Betowała: Cassie McKinley
Niesprawiedliwość
Każdy powinien umierać w czyiś ramionach.
~ Cassandra Clare
Niedzielny
poranek wita mieszkańców Hogwartu promieniami słońca. Sklepienie Wielkiej Sali
całe mieni się w złocie i błękicie bezchmurnego nieba. Nie da się przejść
obojętnie, mając przed oczyma taki widok… Każdy z uczniów ma ochotę zjeść jak
najszybciej śniadanie i uciec z przyjaciółmi na błonia; przespacerować się
białymi polami, zobaczyć wielką kałamarnicę śpiącą na dnie jeziora pod taflą
zamarzniętej wody.
Przy stole
Slytherinu panuje – jak zwykle zresztą – atmosfera spokojniejsza niż w
pozostałych domach. Uczniowie ci wyzbyli się już zwyczaju głośnego afiszowania
swoich emocji. Mimo to widać, że ich twarze promienieją uśmiechami. Zwłaszcza
moją uwagę przykuwa jedna z dziewcząt siedząca nieopodal Draco – Astoria. Mimo
że jest ona drobna i delikatna, zdaje się emanować światłem, które zdolne
byłoby przegonić najczarniejsze chmury. Niestety, ja zdaję sobie sprawę, że jej
radość jest chwilowa, bowiem wiem, że osoba, która wywołała u niej tak
pozytywne emocje, nie odczuwa tego samego.
Rozglądam się
jeszcze raz, uważnie. Mimowolnie zaczynam przypatrywać się tym, o których jest
ta historia – moim ulubieńcom.
Draco z
delikatnym uśmiechem rozmawia z Pansy i Blaise’em. Wydają się swobodni i
całkowicie nieprzygotowani na to, co zaraz nastąpi. Nie wiedzą, co życie dla nich przygotowało.
– Proszę, a
oto i nasz śpioch!
Pansy śmieje
się głośno, machając w stronę zmierzającego w jej kierunku Teodora. Chłopak
zdaje się być przybity i jakby nieswój. Dziewczyna, widząc mimikę jego twarzy,
marszczy brwi i uważniej mu się przypatruje. Gdy tylko Teodor zajmuje miejsce
obok niej, pyta go poważnym tonem:
– Co się
stało?
Teodor kręci
głową ze zrezygnowaniem, nie odpowiada. W tej właśnie chwili wtrąca się równie
zmartwiony, co Pansy, Draco.
– Nie było cię
wczoraj na kolacji ani później w Pokoju Wspólnym… Sądziliśmy, że byłeś z
Mariettą, ale, jak widzę, nie wszystko poszło po twojej myśli?
– Tylko mi nie
mów, że ma już kogoś?! – wykrzykuje oburzony Blaise. Przysuwa się bliżej
przyjaciół, by w razie potrzeby pochylić się tak, aby fragmenty rozmowy nie
dotarły do ciekawskich uszu niepożądanych słuchaczy.
– Nic nie
poszło zgodnie z planem… Nie poszliśmy do Trzech Mioteł, nie pokazałem jej
Wrzeszczącej Chaty, nie zabrałem do zamku… Marietta w ogóle nie przyjechała –
mówi łamliwym głosem.
Całą noc
zastanawiał się nad tym, co było powodem jej nieobecności. Przecież zaledwie
dzień wcześniej wysłała mu list, w którym potwierdziła swój przyjazd.
Wczorajszy dzień minął Teodorowi paskudnie. Wałęsał się po wiosce, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca. Nie chciał przeszkadzać przyjaciołom, którzy mieli swoje
umówione spotkania, więc w okolicy południa wrócił do zamku i poszedł do
biblioteki. Cały dzień spędził nad książkami i mimo że uczył się, czytał i
pisał eseje, wciąż myślał o jednym: Dlaczego Marietta go wystawiła?!
– Napisała ci
chociaż jakieś wyjaśnienie?
Pansy zdaje
się być wyraźnie zezłoszczona. Teodor jest fantastycznym, błyskotliwym i
niezaprzeczalnie przystojnym chłopakiem… Dlaczego
więc ta cała Marietta zdecydowała się tak ohydnie zachować?
Zaciska dłonie
i mruży groźnie oczy. W jej umyśle świta już pełna niewybrednych komentarzy
wiadomość, którą ośmieli się wysłać do tej cholernej Francuzki, jeśli Teodor
nie otrzyma żadnego listu z przeprosinami.
– Nic, Pansy.
– Wzrusza ramionami i przeciera twarz. – Czuję się jak idiota.
– Teo… Daj
spokój, bo to raz już dostałeś kosza? – Blaise szturcha przyjaciela łokciem, na
co ten wzdryga się wyraźnie zniesmaczony.
– Czasami
powinieneś się zamknąć.
Draco, Pansy i
Blaise śmieją się cicho i nawet Teodor uśmiecha się delikatnie. Owszem jest mu
przykro, jest zły i może nawet w pewnym stopniu zmartwiony – wczoraj w jego
umyśle pojawiały się już rozmaite, najczarniejsze wizje tego, dlaczego Marietta
nie przyjechała – ale to nie koniec świata! Blaise ma rację, jeśli nie ta
dziewczyna, to inna.
– Uwaga na
głowę! – piszczy Pansy, ale jest już za późno. Na głowę Teodora spada pakunek z
niedzielnym wydaniem Proroka.
– Przeklęta
sowa – mruczy chłopak, pocierając obolałe miejsce.
Pansy wzrusza
ramionami, wrzuca kilka drobnych monet do sakiewki przymocowanej do nóżki sówki
i zabiera się za czytanie najnowszych wiadomości. W tym samym czasie Teodor,
Blaise i Draco pogrążają się w zaciekłej rozmowie na temat planów wyprowadzenia
na rynek nowych modeli mioteł.
– Chłopaki –
szepcze pobladła Pansy. – Chłopaki, do cholery! – powtarza znacznie głośniej,
nie widząc reakcji na wcześniejsze słowa. Podniesienie przez nią głosu skutkuje
natychmiastowych uciszeniem się trójki przyjaciół.
– Co jest? –
Blaise stara się zajrzeć jej przez ramię, ale Pansy starannie odsuwa od niego
gazetę.
– Jak miała na
nazwisko Marietta? – pyta drżącym głosem.
– Ornano –
odpowiada zupełnie zaskoczony Teodor.
– Tak
myślałam… – szepcze, a jej twarz wykrzywia się w grymasie smutku i współczucia.
– I zatrzymała się u rodziny w Glasgow, prawda?
– Tak, ale co
się stało? Co tam przeczytałaś?
Pansy bez
słowa podaje mu gazetę, gdzie na pierwszej stronie napisany wielkimi, czarnymi
literami nagłówek przyciąga uwagę każdego.
Zabójstwo w Glasgow, zamożna francuska
rodzina zamordowana.
W nocy z 27 na 28 listopada tego roku w
Glasgow, w Szkocji, zamordowano pięć osób; francuską rodzinę Ornano.
Potwierdzono już tożsamość osób, wśród ofiar znaleźli się; Lukrecja Ornano, zd.
Flower, 46l., Arabella Ornano, zd. Fougère, 32l., Marietta Ornano, 18l.,
Aleksander Ornano, 49l., André Ornano, 36l. Wiadomo, że osoby te zostały
uśmiercone przy użyciu zaklęcia niewybaczalnego. Co więcej osoby mieszkające w
pobliżu willi Ornanów, relacjonują, że w pewnym momencie całą rezydencję
spowiły chmury, a wśród nich zaczął jarzyć się zielony wąż, wysuwający się z
czaszki – przypominamy – jest to znak śmierciożerców.
Czy możliwe jest to, że śmierciożercy znów
zaatakowali? Czy mamy spodziewać się kolejnego ich ataku? Co było powodem
śmierci rodziny Ornanów? I najważniejsze: Czy Ministerstwo mydli nam oczy
złudzeniami bezpiecznego świata?
***
30 listopada 1998
Dzień ten
zdaje się być jeszcze bardziej koszmarny od wczorajszego.
Teodor stara się być silnym, ale widzę, jak
bardzo walczy sam ze sobą, aby nie uciec jak najdalej stąd i nie pozwolić
emocjom zapanować nad swoim umysłem.
Nawet nie próbuję wyobrazić sobie tego, co czuł
do Marietty. Mimo że nie znałem jej osobiście, również czuję smutek – Teodor
tak często o niej mówił, że mam wrażenie, jakbym wielokrotnie prowadził z nią
długie rozmowy. Z jego opowieści wynika, że był piękna i niezwykła. Mówił z
pewnością w głosie, że gdyby tylko uczęszczała do Hogwartu należałaby do Ravenclawu,
tak bardzo bystra i inteligentna była.
Właśnie, była… Nie jest i nie będzie… Ona
była…
Teodor jest naprawdę specyficzny. Zamknięty
w sobie, mógłbym rzecz. Z całej naszej trójki to on jest tym najbardziej
skrytym i małomównym. Nieczęsto zdarza się mu mówić o emocjach i uczuciach, ale
gdy już to robi, słuchający ma wrażenie, jakby czytał najlepiej napisaną
książkę pod słońcem. Nie ważne, czy Teodor mówi o smutku, radości czy
rozdrażnieniu. Sposób, w jaki opowiada o swoich odczuciach, jest piękny.
Boję się jednak, że teraz stracił tę część
siebie.
Nalegałem z Pansy, aby odpuścił sobie
dzisiejsze lekcje, niestety, mimo swej skrytości Teodor jest niezwykle uparty i
zawsze stawia na swoim. Tak było i tym razem; cały dzisiejszy dzień spędził,
błąkając się po korytarzach. Snując niczym duch od klasy do klasy, z biblioteki
do Wielkiej Sali, a stamtąd do Pokoju Wspólnego. W jego oczach widać było
pustkę, a ja uświadomiłem sobie, że Teodor musiał zauroczyć się Mariettą, jeśli
nie zakochać się w niej. Najgorsze jest to, że nawet nie miał szansy jej tego
wyznać.
Martwię się o niego – to mój przyjaciel,
zawsze przy mnie był, wspierał i pomagał. A ja czuję teraz, że bezsilność mnie
przytłacza.
Jest jeszcze coś, co chodzi mi po głowie; i
mimo że niedługo wybije północ, nie mogę zmrużyć przez tę myśl oka… Czy to
możliwe, aby śmierciożercy zamordowali Mariettę i jej rodzinę? A jeśli oni
naprawdę wrócili, co wtedy? Co zrobię? Jak uchronię bliskich?
Merlinie, proszę, aby to nie była prawda…
Draco
***
–
Wiesz, co jest najgorsze, Pansy? – pyta Teodor. Zaciska swoje oczy i stara się
nie widzieć przed oczami rdzawozłotych włosów Marietty.
– Nie wiem,
Teo. Tak naprawdę jest niewiele rzeczy, które wiem – odpowiada miękko
dziewczyna.
Niebawem zegar
wybije pierwszą w nocy. Pokój Wspólny zdaje się być bardziej mroczny niżeli
przytulny. Zielone lampy, które zazwyczaj oświetlają pomieszczenie, teraz są
przygaszone i dają jedynie nikłe promienie światła. To głównie ogień żarzący
się w kominku rozjaśnia pokój, ale i tak niewystarczająco. Pansy siedzi na
kanapie, a na jej kolanach swoją głowę opiera Teodor. Mimo że nie jest to
najwygodniejsza dla dziewczyny pozycja, nic nie mówi. Delikatnie zaczesuje
czarne krnąbrne loczki Teodora, przeczesuje je palcami jakby od tego zależał
cały świat. Wie, że to uspokaja Teodora, a właśnie tego najbardziej teraz
potrzebuje – wyciszyć się i móc powiedzieć o tym, jak bardzo mu ciężko, jak
boli go ta strata.
– Nie mów tak,
jesteś jedną z osób, które zawsze wiedzą co powiedzieć, co doradzić. Jesteś
cudowna, Pansy.
Pansy uśmiecha
się słabo i przesuwa wierzchem dłoni po kości policzkowej Teodora. Czuje, że
ten pod wpływem jej dotyku jeszcze bardziej się rozluźnia. Trudno jej patrzeć
na smutną, pobladłą twarz przyjaciela. Czuje wielką wściekłość; dlaczego
wszystko zawsze przychodzi im z trudem? Dlaczego nie mogą mieć normalnego,
łatwego życia, pozbawionego ciągłych zmartwień i problemów? Nie zasłużyli sobie
na taki los, może parokrotnie podjęli złe decyzje, ale nie powinno się nieustannie
karać kogoś za głupie, młodzieńcze błędy.
Pansy zagryza
wewnętrzną stronę prawego policzka. Życie
jest niesprawiedliwe.
– Tak
właściwie nie miałem okazji do końca jej poznać… – odzywa się Teodor. –
Pisaliśmy ze sobą właściwie od niedawna. Najzabawniejsze jest chyba to, że nie
wiem, jaka ona jest… Jaka była naprawdę. We Francji spotkaliśmy się parę razy i
mimo że już wtedy uważałem, że jest jedną z najładniejszych dziewcząt, jakie
kiedykolwiek widziałem, nie czułem nic więcej. A potem zaczęliśmy wymieniać
listy.
Otwiera oczy i
spogląda wprost w czarne tęczówki Pansy. Dziewczyna ma wrażenie, jakby jego
wzrok spoglądał w jej duszę i z trudem powstrzymuje się od tego, by nie
odwrócić głowy.
– Pisała tak
błyskotliwie, niejednokrotnie z humorem godnym Blaise’a! I wtedy pomyślałem, że
by się z nim dogadała. Pisaliśmy na wszystkie tematy, od ulubionego przedmiotu
w szkole, po ulubioną baśń z dzieciństwa. Okazało się, że uwielbia obronę,
eliksiry i Fontannę Szczęśliwego Losu
i stwierdziłem, że Draco na pewno by ją polubił. Z każdym listem zagłębiałem
się w tę znajomość coraz bardziej i bardziej. Co więcej, w jej sposobie
wyrażania poglądów, harcie ducha i żywiołowości dostrzegłem tyle ciebie, ile
tylko mogłem. I to chyba wtedy zakochałem się w Marietcie.
Teodor wzdycha
cicho, znów przymykając oczy. Pansy nagle uświadamia sobie, że pod wpływem
spojrzenia przyjaciela, mimowolnie wstrzymała oddech. Teraz powoli wypuszcza
powietrze i znów zaczyna wodzić palcami po kości policzkowej Teodora.
– Zakochałem
się w swoim wyobrażeniu o niej, tak naprawdę jedyne, co wiedziałem o niej w stu
procentach, to to, że zdawała się być miła i sympatyczna. Boli mnie to, że nie
miałem okazji poznać jej do końca. Dotknąć jej włosów ani nawet pocałować.
Najgorsze jest to – jego głos łamie się i drży niebezpiecznie – że ona była
całkiem niewinna. Była młoda, tak cholernie młoda.
Pansy kręci
głową i pochyla się delikatnie w stronę Teo. Składa na jego czole delikatny
pocałunek. Wie, że przyjaciel teraz potrzebuje jej bliskości jak nikt inny. A
ona właśnie od tego jest – to ona musi go wspierać, pomóc mu się podnieść i
poprowadzić w dobrą stronę. Musi być dla niego wsparciem.
– Wiedziałem
to, Pansy. Wiedziałem to od samego początku… – szepcze Teodor. – Ta wojna tak
naprawdę jeszcze się nie skończyła.
Pansy zamiera
z dłonią wplecioną w miękkie włosy chłopaka. Nagle całe jej serce wypełnia
jedno pragnienie: Oby Teodor się mylił.
***
Czwartek zdaje
się dłużyć Lunie niezwykle mocno. Dziewczyna ma wrażenie, jakby każda sekunda,
minuta, godzina była wiecznością. Teraz siedząc w bibliotece, opierając się o
regał z książkami z zielarstwa, żałuje, że nie ma jeszcze kilku dodatkowych
godzin na przemyślenia… A najlepiej – na ucieczkę.
Luna przymyka
oczy. Nie rozumie swoich wątpliwości, przecież już dawno podjęła decyzję… Nie
zmienia to jednak faktu, że jest jej smutno. Neville to jej pierwszy chłopak,
pierwsza osoba, którą pocałowała i którą trzymała za rękę. Uśmiecha się ciepło,
mając przed oczami wspomnienie letniego, czerwcowego dnia.
Zbliżała się
dwunasta, a słońce unosiło się nad Hogwartem, prace nad odbudową zamku już się
rozpoczęły i wszędzie dookoła widać było uczniów, nauczycieli i pracowników
Ministerstwa usuwających gruzy, starających się uprzątnąć zniszczenia i nadać
szkole tę samą świetność, co dawniej.
Luna i Neville
pracowali w jednym zespole; od samego rana zajmowali się oczyszczaniem drogi
prowadzącej do wioski. Teraz w końcu mieli chwilę wytchnienie. Neville
zaproponował jej spacer w pobliżu jeziora. Zgodziła
się bez najmniejszego wahania. Po kilku minutach w końcu przechadzali się
plażą, a w ich ciała uderzał przyjemny chłód płynący od wody. W pewnym momencie
Neville złapał ją za rękę. Jego dłoń była cała wilgotna, a mimo to lodowata.
Lunę przeszył dreszcz, a na policzkach pojawiły się rumiane plamki. Nikt nigdy
nie trzymał jej w ten sposób. Kątem oka spojrzała na Neville’a – chłopak był
równie purpurowy, co ona, ale na jego ustach widniał szeroki uśmiech.
Gdy zatrzymali
się nieopodal molo i usiedli na samym jego brzegu z nogami zwisającymi nad
wodą, to chłopak odezwał się jako pierwszy:
– Luno… Ja nie
żartowałem wtedy, po bitwie – zaczął ostrożnie, a Luna tylko kiwnęła głową.
Wciąż była zbyt zaskoczona, by zareagować inaczej.
Neville jednak
przysunął się ostrożnie bliżej niej i odwrócił się tak, by móc patrzeć na jej
profil. Wyglądała niezwykle z promieniami słońca rozbijającymi się w jej
złotych włosach. Miał ochotę dotknąć ich, by przekonać się, czy rzeczywiście są
tak miękkie, jak mu się wydaje.
– Bardzo mi
się podobasz…
Luna spojrzała
na niego, a on utonął w głębi jej spojrzenia. Nie sądził, że istnieje tak
szlachetny odcień błękitu; niczym bezchmurne niebo, morskie fale uderzające o
lazurowe wybrzeża i strumień górskiej wody… Przepadł w jej spojrzeniu bez
reszty, tak jak ona w jego. Wpatrywali się w swoje oczy urzeczeni, jakby
spojrzenie drugiego mogło ochronić ich przed wszystkim. Luna uśmiechnęła się
wówczas do niego i kiwnęła głową.
– Wydaje mi
się, że lubię cię w ten sam sposób, co ty mnie…
I wtedy
Neville miał wrażenie, że jego serce wyskoczy z piersi. Nie wiedział, co nim
pokierowało, ale pochylił się w jej stronę i nieporadnie objął swoimi ustami
jej. I mimo że ten pocałunek był całkowicie
niezgrabny i nie było w nim nic z wielkiej namiętności, która zwykle przecież w
takich chwilach się objawia, był cudowny. Słodko-gorzki i niezwykły, bo
pierwszy, podarowany osobie, na której niezwykle im zależało.
Luna uśmiecha
się, dotykając swoich warg. Nawet nie wie, w którym momencie zaczęła muskać
swoje usta palcem. To wspomnienie wciąż jest w niej żywe i ma nadzieję, że już
zawsze takie pozostanie. Neville to cudowny chłopak, ale wie, że nie pasują do
siebie w ogóle.
– Luno,
jestem!
Neville
wychyla się zza rogu z naręczem książek. Dziewczyna zaczyna śmiać się na widok
jego roztrzepanych włosów i zagubionego spojrzenia; jakby nie wiedział co ze
sobą zrobić.
– Postaw te
książki na ziemi i chodź, proszę, usiądź obok mnie…
Chłopak marszczy
brwi, wyraźnie zdekoncentrowany, ale wykonuje jej prośbę. Po chwili siedzi naprzeciwko niej z nogami wyciągniętymi
przed siebie i w otoczeniu wielu tomów. Luna jeszcze szerzej się uśmiecha, w
tej chwili przypomina jej Hermionę.
– Co się
stało? Zdajesz się być nieobecna? – Neville przygląda się jej ze zmartwioną
miną.
– Chciałam
porozmawiać… Właściwie to chciałam powiedzieć ci, że jesteś cudownym
chłopakiem… – Z trudem panuje nad głosem. Nie chce, aby zaczął drżeć, bo jeśli
jej głos się złamie, to cała jej postawa – silnej, upadnie.
– A ty jesteś
cudowną dziewczyną.
Neville
przysuwa się w stronę Luny i kładzie jej dłoń na kolanie. Luna po chwili sięga
po nią i złącza jego palce ze swoimi. Czuje, że to ostatnie minuty, kiedy może
tak po prostu trzymać jego rękę w swoim uścisku. Za chwilę już nie będzie miała
na takie zachowanie przyzwolenia.
– Kocham cię…
Kocham bardzo mocno, ale… Nie tak, jak ty byś tego oczekiwał. Bardziej jak
brata, przyjaciela i towarzysza… Nie jak chłopaka – szepcze Luna i nie mogąc
dłużej powstrzymywać łez, pozwala, by kilka z nich popłynęło po jej bladym
policzku.
Uśmiech znika
z twarzy Neville’a zastąpiony przez wyraz zaskoczenia i rozpaczy. Puszcza dłoń
dziewczyny, a Luna czuje, że w jednej chwili straciła go, być może na zawsze.
– To przez
Zabiniego, prawda? – pyta zduszonym głosem Neville, a Luna niemal niewidocznie
kręci głową.
– I tak, i
nie… To bardziej przeze mnie… Nie dostrzegłam tego, że tak naprawdę kocham cię
jak przyjaciela, że się do ciebie przywiązałam, ale nie jak do kogoś, z kim
mogłabym, może kiedyś, iść przez świat…
Zaciska
powieki i odzywa się znów, głosem, który jest ledwie słyszalny, a przy tym
niezwykle drżący.
– Prawda jest
taka, że zakochałam się w Blaisie, ale on nie ma o tym pojęcia i chciałabym,
aby tak pozostało. To co było między nami… To zauroczenie na początku… Wypaliło
się we mnie; nie chcę cię oszukiwać, nie chcę kłamać i ranić cię bardziej.
Wiem, ile cierpienia sprawiło ci już to, że wcześniej tak wiele czasu spędzałam
właśnie z Blaise’em. Chciałam po prostu… Chciałam być szczera.
Neville kręci
głową, spod jego przymkniętych oczy płyną łzy. Teraz twarze obojga zdobią ślady
smutku i cierpienia. Chłopak nie może zrozumieć dlaczego… Przecież on ją kocha,
prawda? Przynajmniej tak mu się wydaje… A może jednak nie? A może Luna ma
rację? Może dostrzegła to, co on starał się zatuszować? Może ich relacja
wypaliła się, bo wcześniej była zwykłą fascynacją bądź zauroczeniem?
– Neville…
Powiedz coś – szepcze drżącym głosem Luna. Z jej oczu płyną tysiące łez.
– Kocham cię, bardzo
mocno, ale… Może masz rację.
Spogląda w jej
piękne oczy, które tak wiele razy śniły mu się nocami. Przesuwa się w jej
stronę i wyciąga ręce, by objąć jej drobne ciało ramionami. Ten ostatni raz
może sobie na to pozwolić. Ten ostatni raz pochyla się i muska jej usta swoimi.
Pocałunek smakuje słono i smutno, zupełnie jakby oboje przekazywali sobie ten
żal i rozpacz.
– Nie chcę cię
stracić. Jeśli nie będziesz już moją dziewczyną, to chociaż przyjaciółką,
koleżanką, znajomą, kimkolwiek, ale nie odchodź. Proszę.
W jego głosie
pobrzmiewa napięcie, ale Luna kiwa głowa. Na jej usta wkrada się ciepły
uśmiech, gdy mocniej przytula się do ramienia Neville’a.
– Zawsze będę
twoją przyjaciółką, nawet wtedy, gdy będziesz miał mnie już dosyć.
Neville śmieje
się przez łzy i opiera brodę na jej głowie. Wdycha zapach jej szamponu i
również się uśmiecha.
– Trzymam cię
za słowo, Luno.
Mówią, że od
nienawiści tylko jeden krok w kierunku miłości. Mówią też, że miłość zdolna
jest przekształcić się w nienawiść… Dlaczego jednak nikt nie wspomina o tym, że
z miłości może powstać piękna przyjaźń,
która przetrwa całe życie?
***
Hermiona wchodzi
do pustej sali. Dziś piątek i nie ma zbyt wielu rzeczy do zrobienia, zwłaszcza
że jest już po kolacji. Ginny i Luna zostały w bibliotece. Hermiona
przeczuwając, że właśnie teraz Luna powie przyjaciółce o swoich uczuciach,
zostawiła je same – nie chce się wtrącać. Dzięki takiej postawie teraz nie ma
co ze sobą zrobić… W końcu uznała, że najlepszym pomysłem będzie przyjście
tutaj i spędzenie czasu w otoczeniu aromatycznej woni warzonego eliksiru i
przeglądaniu po raz kolejny którejś z ksiąg otrzymanych od Wiktora.
Siada na swoim
stałym miejscu na parapecie z jedną nogą zgiętą w kolanie, a drugą wspartą o
przeciwległą ścianę. Otula się cieplej grubym, wełnianym swetrem i otwiera tom
na pierwszej lepszej stronie. Nie może się jednak skupić; nieustannie myśli o
tym, co się dzieje z jej przyjaciółmi. Harry wciąż nie odpisuje na listy, Ginny
często budzi się w nocy z płaczem, a ona stara się ją uspokoić. Niestety, jest
to trudne. Dziewczyna chyba głęboko w podświadomości obwinia samą siebie za
rozpad związku z Harrym. Mimo że Ginny za dnia stara się ukrywać swoje smutki,
te pojawiają się pod osłoną nocy, gotowe spędzić sen z jej powiek na wiele,
wiele godzin.
Hermiona
wzdycha i mruga kilkakrotnie. Stara się przeczytać choć jedną linijkę tekstu,
ale nie wychodzi jej to; teraz w jej umyśle pojawia się Luna. Hermiona nie może
wyjść z podziwu wobec takiej postawy przyjaciółki. Poświęca dla dobra innych
swoje serce i uczucia. Nie chcąc zatrzymywać ani ograniczać Neville’a, pozwala
mu odejść. Chcąc pomóc Ginny i nie chcąc utrudniać niczego Blaise’owi, pragnie
zachować swoje uczucia głęboko skryte przed czujnym wzrokiem innych.
Hermiona
uśmiecha się smutno; tyle dobra w jednej osobie.
Dziewczyna
przymyka oczy, wyraźnie skoncentrowana. Jest jeszcze jedna sprawa, która nie
chce opuścić jej umysłu. Morderstwo. Odkąd przeczytała o nim w Proroku nie może
wyrzucić go z głowy. Czy to możliwe, że redakcja ma rację? Czy Ministerstwo
ukrywa fakty dotyczące łapania i osądzania śmierciożerców? A jeśli naprawdę nie
wszyscy zostali znalezieni, a teraz tylko czekają na odpowiedni moment, by
zaatakować i zemścić się za wszelkie zastosowane wobec nich represje? Merlinie,
a jeśli znów zaatakują szkołę? A jeśli…?
– Granger?
Hermiona
wydaje z siebie okrzyk zdumienia, otwiera gwałtownie oczy i podrywa się z
miejsca. Zderza się ze stojącym obok niej Draco. Chłopak nawet nie drga, gdy
jej drobna sylwetka odbija się od jego chudego cała.
– Przepraszam
– mamrocze zarumieniona Hermiona. Podnosi książkę, która upadła z łoskotem na
posadkę, i znów siada na parapecie. – Nie słyszałam, jak wszedłeś, zamyśliłam
się…
– Zauważyłem.
Wydawałaś się taka… – przerywa. Kręci głową i nie dodaje tego, co przemknęło mu
przez myśli. Wydawałaś się taka skupiona i zamknięta w swoim świecie, że
mógłbym cię taką godzinami obserwować.
– Zaglądałaś
do eliksiru? – Widząc jej zaskoczony wzrok, Draco wzdycha i dodaje: – Już
nieważne, sam sprawdziłem; wszystko z nim w porządku.
Draco sprawia
wrażenie chcącego jeszcze wtrącić coś do swojej wcześniejszej wypowiedzi, ale
rezygnuje. Zaciska usta i odwraca się, by skierować się w stronę wyjścia. Gdy
już wyciąga dłoń, by położyć ją na klamce i opuścić pomieszczenie, Hermiona
odzywa się pełnym napięcia głosem:
– Lubisz
czytać, Malfoy?
Pytanie, które
zadaje, jest najprostszym z możliwych, ale jako pierwsze przychodzi jej do
głowy. Tak naprawdę bardzo chce zatrzymać chłopaka jeszcze na chwilę w sali,
porozmawiać z nim. Czuje, że ta rozmowa bardzo by jej pomogła.
Draco zdaje
się być zaskoczony. Odwraca się w jej kierunku ze zmarszczonymi brwiami, ale
powoli kiwa głową.
– Kiedyś tego
nie znosiłem, ale teraz uwielbiam. Czytanie pozwala nam odciąć się od świata
rzeczywistego i przenieść w taki, w którym chcemy być. Gdy nie masz już nadziei
na cokolwiek, weź książkę do ręki, a na pewno ją znajdziesz, bo na kartach
ksiąg spisane są rzeczy, które potrafią nam ją dać.
Hermiona
zamiera, a jej spojrzenie staje się bardziej ciepłe niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie spodziewała się usłyszeć takich słów z ust chłopaka. Jego wypowiedź jednak
podbija jej serce i sprawia, że Hermiona czuje wielką chęć rozpoczęcia z nim
dyskusji, dlatego odzywa się niepewnie:
– A co
najbardziej lubisz czytać?
Draco wzrusza
ramionami. Zdaje się być podejrzliwy, ale w końcu rusza w kierunku Hermiony i
siada obok niej. Spoglądają na siebie w skupieniu. Draco, gdzieś głęboko w
swoim sercu, czuje przemożną satysfakcję z tego, że Hermiona sama rozpoczyna z
nim rozmowę.
– W zasadzie
to wszystko, co wpadnie mi w ręce… – mruczy, ale sprawia wrażenie zamyślonego.
Po chwili jednak kiwa głową i odpowiada już szczegółowo: – Lubię czytać księgi
dotyczące eliksirów i obrony, ale chyba najbardziej lubię te historyczne. Różne
kroniki są całkiem w moim typie…
Draco próbuje
unieść kąciki ust. Jest wyraźnie zakłopotany, do tej pory nie rozmawiał ze zbyt
wieloma osobami na temat książek. Tak właściwie to od niedawna lubi czytać.
Wcześniej zdawało mu się, że jest to zajęcie nudne, żmudne i bezsensowne.
Dopiero w szóstej klasie, kiedy to… Kiedy to powierzono mu zadanie i zmuszony
był zacząć czytać; polubił to, ba! Może nawet pokochał!
– Czytałeś Historię Hogwartu? – pyta wyraźnie
podekscytowana Hermiona, na moment zapomina o dystansie i obojętności.
– Czytałem…
Nie sądziłem, że ten zamek, że może skrywać tyle tajemnic i naprawdę być tak magiczny!
Godzina mija mi na obserwowaniu dwójki niedawnych wrogów
zawzięcie dyskutujących o swoich ulubionych księgach. Przyjemnie jest móc
patrzeć na ich pogrążone w skupieniu i fascynacji twarze. Nie sądzili, że mogą
mieć wspólny temat… Nie spodziewali się, że będą
rozmawiać ze sobą na tak błahy temat. A jednak… Czyż nie to jest w życiu piękne? Że niemożliwe staje się możliwe?
Ha no patrz jak szybko jestem!
OdpowiedzUsuńCzytam i nie dowierzam jak wiele się wydarzyło w tym rozdziale.
Kochana jesteś cudowna mówiłam Ci to już?
Rety wręcz nie mogę sie oderwac od czytania tego rozdziału.
Trochę mi szkoda Luny i Nevill'a... Ich rozstanie było tak niezwykle romantyczne?
Sama nie wiem dlaczego ale tak właśnie myślę.ogólnie jestem zakochana ale mówiłam to nie raz. I się powtórzę. Wiesz mogłabyś pomyśleć o własnej twórczości. Myślę że z twoich łapek powstałoby coś pięknego.
Spróbuj bo naprawdę warto.
pozdrawiam serdecznie i czekam na NN
Hej! :D
UsuńCóż, trochę się zadziało, nie powiem :). W kolejnym też będzie sporo akcji, w końcu będą to już te trzy ostatnie tej części.
Cieszę się, że scena z Neville'em i Luną się spodobała. Prawdę mówiąc pisałam ją z łzami w oczach, bo wydawała mi się taka smutna.
Dziękuję serdecznie za ciepłe słowa!
A jeśli chodzi o moją własną, autorską twórczość - piszę wiele opowiadań, ale nigdzie ich na razie nie publikuję, ale - planują zacząć :D!
Tyle się wydarzyło w tym rozdziale,
OdpowiedzUsuńże aż nie wiem od czego zacząć...
Rozdział jak zawsze świetny, cudowny, zniewalający...
Nie spodziewałam się, że Marietta zginie i to za sprawą śmierciożerców...
czyżby Harry i Ron byli jakoś w to wplątani (imperius lub jakiś eliksir)?
A co do Notta czy zaiskrzy coś pomiędzy nim a Astorią?
(tak mi ładnie pasuje, on i ona załamani,smutni.. odnajdują pocieszenie w ramionach drugiej osoby ^^)
Żal mi się zrobiło Luny, ale mam nadzieję,że będą przyjaciółmi.
A teraz najważniejszy wątek, ta scena w sali
Hermiona i Draco <3 <3 <3
w końcu odnajdują wspólny język i mam nadzieję,że to ich do siebie zbliży ^^
Czekam na kolejny i weeny :*
~gwiazdeczka
Ha! Zaskoczyła Cię śmierć Marietty? Muszę przyznać, że mnie też... Gdy robiłam plan na rozdział nie sądziłam, że właśnie to zrobię - że ona umrze... Ale później podjęłam ostateczną decyzję...
UsuńTeo o Astoria? Kto wie? Wszystko może się zdarzyć, czyż nie?
Cieszę się, że rozdział się spodobał i dziękuję serdecznie za miłe słowa <3!
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńWreszcie mnie oświeciło i zrobiłam najprostszą rzecz na świecie - zaczęłam obserwować Twojego bloga. Że też ja wcześniej na to nie wpadłam... :P Teraz przynajmniej będę na bieżąco z rozdziałami! :D
Rozdział jest przejmujący i faktycznie wzbudzający poczucie niesprawiedliwości na świecie. Żal mi Teo... Bardzo. Chociaż moim zdaniem bliżej mu do Pansy niż Astorii. Kto wie :P
Cieszę się, że Draco dołożył kolejną, mała cegiełkę do relacji z Hermioną. Oby więcej takich rozmów.
Dzisiaj nie przytoczę żadnego fragmentu rozdziału.
Nie jestem po prostu w stanie, ponieważ początkowy cytat zabił dosłownie wszystko: Całą resztę i mnie przy okazji. Gdy tylko go przeczytałam, wbiłam go Sb do głowy i siedzi tam do tej pory. Nie wiem skąd dobierasz takie cudeńka, ale jestem absolutnie zachwycona. Kolejne prawdziwe słowa do mojej kolekcji: "Każdy powinien umierać w czyiś ramionach" Aż się wzruszyłam ;)
Pozdrawiam, Iva Nerda
Pansy i Teo... Hmm, hmmm, hmm :D Jako, że jesteś już po przeczytaniu rozdziału 22 wiesz co jak, więc w sumie nie będę się na ten temat rozwodzić :D!
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał i jestem niezmiernie szczęśliwa z tego, że cytat na początku zrobił swoje :D!
Dziękuję za miłe słowa! :*
Czytam Twojego bloga od niedawna ale po przeczytaniu rozdziałów myślę,że będę tutaj zaglądała częściej !
OdpowiedzUsuńŻycze weny :*
Zapraszam również do siebie http://myybestenemy.blogspot.com
Bardzo Cię przepraszam, że tak późno się tu zjawiam, ale jakoś na parę tygodni zrobiłam sobie przerwę od blogowania. W nagrodę postaram się, by komentarz był długi ^^
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim bardzo wzruszył mnie pierwszy fragment. Ogromnie żal mi Teodora. Najpierw myślałam, że dziewczyna tylko go wystawiła i zaczęłam mieć o niej złe myśli, a tu taka wiadomość... Jej również oczywiście mi żal. Makabryczne czasy, w których twoi przyjaciele mogą zginąć o każdej porze. I chociaż jak sam chłopak przyznał, zakochał się bardziej w wyobrażeniu niż rzeczywistej postaci, to jednak tragiczne, że nie miał szansy się dowiedzieć, jaka ona naprawdę jest. Czy była... :(
Poruszyło mnie też wspomnienie pierwszego pocałunku Luny i Neville'a. Był taki... słodki, szczery, dziewiczy, bo właśnie taka jest pierwsza miłość. A jednak uczucia zawsze mogą się zmienić, bo i ludzie się zmieniają pod wpływem różnych doświadczeń. Chłopak jest dla dziewczyny ważny, ale jako przyjaciel. No i dobrze, że sobie to wyjaśnili i rozstali się w zgodzie, choć Neville aż się rozpłakał, czyli jednak mu na niej zależało mocniej ;/ Ale przyjaźń to też wspaniała, budująca rzecz.
No i ostatnia scena. Przez książkę do serca :D Super, że Draco i Hermiona mają coraz więcej wspólnych tematów, a ich relacja się rozwija.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że dodasz tu coś niebawem ^^
Cieszę się, że zaskoczyłam sytuacją z Mariettą :D! Prawdę mówiąc to nie miałam w planach takiego końca... W sumie to miało wyjść inaczej, ale jestem mega zadowolona z ostatecznego wyglądu rozdziału :D
UsuńScenę Luny i Teodora pisałam z wielkim wzruszeniem i sentymentem. Starałam się oddać uczucia, które zapewne czuliby w takiej chwili jak najdokładniej, cieszy mnie więc, że udało mi się to :D
Dziękuję za przemiłe słowa! :*
O niee Teo, dlaczego mu to zrobiłaś? Biedny...
OdpowiedzUsuńDobrze, że Luna pogadała z Neville'em. Mam nadzieję, że będą przyjaciółmi.
Hah Draco i Hermiona rozmawiają o książkach... nieźle się zaczyna :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
To była naprawdę spontaniczna decyzja! Ale później byłam z niej mega zadowolona, wiem, to brzmi tragicznie... o, ale musiałam to zrobić, to taki mały wstęp do kolejnej części... ^^
UsuńTak, kto by pomyślał, że to może ich połączyć? ;)
Dziękuję! :*