Gwoli ścisłości;
żyję i mam się dobrze. Te dni zwłoki były spowodowane całkowitym brakiem umiejętności
organizacji i niespodziewanym brakiem chęci, ale już dobrze i rozdział jest
gotowy :D.
Mam nadzieję,
że święta minęły Wam w ciepłej i pogodnej atmosferze, wybaczcie brak życzeń z
mojej strony, ale całkowicie wypadło mi to z głowy ;(.
Buziaki!
Charlotte
Betowała: Cassie McKinley
Betowała: Cassie McKinley
***
Dając
nadzieję
Niech nasza nadzieja będzie większa od
wszystkiego,
co się tej nadziei może sprzeciwiać.
~ Jan Paweł II
31
października 1998
Dziś
Noc Duchów. Wielka Sala jak zwykle przystrojona jest wieloma dyniami, duchy są
radośniejsze niż zazwyczaj, a i serwowane dania są bardziej eleganckie. Noc
Duchów w Hogwarcie obchodzi się z przepychem.
Kiedyś
uwielbiałem ten klimatyczny dzień. Pamiętam, jak w pierwszej klasie z zachwytem
wpatrywałem się w unoszące się nad naszymi głowami lampiony i latające między
nimi nietoperze. Z biegiem lat moje odczucia się zmieniły. Czas sprawił, że
wydoroślałem. Nawet nie pamiętam, jak minęła mi Noc Duchów w zeszłym roku.
Byłem tak zajęty, że… Zresztą, to nie jest teraz ważne.
Od
samego rana wszyscy wariują. Jest sobota, jest Noc Duchów, a dodatkowo dziś
przypada pierwszy mecz. Jestem wściekły na siebie za tę wielką obojętność: dziś
gra mój dom, w dodatku z Gryffindorem! Kocham quidditcha; latanie pozwala mi
unieść się ponad problemy, uwolnić od nich i na chwilę zapomnieć, ale w tym
roku nie gram. Proponowano mi stanowisko kapitana i szukającego, cały Slytherin
nalegał, abym je przyjął.
Zrezygnowałem.
Może
źle zrobiłem? Może powinienem grać, to pozwoliłoby mi choć minimalnie oderwać
się od rzeczywistości… Ale nie powinienem uciekać od problemów… Wydaje mi się,
że dobrze zrobiłem, odmawiając. Martwię się o chorą matkę, szkołę, a dodatkowo
miałbym jeszcze martwić się o treningi i taktykę? Gdy podejmowałem decyzję,
czułem, że nie dam rady, wiedziałem, że to wszystko w którymś momencie by mnie
przerosło. Kapitanem został więc Blaise, a na stanowisko szukającego wrócił
Terence, nawet Teodor znalazł swoje miejsce w drużynie; został obrońcą. Mocno
wierzę, że dzisiejszy mecz wygra mój dom, zasługują na to.
Jako dobry Ślizgon i przyjaciel powinienem być
teraz na trybunach, ale ja jestem w bibliotece; nie wybieram się na rozgrywki,
nie umiałbym patrzeć na sunących po niebie zawodników bez zazdrości – oni mogą
pozwolić sobie na odrobinę relaksu i swobodę, ja już od dawna nie mam tej
możliwości.
Draco
– Już jestem – mówi cicho Hermiona.
Pojawia się w chwili, w której Draco odrywa pióro od kartki dziennika.
– Dziś później niż zwykle… – Czeka na
jakąkolwiek reakcję dziewczyny, ta jedynie unosi kąciki ust, nie pozwala się
sprowokować.
– Musiałam odprowadzić Ginny na boisko.
Wyjmuje z woreczka malutkie tomy i
zaczyna je powiększać. Draco wciąż zastanawia się, dlaczego Granger nie może
pożyczyć mu tych książek. Wówczas mógłby w spokoju samodzielnie je przejrzeć, a
dodatkowo dziewczyna zaoszczędziłaby im kłopotu, jakim jest wspólne spędzanie
czasu.
Pierwsze minuty mijają im w kompletnej
ciszy przerywanej jedynie skrobaniem piór o pergaminy, w końcu jednak odzywa
się Hermiona:
– Skąd weźmiesz składniki?
Draco mruga zaskoczony. Unosi głowę i
spogląda na dziewczynę. Na razie nie myśli o tym; teraz stara się obliczyć
skład procentowy tych składników w eliksirze, później zajmie się głowieniem
skąd je wziąć.
– Malfoy? Nie masz pojęcia, prawda? –
pyta zaniepokojona Hermiona. Nie czeka na odpowiedź chłopaka, widzi w jego oczach
ten niepokój i minimalną panikę. To znak, że dobrze zrobiła, pisząc do Wiktora.
– To mój problem, Granger – mówi w
końcu, wzdychając głośno. Chciałby teraz zamknąć oczy i oprzeć głowę na rękach.
Pozwolić Granger zobaczyć swoje zrezygnowanie i strach. Jednak nie robi tego.
Siedzi prosto i dumnie, jak został nauczony.
– Dlaczego tak usilnie odrzucasz moją
pomoc! – Wścieka się Hermiona, nie panuje nad swoimi odruchami, zaciska swoje
palce na leżącej na stole dłoni Draco. Czuje, jak chłopak sztywnieje pod jej
dotykiem i stara się odsunąć, jednak Hermiona zwiększa swój uścisk. – Opanuj
się, Malfoy, i zrozum, że są na tym świecie ludzie, którzy potrafią pomagać bez
żadnych szczególnych motywów.
– Daj mi spokój, Granger…
– Dać ci spokój? Jestem ciekawa, jak daleko
zajdziesz, gdy dam ci spokój! Nie poradzisz sobie, Malfoy, jesteś bezradny
wobec wszystkiego! Masz strasznie mało czasu, ale nic nie robisz, tylko użalasz
się nad sobą! – Jej głos jest mocny, a spojrzenie pewne. Wie, że ktoś musi
potrząsnąć chłopakiem, by ten wziął się w garść i w pełni skupił na swoim
zadaniu.
– Czemu nie możesz mnie zostawić?! –
warczy Draco, wyrywając swoją dłoń.
– Gdyby nie ja, nie miałbyś pojęcia o
klątwie, lekarstwie i nigdy nie dowiedziałbyś się, jaki powinien być skład
procentowy antidotum.
Hermiona unosi dumnie głowę i patrzy
wyzywająco na chłopaka.
Mam ochotę się uśmiechnąć. To nawet zabawne
obserwować ich niemą walkę. Nie wiem, kiedy ludzie przestaną mnie zaskakiwać,
może nigdy? Widzę, jak zgarbiony Draco nagle prostuje się, unosi hardo swoją
głowę i zaczyna analizować słowa Hermiony. Miło jest spoglądać na ich zamknięte
w jednej chwili, prawie zatrzymane w czasie ciała. Ostatni tydzień był dla nich
zaskakujący, niemal każdy wieczór spędzali wspólnie. Draco jako pierwszy
przychodził do biblioteki, odrabiał lekcje, czytał, liczył… Późnym wieczorem,
zazwyczaj już po kolacji, zjawiała się Hermiona. Nie odzywała się do niego, tak
samo jak on nie miał zamiaru zaczynać konwersacji. Po prostu siadała
naprzeciwko niego, wyjmowała księgi i podsuwała je kolejno pod nos chłopaka.
Sama zaczynała pisać coś na pergaminie. W środę to się zmieniło. Co
zaskakujące: to Draco odezwał się jako pierwszy. Wymienił z dziewczyną swoje
spostrzeżenia, co do skutków klątwy, nawet pozwolił, by wypytała go o stan
matki. Umówili się na kolejny wieczór, a tego kolejnego wieczoru na jeszcze
jeden…
Oni tego jeszcze nie spostrzegli, ale
ja już wiem: między nimi zaczyna powstawać nić porozumienia.
– Czy ty…? – Draco nie wie co
powiedzieć. Stara się ubrać swoje myśli w słowa, ale jedyne, co widzi w swoim
umyśle, to chaos. Nie może zrozumieć tej dziewczyny, co nią kieruje?
Hermiona otwiera jedną z książek i z
niemal niedostrzegalnym wahaniem wyjmuje z niej zapisane drobnym pismem
pozaginane pergaminy. Czuła, że chłopak nie będzie potrafił sam zabrać się za
skomponowanie listy składników i wyliczenie ich zawartości w eliksirze, dlatego
Hermiona postanowiła, że to ona będzie tą osobą, która przeprowadzi go na drugą
stronę, ona pomoże mu w uratowaniu matki. Podjęła taką decyzję w chwili, w
której pisała list do Wiktora z prośbą o odnalezienie potrzebnych ksiąg.
– Mój dobry przyjaciel – zaczyna – na
moją prośbę zdobył listę miejsc, w których dostaniesz potrzebne składniki po
najniższej cenie. Jeśli chodzi o porcję, które będziesz musiał dodać do
wywaru: zajęłam się obliczeniami. Było
to nieco trudne, ale jestem dobra z eliksirów.
Gdy podsuwa Draco pod nos pergaminy,
ja wiem, że serce chłopaka właśnie zaczyna otwierać się na jej pomoc.
***
Gryffindor od wielu lat nie poniósł
takiej klęski. Zdawać by się mogło, że zawodnicy byli perfekcyjnie
przygotowani, a opracowana taktyka spełniłaby oczekiwania nawet mistrzów
świata! Niestety, coś poszło nie tak… O ile pałkarze, ścigający i obrońcy
poradzili sobie świetnie w pierwszej części meczu, to wraz z nowym szukającym,
Nickiem Alasem, zawiedli w czasie ostatnich kilku minut.
Slytherin udowodnił, że ma siłę, by
walczyć. Obserwując drużynę Salazara na boisku, trudno było spoglądać w jeden
punkt. Teodor nigdy nie miał tak zaciekłej miny, a triki które wykonywał na
swojej miotle, przerosły oczekiwania niejednego kibica. Blaise jak zwykle
mocno, ale czysto zagrywał, pokazał niezwykłą klasę i zawziętość. Terence
również nie zawiódł. Początkowo obie drużyny grały na równi, różnica w
punktacji wahała się maksymalnie do dwudziestu. W ostatnich minutach zaważyły
się losy całego meczu. Nick Alas zanurkował, Gryffindor sądził, że udało mu się
wypatrzeć złotego znicza. W chwili nieuwagi pozwolił Slytherinowi wrzucić kilka
kafli, Slytherin zaczął prowadzić sto sześćdziesiąt do stu dwudziestu. Kolejne
minuty były jeszcze gorsze dla domu Godryka; Slytherin zdobył kolejne punkty.
Gdy zegar zaczął odmierzać ostatnie sekundy, Terence nagle rzucił się w pościg,
okazało się, że Nick zgubił znicza; ten sunął teraz w kierunku trybun, by po
chwili gwałtownie skręcić i spaść.
Terence był szybki, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że wykonał
zwrot Wrońskiego! Czuł, jak powietrze uderza w jego policzki i napiera na
niego, z jego oczu leciały łzy, ale wyciągnął dłoń i pochwycił w dwa palce
złotego znicza. W ostatniej chwili wzbił się w górę, wywołując falę okrzyków
radości.
Slytherin wygrał trzysta
siedemdziesiąt do stu dwudziestu.
Noc Duchów okazała się Nocą Porażki…
Nawet dzisiejszego niedzielnego południa w Gryffindorze panuje grobowa cisza,
której nikt nie śmie przerwać. Pokój Wspólny zwykle zatłoczony i głośny świeci
pustkami. Uczniowie próbują pogodzić się z przegraną. Ginny, samotnie siedząc
przy kominku, stara się uporać ze swoją wściekłością. Już wczoraj w jej umyśle
zakorzeniła się jedna myśl: gdyby Harry grał, złapałby znicza, a ten mecz byłby
wygranym. Ale Harry nie grał. Harry’ego w ogóle nie ma w Hogwarcie, a teraz…
Teraz nie ma go nawet w jej życiu; zostało tylko wspomnienie, ale i ono
najpewniej kiedyś zniknie.
Kładzie głowę na oparciu kanapy i
przymyka oczy. Potrzebuje chwili odpoczynku, ostatnie dni były dla niej
ciężkie; nauka, lekcje, a do tego treningi i taktyka – to ona została
kapitanem. Jej twarz wykrzywia grymas, gdyby Harry tutaj był, powiedziałby, że
powinna nieco przystopować i zająć się sobą…
Słyszy szuranie, unosi głowę i
napotyka spojrzenie czekoladowych oczu. Hermiona siada obok niej, a tuż za nią
pojawia się Luna ze swoim ciepłym uśmiechem.
– Unikasz nas – mówi z wyrzutem
Hermiona.
– Unikam wszystkich, więc nie czujcie
się zaszczycone.
Słowa Ginny wywołują u Hermiony
zaskoczenie, ale zaraz potem szeroki uśmiech. Wyciąga ramiona i mocno przytula
do siebie przyjaciółkę. Ginny nie protestuje, potrzebuje teraz ciepła,
zwłaszcza że ma wrażenie, iż za chwilę zwariuje od nadmiaru uczuć. Kilka sekund
później do uścisku dołącza Luna. Ten dobry gest sprawia, że każdej z nich
poprawia się humor, obecność bliskich wpływa na nie kojąco.
– Jestem do niczego – szepcze Ginny. –
Zawiodłam nasz dom, gdyby Harry…
– Ale Harry’ego tutaj nie ma – ucina
gwałtownie Hermiona. Teraz spogląda w oczy Ginny i zaciska dłoń na jej. – Harry
postanowił zrezygnować i nie możesz, Ginny, nieustannie myśleć co by było,
gdyby…
– Ja po prostu…
– Ja też za nim tęsknię, też
zastanawiam się, co powiedziałby, widząc, jakie są niektóre decyzje… – Marszczy
brwi. Wciąż pisze listy do Harry’ego, ale na żaden nie dostaje odpowiedzi,
jednak nie rezygnuje, Harry by tak nie postąpił względem niej.
– Jakie decyzje? – Luna włącza się
pierwszy raz do rozmowy. Wcześniej
siedząc cicho, wpatrywała się w przyjaciółki. Jej ciepłe spojrzenie działało
kojąco.
Hermiona wzdycha głęboko; musi
powiedzieć dziewczynom o tym, że bez ich wiedzy zaangażowała się w pomoc
Malfoyowi. Zagryza wargę, ale widząc naglący wzrok dziewcząt, postanawia
zacząć:
– Chyba… Chyba nieco zbyt emocjonalnie
podeszłam do tej całej spawy… Napisałam do Wiktora w sprawie klątwy, którą
rzucono na mamę Malfoya… – wyznaje cicho. Czuje się źle, bo Ginny i Luna wiele
czasu spędziły w bibliotece, próbując cokolwiek znaleźć, podczas gdy ona znała
już składniki lekarstwa i wiedziała wszystko nie tylko o antidotum, ale i o
klątwie. – Wiktor bardzo szybko przesłał mi księgi i odpowiednie wytyczne.
Właściwie to wiem już od dwóch tygodni o wszystkim, co tyczy się tej klątwy. Od
tego czasu wie też Malfoy…
Ginny mruży oczy. Z jednej strony
czuje ulgę; jest szansa, że Malfoy uratuje swoją matkę, ale z drugiej strony
ogarnia ją wielka wściekłość; Hermiona zataiła przed nią tak ważny fakt.
Podczas gdy Ginny walczy sama z sobą, Luna uśmiecha się lekko. Wiedziała, że
Hermionie uda się znaleźć potrzebne informacje i nie jest zła, że zrobiła to
sama, wręcz przeciwnie: jest dumna, że Hermiona potrafi pokonać swoją niechęć
do chłopaka.
– Malfoy nie ma pojęcia o tym, że
oprócz mnie wiecie jeszcze wy, nie chciałam mu tego mówić i tak był w dużym
szoku… – szepcze przygaszona Hermiona. Dostrzega złowrogie iskierki w chłodnym
spojrzeniu Ginny.
– Przyjął twoją pomoc? – pyta Luna.
– Tak, właściwie to dlatego znikałam
wieczorami. Chciałam móc zrobić coś więcej niż tylko dać potrzebne książki…
– I jak idą postępy? – odzywa się w
końcu zrezygnowanym głosem Ginny. Przecież nie może być zła na Hermionę! Jej
przyjaciółka robi to, co najlepiej umie: pomaga. Na tę myśl uśmiecha się lekko,
Hermiona ma tak dobre serce, że jest to niemal niepojęte!
– Udało mi się wyliczyć skład
procentowy lekarstwa. Wydaje mi się, że przy takich parametrach eliksir
zadziała doskonale… Teraz tylko musimy zdobyć składniki i jak najszybciej
zacząć warzenie.
– To dobrze, że nie powiedziałaś
Malfoyowi o nas. Gdybyś to zrobiła, czułby się jeszcze gorzej, w końcu już
dosyć poniżające jest to, że przyjmuje pomoc od jednego wroga. – Gdy Luna
kończy mówić, kiwa głową i wzdycha lekko. Malfoy uważany jest za człowieka
pełnego dumy, Luna nawet nie wyobraża sobie, jak musi się czuć, wiedząc, że
jedyną osobą, która może pomóc w uratowaniu jego mamy, jest Hermiona – jego
wróg od pierwszej klasy, dziewczyna, której uprzykrzał życie, dziewczyna, która
nie powinna czuć względem niego niczego poza nienawiścią. Jest pewna, że oprócz
upokorzenia Malfoy czuje wielki wstyd zżerający go od wewnątrz i nieustannie
przypominający mu, od kogo zależy życie jego mamy…
– Wydaje mi się, że będzie dobrze… –
mówi Hermiona. Nie chce już rozmawiać o Malfoyu, co dziewczęta dostrzegają w
jej spojrzeniu. Niestety, nie za bardzo widzą, jaki teraz zacząć temat. Po
kilku minutach ciszy w końcu odzywa się Ginny, zadaje pytanie, które od
dłuższego czasu nurtuje ją i Hermionę.
– Luno, co z tobą i Neville'em?
Luna peszy się. Doskonałe pytanie: Co
z nią i Neville'em? Ostatnie tygodnie sprawiły, że odsunęli się od siebie; nie
spędzają wspólnie czasu, jedynie wymieniają krótkimi uśmiechami i szybkimi
przywitaniami. Nie tak wygląda związek…
– Ja… Nie wiem, nie mam pojęcia, co
się wokół nas dzieje – szepcze.
– W ogóle ze sobą nie rozmawiacie –
mówi Hermiona nieco zaniepokojonym głosem. I w końcu dodaje to, co od dłuższego
czasu ją martwi: – Widzę, jak miło spędzasz czas z Zabinim, chodzisz
uśmiechnięta i cieszę się, że tak doskonale się rozumiecie, ale czy relacją z
nim nie niszczysz tej, która łączy cię z Neville'em? Nie chodzi mi o to, żebyś
zrywała kontakt z Zabinim, ale może powinnaś… Chcę powiedzieć, że chyba musisz
pomyśleć o tym, kto jest ci bliższy…
Luna zaciska usta. Nie jest zła, czuje
po prostu rozgoryczenie, ale nie wini Hermiony za jej przemyślenia.
Przyjaciółka powiedziała to, czego Luna od dłuższego czasu nie chce do siebie
dopuścić. Uwielbia wspólne spędzanie czasu z Blaise'em, uwielbia rozmowy z nim,
uwielbia czuć jego ramię przy swoim, gdy siedzą na parapecie i obserwują
błonia. Ale to, co ich łączy, przynajmniej z jej strony, zaczęło wymykać się
spod kontroli. Luna wie, że nie powinna zastanawiać się, jak by to było trzymać
Blaise’a za rękę, ani myśleć o tym, jak wyglądałby ich pocałunek…! To, co czuje
przed spotkaniami z Blaise'em, nie czuła nawet na początku związku z
Neville'em. I to ją przeraża… Sprawia, że ma ogromne wyrzuty sumienia i jest wściekła
na siebie. Kierowana swoim sumieniem podejmuje najmniej odpowiednią decyzję.
Luna decyduje się ratować związek z
Neville'em, a ja wiem, że jej wybór jest zły. Nie dlatego, że Neville to zły
chłopak, a dlatego, że Luna oszukuje samą siebie: ona przecież nie kocha
Neville’a.
– Chyba macie rację… – mówi. – Muszę
porozmawiać z Neville'em i przeprosić go. Po prostu z Blaise'em znalazłam
wspólny język, ale to Neville’owi powinnam poświęcić najwięcej czasu.
Ginny i Hermiona uśmiechają się
ciepło. Wydaje im się, że właśnie takie rozwiązanie jest najlepsze dla Luny,
ale nie wiedzą, co ona czuje, nie mają wglądu w jej serce. Ja mam. Widzę, jak
wraz z wypowiedzeniem tych słów jej serce zaczyna bić szybko z rozpaczy. Luna
nie wie o tym, że jest zakochana w Blaisie.
Najsmutniejsze jest to, że nigdy nie
uda jej się tego zrozumieć.
***
Wtorkowe popołudnie jest wyjątkowo
wietrzne. Mimo to Luna idzie hardo przez hogwarckie błonia. Od niedzieli, a
więc od rozmowy z Ginny i Hermioną, próbuje spotkać się z Neville'em, ale
chłopak jakby starannie jej unika! Dziś w końcu postanowiła, że nieważne w
towarzystwie kogo Neville będzie, zmusi go do rozmowy! Dowiedziała się, że
planuje obserwować wzrost jednej z magicznych roślin wraz z Hanną Abott, od
razu ubrała najgrubszy sweter i szalik i ruszyła w kierunku błoń.
Dostrzega chłopaka nieopodal jeziora.
Siedzi na trawie, a obok niego kuca dziewczyna. Luna uśmiecha się i podchodzi
bliżej.
– Cześć, Neville, Hanna.
Zaskoczona para podnosi się, wyraz
twarzy Hanny zdradza jej zmieszanie i rozczarowanie, Neville wydaje się jedynie
zdziwiony.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale
muszę pilnie porozmawiać z Neville'em, ta sprawa jest bardzo ważna – mówi,
podkreślając ostatnie słowa.
Neville marszczy brwi, a następnie
spogląda na Hannę, dziewczyna kiwa głową.
– Jasne, ja zostanę jeszcze i trochę
popatrzę. Powiem ci później, co udało mi się zaobserwować. – Język jej się
plącze, a policzki rumienią się lekko.
Luna uśmiecha się ciepło i z wahaniem
chwyta Neville’a za rękę. Chłopak jest zaskoczony tak bardzo, że nawet zapomina
poczuć zawstydzenie, które w takich chwilach zawsze go ogarnia.
Idą powoli wokół jeziora. Luna
zastanawia się chwilę, jak rozpocząć rozmowę. W końcu, nie mogąc znieść tej
ciszy, zatrzymuje się i staje naprzeciwko Neville’a.
– Przepraszam. Wiem, zachowywałam się
ostatnio strasznie, w ogóle nie rozmawialiśmy i wiem, że to tylko moja wina…
Nie chcę, żeby to tak wyglądało, nie chcę, żeby tak to się skończyło…
Luna tłumi w sobie dziwny głosik
mówiący, że gdyby to się skończyło, nie miałaby już wyrzutów sumienia z rozwoju
relacji z Blaise'em. Zamyka jednak swoje serce na rosnące uczucie do Zabiniego
i skupia całkowicie na tym słabym, którym darzy Neville’a. Zdobywa się nawet na
szeroki uśmiech, gdy Neville przytula ją do siebie.
– Ja też przepraszam, nie powinienem
był pozwolić ci się odsunąć, ale nie potrafiłem temu zapobiec – szepcze. I
dodaje: – Parę razy widziałem cię z Zabinim, wydawałaś się szczęśliwa, śmiałaś
się tak jak nigdy przy mnie… Myślałem, że wszystko już skończone.
– Blaise to tylko przyjaciel. – Nie
zdaje sobie sprawy, że okłamuje samą siebie.
– To dobrze. Cieszę się, że wszystko
między nami jest dobrze – mówi z szerokim uśmiechem.
Neville spogląda na Lunę niepewnie i z
wahaniem; czekając na jej pozwolenie, pochyla się nad nią. Luna kiwa głową i
przymyka oczy. Oboje czują tak doskonale znane im zawstydzenie, ale znika ono
wraz z momentem, w którym ich usta się stykają. Pocałunek jest delikatny, ale
czuły i słodki. Na myśl przychodzi im dotyk skrzydeł motyla lub muskanie
wiatru. Nie ma w nim wcześniejszej nieporadności czy wielkiego stresu. Ich
myśli skupione są na tej jednej chwili.
Nie zdają sobie sprawy z tego, że są
obserwowani przez jedną osobę. Blaise postanowił wybrać się z Teodorem i
podrażnić nieco Wielką Kałamarnicę. Chcieli ochłonąć od szaleństwa, które wciąż
panuje w Pokoju Wspólnym po zwycięskim meczu nad Gryffindorem. Zupełnie
przypadkiem spogląda w lewą stronę, na obszar niedaleko lasu, dostrzega tam
jakąś postać, gdy wytęża wzrok rozumie, skąd poznaje te rozwiane blond włosy;
to Luna. Chce powiedzieć o tym Teodorowi i ruszyć w stronę dziewczyny, zauważa
jednak, że Luna nie jest sama… Uważniej wpatruje się w nią; staje się świadkiem
pocałunku jej i Neville’a…
Stoi jak sparaliżowany. Czuje wielki
zawód, który powoli zaczyna ogarniać jego serce i myśli. Nie jest zakochany w
Lunie, ale ja wiem, że wystarczyłoby jeszcze kilka wspólnych spotkań, aby to
uczucie nim zawładnęło. Niestety, widząc całującą się parę, traci szansę na
zasmakowanie miłości do Luny.
– Wszystko w porządku? – pyta Teodor.
– Tak, coś mi wpadło do oka. Wiesz co,
wracajmy już, muszę jeszcze sprawdzić esej na jutro… – mówi Blaise, odwraca
się; nie chce patrzeć na stojącą nieopodal parę.
Od tej chwili relacje Blaise’a i Luny
nie będą już tak proste.
***
6
listopada 1998
Nie
wiem, co mam pisać. Dziś było zwyczajnie, tak samo monotonnie jak poprzednio.
Nie opuściła mnie nagle chandra, nie zacząłem się uśmiechać, nie zniknęły
problemy.
Dziś
było takie jak wczoraj i przedwczoraj, i w czasie ostatnich dni…
Poza
jedną rzeczą, a dokładnie poza czyjąś obecnością… Przywykłem do tego, że od
prawie dwóch tygodni każdy wieczór spędzam w towarzystwie Granger. Nie czuję
już tak wielkiego skrępowania ani nawet złości. Siedzimy obok siebie,
pracujemy, niekiedy nawet odrabiamy prace domowe. Zrozumiałem, że nie pozbędę
się jej, ale może to i lepiej? Gdyby nie ona, nie miałbym pojęcia ani o
klątwie, ani o antidotum.
Wiele
jej zawdzięczam, dlatego jestem neutralny. Czasami jednak czuję tak wielką
potrzebę rozpoczęcia rozmowy, ta cisza niekiedy mi doskwiera! Właśnie teraz mam
ochotę przerwać to milczenie! Granger siedzi tam gdzie zawsze, naprzeciwko
mnie, jest pochylona w skupieniu nad jakimś wypracowaniem. Wygląda idiotycznie;
jej włosy tarzają się po całym stole i ciągle wchodzą na pergamin, nie wiem,
czemu ich nie zetnie, przecież one muszą byś strasznie niekomfortowe! Robi
dziwną minę, trochę przypomina mi rybę. Ciekawe, czy wie, jak błazeńsko
wygląda?
– Nie jestem ślepa, Malfoy. Widzę, że
się ze mnie śmiejesz – mówi chłodno Hermiona. Draco zostawia wielki kleks na
kartce swojego dziennika, jest mocno zaskoczony.
– O co ci chodzi? – warczy, mrużąc
gniewnie oczy. Prostym zaklęciem pozbywa się nadmiaru atramentu, niestety
zostaje ciemny ślad w miejscu, w którym była plama.
– Uśmiechasz się, gdy na mnie patrzysz
– mruczy wściekła.
– Gdybyś nie wyglądała tak
infantylnie, nie śmiałbym się.
– Co w moim wyglądzie sprawia, że
wyglądam infantylnie, Malfoy? Słucham uważnie!
Draco nie za bardzo wie co powiedzieć.
Gdy dziewczyna się wyprostowała, jej włosy przestały wyglądać jak wielka,
napuszona szopa. Teraz zdają się lśnić i układać w lekkie fale. Gdy nie zagryza
już wewnętrznej strony policzka, nie mruży oczu i nie układa dziwnie ust, jej
twarz wydaje się nawet całkiem ładna. Ma duże oczy i delikatne rysy twarzy, co
prawda nadmiar piegów nieco go przeraża, ale one dodają jej buzi dozy
niewinności.
Draco wzdycha.
– Po prostu robiłaś dziwne miny –
odpowiada zrezygnowanym, ale zimnym głosem. Pochyla głowę i wraca do pisania,
nie dostrzega triumfu w oczach Hermiony.
W
chwilach, gdy mam ochotę zacząć rozmowę z Granger, przypominam sobie, dlaczego
tego nie robię. Przypominam sobie, co sprawiło, że tak bardzo nie znoszę tej
dziewczyny! Jej przemądrzały ton jest tak irytujący, że niemal podziwiam tych
jej przyjaciół… Jej oskarżający wzrok
jest równie denerwujący. Granger wygląda zwykle tak, jakby była cudem świata,
który wie wszystko o wszystkich na wszystkie tematy. Nie znoszę jej pewności
siebie i ciągłego wymądrzania.
– Teraz to ty się na mnie ciągle
patrzysz, Granger! – warczy Draco, gdy podnosząc głowę, dostrzega wzrok
dziewczyny. Ta nie wydaje się nawet w
minimalnym stopniu zawstydzona, wręcz przeciwnie; odsuwa swoje prace domowe na
bok i wyjmuje z torby jeden z pergaminów.
– Musisz jak najszybciej zdobyć
składniki do eliksiru, Malfoy.
– Naprawdę? Zaskoczyłaś mnie, bo nie
wiedziałem – mówi i prycha głośno. Czas goni go niezwykle, ale nie wie, skąd
wziąć potrzebne składniki. Nie może opuścić szkoły, a złożenie zamówienia na
swoje nazwisko byłoby złym posunięciem. Od razu pojawiłyby się pytania,
możliwe, że pełni uprzedzeń właściciele w ogóle by go nie zrealizowali. Był w
sytuacji bez wyjścia.
– Dlatego też pozwoliłam sobie złożyć
zamówienie na swoje nazwisko… – Głos Hermiony jest niemal niesłyszalny, ale
Draco z łatwością wyłapuje jej słowa. Trudno nawet określić, jak bardzo
zaskoczony jest. – Paczka powinna zostać przysłana najpóźniej do niedzielnego
wieczoru, jednak jest problem z kilkoma składnikami; smocza krew jest trudna do
kupienia, będę musiała się mocno namęczyć, ale powinno udać mi się ją zdobyć,
problem pojawia się przy ostatnich dwóch składnikach; o ile Kwiat Samulaga
powinnam dać radę znaleźć, tylko po prostu zajmie mi to trochę więcej czasu, o
tyle krwi jednorożca nie zdobędę. Nie mam pojęcia, kto dopuściłby się tak
okrutnej zbrodni… Ale będę się starać, spróbuję uruchomić trochę swoich
kontaktów… – dodaje z delikatnym uśmiechem.
Draco milczy. Co mógłby powiedzieć?
Słowa Hermiony wprowadziły go w jakiś trans, sprawiły, że zaczął rozumieć, że
Granger naprawdę bardzo mocno chce mu pomóc! Nie może uwierzyć, że po tym
wszystkim, co zrobił, wciąż może na kogoś liczyć. Cała frustracja, cała złość i
niechęć nagle znika. W jego oczach widać tylko rosnącą nadzieję. Nie wie, co
nim kieruje, ale chwyta dłoń Hermiony leżącą na stole i zaciska na niej swoje
dłonie.
– Nie wiem, co powiedzieć – szepcze
Draco.
– Wiesz, wystarczyłoby dziękuję… – mówi nerwowo Hermiona. Dotyk chłopaka zdaje
się ją palić. Nie czuje się komfortowo.
– Przepraszam, Granger. Przepraszam za
wszystko. – Odsuwa się od niej, na co dziewczyna reaguje westchnieniem ulgi,
nie jest pewna, za co przeprasza ją chłopak; czy to za te wszystkie lata, kiedy
uprzykrzał jej życie? Nie chce jednak zagłębiać się w przeszłość, liczy się
teraźniejszość.
– Nie mówmy o tym, Malfoy…
– Dziękuję – dodaje szybko chłopak. –
Oczywiście ureguluję rachunek. – Kiwa głową gorliwie. Wydaje się zupełnie inny
niż zazwyczaj. Hermiona zaczyna rozumieć, co się zmieniło i odczuwa z tego
powodu wielką dumę.
Gdyby
ktoś powiedział mi, że będę czuł tak wielki szacunek i wdzięczność wobec
Hermiony Granger, wyśmiałbym go. Dziś jednak to się zmieniło.
Hermiona
Granger dała mi nadzieję.
Draco
***
Soboty nie powinny być złymi dniami.
Soboty powinny być pełne radości, ciepła i szczęścia, w końcu weekend trwa w
najlepsze. Niestety, ja wiem, że ta dzisiejsza sobota siódmego listopada tysiąc
dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku będzie najgorszym a zarazem
najlepszym dniem dla Ginny Weasley. Niestety o tym, że to najlepszy dzień,
Ginny dowie się wiele miesięcy później…
Ginny, nie mogąc dłużej spać, wstaje
wcześnie rano. Bierze kąpiel, ubiera się i po cichu, by nie obudzić
współlokatorek, schodzi do Pokoju Wspólnego, a stamtąd rusza wprost do Wielkiej
Sali. Przy stołach są jedynie nieliczni uczniowie i paru nauczycieli. W spokoju
zabiera się za jedzenie śniadania. Gdy sala zaczyna się wypełniać, dziewczyna
już kończy jeść, jeszcze jedynie dopija drugą szklaneczkę soku dyniowego. Już
chce wychodzić, gdy pojawiają się sowy. Obok jej talerza lądują trzy listy;
uśmiecha się, to zapewne wiadomości od Billa, Charlie’ego i rodziców. Właśnie
chciała je wrzucić do swojej torby, gdy sówka z egzemplarzem Proroka
Codziennego siada na stole i zaczyna pałaszować jej niedojedzone ciastko
zbożowe.
Ginny śmieje się cicho.
– Proszę – mówi, wkłada do sakiewki
przywiązanej do nóżki sówki pięć knutów i głaszcze zwierzę.
Sowa z zadowoleniem kończy ciastko i
dopiero wówczas odlatuje. Ginny wstaje i ruszyła w kierunku wyjścia. W Wielkiej
Sali jest przeraźliwie zimno; od rana na dworze panuje okropna nawałnica.
Spoglądając w okna, nic nie da się dostrzec, jedyne światło, jakie rozjaśnia
niebo, to błyskawice przecinające powietrze.
Idzie powoli, na jej ustach lśni
uśmiech zadowolenia; dobrze, że wstała tak rano. Szybciej odrobi lekcje i
przygotuje się na nadchodzący egzamin z obrony. W końcu będzie mieć wolną
niedzielę! Chwyta w obie dłonie gazetę i otwiera ją. Gwałtownie przystaje, ma
wrażenie, jakby jej serce stanęło na widok artykułu na pierwszej stronie
Proroka i wielkiego zdjęcia…
– Nie… – szepcze. Jej oczy zachodzą
łzami. – Tylko nie to…
Opuszcza dłoń i przyśpiesza, ostatnie
dwa kroki dzielące ją od wyjścia z Wielkiej Sali pokonuje biegiem. W drzwiach
wpada na Blaise’a Zabiniego, w wyniku zderzenia gazeta wypada z jej rąk.
– Weasley?! – krzyczy za nią Blaise.
Chłopak jest zaskoczony; dziewczyna
niemal go przewróciła i nawet nie raczyła przeprosić! Blaise widzi jej znikającą
za zakrętem sylwetkę. Ciekawy, co spowodowało w niej tak dziwne zachowanie,
unosi upuszczoną przez nią prasę. Jego oczy rozszerzają się w szoku.
– Merlinie…
Rusza biegiem za dziewczyną. Ma
nadzieję, że zdąży ją dogonić, zanim ta zgubi się w ciemności panującej na
błoniach.
Bardzo fajne są te wspominki z młodości Hermiony z początku rozdziału...
OdpowiedzUsuńCiekawe są to,że całość przedstawiasz w czasie teraźniejszym, niby nic, niby mały zabieg, a wiele wnosi!
Nie spodziewałam się, że Gryffindor przegra, mało który autor decyduje się na tai ruch, a tu taka niespodzianka! No kto by pomyślał... :P
Podobają mi się te przepychanki między Draco i Hermioną, no cudo po prostu! Świetne sceny :)
No i fajnie, że skupiasz się też na pobocznych bohaterach, fajnie jest o nich poczytać - o Nevillu i o Lunie. :)
Pozdrawiam i czekam na więcej.
Serdecznie dziękuję za cieplutkie słowa :*!
UsuńCieszy mnie, że podoba Ci się narracja, właściwie: gdy zaczynałam obawiałam się nieco, że nie przypadnie ona do gustu, tymczasem wszyscy piszą, że bardzo im przypasowała :D.
Dobrze, że Cię zaskoczyłam wygraną Slytherinu. Powiem tak, irytuję się niezwykle, że wszyscy tak dyskryminują ten dom. Większość autorów przedstawia osoby stamtąd, jako idiotki/idiotów, puszczalskie i głupiutkie panienki, a panów, jako alkoholików! Nigdy nie pozwolą, by uczniowie z tamtego domu zdobyli jakieś dodatnie punkty, albo co gorsza, żeby ten dom wygrał z Gryffindorem! Merlinie, chroń przed tym... Osobiście jestem z tego powodu wściekła, bo moim zdaniem Ślizgoni byli tacy jak w moim opowiadaniu, trzymali się razem, walczyli o swoich. Dlaczego więc nie mogą wygrać meczu, jeśli mają świetną drużynę? Nawet nie wiesz jak wielką frajdę sobie ich wygraną sprawiłam...
(Oczywiście moja miłość do tego domu nie ma żadnego związku z tym, że jestem rasową Ślizgonką... :D)
Jeszcze raz dziękuję za wszystko, bardzo cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :).
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Osobiście uwielbiam te momenty, w których Draco przesiaduje z Hermioną. Niby takie nic, a jednak daje mu dużo do myślenia. Jego zapiski na temat odczuć w stosunku do niej to już osobna historia, nadająca się bardziej na osobny komentarz, niż tylko krótkie wspomnienie. W każdym bądź razie uwielbiam je!
I coś się tam kroi w jego serduchu. Może to na razie wdzięczność za pomoc matce, a może fascynacja tym, że ktoś chce to zrobić bezinteresownie. Ale od razu widać, że dziewczyna przestała mu być obojętna - nie ważne jak bardzo denerwowałby go jej włosy, ten fakt pozostaje bezsprzeczny.
A co dokladnie dzieje się w serduchu panny G. tego nie wiem, choć to, iż zdecydowała się powiedzieć o Malfoyu przyjaciółkom, był bardzo odważny.
Mam nadzieję, że jej pomoc nie okaże się bezowocna (If U know what I mean :P)
Dobra, kończę się kompromitować. Widocznie święta nie sprzyjają tworzeniu wyszukanych komentarzy :D
Weny życzę!!!
pozdrawiam, Iva Nerda
Witam, Witam! :D
UsuńOjejku, dziękuję za takie milutkie słowa! Nawet nie wiesz jak cieszę się, że rozdział się spodobał.
Powoli, powoli, aż w końcu coś się zadzieje miedzy naszą parką. Ich relacja, co mogę obiecać, będzie ciekawa i niezwykła.
Jak się skończy pomoc Hermiony? Ha, przecież wiesz, że Ci nie powiem. Jedno jest pewne, serducha zabiją Wam szybciej, obiecuję dużą dawkę emocji!
Również pozdrawiam! I jeszcze raz dziękuję za komentarz <3!
Jak mogłaś zakończyć w takim momencie, co?
OdpowiedzUsuńNormalnie powinno się nakopać i to mało powiedziane.
Cały rozdział oczywiście jest piękny.
Zaskoczyła mnie szczerość Granger. Zwykle jest taka skryta ale ta rozmowa przydała im się wszystkim.
Nie tylko samej Hermionie ale i również Lunie i Ginny.
I relacja między Granger a Malfoyem. Widać, że oboje coraz lepiej się czują w swoim towarzystwie.
Zaskoczyły mnie przeprosiny Malfoy'a. To niecodzienny gest ale może zacieśnić relacje między nimi? Kto wie.
Jestem ciekawa jak to wszystko będzie wyglądało i co będzie dalej.
Osobiście intrygujesz. Wiedziałam, że pokocham to opowiadanie.
Nie sądziłam że tak bardzo.
pozdrawiam serdecznie.
Zakończyłam w całkiem niezłym momencie :D, dzięki temu mogłam pozwolić sobie na ciekawy zabieg w kolejnym rozdziale... Tak, mam już gotową 17, teraz czeka sobie ładnie na publikację. ^^.
UsuńCieszę się, ze przeprosiny Draco zaskoczyły, w sumie ja sama byłam zaskoczona :D. To wyszło tak samo z siebie, pod wpływem wczucia się w sytuację Draco ;).
Dziękuję, kochana, za takie ciepłe słowa! :*
Rozdział był świetny, bardzo poruszający! :)
OdpowiedzUsuńNa główny plan wysuwają się dwie pary. Jedna dopiero zaczyna budować swoje relacje i wszystko idzie w coraz lepszym kierunku, druga... aż smutno mi o tym czytać. Mówię oczywiście o Lunie i Neville'u. Obydwoje chcą, by było jak dawniej, ale chyba ich serca odmówiły posłuszeństwa. Luna wróciła do chłopaka, bardziej dlatego, że powinna, że to dobry człowiek, a nie że naprawdę za nim tęskniła. Coś też tak czuję, że Neville'a i Hannę łączy coś więcej. No i że Blaise musiał to zobaczyć... :(
Natomiast co do Hermiony i Draco jestem pełna podziwu! Wreszcie coś między nimi drgnęło. Końcówka była wręcz wzruszająca ^^
Ale co się stało Ginny? Umieram z ciekawości! :)
Dziękuję serdecznie :).
UsuńTak, relacja Luny i Neville najpewniej tak będzie wyglądać. Niestety, ale żadne z nich nie będzie mieć tej odwagi, by to zakończyć. Nie teraz... ;)
A co się stało Ginny, że tak zareagowała? Ach, to już na początku kolejnego rozdziału... Będziecie, tak sądzę, nieźle zaskoczeni! Ale od razu mówię, wszystko ma swój cel i zostanie wyjaśnione. Nic nie jest przypadkowe w tym opowiadaniu :D.
Ten i poprzedni rozdział był świetny ^^
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam czytać to nie mogłam się oderwać.
Wszystko się rozwija w bardzo interesujący sposób.
A to,że Draco zaczął odzywać się normalnie do Hermiony
jest super.
Fajnie by było, gdyby Luna była z Blaisem.
Czekam na kolejny i wenny :*
~gwiazdeczka
Serdecznie Ci dziękuję! :D
UsuńCieszy mnie, że rozdział się spodobał. To bardzo dla mnie ważne :).
Oj, cy Luna będzie z Blaise'em? No cóż, nie mogę powiedzieć... ;)
Hej, cześć i czołem! :)
OdpowiedzUsuńW końcu przychodzę z kolejnym komentarzem. :) Ostatnio coś długo mi schodzi, żeby to do porządku przeczytać, ale wszystko idzie ku lepszemu. Jak tylko znajdę czas, postaram się wszystko nadrobić. ;)
Ale o rozdziale...
Uwielbiam Twoje opowiadanie! ♥ Wiem, że słodzę Ci tak od... Hm, nie wiem kiedy, ale co tam. ;D Mnie opowiadanie się podoba i tyle. :) Zawsze, jak wracam na bloga i czytam kolejny rozdział, to pod koniec mam uśmiech na twarzy. ;D
Dobra, ale może jakieś konkrety...
To co mnie najbardziej dręczy - Blaise i Luna... O nie! Czy to znaczy, że oni nie będą razem...? Tak wywnioskowałam z wypowiedzi narratora i nie mogę w to uwierzyć. :o Aż nie wiem, co powiedzieć... Uwielbiam ich wspólne rozmowy, a kiedy Blaise przyszedł nad jezioro, to mi się go strasznie szkoda zrobiło...
To teraz może bardziej pozytywnie. ;) Draco i Hermiona... O, coś ruszyło! Może to bardzo malutko, ale to, iż Malfoy wziął dłoń Panny Granger, był takie "Awww...". ;D I co najlepsze: zdobycie (uwarzenie) odtrutki idzie coraz lepiej. Oby Narcyza z tego wyszła cało, bo... Bo... Mam sentyment do tej postaci. ;)
W ogóle zaskoczył - nie wiem czy pozytywnie, czy negatywnie - mnie komentarz odnoście wyglądu Hermiony, jak siedziała nad książkami w bibliotece z Draco. Ja rozumiem tę jego niechęć, ale, do jasnej ciasnej, ileż można? Nie dość, że dziewczyna chce mu pomóc, to on jeszcze wybrzydza... Ale za ten gest, gdy złapał dłoń Hermiony, wybaczam mu. ;D
I tak, jak wspomniałaś o Harrym, to mógłby wrócić. Jakoś brakuje mi go w tym opowiadaniu. Myślę, że to ma swój... cel (no, powiedzmy, że to to słowo :P), ale jakoś tak dziwnie bez Harry'ego. A Ginny też mi szkoda. Jak nie bardzo lubię ją w książce (w niektórych fanfickach też), to u Ciebie ją naprawdę lubię. ;)
I jeszcze ta końcówka... O, losie! Cóż takiego się mogło stać, że Ginny się tak... zdenerwowała?
To już chyba wszystko. ;)
Pozdrawiam i dużo weny życzę! ^^
Hej, hej! :D Dziękuję bardzo, bardzo za ciepłe słowa! Nawet nie wiesz jak szeroko się teraz uśmiechem! :* To dla mnie tak wiele znaczy: świadomość, że to opowiadanie wywołuje takie emocje i tak bardzo się podoba! <3
UsuńCóż, Luna i Blaise... Eh, no zobaczymy, ale narrator zwykle ma rację, prawda? Czy i po tym względem? To się okaże...
Harry wróci i to w całej swojej okazałości ;) Nie tylko tej dobrej, ale ten powrót nie będzie delikatny, bo gdy nastąpi, wszystko się pokomplikuje, dlatego trzeba zaczekać do kolejnej połowy opowiadania. To wszystko będzie mieć miejsce w części trzeciej, gdy rozwiążę się kwestia związana z klątwą :).
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa! :*
Duet Draco i Hermiona to moje fav, cieszę się, że Draco ją przeprosił. Szkoda Gryfonów, ale jeszcze się pozbierają :D
OdpowiedzUsuńCo tak zaskoczyło Ginny? Lecę się dowiedzieć
Pozdrawiam
Arcanum Felis
To, co zaskoczyło Ginny będzie znów taką bombą emocjonalną :D! I mam nadzieję, że będziesz zaskoczona ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa! :*
#MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki
OdpowiedzUsuńCO ZA ROLLERCOASTER! :O
Po pierwsze WRRRRR! Ale się wkurzyłam na Malfoya za tę akcję z Astorią. Nie całuje się dziewczyny, żeby potem powiedzieć: Sorry, to nie powinno się zdarzyć, zapomnijmy. Miałam ochotę go wytarmosić za te jego blade uszy! Tak mi się smutno zrobiło Astorii. Nie chciałabym zostać tak potraktowana. :( W ogóle wszystkowiedzący narrator zaczyna grać mi na emocjach i to dość poważnie. Normalnie zrobiło mi się mega smutno na słowa, że ich przeznaczeniem jest być osobno. To takie… z góry skazane na porażkę i świadomość, że kompletnie NIC nie mogą zrobić, by to zmienić, jest dołująca!
A druga sytuacja z tym nieszczęsnym narratorem-bogiem to ta z Luną i Blaise’em. „Najsmutniejsze, że nigdy nie uda jej się tego zrozumieć” - COOOO?! O MATKO JEDYNA, zabiło mnie to. Dlaczego Blaise i Luna nie mogą być razem? Dlaczego nam to robisz? :(((
Dobra, zbieram się w sobie, żeby przejść dalej. Dramione. Cudownie, że pokazujesz ich niechęć, obrzydzenie (to takie mocne słowo i dobrze, że nie boisz się go użyć) względem siebie. To, że nawet brzydzą się dotyku, jest naprawdę wiele mówiące i jestem pod ogromnym wrażeniem, że chciałaś wyjść z tego punktu, bo myślę, że to jednak trudna decyzja. Każdy chciałby jak najbardziej oswoić ich relację, żeby nie było tej czystej, dosadnej nienawiści. A ja lubię dosadność.
I na koniec już (chociaż mogłabym pisać jeszcze i jeszcze, ale muszę nałożyć sobie jakieś przyzwoite granice) chciałam jeszcze wspomnieć, że wzmianka o Teo narzekającym na nauczycieli i na ogrom egzaminów w tygodniu niezmiernie poprawił mi humor. Nie jestem sama, ha! :D
Dwa ostatnie rozdziały – wow! Kłaniam się, bo zapewniłaś mi sporą dawkę emocji. <3
(Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”. Więcej szczegółów tutaj).
Cóż ja mogę powiedzieć? Narrator daje dużo wskazówek, co do tego dokąd ta historia zmierza :D. Niestety, jego wszechwiedza faktycznie może czasami irytować, ale ja w sumie ją uwielbiam :D!
UsuńTylko, czy narrator może się mylić? Hmm, o to jest pytanie? Czy jego wiedza jest choć minimalnie ograniczona? Dobre pytanie, nie sądzisz...? :D
Sprawa z Luną i Blaise'em była od zawsze przesądzona. Niestety, historia Blaise'a potoczy się inaczej. On zmierza w zupełnie innym kierunku niż pozostali bohaterowie, ale o tym w kolejnych rozdziałach :D
Nienawidzę dramione, w którym jest następujący schemat: Malfoy, Granger. Ty szlamo. Ty fretko. Kurczę, czy ona zawsze była taka inteligentna? Merlinie - a jeszcze częściej "Jezu" to jest dopiero nie pilnowanie kanonu, przecież czarodzieje nie mają boga! - jakie on ma piękne oczy. No po prostu mam ochotę od razu skoczyć z okna. Czy nie zapominamy o tym, że Hermiona nie mogła na niego patrzeć? Czy nie zapominamy o tym, że Draco prędzej odciąłby sobie rękę niż pozwolił Hermionie - szlamnie - na dotyk? Staram się to jak najbardziej oddać, choć wiem, że i tak nie jest to wciąż tak dobrze opisane jak powinno, bo w końcu jednak zaczęli się spotkać, prawda? Ale to akurat jest usprawiedliwione - Hermiona nie chce, aby kolejna osoba umarła...
Jeszcze raz dziękuję! <3
OMG, to mnie teraz zaciekawiłaś z tym Blaise'em. W sensie, że zastanawiam się, o chodzi z tym, że zmierza w zupełnie innym kierunku niż pozostali. ;> Boję się, że będzie na końcu jakieś nieszczęście, ale dobra, czekam cierpliwie na tom trzeci. :d
UsuńI co do Dramione, to powiem Ci szczerze, że ja momentami zapominam, jak silna niechęć i odraza ich dzieliła. Za dużo tekstów się naczytałam i ich relacja mi spowszedniała, dlatego to bardzo, bardzo dobre, że Ty o tym pamiętasz i się trzymasz kanonu. :)