Witajcie
kochani!
Dziś
prezentuję Wam rozdział 3, mam nadzieję, że się Wam spodoba i wyrazicie
swoje szczere opinie o nim, do czego zachęcam! :D A także liczę, że po tym rozdziale wszelkie wątpliwości, co do narratora w prologu się rozwieją. I muszę wyznać Wam pewną rzecz :D; mianowicie to, kto jest narratorem wyjaśni się bardzo, bardzo późno :), a to wszystko przez to, że gdybym wcześniej ujawniła ten sekret, cały zabieg z takim narratorem nie miałby sensu, tak więc; bądźcie cierpliwi! :)
Serdecznie
dziękuję za komentarze pod rozdziałem 2, były one bardzo motywujące! :)
+ Mam małą
prośbę: jeśli uważacie, że Wschód słońca zapowiada
się na naprawdę dobre opowiadanie, zachęcam Was do oddania głosu na niego w
ankiecie obok. Jest to głosowanie na blog miesiąca lipiec! :D
Pozdrawiam Was
cieplutko!
Charlotte
PS -->
Zapraszam Was na mojego drugiego bloga; z zakończoną historią dramione: Auror z wymiany.
Betowała: Cassie McKinley
Betowała: Cassie McKinley
***
Pułapka
umysłu
Cokolwiek złego może uczynić wróg wrogowi,
lub nienawistny znienawidzonemu,
nieopanowany umysł wyrządzi sobie większą
krzywdę.
~ Budda
Idzie z
opuszczoną głową. Mija przechodniów, niekiedy ociera się o nich ramionami. Jej
złote włosy wysuwają się spod kaptura. Znów pada deszcz. Zupełnie jakby pogoda
nad Londynem oddawała uczucia czarodziejów.
Gdy wchodzi do
baru, nie rozgląda się, jak ma w zwyczaju, nie posyła uśmiechu Tomowi, nie robi
tego, co robiła wcześniej – przed wojną…
Stuka różdżką,
a cegiełki odsuwają się, ukazując wejście na Pokątną. Jej twarzy nie rozjaśnia
uśmiech, a w oczach nie błyszczą iskierki. Wciąż idzie sztywnym krokiem, wciąż
nie unosi głowy. Nawet, gdy dociera do cukierni Pure-Butter i kieruje się do
jednego ze stolików, ma opuszczoną głowę.
– Luna?
– Cześć,
Neville – szepcze. W jej głosie słychać smutek.
– Co się
stało?
Neville siada
naprzeciwko niej i niepewnie dotyka jej dłoni. Jego gest sprawia, że Luna unosi
głowę i spogląda na niego swoimi szklącymi się oczyma.
– Dostałam
sowę od Ginny… Znów z nią źle… Och, Neville, jak mam jej pomóc?! – Wysuwa dłoń
z uścisku chłopaka i ukrywa twarz w dłoniach.
– Luno… Ginny
da sobie radę, przecież to silna dziewczyna! Zawsze taka była!
Neville odsuwa
dłonie Luny od jej twarzy i ujmuje je. Jest zawstydzony i speszony, ale wciąż
trzyma w silnym uścisku ręce dziewczyny.
– Gdyby to
było takie proste… Ona tak bardzo ucierpiała…
– Nie tylko
ona, Luno! Każdy cierpi… Każdy z nas kogoś stracił w bitwie... – odpowiada
łagodnym, ale stanowczym głosem.
– Nie
rozumiesz, Neville. My mieliśmy wsparcie – szepcze. – Ja twoje i taty, Hermiona
miała Wiktora, a ty mnie i babcię, a Ginny… Ginny była sama w tym
najtrudniejszym momencie… Jej rodzice zamknęli się w sobie, Harry się od niej
odsunął, jej bracia całkowicie o niej zapomnieli! Hermiona wyjechała, a ja… Ja
nie poświęciłam jej dostatecznie dużo uwagi…
– Luno…
– Ona była
sama, Neville!
– Pomożemy jej
się pozbierać, Luno – mówi. – Obiecuję ci, że jej pomożemy.
– Ja się
martwię. – Mocno ściska dłonie chłopaka. Spogląda na niego łzawym spojrzeniem.
Jest blada, a jej usta są sine i popękane od ciągłego przygryzania ich.
– Wiem, Luno,
ja też się martwię. Też jestem jej przyjacielem, ale będzie dobrze, na pewno.
Po słowach
Neville’a na usta Luny wpływa delikatny uśmiech. Nareszcie znów mogę go
zobaczyć… To jej prawdziwy uśmiech, ten, którym obdarowywała przyjaciół przed
wojną. Ten, który kiedyś zawsze widniał na jej ustach…
***
Londyn, 24 sierpnia 1998
Kochany Wiktorze!
Dziękuję Ci!
Pewnie zastanawiasz się, za co Ci dziękuję?
To proste: za wszystko… Przede wszystkim za to, że byłeś ze mną wtedy, gdy tego
potrzebowałam.
Dziękuję Ci za to, że pomogłeś mi się
pozbierać, gdyby nie Ty… Cóż, byłabym teraz wrakiem człowieka, a nie jestem. Po
tym, co się stało… Po tym, jak widziałam Rona całującego się z Padmą, byłam
zdruzgotana, zresztą, na pewno pamiętasz. To właśnie wtedy na Ciebie wpadłam.
Pamiętam, jaka byłam zaskoczona, widząc Cię w Hogwarcie! Przecież minęły cztery
lata od naszego ostatniego spotkania… Przecież nasz kontakt się osłabił… A Ty
mimo wszystko mnie pocieszyłeś, przytuliłeś i pomogłeś. Twoja propozycja pracy
przy modernizacji Durmstrangu była jak dar! Gdyby nie ona, pewnie wciąż nie
mogłabym zapanować nad emocjami i tkwiłabym w kokonie cierpienia, smutku i
żalu. A tak? Stanęłam na nogi…
Pierwszy tydzień w Norwegii był najcięższy…
Wspomnienia napływały i nie chciały zniknąć. Przed oczyma miałam twarz
umierającej Lavender Brown, wycieńczone, martwe ciało Colina Creevey’a, rodzinę
Weasleyów pochyloną nad martwym ciałem Freda… Wariowałam, Wiktorze. Ale Ty mi
pomogłeś wyjść z tego otępienia. Byłeś przy mnie, gdy budziłam się w nocy z
krzykiem i przynosiłeś mi gorącą czekoladę. Byłeś przy mnie, gdy płakałam, podawałeś
mi chusteczki, cały czas przytulając. Byłeś dla mnie przyjacielem i za to Ci
dziękuję.
Nawet nie wiesz jak wiele radości sprawiła
mi modernizacja Durmstrangu. Naprawa zniszczonego przez czarną magię systemu
nauczania spowodowała, że znów czułam się potrzebna i spełniona. Dzięki temu na
reszcie zajęłam czymś swoje myśli i utonęłam w wirze pracy, by w końcu odnaleźć
siebie w całej pułapce bólu i żalu, w pułapce mojego umysłu. Odnaleźć siebie,
złożyć rozbite serce i stanąć na nogi.
A to wszystko dzięki Tobie, Wiktorze.
Nie ma słów, którymi mogłabym wyrazić swoją
wdzięczność! Słowo „dziękuję” to zbyt mało, ale tylko to mogę Ci podarować.
Dziękuję, Wiktorze, taki przyjaciel to skarb.
Wybacz, że nie mówię Ci tego wprost, ale gdy
wyjeżdżałam, nie wiedziałam jeszcze jak ułożyć w słowa swoje myśli, teraz mi
się to udało, stąd ten list…
Całuję,
Twoja oddana przyjaciółka: Hermiona
***
– Mamo? –
pyta. – Mamo? Mamo, posłuchaj mnie!
– Nie teraz,
Ginny… – odpowiada. – Nie mam czasu…
– Mamo,
proszę…
–
Powiedziałam, że nie mam czasu, Ginny, idź do siebie! – unosi się.
Ginny opuszcza
głowę, spogląda na swoje dłonie: trzęsą się. Stoi chwilę w miejscu i słucha,
jak jej mama przewraca kartki albumu, jednocześnie cicho łkając. Tak jest już
od prawie czterech miesięcy. Pani Weasley zamyka się w kuchni z albumami, pan
Weasley przesiaduje w garażu, Ron znika gdzieś z Harrym, a George… Nie ma od
niego wiadomości, nie śle listów, nie przychodzi do domu. Ginny wie jedynie
tyle, że nie opuszcza mieszkania; siedzi całymi dniami w sypialni Freda i pusto
wpatruje się w jego posłane łóżko. Na szczęście jest z nim Angelina i Lee, to
właśnie od nich Ginny wie, co się z nim dzieje.
W końcu powoli
odwraca się i chwiejnym krokiem rusza w kierunku schodów. Jest osłabiona, znów
nie przespała nocy z powodu dręczących ją koszmarów. Dziś przyśnił jej się
Fred… W jej śnie mówi do niej, żartuje, śmieje się, uśmiecha. I wtedy następuje
wybuch. Krzyczy, piszczy, łka, ale to nic nie daje. Fred umiera przygnieciony
przez odłamki ściany, a ostatnie jego słowa to: Dlaczego mnie nie ostrzegłaś,
Ginny?
Potrząsa głową
i wchodzi do sypialni. Siada przy lustrze i klepie się po policzkach, jest
blada, jej usta są sine, oczy napuchnięte od płaczu, wciąż zaszklone. Jej rude
włosy już nie mają tego blasku, co kiedyś. Chwyta szczotkę i stara się
rozczesać splątane kosmyki. Musi doprowadzić swój wygląd do porządku, za chwilę
mają przyjść Hermiona i Luna.
Po kilku
minutach uciążliwej szarpaniny z włosami rezygnuje; jej przyjaciółki i tak
wiedzą, że czuje się źle. Wczoraj, nie mogąc już znieść myśli ciągle
napływających i obezwładniających jej umysł, wysłała sowę do Luny. W liście
opisała jak bardzo wszystko ją przytłacza, jak nie może poradzić sobie z tym
wszystkim. A kochana Luna obiecała przyjść i zabrać ze sobą Hermionę. Ginny
nareszcie będzie miała z kim porozmawiać.
Słyszy ciche
szepty na schodach. Wstaje w momencie, gdy otwierają się drzwi. Luna i Hermiona
są blade i spoglądają na nią z przejęciem i smutkiem.
– Ginny,
kochana… – szepcze Hermiona. Podchodzi do niej i mocno ją przytula. Po chwili
dołącza do uścisku Luna, która głaszcze płaczącą Ginny po głowie.
– Już dobrze…
– mówi cicho Luna. – Już dobrze, chodź, usiądziemy.
Widzę, jak
dziewczęta siadają na łóżku Ginny. Obserwuję dokładnie ich zaniepokojone
spojrzenia. Wiem, że są rozdarte, roztrzęsione, a nawet przestraszone?
Rozumieją, że nie pomogą Ginny, jeśli sama tego nie zechce.
– Tak nie może być, Ginny – zaczyna niepewnie
Hermiona. – Musisz nad tym zapanować!
– Kiedy ja
próbuję…
– Nie – ucina
Luna. Nigdy przedtem nie udało mi się dostrzec, by odzywała się do kogoś tak
ostro, tak stanowczo. – Nie próbujesz. Nawet się nie starasz! Pozwalasz
wspomnieniom zawładnąć całym swoim życiem. Proszę, nie każ nam patrzeć, jak
spadasz w dół… – dodaje już łagodnym głosem.
– Ginny,
pamiętasz jak rozmawiałyśmy tuż po moim przyjeździe? – pyta Hermiona. Ginny
kiwa delikatnie głową, po policzkach wciąż płyną jej łzy.
– Tak, ale to…
– Co ci wtedy
powiedziałam? – przerywa. – O czym mówiłam?
– Mówiłaś o
wspomnieniach, o cieniach, o smutku, który wciąż tkwi w twoim sercu.
Powiedziałaś, że cierpisz, ale wytrzymujesz.
Bo musisz, bo oni… Bo nie chcieliby żebyś rozpaczała… – urywa. Jej ciało
się trzęsie. Ale Hermiona jest nieugięta.
– Co jeszcze,
Ginny – naciska. – Co jeszcze wtedy mówiłam?
– Gdy
zapytałam czy myślisz, że oni są z nami tutaj, powiedziałaś, że na pewno są: w
naszych sercach. A potem… Potem spytałam jak ci się udało znów otworzyć na
świat, jak ci się udało podnieść. Odpowiedziałaś mi, że nigdy nie upadłaś…
Hermiona łapie
Ginny za dłoń i mocno ściska, to samo robi Luna. Siedzą w ciszy i pozwalają
Ginny cicho płakać. Nie patrzą na siebie, mają zaciśnięte wargi, a oczy na wpół
przymknięte. Wyglądają niczym kamienne posągi. Patrzę na to ze smutkiem, ale i
satysfakcją. Ja już wiem, że ta rozmowa
zmieni wiele w życiu Ginny. Pomoże jej się pozbierać.
– Musisz się
opamiętać, Ginny – mówi Luna. – Musisz się za siebie wziąć! Nawet nie wiesz,
ile bólu sprawia nam patrzenie jak się wyniszczasz!
– Jesteśmy
twoimi przyjaciółkami, na Merlina! Posłuchaj nas! – Hermiona mocniej ściska
dłonie Ginny. – To się dzieje w twojej głowie, i tylko tam możesz to
powstrzymać. Twój umysł wyrządza ci większą krzywdę niż czarodziej. Ty sama
wyrządzasz sobie krzywdę.
– Ale,
Hermiono…
– Weź się w
garść! – Hermiona wstaje i potrząsa Ginny. – Błagam cię, nie zamykaj się w
sobie…
– Ty nie
rozumiesz! – wrzeszczy Ginny. Podrywa się i staje przy drzwiach. Opiera się o
nie i ciężko oddychając ponownie odzywa. – Wy nie rozumiecie, jak to jest…
– Więc nam
wyjaśnij – mówi łagodnie Luna. – Wyjaśnij nam, Ginny. Chcemy cię wysłuchać…
Uśmiecham się,
bo wtedy następuje przełomowy moment. Ginny unosi głowę, jej oczy zaczynają bić
dziwnym, znajomym blaskiem. Spogląda na przyjaciółki niepewnie, ale już nie
strachliwie. Wstaje, ale już nie chwiejnie, teraz idzie pewnym krokiem. Siada
na łóżku i zaczyna mówić. Słowa wypływają niczym potok, opowiada o wszystkim.
Mówi jak trudno jej było pozbierać się po stracie Freda, zwłaszcza że nie miała
wsparcia rodziny. Klan Weasleyów podzielił się: każdy poszedł w swoją stronę.
Jej rodzice całkowicie odcięli się od niej i braci, zostawiając ich samych w
żałobie. Wyznaje, jakim zbawieniem wydał się dla niej wyjazd do Hogwartu i
możliwość wyrwania się z ponurej Nory. Mówi o tym, jak bardzo się myliła: pomoc
w odbudowie Hogwartu tylko wzmogła jej ból. Sprawiła, że wspomnienia nasiliły
się; ciągle widziała martwe ciała, a głosy nachodziły ją zewsząd. Ponure szepty
oskarżały ją o śmierć Freda, o zachwianie rodzinnej więzi, o oddalanie się
Harry’ego. W końcu wyznaje, że Harry zaczął dziwnie się zmieniać już pod koniec
maja. Po wyjściu z Ronem do Londynu. Od tamtej pory oboje zaczęli się od niej odsuwać.
Stali się inni… Harry przestał ją zauważać, był chłodny i oschły, nieczuły.
Przestał z nią rozmawiać, później przestał się z nią widywać, a teraz nie pisze
nawet listów. Mówi, jak bardzo ją to dotknęło, zresztą nie tylko to. Z wstydem
wyjawia, jak bardzo wściekła była z powodu wyjazdu Hermiony, jaką złość czuła,
gdy Luna zaczęła spotykać się z Neville’em. Jak bardzo zrozpaczona była, tym,
że one umieją poradzić sobie z nową sytuacją, że mają wsparcie, wówczas gdy od
niej wszyscy się odsunęli.
Ginny opowiada
każdą sytuację, każdy moment smutku z dokładnością. W wielu chwilach dziewczyny
mają łzy w oczach i cicho przepraszają Ginny. Ona jednak mówi dalej. Streszcza
ostatnie cztery miesiące, a gdy kończy, czuje się lekka, co widać. Jej twarz w
czasie, gdy mówiła, nabrała zdrowego koloru, a usta znów stały się delikatnie
różowe. Hermiona i Luna z zaskoczeniem, ale i radością dostrzegają tę zmianę i
w końcu dociera do nich prawda. Ginny, aby móc wyswobodzić się z pułapki
własnego umysłu, potrzebowała tylko, aby ktoś ją… wysłuchał.
***
Nie
zorientowały się, kiedy usnęły. Ich rozmowa trwała jeszcze w późnych godzinach
nocnych, a i nawet wtedy nie zapowiadało się, aby zamierzały skończyć. Teraz budzą się, gdy promienie słońca wpadają
do sypialni Ginny. Najpierw podnosi się Hermiona, która niechcący trąca Ginny
ramieniem i tym samym rozbudza ją do końca.
– Cześć – mówi
sennie Ginny.
– Dzień dobry!
– rzuca rześkim głosem Hermiona. Ma doskonały humor, bo po wczorajszej rozmowie
Ginny polepszyło się na tyle, że teraz nawet się uśmiecha!
– Heej – ziewa
Luna, siadając na łóżku. – Jak tam? – pyta zaspanym głosem i pociera oczy,
starając się rozbudzić.
– Jest dobrze…
– odpowiada niespodziewanie Ginny.
Zapada cisza,
w czasie której Luna i Hermiona przyglądają się uważnie przyjaciółce. Właśnie
wtedy dzieje się coś, co nawet mnie zaskakuje; Ginny po raz pierwszy od dawna
wybucha śmiechem.
– Jest bardzo
dobrze! Nie rozumiecie? Jest perfekcyjnie, pierwszy raz od bardzo dawna nie
miałam koszmarów! Dziewczyny, czuję się dobrze! – krzyczy i nagle mocno się do
nich przytula. Zarówno Luna jak i Hermiona są zdezorientowane. Czują łzy Ginny
skapujące na ich ramiona. – Dziękuję. Dziękuję, że mi pomogłyście… – szepcze.
– Ginny… –
mówi Hermiona i gładzi przyjaciółkę po włosach.
– Dawno nie
czułam się tak dobrze… – ponownie szepcze Ginny. Odsuwa się i spogląda na
przyjaciółki z powagą. – Dziękuję, że pomogłyście mi się wyrwać…
***
Draco siedzi w
bibliotece. Znów jest pochylony nad księgami, znów szuka… Wciąż wierzy, że uda
mu się odnaleźć antidotum. Jest pogrążony w lekturze, gdy nagle obok niego
pojawia się skrzat.
– Paniczu
Malfoy? Panicz Zabini czeka przed bramą, czy go wpuścić?
Draco unosi
głowę zaskoczony. Blaise… Nie widział się z nim od maja, od czasu bitwy… Mimo
że Blaise wielokrotnie słał mu listy z prośbą o spotkanie zawsze je ignorował.
Nie miał możliwości spotkać się z przyjacielem: podróżował. Jeździł po całym
świecie, odwiedzał wiele szpitali, bibliotek i archiwum, spotykał się z
profesorami, uzdrowicielami, mistrzami. Starał się znaleźć, choć wzmiankę o
lekarstwie na klątwę matki, bezskutecznie.
– Taak –
odpowiada drżącym głosem. – Wpuść go…
Skrzat znika,
by za chwilę Draco mógł usłyszeć tupot stóp. Drzwi biblioteki ospale przesuwają
się po marmurze, a do pomieszczenia wpada snop światła. Przed nim staje Blaise.
Jest taki jak wcześniej, może nieco szczuplejszy. Choć jego rysy twarzy
wyostrzyły się, nadając mu poważniejszego wyglądu. Draco z zaskoczeniem
zauważa, że Blaise zmężniał.
– Wyglądasz
paskudnie – rzuca Blaise i uśmiecha się złośliwe, tak jak ma w zwyczaju.
– Ciebie też
miło widzieć.
– Co jest,
Malfoy? Czyżby życie dało w kość? – pyta, ignorując wcześniejszą wypowiedź
Draco.
– Nawet nie
wiesz jak bardzo – mruczy. Blaise bez słowa podchodzi do niego i podaje rękę.
Draco ujmuje ją i mocno ściska.
– Dlaczego się
nie odzywałeś? – pyta w końcu i kładzie dłoń na ramieniu Draco. – Martwiliśmy
się, Pansy odchodziła od zmysłów, a Teodor już miał wyruszyć na poszukiwanie
twojego zmasakrowanego ciała… – Śmieje się cicho, a wówczas na usta Draco
wpływa krzywy uśmieszek.
– Czy nie
oceniacie zbyt mizernie moich umiejętności przetrwania?
Wskazuje
dłonią na dwa fotele stojące przy kominku. Siadają naprzeciwko siebie i grzeją
dłonie przy ogniu. Sierpniowe wieczory w Malfoy Manor są tak chłodne jak te
jesienne.
– No tak,
zapomniałem, że ty zawsze spadasz na cztery łapy…
– Nie zawsze…
W bibliotece
ponownie pojawia się skrzat, bez słowa stawia na stoliczku przy fotelach
filiżanki z gorącą herbatą i talerz z czekoladowymi ciasteczkami. Blaise chwyta
napój w dłonie i przygląda się Draco, nie za bardzo wie, co powiedzieć, jak
rozpocząć rozmowę.
– Czy… –
Chrząka. Jest zakłopotany, co rzadko się mu zdarza. – Czy chcesz o tym pogadać?
– Uwierz,
Blaise, masz dość swoich problemów.
– Wiesz, że
możesz mi zaufać? Przyjaźnimy się od pierwszej klasy…
– Nie w tym
rzecz, ja nie wiem, jak miałbym ci to powiedzieć… Lepiej ty mi opowiedz, co się
działo przez te cztery miesiące?
Blaise
uśmiecha się drwiąco i łapie w obie dłonie ciasteczko, które po chwili łamie.
Unosi je do góry i pokazuje Draco.
– Działo się
to. – Wskazuje na przysmak. – Załamaliśmy się. A najbardziej z nas wszystkich
Pansy. Jej ojciec został osadzony w Azkabanie za działanie sprzyjające
śmierciożercom. Spędzi tam co najmniej pięć lat.
– Wiem,
czytałem o tym…
Blaise unosi
znacząco brew. Spogląda na Draco z niesmakiem i wyrzutem, a usta ma ściśnięte w
wąską linię. Wiem, co myśli; że Draco jest samolubny, skoro nie napisał do
Pansy, ale nie mówi tego głośno. Milczy, by po chwili znów się odezwać.
– Ale udało im
się pozbierać, rodzina jej matki bardzo ją wspierała. Z resztą nie tylko ona…
Pansy zaczęła się spotykać z Rogerem Daviesem. Wydają się być naprawdę
zakochani – mruczy i śmieje się głośno. Draco zaczyna czuć się niezręcznie,
przyzwyczajony jest do tego, że Pansy adoruje tylko jego, ale mimo to odczuwa
swego rodzaju ulgę; w końcu Pansy zaczyna układać sobie życie.
– Ślizgonka i
Krukon, kto by pomyślał… – rzuca w końcu.
– Już nie sil
się na ironię i tak wiem, że się cieszysz. – Blaise uśmiecha się złośliwie.
– Masz dla
mnie jeszcze jakieś nowiny? – pyta, ignorując wymowną minę Blaise’a, który
teraz chwyta przełamane ciasteczko w dłonie i składa je. – A to, co
symbolizuje?
– To, że udało
nam się pozbierać. – Śmieje się głośno. – Wiesz, że Teodor odnalazł siostrę?
Teraz, gdy jego rodzice nie żyją, w końcu miał taką możliwość. Niedawno
przyszła do mnie sowa. Ma szwagra i siostrzeńca, rozumiesz? Teodor jest wujem!
– I co u
niego?
– Jak na razie
jest we Francji, ale wraca do Hogwartu, jeśli to chcesz wiedzieć, Pansy
również.
– A ty?
Spogląda na
Draco przenikliwie. Wiem dokładnie, co chodzi teraz po głowie Blaise’a.
Ciekawość, zdezorientowanie, swego rodzaju złość. Ale uśmiecha się swoim
zwyczajnym, kpiącym uśmieszkiem i odpowiada tylko, że owszem, też planuje
wrócić. Znów chwyta ciastko i tym razem je zjada. Panuje między nimi ponura
cisza, którą decyduje się przerwać Draco. Chrząka, jakby próbując zwrócić na
siebie uwagę Blaise’a. Nie wie jednak, że Blaise cały czas go obserwuje; przypatruje
się kątem oka, starając się go wybadać. Widzę dokładnie, jak Draco pociera
skronie i niepewnie chwyta w dłoń filiżankę. Boi się otworzyć przed Blaisem,
ale w końcu decyduje się to zrobić, gdy zaczyna mówić, uśmiecham się, bo Draco
udaje się przełamać lęk. W końcu pokazuje, że nie jest taki wielkim tchórzem,
za jakiego wszyscy go mają.
– Moja matka
jest chora – mówi.
Blaise w końcu
spogląda na niego. W jego wyrazie twarzy nie ma kpiny ani ironii, które nigdy
go nie opuszczały, jedynie szczere zdziwienie.
– Co się
stało?
– To długa
historia, a mówiąc pokrótce; po Bitwie w Departamencie Tajemnic w domu zjawili
się śmierciożercy, mnie wtedy nie było, a ojciec siedział w Azkabanie. Rzucili
na moją matkę nieuleczalną klątwę, która powolnie ją wykańcza, by ostatecznie
doprowadzić do… – zawiesza głos.
– Do śmierci?
– pyta Blaise, jego oczy wyrażają współczucie. Bardzo szanuje panią Malfoy,
która zawsze jest skłonna mu pomóc, gdy nie radzi sobie w domu z matką. Nie
jest w stanie wyobrazić sobie Malfoy Manor bez niej, ona wnosi do tego domu
nieco światła, które tak usilnie starał się stłumić ojciec Draco.
– Tak, do
śmierci…
– Ale gdzie
wtedy byłeś i dlaczego tak późno mi o tym mówisz?! – unosi się niespodziewanie.
Draco kręci głową.
– Nie
pamiętam, co wtedy robiłem… – kłamie. Nie chce, aby Blaise obwiniał się o to,
że to właśnie z nim był Draco, a nie z matką.
– Ale czemu
mówisz mi to dopiero teraz?!
– Była wojna,
Blaise. Nie było czasu na rozmowy o problemach…
– Czyli na te
cztery miesiące nie wyjechałeś sobie od tak po prostu, tylko wyjechałeś, żeby…
– przerywa i spogląda na Draco ze współczuciem. – Szukałeś lekarstwa… Masz
nadzieję, że jednak jakieś istnieje – bardziej stwierdza niż pyta.
– Nic nie
udało mi się znaleźć – mówi Draco, czując na sobie przenikliwy wzrok Blaise’a.
– Wychodzi na to, że nieuleczalna znaczy faktycznie śmiertelna…
– A coś, co
spowolniłoby skutki?! Musi być coś takiego, na Merlina, jesteśmy czarodziejami!
– Tym razem to
nie pomoże. Jedyne, co wiem, to jak nazywa się ta klątwa, bo matka zapamiętała
jej inkantację. Tylko jedna księga o niej wspomina, a i tam są marne
informacje. Jedynie, że jest bardzo mroczna, a do jej rzucenia potrzeba
wielkiej siły. I oczywiście, że zabija powolnie, ale powodując niewyobrażalny
ból…
Blaise zaciska
mocno dłonie na oparciu fotela. Widzę, że męczy go tłumienie uczuć i cieszę
się, gdy w końcu daje im upust w postaci uderzenia pięścią o stół. Kręci głową
i spogląda na Draco ze złością i rezygnacją.
– Dlaczego
mamy tak przechlapane, Draco? Każdy zasługuje na drugą szansę! Czy choć raz to
nas nie może spotkać szczęście?
– Nie wiem,
Blaise. My od zawsze mieliśmy przerąbane… – szepcze.
Nawet nie
zdają sobie sprawy, że już niedługo to wszystko się zmieni. Życie zawsze jest sprawiedliwie i każdy
w końcu dostaje swoją drugą szansę, chodzi o to, by ją dobrze wykorzystać, a ja
wiem, że oni jej nie zmarnują.
Rozdział fajnie wprowadza w fabułę. Podoba mi się, ale czekam na więcej akcji, maksymalne rozwinięcie wątku D&H ;D
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Akcja, zacznie się za jeden bądź dwa rozdziały, gdy nasi bohaterowie już trafią do Hogwartu, wtedy będzie duuużo się działo! :D
UsuńSerdecznie dziękuję! :*
Czytałam kiedyś "Auror z wymiany" (chyba nawet skomentowałam kilka rozdziałów) i mi strasznie podobały. Ta historia również strasznie mi się podoba. Tak, Draco jest jedyny w swoim rodzaju. Tak samo jak Blaise i Teodor. I cóż mogę powiedzieć? Życzę dużo weny i czasu :)
OdpowiedzUsuńAll the love xxx
Bardzo dziękuję! Cieszę się, że bohaterowie się podobają, staram się żeby byli bardzo realistyczni i przede wszystkim - bliscy kanonu :)
UsuńJej! Kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle podobają mi się twoje rozdziały ;)
Cieszę się, że Ginny w końcu otrząsnęła się z wydarzeń wojennych :) Lubię, gdy w opowiadaniach Ginny jest pozytywną postacią (chociaż u mnie jest inaczej, ale cicho). Po prostu mieć takie przyjaciółki jak Hermiona i Luna to skarb :)
Podoba mi się, jak piszesz o Lunie. Pozornie cicha, spokojna, niektórzy mogą uważać że nawet dziwna, a tutaj możemy ją poznać jako osobę, która w trudnych momentach może pomóc podnieść na duchu swoich przyjaciół.
Ciekawi mnie bardzo wątek matki Draco. Nie wiem w sumie, czego się spodziewać. Z jednej strony liczę na szczęśliwe zakończenie, czyli cofnięcie klątwy, a z drugiej wydaje mi się, że ciekawe byłoby, gdyby Narcyza umarła. Nie odbierz tego zdania w ten sposób, że życzę jej źle, tylko w opowiadaniu pewnie miałoby to duży wpływ na psychikę Draco.
Oprócz tego nie mogę się już doczekać, kiedy nasi bohaterowie wrócą do Hogwartu.
To już chyba wszystko, co miałam do powiedzenia ;)
Czekam na next.
Pozdrawiam i weny życzę ^^
http://dramione-zapomnijmyoprzeszlosci.blogspot.com
Bardzo dziękuję! Cieszę się, że opowiadanie się podoba! :)
UsuńCóż, zobaczymy, co to będzie... Ja oczywiście wiem, jak zakończy się sprawa z klątwą, ale nic nie mogę powiedzieć :D, bo nie byłoby niespodzianki! :)
Do Hogwartu wrócą za dwa rozdziały, czyli w rozdziale 6, ale mogę obiecać, że akcja zacznie rozkręcać się już w kolejnym :D!
Postaram się wpaść do Ciebie! ;)
opowiadanie zaczyna się ciekawie, mam nadzieję,że nie skończy się na kilku roździałach tak jak w wielu innych przypadkach . Pozdrawiam - Marek
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Mogę obiecać, że to opowiadanie zostanie zakończone. To moja druga próba przedstawienia go i nie spocznę póki go nie skończę! :)
UsuńChyba nigdy nie będę miała dość Dramione ;) Fajnie piszesz i oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńPrawie mi sie łezka zakręciła w oku na początku tego rozdziału. Nie dziwię sie Ginny, że nie może się pozbierać. Ale najbardziej mnie wzruszył fragment o George'u. Nie wyobrażam sobie stracić mojej siostry, a przecież Fred i George byli jak jedna osoba...
Wątek Cyzi też bardzo intrygujący, ciekawa jestem jak to się potoczy.
Czekam na następny i pozdrawiam :)
rose-to-nie-rosie.blogspot.com
Serdecznie dziękuję. Heh, cóż, mi chyba też nigdy nie zbrzydnie Dramione! :D Pojawiło się w moim życiu i zostanie na długo! ;)
UsuńWoah końcówka wbiła mnie w fotel. Ta rozmowa Draco z Blaise'em była pełna emocji, tych najgorszych — bólu. Nie ma nic gorszego od takiego bólu jaki doznał Draco :(
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dziewczyny pomogły Ginny. Może wreszcie będzie z nią dobrze
Lecę czytać dalej!
Pozdrawiam
Cieszę się, że ten rozdział wywołał u Ciebie tyle emocji! Serdecznie dziękuję za ciepłe słowa! :)
UsuńHej, hej, dziś wreszcie wróciłam do czytania Twojego opowiadania :D
OdpowiedzUsuńBo naprawdę uważam, że ma ono potencjał. Skruszeni bohaterowie, którzy muszą radzić sobie w powojennej rzeczywistości. Hermiona faktycznie dużo zawdzięcza Wiktorowi, to wspaniały przyjaciel ^^
I to wyznanie Ginny...
Myślę, że właśnie w przyjaźni tkwi siła ;)
Dziękuję serdecznie za przemiłe słowa i za czas, który poświęciłaś na skomentowanie :*! Cieszy mnie, że postanowiłaś dokończyć czytanie ! ;)
UsuńCiesze sie niezmiernie,że sytuacja Ginny sie poprawiła. Tak sobie myślałam,że potrzebowała sie wygadać. Wylać z siebie całą gorycz.
OdpowiedzUsuńA co do ślizgonow to faktycznie też nie mają lekko.
Podoba mi sie postac Blaise'a.
Dziękuję za miłe słowa! :* I cieszy mnie, że mój Blaise przypadł Ci do gustu <3!
Usuń#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki #WłasnaCiekawość
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie przedstawione emocje. Dobrze, że Ginny miała się w końcu komu wygadać, bo widać było, że to wszystko zżerało ją od środka. Państwo Weasley... Szkoda gadać. Tylko wyobraziłam sobie Molly, szaleńczym wzrokiem przeglądającą stare zdjęcia Freda. Jedyne czego nie rozumiem to Harry, ale mam nadzieję, że to się dalej wyjaśni.
Pozdrawiam,
E.
https://patrzac-zbyt-uwaznie.blogspot.com/
Zachowanie Harry'ego będzie miało ogromne znaczenie w obecnie publikowanej części. Zarówno zmiana w zachowaniu jego jak i Rolna nie pojawiła się znikąd i zostanie dokładnie wyjaśniona 😉
UsuńCieszę się, że rozdział i emocje, które chciałam w nim przestawić zostały przez Ciebie pozytywnie odebrane. Dziękuję bardzo za opinię 😊
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńMiałam komentować rzadziej, zostawić wszystko na sam koniec i pięknie podsumować, ale nie potrafię! Muszę wyrzucić z siebie to, co krąży mi teraz po głowie, bo inaczej zwariuję. :D
Bardzo podoba mi się narracja, w której opisujesz całą historię. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim i nawet jeśli na początku pierwsze akapity czytałam ze zmarszczonym nosem, to teraz jestem absolutnie zakochana w tym stylu pisania. Ukłony za pomysł przedstawienia tej historii. Mam jakieś małe podejrzenia, kim może być narrator, ale jestem świadoma, że mam jeszcze do przeczytania trzydzieści rozdziałów i w nich dowiem się jeszcze więcej. Poza tym w tym rozdziale ujawniłaś, kim były osoby, które rozmawiały ze sobą w prologu — Hermiona i Ginny! Podejrzewałam, że to właśnie one, ale teraz już jestem upewniona w stu procentach.
Jestem zachwycona tym, jak przekazujesz nam w tym tekście emocje. Naprawdę należą Ci się gromkie brawa, bo przez cały czas, kiedy czytałam, miałam w gardle ścisk. Klimat opowiadania, jak na razie, jest ciężki, ale takie historie bardzo dobrze oddziałują na czytelnika. Pokazujesz, co to znaczy przyjaźń, miłość. Pokazujesz, jak wiele się traci, gdy odchodzą osoby, które się pokochało. Odwzorowujesz ból, cierpienie — przykładem w Twojej historii może być każdy. Najbardziej chyba jednak poruszyła mnie Molly, zagubiona i zraniona po stracie swojego dziecka. Naprawdę nie ma słów, żebym mogła teraz wszystko wyrazić to, co czuję, ale wiedz, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Dojrzałe, przemyślane dialogi, dopasowane opisy i przepiękne listy, urywki z dziennika. Wszystko to łączy się w idealną całość.
Strasznie współczuję Malfoyowi, bo widać po jego zachowaniu jak bardzo cierpi. Jestem ciekawa, czy ostatecznie uda uratować się Narcyzę, ale mam jakieś przeczucie, że Hermiona odegra dużą rolę w jej leczeniu... Proszę, powiedz, że się nie mylę!
Na bloga trafiłam dzięki akcji komentatorskiej Katalogu Granger 'Magiczne Smakołyki'.
M.
Nie wiem co powiedzieć... Po prostu czytając takie cudowne słowa się rozpływam, bardzo, bardzo Ci dziękuję!
UsuńTo dla mnie wielka radość: świadomość, że moje opowiadanie tak oddziałuje na czytelnika. Wspomnienia, strata, ból, to jest właśnie to, z czym mierzą się nasi bohaterowie, staram się pokazać, że doskonałym lekarstwem na to jest miłość i przyjaźń, że dzięki wybaczeniu, wsparciu, razem możemy pokonać wszystkie przeciwności losu.
Jeszcze raz dziękuję <3!
Podczas czytania Aurora z wymiany ciągle się śmiałam.
OdpowiedzUsuńTeraz ryczę jak bóbr.Masz niezaprzeczalny talent.Umiesz wspaniałe wzruszac jak i rozmieszac.Pisz jak najwięcej. 😙
Dziękuję bardzo za miłe słowa! <3
Usuń#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że w prologu to była Hermiona, ale Ginny się nie spodziewałam. Miłe zaskoczenie. :)
Scena z Malfoyem i Zabinim zdaje się być bardziej wzruszająca niż nagły wybuch Ginny. Widzę, że Draco coraz dosadniej uświadamia sobie przykrą prawdę, że jednak nie da rady wyleczyć Narcyzy. Chociaż szczerze mówiąc, ja ciągle się łudzę i na miejscu Malfoya bankowo bym się nie poddawała. Odnoszę też dzikie wrażenie, że antidotum się odnajdzie i przyczyni się do tego sama Hermiona Granger. Pewnie wychodzę w daleką (nawet nonsensowną) przyszłość, ale co mi tam, poczułam się jak ten wszechwiedzący narrator. ;P
Kurde, podoba mi się to opowiadanie. Zaczęłam już czytać rozdział trzeci, kiedy przypomniało mi się o braku komentarza tutaj. Nieładnie, droga Autorko, aż tak zainteresować biednego, niczego niespodziewającego się czytelnika. :)
Do następnego!
Tfu, tfu, oczywiście, miałam na myśli rozdział czwarty. :P
UsuńDziękuję :)) Cieszę się, że jesteś zaintrygowana. Moje opowiadanie jest dość specyficzne, staram się łamać schematy, choć może się zdawać, że się one pojawią... ;) Ale wszystko w końcu, w swoim czasie stanie się jasne. Tak naprawdę do końca historii chcę, aby czytelnicy byli niepewni tego, co jeszcze może się zdarzyć :D!
UsuńJeszcze raz dziękuję :*