Betowała: Cassie McKinley
Dla wszystkich, którzy wracają dziś do szkoły, jak Nasi bohaterowie.
Charlotte
Droga
w mroku
Żyję w świetle,
ale noszę z sobą mrok.
~ John Marsden
Istnieję od
zawsze. Jestem i dalej będę trwać. Nie ważne jak bardzo ktoś starałby się mnie
zabić; umrę, ale odrodzę się na nowo. Nikt nie jest w stanie sprawić, że
zniknę…
Przez cały
czas mojego istnienia obserwuję. Widzę i będę jeszcze widzieć wiele. Patrzę na
różne specyficzne osoby, poznaję ich dusze i zagłębiam się w ich psychiki.
Jednak od bardzo dawno nie udało mi się zauważyć tak interesujących ludzi. Są
tak intrygujący; samotni, lecz posiadający przyjaciół, zamknięci w sobie, lecz
otwarci, pełni sprzeczności, a jednak tacy zwyczajni… Nazywam ich zagubionymi duszami… Choć wiem, jak
potoczą się ich losy, choć wiem, co jeszcze ich spotka, to nie potrafię oderwać
od nich wzroku. Nie umiem nie patrzeć na
ich życie. Moją cechą musi być obiektywizm i neutralność, ale nie zawsze
potrafię się tego trzymać, czasami – właśnie wobec nich – chcę powiedzieć: Spokojnie,
nie pozwolę by spotkało was nieszczęście, już dość wycierpieliście. Niestety,
nie mogę tego zrobić. Życie musi być
sprawiedliwe…
Obserwuję…
Cały czas obserwuję…
***
Jest
słonecznie. W końcu Londyn zaczyna lśnić w promieniach. Prawie nie pamiętam,
kiedy ostatnio udało mi się tutaj widzieć coś innego niż burzowe chmury!
Uwielbiam patrzeć na szczęśliwe twarze mieszkańców, roześmiane i zwrócone w
kierunku nieba. Pogoda ma niesamowity wpływ na ludzi, właśnie to dostrzegam.
Choć niektórzy są wyjątkami…
Draco idzie z
pochyloną głową w stronę dworca Kings Cross. Jego myśli są przepełnione złością
i żalem. Kumulacja wszystkich negatywnych uczuć, niemal mieszanina wybuchowa.
Wyjechał bez pożegnania, jego matka wciąż jest w śpiączce… Przed wyjściem Draco
długo trzymał jej ciepłą dłoń, a w oczach skrzyły się łzy. Nie pozwolił im popłynąć,
wie, że musi być silny.
Po kilku
minutach już stoi przed wejściem na peron 9 i ¾. Zaciska usta, choć chciałby
krzyczeć, unosi głowę, choć najchętniej nigdy więcej by jej nie podniósł. Da
radę. Przechodzi na drugą stronę. Od razu jego uszy wyłapują tysiące rozmaitych
dźwięków. Śmiechy, ckliwe pożegnania, gdzieniegdzie delikatny płacz, zapewne
rodzica żegnającego swoje dziecko, które pierwszy raz udaje się w podróż do
Hogwartu. Jego krok jest pewny, a spojrzenie chłodne i ostre. Nie zawiesza
wzroku na nikim. Gdy przechodzi wszyscy, nagle milkną, a chwilę potem zaczynają
szeptać. Draco wie, że niektórzy ludzie, głównie uczniowie, wskazują na niego
palcami. Dorośli również odsuwają się, gdy idzie. Nie jest tym zdziwiony,
Prorok Codzienny długo wypisywał o nim, umieszczając jego zdjęcie na środku
strony obok artykułów na jego temat. Draco sądzi, że przez jeden błąd ojca jego
życie będzie już zawsze tak wyglądać – w oczach wszystkich pozostanie
śmierciożercą. Nie wie, że pewna osoba sprawi, że ludzie zaczną inaczej go
postrzegać…
Dla osób
znajdujących się na peronie Draco wygląda jak wyrachowany, pewny siebie
mężczyzna. Człowiek, który nie ma żadnych wyrzutów sumienia z powodu swojego
wcześniejszego postępowania. Ale ja mam wgląd w jego duszę i umysł. Jego postawa
jest tylko pozorem. Draco nie może pokazać, jak słaby i niestabilny jest, to
jedna z lekcji, których udzielił mu ojciec… Choć nienawidzi Lucjusza całym
sobą, niektóre jego wykłady bardzo mu się przydają. Najbardziej właśnie ta: Nigdy
nie okazuj słabości, Draconie…
Otwiera drzwi
przedziału, który zawsze zajmuje z przyjaciółmi. Gdy wchodzi niektóre
spojrzenia wędrują w jego kierunku, a rozmowy milkną. Draco staje niepewnie i
przygląda się twarzom Ślizgonów. Nie dostrzega swoich przyjaciół, czuje panikę,
choć wyraz jego twarzy się nie zmienia.
– Draco,
dobrze cię widzieć – mówi Dafne, przerywając niezręczną cieszę. Wstaje i
podchodzi do chłopaka. – Cieszę się, że postanowiłeś wrócić. – Przytula go
delikatnie.
Draco jest
zdezorientowany, gdy po kolei podchodzą do niego znajomi z domu. Witają się z
nim serdecznie, klepią po plecach. Zachowują się tak jakby wojna nigdy nie
miała miejsca.
– Terence? –
pyta zaskoczony Draco, gdy wita się z nim chłopak o krótko ściętych, ciemnych
włosach. – Co ty robisz?!
– Oblałem dwa
lata temu, miałem poprawiać rok, ale wiesz, wybuchła wojna, przez którą w ogóle
nie pojawiłem się w Hogwarcie, więc oto jestem teraz! – Śmieje się, a wraz nim
kilka innych osób stojących niedaleko.
Draco kiwa
głową i ponownie ściska mu dłoń. Czuje wsparcie ze strony kolegów, jest ono tak
wyczuwalne, że na jego usta wpływa nieśmiały uśmiech. Ślizgoni nie są na niego
źli, wręcz przeciwnie, rozumieją go i chcą być dla niego podporą. Cieszy się,
że jest w Slytherinie, członkowie tego domu są oddani wobec siebie, jeden jest
gotowy w każdej chwili stanąć w obronie drugiego. Ja wiem, że Draco niedługo
się o tym przekona.
Czuje dłoń na
swoim ramieniu. Odwraca się zaskoczony i niemal wpada na uśmiechniętą Pansy.
Mruży oczy w skupieniu, gdy zauważa jak ładnie dziewczynie w spiętych włosach.
Zawsze pozwalała swoim czarnym jak smoła kosmykom błąkać się po twarzy, a teraz
upięte w koka odsłaniają jej równie ciemne oczy i wyszczuplają buzię. Wygląda
delikatnie i dziewczęco.
– Witaj,
Pansy.
Dziewczyna przytula
go mocno, jest zdziwiony, nie może przyzwyczaić się do takiego publicznego
okazywania emocji przez Ślizgonów. Mimo to kładzie dłonie na jej tali, a głowę
kryje w zagłębianiu jej szyi.
– Myślałam, że
spanikujesz i nie przyjdziesz – wyznaje dziewczyna. – Byłam gotowa nawet wysłać
po ciebie skrzata! – Śmieje się głośno.
– Nie było
potrzeby – mówi doskonale znany Draco głos. – Malfoyowi tak łatwo się nie
poddają, mówiłem ci, Pansy.
– Cześć,
Blaise. – Draco odsuwa się od przyjaciółki i wita z przyjacielem. – A gdzie
Teodor?
– Za chwilę
będzie, żegna się z siostrą.
– Jest tutaj?
– pyta zaskoczony Draco. – Przyjechała specjalnie z Francji?
– Nigdy nie
odprowadziła go na pociąg. To oczywiste, że chce to nadrobić. Jest jego siostrą
– mówi miękko. Mocniej zaciska dłoń na rączce kufra i ciągnie go w kierunku ich
miejsca. Siada i czeka aż Draco i Pansy zrobią to samo.
– Przepraszam,
chłopaki. Obiecałam, że usiądę z Milicentą i siostrami Greengrass. – Posyła im
słodki uśmiech i rusza ze swoim bagażem na drugi koniec przedziału.
– Do ostatniej
chwili nie byłem pewien, czy przyjdziesz – wyznaje Blaise, gdy Pansy się
oddala.
– Przecież
Malfoyowie się nie poddają – rzuca z kpiną Draco. Prawda jest taka, że on też
nie sądził, że uda mi się znaleźć siłę, by zostawić matkę i jechać do szkoły.
Ale obiecał, a obietnicy danej swojej matce nie potrafi złamać.
– To nie ma
znaczenia, znam cię, jesteś nieprzewidywalny! – Śmieje się niepewnie. Chce
przełamać tę dziwną barierę, która się między nimi utworzyła po spotkaniu na
Pokątnej. Draco dostrzega w zachowaniu przyjaciela tę sztuczność i wzdycha
głośno, by po chwili się odezwać:
– Jest dobrze,
Blaise. Nie mam pretensji. Wiem, że chciałeś dobrze, mówiąc Pansy i Teodorowi.
– Posłuchaj,
nie chciałem robić nic wbrew tobie, ale oni powinni wiedzieć, przecież też są
twoimi przyjaciółmi – mówi ostrożnie. Jego spojrzenie jest rozbiegane i pełne
obaw.
Draco uśmiecha
się kącikiem ust. Przemyślał wszystko i wie, że Blaise dobrze zrobił. Pansy i
Teodor zasługują na wyjaśnienie, dlaczego wyjechał bez słowa i zerwał wszelki
kontakt. W dodatku cieszy się, że nie musiał sam wszystkiego wyjaśniać; nie
dałby rady znów opowiedzieć o chorobie swojej matki.
– Spokojnie,
Blaise. Jestem ci za to wdzięczny…
– Czyli jest
dobrze? Nie jesteś na mnie wściekły?
– Nie… Skończmy
już ten temat, proszę – mówi twardo Draco i odwraca się w kierunku okna.
Jest pogrążony
w myślach, ale mimo to uważnie obserwuje rozrywające się na peronie sceny.
Widzi rodziców przytulających swoje dzieci, nastolatków witających się z
przyjaciółmi, ale widzi też wielu swoich rówieśników. Idą spokojnie, z
opuszczonymi głowami, wyraźnie przygaszeni. To oni walczyli w Bitwie o Hogwart
i to oni będą musieli zmierzyć się ze wspomnieniami.
Jego
spojrzenie wędruje od twarzy do twarzy, aż nagle zatrzymuje się na jednej z
trzech osób. Mruga zaskoczony i przygląda się z ciekawością. Nie przywidziało
mu się: to Granger. Stoi w towarzystwie Lovegood i Weasleyówny. Sprawia
wrażenie najbardziej pogodnej z nich wszystkich. Draco wykrzywia usta w
niesmaku i odwraca głowę. Akurat w tym momencie przy stoliku siada Teodor. Wita
się i zaczyna entuzjastyczną rozmowę na temat tego jak nie może doczekać się
rozpoczęcia lekcji. Pociąg zaczyna się trząść i po chwili już rusza z peronu.
Draco opiera głowę o szybę i całkowicie ignoruje przenikliwe spojrzenia Teodora
i Blaise’a, a także ich próby wciągnięcia go w konwersację. Przymyka oczy i
stara się skupić na swoich myślach; chaotycznych i nieskładnych. Pełnych
niepewności, ale i nadziei. Draco wierzy, że ten rok będzie dobry, że życie w końcu przyjmie dla niego barwę
światła. Ja już wiem, że tak się w końcu stanie, ale za nim to nastąpi,
Draco przejdzie długą drogę w mroku…
***
Wielka Sala
prezentuje się pięknie, zresztą jak zawsze… Mimo to, Hermiona nie potrafi
cieszyć się tym widokiem. W pociągu
czuła się dobrze, rozpierała ją energia na samą myśl o nadchodzących lekcjach,
ale teraz… Przed jej oczami stają obrazy, z którymi już do końca życia będzie
kojarzyć sobie Wielką Salę. W miejscu, gdzie stoją stoły Gryffindoru i Ravenclawu
rozegrało się ostateczne starcie Harry’ego z Voldemortem, tam gdzie znajduje
się stół Slytherinu składano ofiary, a pod przeciwległą ścianą, czyli w miejscu
przeznaczonym dla Hufflepuffu odpoczywali ci, którzy przeżyli… Nie umie
wyrzucić tego obrazu z głowy. Nawet spoglądanie w rozjaśnione gwiazdami
sklepienie przypomina jej o wyglądzie nieba w dniu drugiego maja; sunęły po nim
ciemne, burzowe chmury, ani jeden promyk słońca nie mógł przecisnąć się przez
tamten mrok.
Potrząsa głową
i zaczyna się rozglądać po pomieszczeniu. Nie tylko ona ma taką posępną minę;
uczniowie z jej rocznika, a także jeszcze dwóch w dół wydają się przygaszeni i
nieobecni. W ich myślach pojawiają się obrazy rozegranej bitwy, w której
walczyli. Nie śpiewają hymnu, nie uczestniczą aktywnie w Ceremonii Przydziału,
nie słuchają przemówienia dyrektor McGonagall, a nawet nie zajadają się
smakołykami podanymi na kolację. Są obecni ciałem, lecz nie duchem.
W końcu
Hermiona odrywa swoje spojrzenie od uczniów i zaczyna przyglądać się stołowi
nauczycielskiemu. Czuje uścisk, gdy widzi krzesło nauczyciela obrony przed
czarną magią zajęte przez nową, młodą profesor. Kiedyś to miejsce należało do
Remusa Lupina, a teraz… Teraz Lupin nie żyje… Zaciska powieki i wzdycha głośno,
czym wyrywa z podobnego letargu Ginny. Przyjaciółka unosi swoje załzawione
spojrzenie na Hermionę.
– Też o tym
myślisz, prawda?
– Tak, Ginny…
Nie umiem… – przerywa i kręci głową. Nie umiem zapomnieć – dodaje w myślach.
Nie umiem pogodzić się z tą niesprawiedliwością.
Neville
obdarza je pokrzepiającym uśmiechem, ale w jego oczach zauważają ten sam ból.
Mimo to czują się lepiej, Neville zawsze roztacza wokół siebie pogodną
atmosferę niczym Luna.
– Hermiono,
musimy zając się pierwszorocznymi, pamiętasz? – mówi niespodziewanie siedzący
nieopodal Dean Thomas, to on zajął miejsce Rona jako Prefekt.
– Tak, tak,
już idę – mruczy i podnosi się z miejsca. – Zobaczymy się w Pokoju Wspólnym,
Ginny, dobrze?
– Jasne i tak
chciałam jeszcze iść do Luny. – Unosi kąciki ust i kiwa lekko głową.
Hermiona
pozwala, by to Dean zawołał do nich pierwszoklasistów, a następnie zaczął
opowiadać im o zasadach panujących w Hogwarcie. Jest wdzięczna, że to on
postanowił się tym zająć. Hermiona nie jest pewna, czy dałaby radę spokojnie
opowiadać o zamku, mając przed oczami wszystkie tragiczne wydarzenia, jakie się
w nim rozegrały.
– Przepraszam…
Rozmyślenia
Hermiony przerywa delikatny, dziewczęcy głos.
– Przepraszam,
ale czy ty jesteś Hermioną Granger, która pomogła Harry’emu Potterowi pokonać
Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać? – pyta jedenastolatka.
Hermiona
posyła Deanowi zaskoczone spojrzenie, on jednak wzrusza ramionami i uśmiecha
się delikatnie, by już kilka sekund później wrócić do tłumaczenia
pierwszorocznym regulaminu zamku.
– To ja – odpowiada
spokojnie i stara się uśmiechnąć.
– Przyjaźnisz
się z nim?
Hermiona mruga
zaskoczona, nagle zaczyna czuć dziwny uścisk w klatce piersiowej. Jej serce
szybciej bije. Ma wrażenie, jakby świat zatrzymał się właśnie w tym momencie. W
głowie słyszy słowa Harry’ego wypowiedziane parę dni wcześniej, słowa, które
sprawiły jej ogromny ból, mimo to odpowiada pewnym głosem:
– Tak, to mój
najlepszy przyjaciel.
***
Hermiona
podąża za Deanem niczym cień. Jest niesamowicie zmęczona. Właśnie wracają z
gabinetu nowego nauczyciela transmutacji, a jednocześnie opiekuna ich domu,
profesora Marcusa Faira. Z założenia mieli być tam kilka minut, ale profesor
przeciągnął spotkanie o godzinę! Rozmawiali na dosłownie wszystkie tematy.
Profesor wydał się Hermionie sympatycznym, ale surowym mężczyzną, w dodatku –
co dziwne – niezwykle ciekawskim!
– O czym tak
myślisz? – pyta niespodziewanie Dean, przerywając ciszę panującą między nimi.
– Zastanawiam
się, czemu profesor Fair tak nas wypytywał o wszystko – mruczy w odpowiedzi.
– Faktycznie!
– Śmieje się. – Najchętniej jeszcze by nas tam trzymał! A myślałem, ze to
kobiety są ciekawskie…
Hermiona
uśmiecha się delikatnie.
– Hermiono… –
zaczyna Dean. Chrząka i mruży oczy. – Czy wszystko w porządku? – pyta z
wahaniem.
Hermiona staje
zaskoczona i mruga. Kręci głową i wzrusza ramionami.
– Zwyczajnie,
a czemu pytasz?
– Wydajesz się
strasznie zamyślona, przygaszona – mówi delikatnym głosem. Przygląda się
dziewczynie z niepewnością. Mimo że
nigdy nie utrzymywał zbyt bliskich relacji z Hermioną, martwi się o nią.
– Jest dobrze,
nie przejmuj się mną – mruczy. Idzie szybko w kierunku schodów. Słyszy głośne
uderzenia butów Deana o posadzkę. Chłopak dogania ją w kilka sekund.
– Przepraszam
za wścibskość, ale czy to przez Rona?
– A czemu niby
przez niego?
– Zaraz po
twoim wyjeździe Ron zaczął umawiać się z Padmą – mówi cicho.
Po ciele
Hermiony przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Jej dłonie zaczynają się trząść, a
oczy napełniają się łzami. Mruga, chcąc je odgonić. Czuje się tak, jakby znów
był dzień, w którym wszystko się popsuło.
Ciepłe dłonie
Deana obejmują jej drżące ciało, jednak Hermiona odsuwa się. Obiecała
Wiktorowi, że już nigdy więcej nie będzie płakać z powodu Rona. Gdy Dean
spogląda na jej twarz, nie zauważa już żadnych łez, jedynie bladość twarzy, ale
nic poza tym.
– Widziałam,
jak się całowali – zaczyna – dlatego zerwałam z Ronem. Musiałam odpocząć od
tego, co miało miejsce w Anglii, dlatego wyjechałam pomóc Wiktorowi w
modernizacji Durmstrangu – wyjaśnia.
– Hermiono, tak
mi przykro! Bardzo cię przepraszam!
– Nic się nie
stało, byłeś ciekaw, to zrozumiałe – odpowiada swobodnie.
– Czekaj…
Byłaś w Durmstrangu!? – pyta po chwili z niedowierzaniem. – I jaki on jest?
Faktycznie tak mroczny, jak go opisują? – zaczyna wypytywać o szczegóły,
zupełnie jakby chwilę temu nie miała miejsca ich niezręczna rozmowa.
Hermiona
śmieje się głośno, ale zaczyna odpowiadać Deanowi o zamku. Chłopak słucha
każdego jej słowa z wielkim zainteresowaniem, co jakiś czas zadając pytania.
Całą drogę zajmuje
jej zaspokojenie ciekawości Deana, a i tak chłopak zapowiada, że jutro
przyjdzie do niej po kolejną dawkę informacji. Gdy wchodzą do pokoju wspólnego,
żegna się z nią i pędzi w stronę dormitoriów, jak wyjaśnia: musi wszystko
opowiedzieć Seamusowi!
Hermiona
uśmiecha się, gdy do jej uszu dobiega tak znajomy gwar rozmów i dźwięk trzasków
palonego drewna. Zauważa Ginny siedzącą na dywanie przy kominku w towarzystwie
Neville’a. Podchodzi do nich i zajmuje miejsce obok.
– Jak było? –
pyta Neville.
– Zwyczajnie.
Poinstruował nas, co mamy robić, jako prefekci. – Hermiona wzrusza ramionami. –
Mówi to, co zazwyczaj profesor McGonagall.
– Właśnie,
Hermiono! Co się stało, że nie jesteś jednym z prefektów naczelnych? – Ginny
pochyla się w jej kierunku. – Podobną są
nimi Hanna Abbot i Anthony Goldstein?
– Mhm… –
mruczy Hermiona i przymyka oczy. – Odmówiłam. Mam już dostatecznie dużo na
głowie…
– Ten cały
Goldstein nie pasuje mi na to stanowisko – dorzuca jeszcze Ginny.– Rozmawiałam
z nim kilka razy; jest tak przemądrzały i nadęty, że miałam ochotę rzucić w
niego upiorogackiem!
Śmieją się
głośno, nawet Ginny, choć ta krótka chwila radości nijak na nią wpływa. Wciąż
czuje cienie napływające ze wszystkich stron i pochłaniające w mroku drogę,
którą chce podążać. Mimo to stara się jak najmocniej wczuć w tę przyjemną
atmosferę. Zagarnąć ją całą dla siebie i nigdy nie pozwolić jej zniknąć.
Rozmawiają
jeszcze krótką chwilę na lekkie i przyjemne tematy. Żadne z nich nie chce
poruszać tych trudnych, wywołujących silne emocje. Po prostu boją się tego, co
może spowodować taka rozmowa, ile wspomnień wróci i znów zacznie nawiedzać ich
myśli. Nie wiedzą, że to i tak za chwilę się stanie… Gdy w końcu decydują się
iść już do swoich dormitoriów są zmęczeni i pełni niepewności, a kiedy zamykają
oczy, chcąc usnąć, widzą bitwę o Hogwart.
Ja wiem, że
tej nocy, żaden z uczestników rozegranej tu w maju walki, nie zaśnie.
***
1 września 1998, noc
Już dawno powinienem spać, ale nie mogę;
przewracam się z boku na bok i próbuję wyrzucić z głowy obrazy, które stają mi
przed oczami. Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która dzisiejszej nocy cierpi
na bezsenność… Blaise i Teodor poddali się godzinę temu; teraz rozgrywają
kolejną rundę szachów.
Na nowo widzę śmierciożerców wkraczających
do Hogwartu, siebie między nimi… Patrzę jak płomienie Szatańskiej Pożogi
zaczynają pochłaniać Pokój Życzeń. I mimo że nie wiedziałem śmierci Vincenta,
to mam przed oczami wyraz jego wykrzywionej w bólu twarzy, powolnie trawionej
przez płomienie.
Mam wrażenie, że idę drogą pełną mroku, a
mrokiem są wspomnienia.
Draco
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńMoże nie będę oryginalna, ale nie mogę nie poruszyć kwestii narratora! Nie mam pojęcia kim jest i chyba to intryguję mnie w tym opowiadaniu najbardziej. Warto też podkreślić, że początek rozdziału był mega zaskakujący. Niby odkrył przed czytelnikami osobę, która to opowiada, jednak wskazówki były tak małe, że nie dało się z nich nic wywnioskować. Sprytne :p Znowu umrę w niewiedzy :/ Czy mi się wydaję, czy ta "osoba" zna przyszłość? Wiem, że może to głupio zabrzmi, ale naprawdę tak wywnioskowałam :P
Oczywiście Twoje opisy uczuć i emocji jak zwykle zachwycają!
Pozdrawiam, Iva Nerda
Owszem, zna przyszłość doskonale! ;) Niestety, tyle mogę zdradzić, wszystko się wyjaśni w swoim czasie... :D
UsuńSerdecznie dziękuję za przemiły komentarz! Bardzo cieszy mnie, że rozdział się podobał :D!
Rozdział pisany jak zwykle z wyczuciem i subtelnością. Fajnie się go czyta. Żaden z bohaterów nie wyskakuje z czymś głupim i psuje atmosferę rozdziału, to dobrze. Tak trzymaj. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Some Say
Serdecznie dziękuję za miłe słowa, to dla mnie wiele znaczy! :)
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńSpóźniona o jeden dzień, ale przybywam z komentarzem ;)
Jak zwykle rozdział mi się podoba.
Dziewczyno, nie znęcaj się tak nade mną! xD Nie mam pomysłu, kto może być narratorem, a na początku jeszcze takie coś... Bardzo mi się podoba, jak przedstawiasz narratora. Jakby była to jakaś istota, która ma władzę nad czasem i wie, co się stanie.
U ciebie w rozdziałach cenię sobie to, jak opisujesz uczucia. Niby mamy "równowagę" dialogów i opisów, ale jakoś bardziej odczuwam te wszystkie uczucia. Naprawdę dobrze ci to wychodzi ;)
Mogłam sobie wyobrazić, jak czuł się Draco, gdy szedł przez peron. Pewnie czuł się strasznie, jakby wszystkie gapie były zwrócone na niego i nie używając słów, wyrażają swoją niechęć do niego.
Co do Hermiony... Zaskoczyło mnie, że nazwała Harry'ego swoim najlepszym przyjacielem. Wiem, że nie uważa iż zachowanie przyjaciela, to było jedno wielkie widzimisię, tylko szuka jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia.
Atmosfera w rozdziale jest adekwatna to odczuć bohaterów, czyli do przygnębienia (nie wiem, czy jest to odpowiednie słowo, ale takie pierwsze przyszło mi do głowy :P)...
Dobra, to już chyba wszystko, co chciałam napisać ;)
Pozdrawiam, zakręcona 01 ^^
http://dramione-zapomnijmyoprzeszlosci.blogspot.com
Bardzo dziękuję za komentarz. Jeśli chodzi o narratora, niestety, muszę się poznęcać! :D Ale mogę powiedzieć; zna on przyszłość doskonale :).
UsuńJeszcze raz dziękuję za przemiłe słowa! :)
Hej. Zaglądam co jakiś czas i czytam. Świetna robota! Mimo moich lat nadal kocham historię Hogwartu. :) Twoje opowiadanie tylko mi przypomniało jak bardzo tęsknie za czasami, gdy pochłaniałam rozdziały książek, żeby dowiedzieć się co jest dalej. :)
OdpowiedzUsuńCo do narratora, to dodam swoje pięć groszy. ;) Pewności nie mam, ale odniosłam wrażenie, że narratorem jest "życie" (które musi być sprawiedliwe). Zawsze istnieje możliwość, że to tylko moje złudzenie. :)
Dziękuję serdecznie za komentarz. Cieszę się, że postanowiłaś się odezwać :). Jeśli chodzi o narratora, powiem tak: każdy ma w jakimś stopniu rację, niektórzy w większym inni mniejszym, ale to jeszcze nie to :D. Jednak, na każde pytanie jest odpowiedź, a i na to wkrótce się pojawi :).
UsuńOch wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńObiecałam ze będę na bieżąco i o to jestem.
Oczywiście czyta się jak zwykle ciekawie.
szkoda mi trochę Hermiony.
Na pewno musiała przeżyć niemały wstrząs na wieści o Ronie.
No i jeszcze Harry.
Naprawdę może go tak nazywać?
Sama nie wiem w tym temacie... jakoś ich stosunki wyglądają na dość złożone.
Jestem ciekawa Twoich dalszych pomysłów.
Będę czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na NN do mnie.
Bardzo dziękuję.
UsuńCóż, odpowiedź Hermiony miała wprowadzić niemały zamęt, ale wszystko jest zaplanowane, nie zrobiłabym czegoś od tak sobie :). Jej słowa znajdą odzwierciedlenie w jej zachowaniu, ale to już wkrótce :).
Z reguły rzadko sięgam po dramione. To nie moje ulubione czasy (wolę Huncwotów czy nowe pokolenie), nie moi bohaterowie, a jeśli już zajrzę to zwykle ich relacja sprowadza się do mnóśtwa westchnień i czysto fizycznej fascynacji, którą naiwni biorą za miłość(albo postacie są wykreowane tak słabo, że nie mają życia wewnętrznego). I dokładnie z tych wszystkich powodów zwykle na wstępie odrzucam dramione. Gdy jednak zajrzałam na Twojego bloga szablon skusił mnie do przeczytania kilku zdań. Spróbowałam i...
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Przeżyłam pozytywne zaskoczenie. Bohaterowie mają uczucia, a dialogi nie tworzą całego rozdziału. Są rozmowy, są przemyślenia. Jest refleksja. Na wszystko jest odpowiedni czas i pora.
Odnośnie akcji, bohaterów zacznę od Dracona. Kurcze, podoba mi się on. Nie jest melodramatycznym pańczykiem, ale też nie odgrzewanymi kluchami. Ma swój charakter i stara się odnaleźć w swojej sytuacji. powrót do Hogwartu to dla niego tak niełatwa sprawa, a jednak nie zamierza łamać matce danego słowa. To w sumie mocno wzruszające, bo pokazuje, jak ważna była dla Draco matka, w ogóle rodzina. Nawet niechęć do ojca podszyta jest respektem, niechętnym szacunkiem i pamięcią. On stara się wycisnąć z sytuacji, w której się znalazł tak wiele jak umie. I nie popaść w depresję przy okazji.
Bardzo mnie zaskoczyło ciepłe spotkanie Malfoya z kolegami. Kurczę, to wzruszające. Spodziewał się czegoś innego. nawet nie marzył o tym. To mi też uświadomiło, że w istocie musiało być tak jak to ukazałaś z uczniami Slytherinu - mówiono wiele podłego o nich, ale jednak dla swoich, wewnętrznej kliki potrafili być naprawdę wwiernymi przyjaciółmi. Co właśnie doskonale ukazałaś w tym rozdziale.
Zaskoczyło mnie, że Rona ssparowałaś z Padmą, no ale w sumie mam wrażenie, że nie stworzono jeszcze dziewczyny odpowiedniej do Weasleya :D
Hermiona to zraniona dziewczyna, która nadal żyje wojną. Podoba mi się, że pokazujesz, że dla niej wojna niejako nadal trwa, nie skończyła się tak nagle z dniem pokonania Vooldemorta. Teraz wojna, wspomnienia, śmierć wszystko ożywa w jej umyślę. Gdy pierwszoklasistka w tym rozdziale spytała H., czy ona się przyjaźni z Harry'm przez moment myślałam,że zaprzeczy. Po gorzkich słowach Harry'ego stwierdzenie inaczej to naprawdę ogromny gest dobrej woli Hermiony, jej kochającego serca.
Cóż, napisać więcej - czekam na siódemkę ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
www.muniette.blogspot.com
Serdecznie Ci dziękuję za miłe słowa: cieszę się, że Wschód słońca Ci się spodobał, i że szablon sprawił, że postanowiłaś jednak zapoznać się z tą historią, mimo niechęci do dramione.
UsuńTrudno opisać, jaką radość sprawiły mi Twoje miłe słowa: to dla mnie wiele znaczy. Fakt, że wykreowani przeze mnie bohaterowie, dialogi i opisy Ci się podobają. :)
Bardzo dziękuję Ci za tak miłe słowa! :)
Wreszcie jestem! Merlinie, jakie mi się narobił zaległości, ale nadrobię, obiecuję!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny (zresztą jak zawsze) Podobał mi się opis spotkania Draco z przyjaciółmi i rozmowa Dean'a z Hermioną. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie wpis do pamiętnika (?) Draco. Tyle emocji, że wooow.
Lecę dalej!
Lepsze byłoby określenie dziennik Draco :). Oczywiście dziękuję za miłe słowa, wiele dla mnie znaczą ;).
UsuńOkej, mam ochotę walnąć Harry'emu w głowę. "Podziękuj Hermionie"?! Co to w ogóle miało znaczyć? Jeśli chciał wzbudzić w Hermionie wyrzuty sumienia, to doskonale mu się udało. Wrrr. I biedna Ginny. Ale lubię ją, bo mimo że naprawdę ma pod górkę, to jakoś się trzyma, nie świruje aż tak bardzo, ten jej wybuch, że "będzie dobrze, do cholery" daje takie światełko, że to nie jest postać tragiczna.
OdpowiedzUsuńKto tam był dalej? Ach, Malfoy. Ostatnio czytałam jakieś lekkie teksty, więc tym mocniej teraz porusza mnie to, przez co przechodzi, że społeczeństwo nim gardzi. I jestem dumna, że potrafi unieść głowę i iść dalej, choć wiem, jak wiele go to kosztuje. Podoba mi się też ukazanie Ślizgonów jako lojalnych przyjaciół, należy im się to. :)
Oddzielny akapit należy się kwestii narratora, bo wow - zachwycasz mnie ciągle tym zabiegiem. To takie intrygujące. I czas teraźniejszy ze wstawkami zdradzającymi przyszłość - ekstra! Czytając fragment na początku tego rozdziału odrzuciłam pomysł z duchem, bo duchy nie znają przyszłości, prawda? I jak napisałaś o tym rodzeniu się na nowo, pomyślałam, że to feniks, a potem przyszedł mi na myśl Merlin - jako ten najwyższy bóg czarodziejów, który sprawuje pieczę. Lubię tak sobie gdybać przy czytaniu opowiadaniu, a ty dajesz mi do tego doskonałą okazję. :D
Świetnie Ci idzie kreowanie tej historii. :)
Serdecznie dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że opowiadanie się podoba :).
UsuńCóż, jeśli chodzi o Ginny, to w końcu będzie dobrze. Lubię każdą ze swoich postaci i każda w końcu odnajdzie to swoje szczęście, mimo że dalsza fabuła będzie im to utrudniać na wszelkie możliwe sposoby... :)
Uwielbiam Ślizgonów i sama jestem Ślizgonką, więc nienawidzę, gdy w co drugim opowiadaniu gloryfikowani są tylko Draco i Blaise, a reszta Ślizgonów to debile, niewyżyte seksualnie nastolatki, puste, plastikowe, głupie lale. Kurczę, czemu wszyscy zapominają o tym, co nawet pokreślone jest w pieśni Tiary Przydziału? Ślizgoni są lojalni wobec siebie, sprytni, a więc inteligentni :).
Oczywiście zdarzają się wyjątki, gdzie taki utarty schemat jest nawet do zniesienia, ale prawdę mówiąc brakuje mi teraz dobrych fików, gdzie nie byłby powielania tych kliszy. Między innymi dlatego tak rzadko sięgam po ff. Stałam się bardziej wybredna :D.
Cieszę się, że narrator intryguje ;). Taki był plan :D. Przyznaję, że czas teraźniejszy to była taka spontaniczna decyzja, ale jak widzę po komentarzach, słuszna. Szczerze, pokochałam już pisanie w tym czasie! :)
Cóz, jeśli chodzi o Twoje przypuszczenia, to co nieco prawdy w tym jest, ale to jeszcze nie to! :D Jednak jesteś blisko tak jak pozostali... ;)
Jeszcze raz dziękuję za komentarz! :D
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńKurczę, tym początkiem kompletnie wszystko mi popsułaś! Już miałam wizję, kim może być narrator, a tu kicha — to jednak nie to! Teraz w mojej głowie kłębią się kolejne domysły, więc będę się tu cicho nad tym zastanawiać i przy końcu okaże się, czy rzeczywiście miałam rację.
Przepiękny rozdział. Zdecydowanie należy Ci się ogromna pochwała za sposób, w jaki opisujesz relacje między ludźmi. Poza tym bardzo podoba mi się klimat, w którym utrzymujesz swoją historię — wspomnienia wciąż są przy bohaterach, choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko zaczęło być w porządku. Wystarczy jednak trochę ciszy, osłony nocy, by przeszłość wróciła. Cieszę się, że Hermiona, Ginny, Neville i Luna trzymają się razem. Bardzo podoba mi się, jak prowadzisz dialogi, są naturalne, niewymuszone. Ma się wrażenie, jakby stało się obok i było się obserwatorem, wszystko przedstawiasz tak dokładnie. :) Podobała mi się również scena z Deanem. Jest taka naturalna, ach, rozpływam się.
Mam wrażenie, że idę drogą pełną mroku, a mrokiem są wspomnienia. — to zdanie to majstersztyk!
Idę po kolejny kubek herbaty i czytam dalej.
Na bloga trafiłam dzięki akcji komentatorskiej Katalogu Granger 'Magiczne Smakołyki'.
M.
A jakie były Twoje przypuszczenia? Z chęci je poznam... :D!
UsuńBardzo dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa i za czas poświęcany opowiadaniu. Uwielbiam świadomość, że moja historia naprawdę się komuś podoba i że trud jaki wkładam w jej tworzenie nie idzie na marne. Dziękuję :*!
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńDobra, wróciłam i znów zabrałam się za czytanie, więc spodziewaj się "paru" komentarzy. :)
Rozdział 6 wydaje się rozdziałem przejściowym. Bardzo podoba mi się, jak opisujesz uczucia bohaterów. Robisz to doprawdy interesująco, aż chce się czytać, a nie pominąć. Fajnie, że jeden akapit bezpośrednio dotyczył narratora, tym samym potwierdzając moje przypuszczenia co do jego "osoby". ;P
W sumie nie pisałam tego wcześniej, ale te końcowe wpisy Draco do dziennika zawsze skutkują wzięciem głębokiego oddechu i zastanowieniem się nad losami bohaterów. Niby wojnę wygrali, choć czasami zdawać by się mogło, że owa wojna trwa nadal...
Do następnego!
Staram się właśnie w ten sposób prowadzić to opowiadanie, tutaj mamy wojnę czarodziejów, ale właściwie wzoruję się głownie na wspomnieniach ludzi rzeczywistych, artykułach, itp. Ilu jest żołnierzy, którzy powrócili z frontu, a wciąż czują się tak, jakby cały czas trwała walka? Tak samo chcę przedstawić Draco, Hermionę i resztę. Zwłaszcza, ze ich ta okropność dotknęła w tak młodym wieku. Rowling napisała świetna książkę, ale nie pokazała aż tak okropności wojny czarodziejów. Pisała o morderstwach dokonywanych na mugolach, ale w zbyt błahy sposób, co nieco spłyciło rangę tego wydarzenia. Ja staram się zrobić to po swojemu. Jest nieustanny strach, ból, krzyki budzące w nocy. Chcę, aby wszystko było jak najbardziej rzeczywiste
UsuńDziękuję za miłe słowa po raz kolejny! <3