Po trzech miesiącach w końcu jest, dla wszystkich, którzy czekali...
Ktokolwiek
Ludzie zmieniają się wraz z pogodą
~ The Chainsmokers, Drew Love – Somebody
Skarbem można
nazwać wiele rzeczy. Jedni określają tak pieniądze, inni drogocennie klejnoty,
a jeszcze inny mówią tak o zdobytej wiedzy.
Dla Draco
jednak największym skarbem są przyjaciele i matka… Wiele można rzec o Draco,
ale o swój skarb dbał najpiękniej jak potrafił. Pielęgnował swą przyjaźń,
wkładał w nią swe serce, to jego zaangażowanie sprawiło, że w końcu mu się
odwdzięczono…
Lecz teraz to
wszystko odeszło…
Ciężko mi
patrzeć na skulone ciało Draco. Młodzieniec siedzi na podłodze, a tuż obok
niego, ciśnięty w kąt, leży zwinięty kawałek pergaminu – jego złamane serce.
Jak echo w
jego głowie rozbrzmiewają napisane przez głównego uzdrowiciela słowa: Z przykrością zawiadamiam, że tej nocy
odszedł Blaise Zabini…
Odszedł.
Umarł.
Jego już nie ma…
Draco
wiedział, że przez chwilę musi być silny. Zacisnął zęby, wziął głęboki oddech i
wyszedł, by przekazać wiadomość reszcie… Pansy zemdlała wprost w ramiona
Teodora. Nott trzymał ją, a twarz zanurzył w jej włosach, by łzy nie kapały na
kanapę. Dafne zawyła głośno i rzuciła się z płaczem na szyję swojego chłopaka.
Astoria pobiegła do swojego dormitorium, słyszał tylko trzask zamykanych drzwi
… Nią Draco najmniej się przejmował… To wszystko jej wina…
Wyszedł i nie
kontrolując tego, dokąd idzie, trafił do opuszczonej sali zaklęć… Znów to
miejsce, znów te wspomnienia, ale teraz nie czuje już nadziei…
– Blaise –
szepcze. – Kurwa, Zabini!
Wrzask Draco
odbija się głucho od ścian, chłopak zrywa się na nogi i zaczyna przewracać
wszystko na ziemię; łamie krzesło, przewraca stół, zrzuca świecie. A niczym
mantrę powtarza imię swego przyjaciela…
Blaise Zabini
był bliski Draco… Znali się od pierwszego dnia szkoły, jeśli nawet nie jeszcze
wcześniej, razem się wygłupiali, przechodzili trudne momenty w życiu, razem po
raz pierwszy napili się whisky wykradzionej z piwnic Lucjusza. To Draco wiedział, że pierwszą dziewczyną,
którą całował Blaise była śliczna niczym róża i słodka jak cukierek Maura,
czarownica półkrwi, będąca córką jednego z niedoszłych mężów matki Blaise’a. To
Blaise wiedział jako pierwszy, że Draco otrzymał znak i powierzone zostało mu
zadanie… To Blaise’owi najpierw mówił o swych obawach i problemach.
Byli niczym
bracia. Jeden stanął murem za drugim, a teraz… Teraz mur się skruszył, wypadła
jedna cegiełka, a za nią runęły kolejne.
Teraz Blaise
nie żyje.
– Cholera
jasna!
Draco z siłą
uderza pięścią o ścianę, by po chwili opaść na kolana z głośnym szlochem. Nie
czuje swej dłoni, widzi za to załzawionymi oczyma krew cieknącą mu na spodnie i
podłogę; jest jej tak wiele, wszędzie wokół jest czerwono…
Draco już nie
wie, czy to na pewno krew z jego dłoni, a nie z pękniętego serca.
Opiera się o
ścianę. Chciałby choć na chwilę wyłączyć i stłumić wspomnienia, które
zaśmiecają jego myśli. Kto by pomyślał, że nagle zacznie przypominać sobie o
kłótni, jaką miał z Blaisem z pierwszej klasie, albo o tym jak Blaise nabijał
się z niego, gdy zachwycił się w czwartej klasie piękną nieznajomą, która potem
okazała się Granger.
Za nimi tyle
wspaniałych lat, a przed nimi miały być kolejne. Blaise miał zostać
uzdrowicielem, Draco miał znaleźć pracę w Ministerstwie, mieli założyć
rodziny…. Planowali razem wkroczyć w dorosłość i samodzielność, w końcu już
zakończyła się wojna, po raz kolejny i ostateczny zwyciężono… Obiecali sobie,
że będą się wspierać…
Draco zawiódł…
Nie był przy Blaisie nawet w momencie, w którym odchodził z tego świata… Ale
Blaise też zawiódł… Zostawił Draco, poddał się i przestał walczyć…
Młodzieniec
trzęsie się, a po jego policzkach wciąż lecą łzy. Blaise nie powinien umierać,
Blaise był dobry, to Draco powinna zabrać Śmierć… To na jego dłoniach widniała
krew, to na jego duszy, ciążyły dusze innych…
Ale on został,
a Blaise odszedł…
Na zawsze…
Ciepłe dłonie,
tak znajome, dotykają włosów Draco. Wyrywa się z wręcz zwierzęcym warknięciem.
Przyjemny dotyk odbierze mu te najmilsze chwile bólu. Draco chce cierpieć, nie
powinno jej tu być, ona wszystko zepsuje…
– Coś ty sobie
zrobił – szepcze ze łzami w oczach Hermiona. Nie potrafi patrzeć na zakrwawioną
twarz i dłonie Draco, czym prędzej pragnie uleczyć jego rany i zadrapania, gdy
wyciąga różdżkę, Draco niepokaleczoną ręką, zatrzymuje jej dłoń.
– Nie – mówi
stanowczo. – Nie chcę.
– Ale, Draco –
jąka się dziewczyna.
– Nie. – Draco
mocno zaciska palce na nadgarstku Hermiony, tak, że z jej oczu płyną kolejne łzy.
– To boli – z
trudem udaje jej się wydusić, ale Draco tylko mocniej wbija paznokcie w jej
skórę.
– Nawet się z
nim nie pożegnałem – mówi zdławionym głosem. – Zamiast być przy nim, siedziałem
tu, zamknięty jak jakiś więzień, przesłuchiwany i odsunięty od informacji, a
Blaise… Blaise wtedy umierał…
– Draco – łka
Hermiona. – Draco, przepraszam, nic nie mogłam zrobić, nie pozwolili, ja…
Hermiona
krzywi się z bólu, gdy Draco podciąga ją siłą do góry i popycha na ścianę.
Dziewczyna uderza głową dokładnie w miejsce, gdzie wciąż lśni krew z dłoni
Draco…
– Nie
powiedziałaś nam, że planujecie akcje, nie uprzedziłaś nas… Gdybyśmy wiedzieli,
może… Może byśmy się przygotowali, lepiej stawili czoła śmierciożercom…
Hermiona
płacze, ma skrępowane dłonie, tak mocno, że czuje pulsującą w nadgarstkach
krew, jeszcze chwila i Hermiona zacznie wrzeszczeć z bólu. Draco jednak nie
przestaje trzymać jej rąk, jeszcze mocniej wbija swe paznokcie, tak, że po jej
dłoniach zaczyna ściekać już lepka krew…
– Draco, to
boli – szepcze z trudem.
– Blaise nie
żyje… – Opiera swe czoło o czoło Hermiony i powtarza raz za razem te same
słowa: – Blaise nie żyje…
– Tak bardzo
mi przykro, Draco, ale błagam, przestań… To tak strasznie boli…
Chłopak unosi
głowę i patrzy na Hermionę z góry. Tonie w jej oczach i w tej jednej chwili
wszystko znika, ciepło i żal bijący z jej oczu studzi jego emocje, chciałby po
prostu przytulić się do niej i zapłakać jak małe dziecko. Nie potrafi znieść
myśli, że ona znów go uspokaja, teraz, gdy powinien być wściekły i rozgoryczony,
uczucie do niej wszystko wycisza.
– To twoja
wina, twoja i Astorii… A mimo to nie umiem, nie umiem… – mówi
zdesperowanym głosem, a serce zamiera
Hermionie w piersi.
– Draco,
proszę?
Malfoy odsuwa
się od Hermiony jakby z odrazą, spogląda na jej twarz, ciało, włosy, a potem
wpatruje się w jej oczy, by odezwać się pustym i ostrym głosem.
– Nienawidzę
cię, Granger, za to, że cię pokochałem…
***
10 kwietnia 1999
Za kilka godzin pożegnam swego przyjaciela,
brata i powiernika… Za kilka godzin wraz z zamknięciem płyty nagrobnej, umrę
ponownie.
Dziś brak mi słów.
Draco
– Draco… Czy
możemy porozmawiać?
Chłopak
podnosi głowę znad dziennika i spogląda wprost w zielone oczy Astorii. Jej
zgrabne ciało opina długa, czarna suknia z koronkowymi rękawami, a na ramionach
zawieszoną już ma czarną pelerynę; to jej strój żałobny.
– Nie mamy o
czym rozmawiać, Astorio…
Astoria nie
odsuwa się i twardo wpatruje się w chłopaka.
– O Blaisie,
uratował mi życie…
– A za to
przypłacił swoim… – szepcze cicho Draco.
Wiele godzin
powtarzał w myślach słowa, którymi pragnie uraczyć Astorię, gdy jednak
nadchodzi okazja, rezygnuje z nich… Dziewczyna jest delikatna niczym kwiat,
słodka jak miód i nieskalana… Draco wie, że na jej duszy pozostała wielka rana,
która możliwe że nigdy do końca się nie zasklepi. Mimo że miliony ostrych
niczym odłamki szkła słów cisną mu się na usta, mówi zaledwie kilka… Które i
tak ranią dobitnie…
– Poświęciłaś
Blaise’a… Bałaś się, byłaś zdezorientowana, a jednak nie potrafię zrozumieć jak
mogłaś uciec. Ślizgon zawsze staje za Ślizgonem, ty jednak poświęciłaś swojego
brata krwi… Zachowałaś się jak największy tchórz... Początkowo cię winiłem,
Blaise nie żyje, a ty możesz cieszyć się słońcem dnia… Teraz jednak rozumiem,
jesteś jeszcze zbyt młoda i zbyt naiwna by rozumieć wszystko… Nie walczyłaś w
wojnie, nie wiesz jak to jest…
– Draco, nie
jestem głupią dziewczynką – szepcze Astoria z łzami w oczach. – Rozumiem, co
zrobiłam, wiem… Wszystko wiem…
– Ale i tak
uciekłaś…
Draco wygina
usta w dziwnym uśmiechu. Zabawne, że właśnie w takiej chwili gości on na jego
ustach. Draco właśnie żegna się z Astorią na bardzo długi czas…
– Jesteś
wspaniała; czuła, kochana… Chwilami czułem, że mogę cię pokochać, ale teraz
wiem, że… Że to nie jest możliwe, jesteś zbyt krucha i delikatna dla mnie…
– Ja cię
kocham – szlocha. Dłońmi ociera łzy, ale te wciąż płyną po jej rumianych
policzkach. – Tak mocno cię kocham, proszę…
– Może
któregoś dnia… Ale nie dziś i nie jutro… Nie potrafię dać ci też przyjaźni, nie
po tym wszystkim…
Głos Draco
również się łamie. Patrzy na Astorię szeroko otwartymi oczami, jakby nie
wierząc, że ta chwila naprawdę nadeszła. To, to jest ostateczne pożegnanie…
Dziś zamyka do końca jeden rozdział, może kiedyś do niego powróci, ale czuje,
że nie nastąpi to szybko… Ja wiem, że minie sporo czasu, aż znów staną się
sobie przyjaciółmi…
– To koniec,
Astorio, proszę, nie odzywaj się do mnie… Ja nie będę odzywać się do ciebie… Od
dziś traktujmy się niczym powietrze…
– Ale, Draco…
Ty jesteś moim powietrzem… Jesteś wszystkim, kocham cię, naprawdę cię kocham,
nie rób mi tego, błagam…
W oczach Draco
lśnią łzy.
– Ja kochałem
Blaise’a… Nie umiem wybaczyć ci tego, że uciekłaś… Gdybyś została…
Chłopak ociera
łzy.
– To już
nieistotne. To koniec, Astorio…
Draco ujmuje zimne
i mokre od łez dłonie Astorii, całuje je, a następnie składa czuły pocałunek na
czole swojej przyjaciółki, kochanki…
– Do widzenia…
Draco odchodzi
w przeciwnym kierunku, słyszy za sobą niemal histeryczny płacz Ślizgonki, ale
nie odwraca się nawet na chwilę, teraz nie umie patrzeć dziewczynie w oczy… Za
jedną z kolumn chłopak dostrzega siostrę Astorii. Dafne opiera się czołem o
zimną ścianę; i ona ubrana jest już w długą żałobną suknię…
– Przepraszam,
Dafne…
Panna Greengrass
kiwa głową.
– Ty z nas
wszystkich najbardziej kochałeś Blaise’a. – Otula się ramionami i rusza w
kierunku siostry, zatrzymuje się jednak przed wejściem do Pokoju Wspólnego: – Z
czasem spróbuj jej wybaczyć, a jeśli nie wybaczyć, to chociaż pozwól jej na to,
by była blisko… Nie sądziłam, że Astoria pokocha kogoś tak mocno…
– Spróbuję,
Dafne.
Na ustach
dziewczyny pojawia się lekki uśmiech i trwa dalej, nawet w momencie, gdy
obejmuje ciasno ramionami siostrę. Draco nigdy nie zawodzi.
***
Draco stoi odziany
w czerń najdalej od wszystkich… Miejsce, które powinien zająć, jest puste.
Ukrył się pod drzewem, samotną wierzbą, której gałązki kołysane przez wiatr
niczym macki wiją się po jego skórze… A on i tak stoi w jednym miejscu,
nieruchomy niczym głaz rzucony przez morze na wybrzeże…
Draco stoi i
patrzy; podziwia. Blaise Zabini był dobrym chłopakiem, Ślizgonem, którego
lubiły tłumy… W pierwszych rzędach siedzą najbliżsi; Pansy ubrała się w matową
czarną suknię, przeplataną srebrnymi nićmi, we włosy wpięła spinkę ze srebrnym
wężem, którego oczy wysadzono szmaragdami. Ślizgonka żegna Ślizgona. Teodor
założył czarną szatę, ale jego dłoń zdobi wielki rodowy klejnot z wężem, a spod
peleryny wystają spinki od mankietów również kształtem przypominające węże. Ślizgon
żegna Ślizgona.
Wszyscy ubrani
są od stóp do głów na czarno, ale każdego wyróżnia, choć jeden srebrny, bądź
zielony dodatek… Nawet Hermiona, chcąc oddać Blaise’owi cześć przepasała włosy
zieloną wstążką.
Najbardziej
jednak wzrok Draco przyciągają Luna i Ginny… Jedna ukochana Blaise’a, druga to
ta, która miłość mu podarowała… Ginny nie wyróżnia się niczym… Stoi sztywno,
nawet nie płacze, jakby Blaise był jej zupełnie obojętny… Luna zaś…
Luna kochała
Blaise’a i widać to na pierwszy rzut oka. Jej twarz zakrywa czarny, jakby
utkany z pajęczyny welon, a dłonie i włosy zdobią setki małych ozdóbek; drobne
węże wiją się po włosach i rękach Luny niczym żywe stworzenia. Luna wygląda jak
wdowa opłakująca śmierć swego męża, kochanka i przyjaciela.
Zaczyna wiać
silny wiatr, a Draco unosi w tej chwili oczy ku niebu. Czarne chmury wiszą nad
cmentarzem. Mija sekunda dłuższa niż uderzenia serca.
Draco zamyka
oczy.
Pierwsza
kropla deszczu opada na przymknięte powieki chłopaka.
– Żegnamy cię,
Blaisie Zabini…
Płyta nagrobna
zostaje zatrzaśnięta, a wówczas zaczyna padać rzęsisty deszcz, czarodzieje
wypuszczają ze swych różdżek czerwone światła, jednak zostają one przyćmione
przez blask błyskawic, szloch obecnych na cmentarzu ludzi, zostaje zagłuszony przez
grzmoty.
Żegnaj,
Blaisie Zabini, dla ciebie już nigdy nie wzejdzie słońce.
***
– Ginny! –
wrzask Luny przedziera się przez odgłosy burzy. Jej długa suknia jest już cała
zachlapana przez błoto, pogoda zmieniła się drastycznie, jakby niebo płakało za
tym młodym czarodziejem, który został pogrzebany…
Ginny, która
trzymała się ramienia Hermiony, powoli je puszcza. Odwraca się w kierunku
idącej ku niej przyjaciółki.
Nim Ginny
zdąży się odezwać, zostaje spoliczkowana przez Lunę, mija sekunda nim dociera
do niej, że przed nią stoi gotowa na pojedynek Krukonka.
– Co ty sobie
wyobrażasz?! – krzyczy zaskoczona Ginny i łapie się kurczowo za bolące miejsce.
– Postradałaś zmysły, głupia Pomyluno?!
Hermiona jest
zbyt zdziwiona by zareagować, w tej właśnie chwili Luna rzuca pierwsze
zaklęcie.
– Merlinie,
nie! Luna, co ty wyrabiasz?! – Hermiona pragnie rzucić się na pomoc Ginny, ale
zostaje odepchnięta przez urok Luny.
Luna wygląda
niczym mroczna pani, która przybywa by zadać ból tym, którzy zasłużyli na
cierpienie. Jej czarny welon wieje na wietrze, a jej suknia, choć ubrudzona,
dodaje jej majestatu i potęgi.
– Kochałam
Blaise’a najmocniej na świecie, oddałam go tobie, tobie… – Słowa Luny są ledwie
zrozumiałe. – Kochałam go, a on nie żyje… Gdybyś go nie odrzuciła… Gdybyś była
wtedy z nim…
– Luno, uspokój
się… – Ginny wrzeszczy, a zaklęcie krępuje jej ciało.
– Blaise
odszedł i to wszystko twoja wina…
Luna pada na
kolana wprost w błoto, różdżka wypada z jej dłoni i to tę chwile wykorzystuje
Hermiona by podbiec do niej i unieszkodliwić przyjaciółkę.
– Twoja wina,
Ginny, i twoja Hermiono… Nie chcę was znać…
– Luno… –
Hermiona stara się objąć dziewczynę, ale ta odsuwa się od niej i wpada wprost w
ramiona pana Weasleya.
– Nie chcę was
znać, po prostu odejdźcie stąd….
Pan Weasley
przybiegł jak najszybciej, gdy tylko usłyszał krzyki i hałasy. Teraz wyprowadza
Lunę za ramię, niemal ciągnąć ją za sobą…
– Merlinie… –
szepcze Hermiona. – Słodki Merlinie…
Ginny również
zaczyna szlochać. Teraz rozumie, co tyle razy próbowały powiedzieć jej Luna i
Hermiona… W końcu wie, jak straszną osobą była… Widziała tylko siebie, myślała
tylko o sobie i o Harrym, podczas gdy Blaise myślał tylko o niej… A Luna
kochała tylko jego…
– Godryku… –
płacze cicho Ginny. – Zniszczyłam Lunie życie, a Blaise…. Odszedł nim zaznał
miłości…
Hermiona
zagryza wargę, mocno przytulając do siebie przyjaciółkę. Przełyka łzy goryczy.
Żałuje, nie jest w stanie zaprzeczyć słowom Ginny.
***
Gdy burza
milknie, a wiatr zaczyna nucić swoją ostatnią pieśń, Draco powoli podchodzi do
czarnego, matowego nagrobka. Cmentarz oświetlają liczne latarnie, a także blask
powoli zachodzącego słońca… Blaise powiedziałby, że to naprawdę piękny moment
na pożegnanie. Chłopak miał w sobie coś z romantyka, na samą myśl o tym Draco
uśmiecha się lekko. Nigdy nie zapomni jak przyłapał go na próbie tworzenia
wiersza miłosnego… Ze zdenerwowania Blaise aż wylał cały atrament z kałamarza
na swoje nowiutkie spodnie… Najśmieszniejsze było to, że wtedy nie znali
jeszcze zaklęcia, które by taką plamę szybko wyczyściło, dlatego spodnie
nadawały się do wyrzucenia…
– Będzie mi
ciebie brakować, przyjacielu… – szepcze łamliwym głosem Draco. – Nie dam sobie
bez ciebie rady…
Draco zaciska
dłonie w pięści i bierze głębokie wdechy. Rześkie powietrze powoli przenika
całe jego ciało i studzi emocje. Chłopak już zawsze będzie czuć pustkę. Jakaś
część jego serca została właśnie pogrzebana, a jedyną pamiątką po niej jest
smutny nagrobek i blaknące wspomnienia…
– Nie chcę cię
zapomnieć… Tak bardzo nie chcę o tobie zapomnieć.
Łzy nie są
oznaką słabości, powtarza sobie Draco. Łzy, które właśnie płyną po jego
policzkach to oznaka miłości, oddania, braterstwa… To on powinien zginąć; za
błędy, które popełnił i grzechy, których się dopuścił… A Blaise powinien
szaleć, bawić się, zakochiwać i rozkochiwać.
Smętna mgła
zaczyna powoli spowijać cmentarz, ale Draco nie ma zamiaru stąd odejść. Zamiast
tego składa ręce niczym do modlitwy; choć nie zna Boga, jego słowa brzmią jak
pacierz.
– Gdziekolwiek
teraz jest Blaise, błagam, niech ktoś nad nim czuwa, niech chroni go, bo ja nie
byłem w stanie…
Słowa Draco,
zapłakane i zamazane porywa wiatr, a w tym właśnie momencie ostatnie promienie
słońca znikają za horyzontem. Jego błaganie zostanie wysłuchane. Blaise już
nigdy nie zazna bólu ani cierpienia…
– Draco?
Delikatny
szept sprawia, że po plecach młodego mężczyzny przechodzą dreszcze. Drżąc,
odwraca się i staje twarzą w twarz ze swoją matką.
Narcyza Malfoy
wygląda pięknie i dostojnie, choć jej oczy są smutne i załzawione. Ona też kocha
Blaise’a.
Wyciąga dłoń w
kierunku syna i dotyka jego policzka.
– Mój synku…
Pierwszy raz od
dawna kobieta bierze swe dziecko w objęcia. Przytula Draco mocno i ciasno,
jakby nie widzieli się od lat, jakby teraz ostatni raz miała okazję go dotknąć.
Jej kochany syn szlocha w jej ramionach, a ona głaszcze go po włosach tak jak
nigdy tego nie robiła.
– Już dobrze,
Draco, nie jesteś już sam…
– Matko, tak
bardzo… – Słowa grzęzną mu w gardle, gdy ujmuje jej dłonie w swoje i całuje.
– To dzięki
tobie, Draco, dzięki tobie udało mi się wygrać tę walkę. Wiedziałam, że już nie
mogę cię zostawić.
Draco przymyka
oczy, nie wierząc, że znów są razem. Czuje znajomy zapach, ciepłą skórę swej
matki, wciąż delikatną, mimo jej wieku. Draco dziękuje Merlinowi za to, że
zwrócił mu Narcyzę.
– Zawdzięczam
ci życie, synu. Tobie i pannie Granger. Takiego długu nigdy nie spłacę, ale nie
mogłam pozwolić, by wasza walka poszła na marne. Nie mogłam tak po prostu dać
się zabić.
Nagle
podniosłą ciszę, która panuje między matką a synem przerywa trzask łamanej
gałęzi i odgłosy kroków. Draco odsuwa się od matki i zasłania ją całym ciałem.
– Kto to? Matko, schowaj się, to na pewno
śmierciożercy! – wrzeszczy Draco. Gotów jest do walki, w dłoni trzyma już
różdżkę i mimo że wciąż jest roztrzęsiony, a po jego policzkach wciąż płyną
samotne łzy, jest w stanie oddać życie, byle nie skrzywdzono Narcyzy.
– Spokojnie,
Draco… – Narcyza kładzie swą dłoń na ramieniu syna, a na jej ustach pojawia się
drobny uśmiech. Dziecinny i delikatny, nigdy takiego u niej nie widział.
Z jednej z
alejek wyłaniają się dwie postacie. Kobieta równie piękna co Narcyza, lecz
nieco starsza, a tuż obok niej idzie mały chłopiec. Oboje ubrani są w
odświętne, w czarne szaty, które poruszają się lekko z każdym ich krokiem.
– Matko? –
pyta Draco, marszcząc brwi. – Kim oni są?
– Draco,
poznaj swoją ciotkę Andromedę, moją starszą siostrę, a także jej wnuczka
Teddy’ego.
Draco
początkowo stoi sztywno, gdy ciotka obejmuje go równie mocno, co matka, lecz
zaraz odwzajemnia uścisk. W obliczu tragedii rodzi się piękna więź rodzinna.
Blaise byłby
bardzo dumny ze swego przyjaciela.
***
W świętym
Mungu jest cicho. Biały korytarz spowija aura spokoju, choć tłoczy się na nim
spora grupa osób: każdy drżąc na całym ciele czeka na moment, w którym drzwi sali
otworzą się, a zza nich wychyli się uzdrowiciel i zaprosi wszystkich do środka.
Ginny wciąż ma
podkrążone oczy i zmiętą koszulkę, przesiedziała na tym holu całą noc, ale
gotowa jest stawić czoła temu, co kryje się za ścianą. Wie, że tam wciąż
znajduje się jej chłopak, miłość jej życia, Harry, który zawsze był jej wierny.
Dziewczyna
znów zaczyna cicho popłakiwać, lecz za rękę od razu łapie ją Hermiona.
– Wejdziemy
tam razem, wszystko będzie dobrze.
– Wiem –
szepcze cicho Ginny. – Wiem.
Drzwi sali
szpitalnej otwierają się. Hermiona i wszyscy Weasleyowie momentalnie zamierają.
– Obudzili się
– zaczyna uzdrowiciel. – Niestety, nie mogę pozwolić żebyście weszli wszyscy…
Najlepiej będzie, jeśli odwiedzą ich najważniejsze dla nich osoby…
Hermiona
zagryza wargę, bo czuje na swoim ramieniu dłoń Molly.
– Idź,
Hermionko, zawsze byłaś ważna dla Rona.
Hermiona
uśmiecha się z wymuszeniem.
– Dobrze, pani
Weasley.
Droga w
kierunku drzwi wydaje się dla Hermiony wiecznością. Krok za krokiem aż w końcu
staje w progu… Jej serce zaczyna uderzać gwałtowniej, a w oczach wzbierają się
łzy. Ron i Harry wyglądają tak mizernie… Ich ręce i twarze są posiniaczone,
skóra szarawa, a oczy pozbawione blasku.
– Bardzo
ciężko było wyrwać ich spod działania klątwy – mówi smutnym głosem uzdrowiciel.
– W pewnej chwili prawie ich straciliśmy.
Ginny wybucha
szlochem i pada na kolana tuż obok łóżka Harry’ego. Chłopak najpierw uśmiecha
się delikatnie do Hermiony, a potem wyciąga dłoń by dotknąć policzka swojej
dziewczyny.
Hermiona zaś
stoi w miejscu. Czuje na sobie spojrzenie Rona i w końcu zbiera się na odwagę
by podejść i usiąść na krześle przy nim.
– Kocham… – Głos
Rona jest prawie niedosłyszalny. – Kocham cię…
Hermiona kręci
głową i zaczyna płakać, kryjąc twarz w dłoniach. Ron nie pamięta co działo się
przez ostatnie miesiące, nie wie ile bólu zadał Hermionie, nie wie co zrobił,
jakie zbrodnie popełnił… Ron nie wie, że miłość Hermiony już wygasła…Bo
wygasła, prawda?
Nagle Hermiona
czuje na swojej dłoni drugą dłoń; bardzo szorstką, męską…
– Nie, Ron,
nie… – szepcze Hermiona, widząc ile bólu sprawia chłopakowi ten drobny wysiłek.
Bez wahania
Hermiona wstaje z krzesła, siada na krawędzi łóżka i ujmuje w obie dłonie dłoń
Rona. Uśmiecha się przez łzy. Twarz chłopaka jest tak łagodna jak niegdyś, a
oczy tak ciepłe i kochające jak wcześniej.
Wrócił jej
stary Ron… Tylko, że ona nie jest już starą Hermioną…
– Kochasz
mnie? – szepcze z trudem Ron.
Hermiona
głaszcze jego dłoń i delikatnie unosi kąciki ust.
– Oczywiście,
Ron.
***
Prorok Wieczorny
Dziś, dnia 13 kwietnia 1999 roku o godzinie
18.00 w Sali Głównej Wizengamotu odbyła się egzekucja.(…) Na pocałunek
Dementora doprowadzono trzydziestu pięciu skazanych, winnych zbrodniom
przeciwko mugolom, czarodziejom i całej społeczności magicznej. (…)
Na egzekucji obecne były takie osobistości
jak Hermiona Granger czy Ginewra Weasley(…).
Czarodzieje! To koniec! Śmierciożercy
zostali pokonani na dobre!
Matt Stock
Koniec
Pięknie opisany pogrzeb Blaise'a, wszystkie emocje Draco. Czytając ten rozdział miałam łzy w oczach. Relacja Hermiona-Draco strasznie sie skomplikowana, ciekawe jak się rozwinie, co z Tonem. I nie widzę przyszłości dla Ginny i Harry'ego..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dominika
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że postanowiłaś dokończyć tę historię. Uwielbiam Wschód i z utęsknieniem oczekiwałam na kolejną część. Jest pełna niesamowitych emocji i aż łezka się kręciła w oku w niektórych momentach. Opis pogrzebu sprawił, że czułam się tak, jakbym tam była. Niesamowite.
OdpowiedzUsuńEmocje i żal Draco są w pełni zrozumiałe. Nawet jego złość na Hermionę i Astorię. Wiadomo, że cierpi... może jednak kiedyś im wybaczy.
Najbardziej jednak urzekła mnie Luna i jej zachowanie. To dowód prawdziwej miłości. I mimo tego, że skrzywdziła Ginny i tak ją uwielbiam.
Pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy. Życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Omg... on naprawdę umarł. Ciągle wierzyłam, że to jakiś cholerny żart. Nie mogę wyobrazić sobie tego opowiadania bez niego. Ale tak właśnie powinny wyglądać książki prawda? Ważni bohaterowie też umierają, bo śmierć nie oszczędza nikogo. Nie wiem, co myśleć o Ginny... Być może potrzebowała takiego wstrząsu, żeby zrozumieć. Tylko teraz to już nic nie zmieni. Czy Hermiona zostawi Draco dla Rona z poczucia winy, że już go nie kocha? Paradoks. Przecież Draco w końcu jej powiedział, że ją kocha. Mam nadzieję, że Luna sobie poradzi. Najlepiej niech wyjedzie daleko i zapomni o dawnym życiu, które tak bardzo ją zraniło.
OdpowiedzUsuńCieszę się chyba jedynie z tego, ze Draco poznał rodzinę i że po reakcji Narcyzy ich relacja naprawdę odżyła, a nie jest oparta na ochronie Zakonu.
Autorko, dobiłaś mnie. Ale chwała Ci za to.
Akademik sam się nie załatwi. Do następnego rozdziału, B.
Chciałam tylko powiedzieć, że mimo wszystko czekam na ciąg dalszy 🙂
OdpowiedzUsuńBrak mi słów - przepiękna historia. Szkoda, że (patrzę na datę dodania rozdziału - mineło naprawdę dużo czasu) prawdopodonie nie zostanie dokończona. Nie zmienia to faktu, że nawet z tak zimnego w obyciu człowieka jak ja wycisneła łzy.
OdpowiedzUsuńMimo to dziękuję autorko za to co napisałaś do tej pory, w czasach panującej pandemi, była to wspaniała odskocznia od aktualnych wydarzeń - Dziękuję ❤❤❤