznie wrzeć, a wówczas będzie on mógł dodać
kolejne składniki.
To właśnie syn
słyszy hałas dobiegający z parteru. Coś jakby szuranie butów. A później dźwięk
rozbijanego szkła? Czy to zabytkowy wazon od ciotki Anastazji?
Dziewiętnastolatek nie jest odważny… Jest dzieciakiem z bogatej rodziny, który
tylko słyszał o wojnie, a nie doświadczył jej na własnej skórze. Mimo to, gdy
słyszy złowrogie szepty i skrzypienie schodów, łapie za różdżkę i ściska ją
mocno w dłoniach.
Czeka.
Jego oddech
przyśpiesza, a serce zaczyna bić znacznie szybciej. Kropelki potu zbierają się
na jego czole. Nigdy nie walczył, nawet nie wie jak poprawnie machnąć różdżką,
by kogoś spetryfikować. I co może teraz zrobić?
Jedynie
czekać.
Więc czeka.
W najlepszym
wypadku zostanie tylko lekko pokiereszowany. Cóż innego mogą mu zrobić…? To na
pewno zwyczajni włamywacze…
Słyszy głos
ojca. Wzdycha z ulgą, on na pewno sobie poradzi. Jest silnym i mądrym
czarodziejem, najlepszym, jakiego dane jest mu znać. Cieszy się, że jest
właśnie jego synem.
Ktoś szarpie
za klamkę. Zamek klika, a cień wchodzi do sypialni dziewiętnastolatka. Syn
zamiera, gdy zauważa srebrzystą maskę okrywającą twarz włamywacza.
Krzyk ojca.
Krzyk matki.
Krzyk syna.
A ja widzę
pozostałości zielonych promieni. Czuję jak zapach śmierci unosi się w domu – ukrytym
przed ciekawskim, mugolskim wzrokiem. Stojącym na jednej z ulic Liverpoolu. W
chwili, gdy świat pogrążony jest w mroku.
A to dopiero
początek.
***
Gdy Hermiona
odbiera przesyłkę ze starannie opakowanym w szary papier Prorokiem Codziennym wybija dziewiąta czterdzieści. Nawet nie
zagląda do paczki, jedynie szybko wrzuca ją do swojej torebki, a później rzuca
zaklęcie czyszczące na filiżankę po gorącej, wiśniowej herbacie. Jest wściekła,
bo nic nie idzie zgodnie z jej planem. Przez panującą w Wielkiej Brytanii
zamieć jej powrót do Londynu strasznie się opóźnił. Już od wczorajszego
południa miała być w swoim mieszkaniu na Pokątnej, ale przez tę paskudną pogodę
wróciła dopiero dziś przed siódmą rano!
Bułgarskie Ministerstwo po prostu nie chciało zezwolić jej na użycie
świstoklika. Po prostu obawiali się, że zaklęcie może zadziałać nieprawidłowo.
Dlatego też Hermiona musiała czekać na poprawę pogody. Chwała Merlinowi, że w
końcu ona nastąpiła…!
Teraz przez te
ogromne opóźnienia musi się niezwykle śpieszyć. Gdy wpadła do swojego
mieszkania jak najszybciej wzięła prysznic, zapakowała do kufra letnie i
wiosenne rzeczy i trochę dodatkowych książek. Ledwo, ledwo wyrobiła się na
czas! Właściwie w biegu dopijała herbatę i zaczęła sprawdzanie mieszkania.
– Godryku,
proszę, żebym tylko się nie spóźniła… – szepcze do siebie, gdy zamyka drzwi, a
następnie zaczyna zabezpieczać je odpowiednimi zaklęciami ochronnymi. Co rusz
zerka na zegarek. Za chwilę wybije dziewiąta pięćdziesiąt pięć….
W końcu z ulgą
teleportuje się na dworzec Kings Cross. Mimo że jest niesamowicie zmęczona to
biegnie jak najszybciej w kierunku przejścia na peron 9 i ¾. Dosłownie w ostatniej chwili przechodzi przez
przejście, a następnie wpada do pociągu. Gdy opiera dłonie na kolanach
lokomotywa rusza.
Uśmiecham się
szeroko. Oczywiście, że musiała zdążyć.
***
3 stycznia 1999
Wraz z pierwszym stycznia zaczął się w moim
życiu nowy etap. Nowy Rok oficjalnie zacząłem z nowymi planami na przyszłość.
Teraz czuję, że jestem w stanie udźwignąć ciężar swojej przeszłości, bo w końcu
mam wszystkich, których potrzebuję obok siebie.
Moja matka promienieje – nie ma żadnych
powikłań po przyjęciu przez nią antidotum. Zupełnie jakby nigdy nie chorowała. Jakby
była nowonarodzona!
Teodor jest szczęśliwy – całkowicie spełnia
się w roli wuja… (Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi pisać tutaj o takich
rzeczach. To niezwykle dziwne, takie pełne pozytywnych emocji, a mi nie
przystoi taka postawa… W końcu mam na nazwisko Malfoy…) Jednak cieszę się,
naprawdę się cieszę, że Teodor pogodził się ze stratą Marietty…
Blaise chyba – na pewno – jest zakochany…
Może i Weasleyówna nie jest najlepszą partią, jednak sprawia, że Blaise chodzi
uśmiechnięty, a to świadczy o niej – trudno mi to nawet napisać – dobrze…
I na koniec Pansy… Mimo że przechodziła ona
ostatnio małe wzloty i upadki – pokłóciła się z Rogerem – to zdaje się, że
wszystko jest w porządku. Uśmiecha się i śmieje – całkowicie rozjaśnia mój
dzień!
Cóż, teraz to nie jest ważne. Powinienem
cieszyć się spotkaniem z przyjaciółmi.
Draco
***
Gdy w końcu
Hermionie udaje się znaleźć przedział, który zajmują Ginny i Luna, wzdycha z
ulgą. Dziewczęta najpierw zdają się być zaskoczone jej wyglądem; czerwone
policzki, roztrzepane włosy i wielkie cienie pod oczami. Zanim jednak pytają
się o powód jej spóźnienia i zmęczenia mocno się do niej przytulają.
– Nawet nie
wiecie, jak się bałam, że nie zdążę – sapie z trudem Hermiona. – W ostatnim
momencie, rozumiecie? W ostatnim momencie!
Ginny śmieje
się głośno i szturcha Hermionę w żebro.
– Zawsze
mogłabyś polecieć na miotle.
Luna stara się
ukryć uśmiech, odwracając głowę, ale jej roześmiana twarz odbija się w
zaparowanej szybie.
– To nie jest
śmieszne, Ginny – mamrocze Hermiona. Nienawidzi, gdy ktoś z niej żartuje. A
zwłaszcza, gdy w tych żartach wykorzystuje jej niechęć do latania.
– Luna się
śmieje, więc na pewno jest to, choć odrobinkę śmieszne!
Ja również się
uśmiecham. Ale już kilka sekund później poważnieję – to, o czym za chwilę będą
rozmawiać dziewczęta nie jest nawet trochę zabawne. Jedynie niepokojące… Czy
ich więź – prawdziwa przyjaźń – może osłabnąć?
Ginny, Luna i
Hermiona rozmawiają na neutralne tematy. Co sądzą o zamieci, która przez
ostatnie dni siała postrach w całej Brytanii, jak czują się na myśl o
zbliżających się egzaminach i końcu roku szkolnego. W końcu jednak nastaje
moment, w którym ta sielanka zostaje przerwana. Wyjątkowo za zadanie trudnego
pytania odpowiedzialna jest Luna, a nie jak zazwyczaj Ginny.
– Hermiono… Co
z Malfoyem?
Hermiona
zamiera i zaciska palce na szaliku, który dopiero teraz zaczyna rozwiązywać.
Powolnie, drżącą dłonią zdejmuje go i zwija w rulonik.
– W porządku –
odpowiada w końcu, delikatnie wzruszając ramionami. – Jego mama żyje.
Ginny zauważa,
że Hermiona zaczyna się lekko denerwować. Nie wie, co powoduje u przyjaciółki
takie napięcie, ale czuje niewyobrażalną ciekawość, którą stara się w sobie zdusić.
Nie chce być nachalna, a już tym bardziej wścibska.
Dziewczęta
zaczynają mierzyć się oceniającym wzrokiem. Ginny ostatecznie nie wytrzymuje i
postanawia zadać nurtujące ją przez całą przerwę świąteczną pytanie:
– Cały ten
czas byłaś w Malfoy Manor?
Luna szturcha
przyjaciółkę w ramię, Ginny jednak pozostaje nieugięta i wciąż z uporem
wpatruje się w Hermionę.
– Nie, po tym
jak stało się jasne, że Pani Malfoy będzie żyć, wróciłam do domu – mówi
spokojnie Hermiona. A następnie dodaje: – I uprzedzając twoje kolejne pytanie,
Ginny, na resztę przerwy pojechałam do Wiktora.
– Praktycznie
wcale nie pisałaś – zauważa niepewnie Luna. Przygryza wargę i z dozą strachu
oczekuje na kolejną odpowiedź Hermiony. Ma wrażenie, że coś w zachowaniu
przyjaciółki się zmieniło. Czuje, że jej odpowiedzi są lakoniczne, a zachowanie
nieco zdystansowane? Martwi się, że ma to związek z tym, co mogło zdarzyć się podczas
świąt, a dokładniej podczas pobytu Hermiony w Malfoy Manor.
– Miałam
naprawdę dużo na głowie – rzuca krótko Hermiona.
Ginny czuje
jak złość zaczyna buzować w jej żyłach. Nienawidzi w Hermionie tego, że jest
tak cholernie skryta i tajemnicza. Od samego początku ich znajomości bardzo
trudno jest z Hermiony cokolwiek wyciągnąć. Początkowo Ginny liczyła, że kiedyś
się to zmieni, ale nawet teraz, gdy przyjaźnią się i są dla siebie jak siostry:
Ginny ma wrażenie, że Hermiona wciąż nie do końca jej ufa.
– Jasne, Herm.
Jak zawsze miałaś dużo do zrobienia – stwierdza cierpko Ginny i odwraca się w
stronę okna, nie bacząc na krytyczny wzrok Luny i pełne zaskoczenia spojrzenie
Hermiony.
***
Mija druga
godzina podróży Hogwart Expressem, gdy do Pansy, Teodora, Blaise’a i Draco przysiada
się Terence i Dafne. Nie muszę spoglądać w ich umysły, już same ich ruchy
ukazują to jak bardzo zaniepokojeni są.
Pansy, jako
pierwsza zauważa ich dziwną milczącą postawę i przesuwa się, robiąc miejsce dla
przyjaciółki.
– Co jest? –
pyta i spogląda najpierw na Dafne, a następnie na Terence’a.
– Wy też
jeszcze nie czytaliście proroka… – bardziej stwierdza niż pyta Terence.
Draco wzrusza
ramionami.
– Wiesz, że
nie lubię czytać tego chłamu pisanego przez Skeeter – mówi i wzdryga się ostentacyjnie.
Mimo to
wyjmuje z czarnej torby jeszcze nieodpakowany egzemplarz Proroka Codziennego.
Otwiera go na pierwszej stronie. Gdy widzi nagłówek i ruchome zdjęcie, które
zajmuje trzy czwarte strony głośno klnie i rzuca gazetę na stolik, tak by
wszyscy mogli zobaczyć, co tak mocno nim wstrząsnęło.
– Merlinie –
szepcze Pansy. – Powrót śmierciożerców. Morsmordre
w Liverpoolu… – czyta, by następnie zakryć usta dłonią.
Teodor jako
jedyny zachowuje trzeźwość umysłu i zabiera gazetę, by następnie szybko
przeczytać artykuł. To, czego się dowiaduje tylko powoduje u niego zawroty
głowy… Przypomina sobie o zamordowaniu Marietty i całej jej rodziny kilka
tygodni wcześniej… Zaczyna rozumieć, że te ataki są ze sobą powiązane i że to
jeszcze nie koniec… Jeśli śmierciożercy użyli swojego znaku… Jeśli to wszystko
jest prawdą, to nadciąga kolejny mroczny okres w historii świata magii…
– Kojarzę ich…
– szepcze Draco. – A dokładniej sir Klausa… Szpiegował dla Czarnego Pana w
niemieckim Ministerstwie Magii…
Terence kiwa
głową.
– Parokrotnie
widziałem go w twoim dworze…
Pansy zaczyna
intensywnie wpatrywać się lewę przedramię Draco.
– Jeśli to
prawda… – szepcze zdławionym głosem. – Salazarze, Draco! Ministerstwo będzie
próbować dotrzeć do każdego, kto mógłby mieć powiązania z tym atakiem…
– Przecież ja
nic nie zrobiłem… – mówi ostro Draco, ale w jego spojrzeniu zaczyna lśnić
niepewności i coś jakby strach…
– Nie
rozumiesz – kontynuuje Pansy. – Nie siedzisz w Azkabanie, to już dostateczny
powód, by mieć cię na oku… O Merlinie, a dodatkowo nikt nie wie, gdzie byłeś
przez cały ten czas po bitwie…! A jeśli uznają, że masz jakieś związek z…
– Pansy, nie
panikuj – Dafne przerywa wypowiedź przyjaciółki. – Po prostu już skończ,
dobrze?
– Terence, co
jeszcze? – pyta Blaise. – Co jeszcze chcesz nam powiedzieć? – nacisk, widząc
skupienie na twarzy Higgsa.
– Mój ojciec
dostał dzisiaj rano wezwanie na przesłuchanie…
– Cholera… –
klnie pod nosem Teodor.
Draco jedynie
blednie.
– Wydaje mi
się, że gdy wychodziłem do okna pukała czarna sowa. A jeśli się nie mylę takie sowy ma Ministerstwo…
Hejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńBardzo czekałam na kolejny rozdział, nie mogąc sobie wyobrazić jak będzie wyglądać spotkanie naszej dwójki. Wiadomo, że wolałabym, by zaczęli sobie ćwierkać, ale no nie oszukujmy się, że będzie aż tak kolorowo. Trochę będzie mi brakować ich potajemnych spotkań w opuszczonej klasie, bo to był czas "dla nich", a teraz gdy nie mają juz pretekstu, by się spotkać, może być ciężko nawet o jedną rozmowę. Tym bardziej teraz, gdy Ministerstwo zaczyna mieszać szyki niektórym...
No i najbardziej urzekła mnie ta skreślona część, znacząca w przypadku Dracona po stokroć więcej, niż słowa, które zapewne chciałby, ale boi się powiedzieć pannie Granger.
Pisz, pisz szybciutko!
Pozdrawiam, Iva Nerda
Jeśli chodzi o dalszą relację Hermiony i Draco, będzie ona dość... specyficzna ;) Może nawet bardziej dziwna niż ta wcześniejsza, w czasie gdy razem warzyli eliksir ;)
UsuńDziękuję, że czekałaś i wciąż jesteś tutaj ze mną :*! To dla mnie wiele znaczy! <3
Dziękuję za komentarz, kochana <3!
Hej, fajnie że jesteś :D
OdpowiedzUsuńDla mnie takie dopytujące komentarze potrafią być motywujące, ale faktycznie po dłuższym czasie czujesz się jak przestępca.
Początek rozdziału mnie chwycił za serce, ale w takim gorzkim sensie. Pokazałaś, jak wojna wygląda od strony anonimowego chłopca, jak wielkie zbiera żniwo. Teraz może być tylko gorzej.
Końcówka z kolei mnie martwi. Nie sądziłam, że Draco może mieć kłopoty z Ministerstwem, ale faktycznie jego środowisko nie jest nieskazitelnie czyste. Już się boję :(
Do następnego!
Cieszę się, że rozumiesz, co miałam na myśli pisząc, ze czuję się niemal jak przestępca nie wrzucając rozdziału. I dziękuję, za to, że wciąż tutaj jesteś <3!
UsuńCóż, ta końcówka pojawiła się pod wpływem emocji tak szybko, prawdę mówiąc cały ten rozdział jest rozdziałem pisanym pod natchnieniem :D Początkowo wyobrażałam to sobie w zupełnie inny sposób. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem z 27 bardzo zadowolona i że spełnia on moje oczekiwania :D ^^
Dziękuję za komentarz, miłe słowa i obecność <3!
Cieszę się, że wróciłaś :) A rozdział jak zwykle świetny <3
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nigdy nie odeszłam :D Dziękuję bardzo za komentarz, który, choć krótki, wywołuje mój uśmiech <3 :*!
UsuńTrochę Cię nie było. Mnie w sumie chyba jeszcze dłużej, ale spoko. Rozumiem egzaminy, matura czy inne tam sprawy życiowe czasem utrudniają nam życie. Najważniejsze że planujesz zakończenie opowiadania a ja będę wiernie czekać na kolejny rozdział. W sumie trochę podburzyłaś i tak złożone relajce Draco i Hermiony. Jestem ciekawa jak to będzie wyglądać po pworocie. W końcu Narcyza wyzdrowiała i nie mają już wspólnego celu, który miałby ich łączyć. pozostaje więc między nimi jakaś tam przepaść i pustka. Co ona wprowadzi? Jestem ciekawa. Pozostaje mi oczekiwać ciągu dalszego i pozdrowić. Dużo słońca
OdpowiedzUsuńNigdy pod żadnym pozorem nie porzuciłabym tego opowiadania, raz już to zrobiłam, z pierwotną wersją Wschodu słońca i nigdy więcej nie popełnię tego błędu! Choćbym miała stanąć na głowie to opowiadanie zostanie skończone :D Mogę to obiecać!
UsuńJak pisałam już w odpowiedzi na komentarz Ivy relacja naszej dwójki będzie specyficzna, ale czy ona nie była taką zawsze? Nigdy nie obiecywałam, że będzie kolorowo, i teraz też nie mogę tego zrobić. Ponieważ ta więź, nić porozumienia; jest dziwna, nienaturalna i tak naprawdę nie mająca prawa istnieć, ale ona jest, prawda? I ja postaram się w sposób jak najbardziej rzeczywisty ją przedstawić. Jedyne, co mogę obiecać to to, że będzie dużo uczuć, bardzo dużo, nie zawsze tych dobrych, często pojawiać się będą też te negatywne...
Teraz mogę jeszcze tylko dodać - i zwracam się tutaj do wszystkich czytelników - że jeśli część drugą uznajecie za mieszankę wybuchową emocji, itp. to części trzecia i czwarta będą po prostu wulkanem emocji, który - mam nadzieję - zwali wszystkich z nóg ;D
Na koniec chcę jeszcze bardzo podziękować Ci, kochana za ciepłe słowa i bardzo miły komentarz! <3 A także za Twoją obecność tutaj :*
Mój poprzedni komentarz się nie dodał :(
OdpowiedzUsuńTo też jeszcze raz tylko tym razem krócej ;)
Nie przejmuj się tymi komentarzami, przecież masz własne życie, a to opowiadanie jest dla ciebie :*
Opłacało się czekać na rozdział, jest cudowny.
Bardzo szybko go przeczytałam i bardzo mi się podobał.
Mam nadzieję,że będzie jakaś akcja między Draco i Hermioną.
I co się dzieje z tymi śmierciożercami? Oby Draco nie musiał znowu do nich wstąpić.
Czekam na kolejny i weny :*
~gwiazdezka
Dziękuję za wspaniały komentarz, kochana! Cieszę się, że rozdział się spodobał, a także cieszy mnie fakt, że mimo tego, że naprawdę długo nie było rozdziału czekałaś na niego i wciąż tutaj jesteś! Bardzo, bardzo za to dziękuję! <3
UsuńSprawa ze śmierciożercami i wszystko, co z nimi bezpośrednio bądź pośrednio jest związane będzie nakręcać całą fabułę tej części, a także kolejnej. Ich obecność jest tutaj jak najbardziej uzasadniona. Niestety, nic nie mogę powiedzieć na temat Draco. Wszystko w swoim czasie ;)
Jeszcze raz dziękuję! <3
Czekałam na (prawie) koniec sesji i czekałam, żeby tylko móc tutaj szybko zawitać bez wyrzutów sumienia. I w końcu jestem!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że początek był mocny. Tak właśnie wyobrażam sobie początki świetnych rozdziałów. Czytelnik od razu prostuje się, jest czujny, uważny, zaintrygowany. Świetny zabieg z pokazaniem tej akcji od strony nieznanego nam ktosia.
W ogóle zaczyna nam się tu robić angstowo, ale tak angstowo z umiarem, co dla mojej biednej duszy jest zdecydowanie baaardzo dobre. Przeczuwałam ten wątek ze śmiercożercami i nareszcie coś tam się z nimi ruszyło, wyszli na światło dzienne (w końcu są na głównej Proroka!). Już kwitnie niepokój i strach. I trochę boję się teraz o Draco. :<
A skoro już powiedziałam, że i początek, i koniec rozdziału bardzo mi się podobały, to jeszcze parę słów o środku. A dokładniej o Ginny i Hermionie. Ślicznie nakreślona ich relacja. To, że Hermiona nie rozumie irytacji Ginny, gdy pewne informacje zatrzymuje dla siebie, gdy nie dzieli się wszystkim od razu. I to, że Ginny otwarcie pokazuje, jak ją to wkurza i boli, że Hermiona jej nie ufa. Choć ja myślę, że to w ogóle nie chodzi zaufanie. Raczej o różnice w charakterach.
Dobrze, że już w życiu Ci się uspokoiło i niech już tak spokojnie zostanie. :) Duuużo weny na kolejny rozdział! :)
Naprawdę współczuję; zdaję sobie sprawę, że okres sesji to jeden z tych najcięższych na studiach : ale mam nadzieję, że wszystko poszło pomyślnie! <3
UsuńDziękuję bardzo za cieplutkie słowa! Wspominałam już, że uwielbiam Twoje komentarze? Zresztą - ja uwielbiam wszystkie komentarze :D! Bo daję one niezłego kopa ;)!
Tak, sprawa ze śmierciożercami będzie nakręcać całą akcję w tej - trzeciej - części. Poprzedni rozdział, tak jak i ten w którym to Prorok opisał śmierć Marietty, był fundamentem do tego, co planuję w tej części pokazać ;D. A jest tego dużo, dużo, niekoniecznie wszystkim przypadnie to do gustu. Moje plany są.... specyficzne ;).
Dziękuję raz jeszcze za miłe słowa! :*
Przybywam i komentuję :)
OdpowiedzUsuńPoczątek mnie przeraził. W głowie pojawiła się myśl "Śmierciożercy? Nie no pewnie nie". A jednak miałam rację. Bardzo ładnie przedstawiłaś tę scenę. O ile morderstwo może być ładne... Cóż, pewnie domyślasz się, o co mi chodzi, ale ja jak zwykle nie umiem się wysłowić.
Hermiona spóźniona na pociąg, a to niespodzianka. Podobała mi się reakcja dziewczyn i ich rozmowa.
Ślizgoni także odbyli ciekawą pogawędkę... szkoda tylko, że na temat Śmierciożerców.
Najbardziej podoba mi się list Draco, a szczególnie wykreślone zdanie. Mówiłam już, że uwielbiam klimat, który tu tworzysz?
Lecę dalej!
O, cieszę się, że początek wywołał takie emocje :D! To dobrze, własnie o to mi chodziło! ;)
UsuńBardzo mi miło, że rozdział przypadł Ci do gustu, naprawdę bardzo staram się jak najlepiej tworzyć to opowiadanie i daje z siebie tutaj niezwykle dużo! Cieszy mnie fakt, ze moja praca jest doceniana, dziękuję <3!